wybrańcy

wybrańcy

wtorek, 3 lutego 2015

rozdział 8 " Ruszamy na misję"

Kiedy usłyszeliśmy konchę na obiad, ruszyliśmy w stronę pawilonu jadalnego. Ann usiadła przy stoliku Ateny, a ja z moim bratem, Posejdona.
- To jak? Będziemy już mieszkać razem?- Spytał.
- No... Po obiedzie zapytam się Chejrona. Raczej tak.
- To super. Jak tam noga?
- Doskonale. Muszę tylko na nią uważać.
- Słuchaj bracie, co ta dziewczyna się tak na Ciebie gapi?- Spytał, a ja spostrzegłem, że rzeczywiście Violetta patrzy na mnie, trzepocząc rzęsami i szczerząc się do mnie. Niestety nie tylko ja to widziałem. Pół pawilonu jadalnego patrzyło to na nią, to na mnie, to na Annabeth, która wyglądała jakby chciała ją zabić. Nagle się uśmiechnęła i podeszła do mnie. Usiadła mi na kolanach, bardzo uważając, by nie dotknąć mojej lewej nogi.
- Wszystko w porządku kochanie?- Zapytała i namiętnie mnie pocałowała. Odwzajemniłem pocałunek.
- Teraz, w najlepszym.
- Teraz?- Zapytała głaszcząc mnie po policzku z zatroskaną miną.
- Tak, bo TY tu jesteś- Powiedziałem i namiętnie ją pocałowałem. Oderwały nas od siebie oklaski obozowiczów. Spojrzałem na Viole. Była czerwona. Z wściekłością patrzyła na Ann, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Może wreszcie zostawi mnie w spokoju?
Po obiedzie poszliśmy do szpitala. Chejron zbadał moją nogę i powiedział, że mogę już wrócić do swojego domku. Muszę tylko uważać na nogę, chodzić o kulach i stawiać się trzy razy dziennie na kontroli, Ustaliliśmy, że będę przychodził po posiłkach. Ann pomogła mi wziąć moje rzeczy i ruszyliśmy do domku Posejdona.
- Niedługo nasza misja...- Zacząłem, ale Annabeth mi przerwała.
- Percy, mówiłam, nie myśl o tym. Będzie dobrze.
- Dobrze- Powiedziałem i pocałowałem ją. Dotarliśmy na miejsce. Ann pomogła mi się rozpakować. Kiedy skończyliśmy, wyszliśmy, na moją małą, prywatną plażę.
- Pięknie tu- Powiedziała. Usiedliśmy na kocu. Wokół była woda, piasek i zieleń. Nikt nie mógł nas podejrzeć. Dużo osób nawet nie wiedziało o tym miejscu.
- Glonomóżdżku?
- Mądralińska?
- Kocham Cię- Powiedziała.
- Ja Ciebie też- Odpowiedziałem
- Chcesz pogadać?- Spytała. Chyba wyczuwała, że nie mogę przestać myśleć o tej misji i przepowiedni. Tak naprawdę, martwił mnie ten sen. Sny herosów często pokazują coś, co będzie miało miejsce w przyszłości, a moje, zawsze się sprawdzały.
- Ann muszę Ci coś powiedzieć.
- Co takiego?- Spojrzała mi w oczy, a ja wziąłem głęboki wdech.
- Przez ostatni kilka dni śnił mi się dziwny sen. Byłem z tobą i Groverem w jakiejś ciemnej, zimnej jaskini. Jakaś ciemna postać wisiała nad nami, coś mówiąc. Nagle ze ścian zaczęła płynąć czarna ciecz. Kiedy mnie dotknęła wyłem z bólu. Na was to jakoś nie działało. Później tonęliśmy. Potem zawsze się budziłem- Powiedziałem to jednym tchem. Ann przytuliła mnie.
- Nie martw się. Będzie dobrze. To nie musi się zdarzyć. Mogło to też być dwuznaczne. Nie wiesz czy to się zdarzy- Odsunęła się ode mnie, a ja oparłem się o jej ramię.
- Nie wiem- Może Ann ma rację? Zaczęła głaskać mnie po głowie, która opadła na jej kolana. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Znów tonąłem w jaskini. Nagle sen się zmienił. Stałem w pałacu mojego ojca. Przede mną siedział Posejdon.
- Witaj- Powiedział
- Cześć tato- pochyliłem się lekko. W końcu jest Bogiem.
- Percy, jutro musisz wyruszyć na misję.
- Juto? Jak to?- Byłem w szoku, zacząłem się bać.
- Musicie wyjechać jutro. Pojedźcie do San Francisco. Nie wiem dokładnie gdzie jej szukać, ale...- Sen się urwał. Byłem wściekły. Co ale...? Otworzyłem oczy i zobaczyłem odbicie zachodzącego słońca w wodzie. Było pięknie. Ann cały czas głaskała mnie po głowie. Uspakajając.
- Obudziłeś się w sam raz na kolacje- Powiedziała po czym dostrzegła moją twarz- Co Ci się śniło? Znów ten sen?- Spytała. Powiedziałem jej wszystko, bardzo dokładnie.
- Ciekawe o co mu chodziło- Powiedziała.
- No właśnie. Ann czyli jutro musimy wyjechać?- Spytałem chociaż wiedziałem, że nie mamy innego wyboru.
- Nie martw się- Rozległ się dźwięk konchy i Ann pomogła mi wstać- Jak pójdziemy do Chejrona opowiemy mu wszystko. Teraz się nie martw. Będzie dobrze- Pocałowała mnie i poszliśmy. Kiedy dawałem ofiarę mojemu ojcu, poprosiłem go, by mi się dziś przyśnił, pojawił się i dokończył to czego nie zdążył. Po kolacji poszliśmy do Chejrona. Grover, którego spotkałem i powiedziałem wszystko przy posiłku towarzyszył nam. Centaur nie był zachwycony, ale nie miał wyjścia. Zgodził się, obejrzał moją nogę, która nic się nie zmieniła, posmarował ją maścią wywołującą u mnie ból i dał nam ją bym smarował sobie nogę do póki nie będzie normalna. Życzył nam powodzenia i poszliśmy.
- No pięknie teraz wszyscy będą na mnie patrzeć. Jedna dziewczyna w towarzystwie dwóch kulawych chłopaków- Powiedziała Ann.- Chyba będziemy wzbudzać takie samo zainteresowanie, co Grover bez przebrania.
- Ej!- Krzyknął kozłonóg śmiejąc się razem z nami.
- Dobra idę się spakować- Powiedział i poszedł. Chciałem odprowadzić Ann, ale skończyło się na tym, że to ona odprowadziła mnie i pomogła mi się spakować. Pocałowała mnie na dobranoc i wyszła. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

1 komentarz:

  1. Akcja się rozwija. Nie mogę się doczekać kim będzie ta tajemnicza i zagubiona osoba. Ogólnie to świetny pomysł z tą przepowiednią. A najlepszy z tą Violet. Normalnie kocham tą postać. Nie rozumiem jak można być tak głupim. Dobra lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń