wybrańcy

wybrańcy

sobota, 26 września 2015

rozdział 13 ~ seria 2

*Percy*

Budzę się obolały. Staram się usiąść, ale nie jestem wstanie podnieść nawet głowy.
- Hej, pomogę Ci- Podchodzi do mnie Charles. Pomaga, a właściwie opiera mnie o ścianę. Dopiero teraz zauważam co się dzieje. Leo i Kama opiekują się moją córką, Rossie i Luke tłumaczą coś oszołomionemu Jasonowi, a Beckendorf trzyma w ręce jakąś kopertę.
- Jak się czujesz?- Pyta mnie zmartwionym głosem.
- Okay...- Mówię niepewnym głosem. Nie jestem w stanie udawać. Przygląda mi się z troską i współczuciem.
- Będzie dobrze. Przed chwilą dostaliśmy listy. Niektórzy dostali prywatne. To twój- Podaje mi kopertę. Na wierzchu jest napisane " Dla Glonomóżdżka i Connie". Jej pismo mógłbym rozpoznać nawet gdyby napisała to po chińsku, na moje szczęście jednak została przy grece. Podchodzi do mnie moja siostra i podaje mi małą.
- Później przeczytasz list od Nim. Teraz ja to zrobię- Mówi wymachując pomazaną kopertą. Charles odchodzi, więc mam całkiem sporą przestrzeń dla siebie i córki. Otwieram list i zaczynam szeptem czytać go do uszka Connie.
-"Hej! O bogowie jakie to okropne! Przez pół roku nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a mnie stać tylko na głupie "Hej"? Percy, Connie, tak bardzo was kocham. Tak bardzo się martwię. Glonomóżdżku w co Ty się znowu wpakowałeś? Beze mnie nie dasz rady przetrwać? Zapomniałeś czego Cię uczyłam? Widać będę musiała Cię podszkolić, więc nie waż się umierać, czy tracić nogi! Connie, kochanie, jeśli tatuś będzie robił sceny to masz moje pozwolenie na przemoc. Co do Ciebie Perseuszu, jeśli jeszcze raz będziesz mnie nachodził we śnie, żegnał się ze mną i mówił głupoty, to osobiście zejdę do Tartaru, znajdę Cię i uduszę gołymi rękami. Teraz na poważnie. Razem opisaliśmy wam sytuację w innym liście, ten jest tylko do Ciebie i Connie. Chcę Wam przekazać, że bardzo mocno was kocham, że wszystko będzie dobrze i jak tylko to się skończy, jak wrócicie to spełnię wasze jedno życzenie. Jakiekolwiek, by ono nie było. Kocham Was i proszę odpiszcie mi. Mama ~ Annabeth"- Szepczę. Mała ma łzy w oczach.
- Ma ma?- Pyta i przekręca główkę. Uśmiecham się i kiwam głową. Connie zaczyna gaworzyć.
- Masz- Kamila zauważyła, że skończyłem czytać i podaje mi kartkę.
- Dzięki- Odpowiadam, a mój głos się łamie. Przechodzi przeze mnie fala olbrzymiego bólu.
- Co się dzieje?- Mojej siostrze to nie umyka. Nie odpowiadam, nie jestem w stanie. Przełykam ślinę i staram się opanować, wziąć się garść. Jestem Percy Jackson wielokrotny wybawca Olimpu, dwa razy dostałem propozycję zostania bogiem. Jestem herosem.
- Nic. Wszystko w porządku- Odpowiadam jej po chwili. Mój głos mnie zaskakuje. Jest opanowany, nie czuć w nim bólu, za to pewność. Kamila spogląda na mnie zaintrygowana, jednak po chwili odchodzi. Zaczynam pisać, nie zwracając uwagi na ból, nie użalam się nad sobą, już nie.

*Jason*

Rossie i Luke wytłumaczyli mi co się działo w czasie mojego "ataku". Dali mi do przeczytania wspólny list i prywatny od Piper. Pierwszy przeczytałem i oddałem, by i Percy mógł go przeczytać, drugi czytam w tej chwili.
" Jason... Bogowie jak się cieszę, że żyjesz. Nawet nie wiesz jak się martwiłam, ale ty miałeś o wiele gorzej, więc nie będę się użalała nad sobą. Pytałeś o dziecko, o mnie. Wszystko z nami w porządku. Zdecydowałam, że poznam płeć dziecka, po urodzeniu go. Chciałabym byś ze mną w tej chwili był. Kocham Cię i dłużej bez Ciebie nie wyrobię. Tak bardzo się boję, że Ciebie stracę, że stracę dziecko. Raz była taka sytuacja, że omal nie straciłam waszej dwójki. Dowiedziałam się wtedy, że masz pękniętą skroń... Teraz już wszystko w porządku. Czekam tylko na Ciebie. Bogowie planują misję ratunkową, więc zobaczysz mój olbrzymi brzuch! Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Wiesz, może lepiej poczekaj jeszcze te trzy miesiące. Nie chcę żebyś się przestraszył. A tak na serio na trzymaj się i wracaj. Kocham Cię Piper."
Czytam to jeszcze raz i odkładam kopertę. Rozglądam się po pomieszczeniu. Leo i Kama uśmiechają się, starają powstrzymać śmiech, czytając jakiś list, Charles po raz kolejny wertuje wzrokiem wiadomość od Sileny. Luke i Rossie o czymś rozmawiają, a Percy pisze list, trzymając na rękach Connie. Coś się w nim zmieniło. Nie wygląda już na oszołomionego bólem, ale wiem, że to tylko maska. Obozowicze wysłali nam ubrania, a dzięki Kamili mieliśmy też prysznic w starych ciuchach. Picie, jedzenie, materace, poduszki i koce. Chejron przesłał nam wiadomość, że do jutra dostaniemy lekarstwa, więc Percy wciąż musi cierpieć. Ambrozja i nektar tu nie pomagają. On się trzyma, podziwiam go za to. Spoglądam na list od Piper i muszę go sobie przybliżyć. Przez zmęczenie coraz gorzej widzę.Nie jestem w stanie rozczytać czegoś z większej odległość, co wcześniej mogłem zrobić. No cóż... każdy potrzebuje odpoczynku.
_________________________________________________________________________________

Nowy rozdział w przyszłym tygodniu. Pozdrawiam i proszę o komentarze
~Nati~

czwartek, 24 września 2015

rozdział 12 ~ seria 2

*Jason*

Na odpowiedzieć czekamy jakieś półgodziny. Zauważam, że wiadomość napisała Annabeth. Na odwrocie kartki piszę, że dostaliśmy wiadomość i wrzucam ją do ognia. Razem zbieramy się przy kamiennym stole, na którym rozpaliliśmy ognisko. Percy zasnął zaraz po zmianie bandaża. Jego noga jest w koszmarnym stanie i mam nadzieję, że Chejron lub Apollo nam pomogą, wyślą jakieś leki, czy coś... W końcu kończymy opisywać naszą sytuację. Wrzucamy kartki do koperty, obie rzeczy przysłała nam Ann i papier ląduje w ogniu. Po raz kolejny robi mi się słabo, zaczynam czuć ciepłą maź cieknącą mi powoli z nosa i tracę przytomność.

*Annabeth*

Siedzę przy ognisku ofiarnym. Czekam na wiadomość, od dwóch godzin. Przy okazji piszę też list do Percy'ego i Connie. Tak za nimi tęsknie! Bogowie zastanawiają się nad tym jak ich uratować. Ja myślę o tym co dzieje się z moim mężem. Apollo wciąż czuje, że jego stan jest poważny, nie wie tylko o co chodzi, co się stało. Odczuwał też pewne zaburzenia zdrowotne u niego i Jasona. Nic groźnego, ale często powtarzającego się, zwykle w tym samym czasie. To też mnie intryguje. Nagle z ogniska wyfruwa koperta. Nareszcie! Biorę ją i biegnę do Wielkiego Domu. Już po chwili zorganizowano zebranie. Chejron zaczyna czytać.
- "Okay. Przejdźmy do rzeczy ponieważ sytuacja nie jest bajeczna. Zacznijmy od tego, że..."- Centaur przerywa.
- Że...?- Clarisse momentalnie wybucha.
- Może sama chcesz przeczytać?- Pyta ją koordynator. Dziewczyna podchodzi, przygląda się tekstowi i wytrzeszcza oczy.
- Napiszę im, by wybrali jedną osobę, a nie szlaczki, zakreślanki, różne języki... Oni chcą pomocy, czy wnerwienia nas?- Pyta.
- Wracając do wiadomości. " ...Że od początku Percy i Jason mają hm... określmy to jako ataki. Nagła utrata przytomności, krew z nosa, siniaki od dotknięcia... Myślimy, że to może mieć coś wspólnego z porwaniem ich. Przepraszamy za te pismo, wcześniej, ale no... niektórzy nie chcą o tym gadać, więc korzystamy z kolejnego "ataku" i z ciężkiego stanu Percy'ego. I o to mamy kolejny temat. Chyba dwa dni temu, nie wiemy dokładnie, udało nam się dotrzeć do Wrót Śmierci. Niestety, było tam mnóstwo potworów. Percy wpadł na pomysł przejścia po bocznych tunelach, ale jak się później okazało jeden z nich był zawalony, a drugi... został zauważony przez kreatury. Arai... nie wiemy co mu zrobiły, ale wiemy, że jego noga nadaje się chyba tylko do..."- Bogowie! Centaur przerwał. Przeczytał w myślach dalszy ciąg.
- Prześlijcie im picie, jedzenie, ubrania i poduszki. Nie mamy czasu na dokończenie listu, muszę skonsultować się z Apollinem. Później porozmawiamy na ten temat- Mówi. Herosi, chociaż niechętnie, wychodzą. Mnie jednak koordynator nie spławi tak łatwo. Piper i Sil też nie.
- Macie list i odpiszcie im. Ja jak już powiedziałem. Muszę skonsultować z Apollem stan Percy'ego, wybrać leki i pogadać na temat tych "ataków"- Mówi Chejron i wręcza nam list.
- Czytaj- Zachęcają mnie dziewczyny.
- Okay... "...Jego noga nadaje się chyba tylko do... amputacji. Nie ma na niej skóry, wiszą mięśnie i mięso. Kości są w trzech miejscach złamane. Mimo, że obmyliśmy ją wodą i nektarem, obandażowaliśmy i usztywniliśmy nogę, wdało się zakażenie. Nie wiemy co robić. Brakuje nam picia, jedzenia już nie. Mamy tylko podarte ubrania. Connie ma na sobie pieluszkę i bluzę Percy'ego. Właśnie co do małej. Ann twoja córeczka wypowiedziała pierwsze słowa... "tata"- Mówię coraz bardziej łamliwym głosem. Po moich policzkach spływają łzy. Silena mnie przytula, Piper dotyka już sporego brzucha. Bogowie! Nie było mnie w tak ważnej chwili. Pewnie już raczkuje. W najgorszym miejscu jakie istnieje! A Percy? Grozi mu amputacja nogi! Przecież on tego nie przeżyje!
- Ann... przeczytam dalej jeśli chcesz- Kiwam głową.
- "No, to po tych jakże optymistycznych wiadomościach...". O Leo dorwał się do długopisu. Nie jestem w stanie go rozczytać- Mówi Piper.
- Dobra, ja to zrobię. "... przejdźmy do pytań. Pierwsze pytanie od... Jasona!!! Ej, to brzmi tak fajnie... Osobo, która to czytasz, wcześniejsze imię wypowiedz wymachując rękami i robiąc miny, plis..." O bogowie Leo chyba ma  poważne problemy z ADHD- Mówię.
- " Dobra to znowu Kama, więc... Piper, czy wszystko w porządku? Znasz już płeć dziecka? Bogowie Jason ciągle pomaga Percy'emu z opieką nad Connie. Naprawdę będzie z niego fajny ojciec. A co z Sileną? W porządku? A Ann? Jak się trzymacie? Co z elfkami? Prosimy opiszcie nam wszystko. Na razie i tak się stąd nie ruszymy. Przyślijcie nam jakieś picie, poduszki i co najważniejsze, czyste ciuchy. Dla nas, dla małej. Odpiszcie nam, bo już tu wariujemy. Percy umiera, Jason dostaje ataków, Leo od dwóch dni ma silne ADHD. Rossie, Charles i ja jakoś się trzymamy. Dzięki małej. To przez nią się uśmiechamy, śmiejemy. Pomóżcie nam. Pozdrawiamy My."- Kończę. Przez chwilę wszystkie trzy milczymy, a później zaczynamy opisywać im wszystko.
_________________________________________________________________________________

Kolejny rozdział w tym tygodniu. Może jutro wieczorem. Pozdrawiam
~Nati~

czwartek, 17 września 2015

rozdział 11 ~ seria 2

*Kamila*

O bogowie! Connie właśnie wypowiedziała swoje pierwsze słowa. Z moich oczu wciąż płyną łzy. Spoglądam na twarz mojego brata. Jego reakcja mnie nie zaskakuje. Uśmiecha się, a po jego policzku spływa samotna, słona kropla. Jasonowi trzęsą się ręce, więc to ja przejmuję dziewczynkę.
- O kur... cze?- Mówi Rossie, w ostatniej chwili się hamując. Podążam za jej wzrokiem i sama mam ochotę to powiedzieć. Noga mojego brata nadaje się chyba tylko do... amputacji. My tego nie zrobimy, ale... mam nadzieję, że zdążymy wydostać się stąd na czas. Chłopcy pomogli Percy'emu oprzeć się o ścianę. Podaję mu Connie, która momentalnie staje się ukochanym aniołkiem.
- Gdzie my właściwie jesteśmy?- Pyta Percy. Jego głos jest ochrypły i pełen bólu.
- To wygląda na jedną ze świątyń Hefajstosa- Odpowiada Charles. Wydaje mi się, że chce coś jeszcze dodać, ale w tej samej chwili z ogniska wylatuje jedzenie.
- No nareszcie!- Leo rzuca się na jedzenie.
- Zaraz..., czy to nie jest przypadkiem jedzenie z obozu herosów?- Pyta mój brat.
- No... nie wiem- Mówi Luke.
- Tak to z obozu! Scott zawsze coś pisze na jedzeniu, które wrzuca do ognia, w ofierze ojcu- Odpowiada po chwili podekscytowany Leo, który wymachuje paczką cukierków. Beckedorf podchodzi do niego i przygląda się pomazanej paczce.
- Tak... to zdecydowanie Scott- Odzywa się po chwili.
- Tylko co z tego, że jedzenie pochodzi z obozu? W czym nam to pomoże?- Pyta się elka. Patrzymy na Percy'ego.
- W tym, że skoro oni mogą nam przesyłać jedzenie lub wiadomości, to może w drugą stronę też to działa- Odpowiada.
- Są tu jakieś kartki?- Pytam. Rossie wyciąga paczkę chusteczek.
- Tylko to mam
- Dobra, a długopis?- Pyta Luke. Percy wyciąga Orkan, który najpierw zmienia się w miecz,  później z powrotem w długopis. Biorę go do ręki i przyciskam go do chusteczki. Odsuwam rękę i widzę złotą kropkę. Działa.
- Świetnie! To co piszemy?- Leo chyba ma atak ADHD. Normalnie nie wie co zrobić z rękami.
- Co powiecie na... " Hej to ta ósemka, która wpadła do Tartaru jakieś pół roku temu. Pamiętacie nas? Jeśli tak to, czy bylibyście tak mili i ruszyli swoje boskie siedzenia, by nas uratować? Jesteśmy w jednej z tych przeklętych świątyń Hefajstosa. Pośpieszcie się! Pozdrowienia z Tartaru herosi"- Rosie chyba nie jest w dobrym humorze.
- To ma trafić do obozu herosów- Przypomina Jason.
- To na wierzchu napiszemy "dla boskich leni, czytaj bogów"
- To nie przejdzie. Sprawdźmy najpierw czy to działa. Napisz " Hej tu Kamila, Rossie, Connie, Percy, Leo, Luke, Charles i Jason. Jesteśmy w jednej ze świątyń Hefajstosa w Tartarze. Możecie nam pomóc? Prosimy o kontakt. Ósemka, która od pół roku czeka na was w Tartarze"- A Jasonowi tak dobrze szło.
- Usuń to od ósemki i możesz wysyłać- Mówi Charles. Robię, więc tak i wrzucam chusteczkę do ognia. Ciekawe tylko, czy to zadziała...

*Annabeth*

Trwa obiad, a właściwie to chyba już deser. Nagle z ognisk do którego składamy ofiary wyfruwa chusteczka. Spada dokładnie na stół dzieci Hefajstosa. Co jest fizycznie i logicznie niemożliwe.
- To od ósemki z Tartaru!- Krzyczy Scott, idealny sobowtór Leona. Cała jadalnia milczy, a po chwili zaczyna się wrzawa. Niektórzy nie wierzą, inni pytają jak?, a pozostali się cieszą. Razem z Chejronem, grupowymi i osobami najbliżej powiązanymi z którymkolwiek z nich, wpadamy do Wielkiego Domu na naradę.
- "Wiadomość od ósemki herosów przebywających w Tartarze", zaczyna centaur. Zauważam, że list jest napisany na chusteczce, złotym atramentem, po grecku. Na myśl przychodzą mi tylko trzy osoby. Rossie, Percy i Kamila.
- "Hej tu Kamila, Rossie, Connie, Percy, Leo, Luke, Charles i Jason. Jesteśmy w jednej ze świątyń Hefajstosa w Tartarze. Możecie nam pomóc? Prosimy o kontakt. Bardzo szybki kontakt."- Kończy koordynator.
- Co teraz zrobimy?- Ktoś zadaje pytanie.
- Annabeth odpisz im, żeby opisali nam sytuację. Ja poinformuję bogów- Mówi Chejron. Kiwamy głową i wychodzimy.
- Ann mogę też coś napisać?- Dobiega do mnie Silena.
- Tak. Napisz coś, a na wierzchu napisz, że dla Charlesa. Ja też mam wiadomość dla Percy'ego- Odpowiadam. Biegnę szybko po kartkę i długopis. Piszę szybko " Dostaliśmy waszą wiadomość. Opiszcie nam w jakiej sytuacji się znajdujecie. Chejron zawiadamia teraz bogów. Trzymajcie się i piszcie. My też będziemy pisać, bo mamy wam coś do przekazania. Trzymajcie się Annabeth. Ps. Zanim mi odpowiecie napiszcie szybko, że dostaliście wiadomość". Wrzucam liścik do ognia i mówię szybko coś do Hefajstosa. Patrzę jak kartka znika w płomieniach. Pozostaje mnie tylko czekać.
_________________________________________________________________________________

Wiem, że nie pisałam, a to nie notka wynagradzająca. Postaram się też jutro coś wstawić. Po prostu ten tydzień co jest i ten co będzie zaraz są ciężki, więc mogą wystąpić opóźnienia. Pozdrawiam i przepraszam
~Nati~
Ps. Proszę o komentarze

piątek, 4 września 2015

rozdział 10 ~ seria 2

*Kamila*

Budzę się wypoczęta. Od tak dawna nie czułam się tak dobrze jak teraz. Moja głowa znajduje się na klatce piersiowej Leo, który uśmiecha się przez sen. Powoli podnoszę się, a z moich ust wydobywa się piskliwy, krótki krzyk. Po tylu miesiącach w Tartarze, uciekania przed potworami i stałej czujności, oczywiście każdy się obudził. Wszyscy patrzymy z przerażeniem na olbrzymią kałuże krwi, która otacza nogę i okolice mojego brata. Chłopak jest blady jak... jak trup. Przybliżamy się do niego. Rossie pochyla się nad jego ustami przez dziesięć sekund, a później robi się biała. Odsuwa się od Percy'ego i wyjmuje mu spod głowy poduszkę. Nic. Słyszę płacz Connie, znajdującej się na rękach Jasona. Ustaliliśmy, że skoro niedługo sam zostanie ojcem, to teraz może przejść kurs z rodzicielstwa.
- Charles, Luke... na zmianę trzydzieści uciśnień pośrodku mostka, tak około 4-5 cm, w rytmie 100 na minutę. Kama w przerwie 2 wdechy- Mówi elfka, a my patrzymy na nią ze strachem i szokiem.
- Nie gapcie się tak tylko do roboty! On nie oddycha, nie czuję pulsu!- Podnosi trochę głos, a my zabieramy się do roboty. Trochę dziwnie się czuję. Jasne, boję się o mojego brata, ale... ja mam się z nim... O bogowie, to nie tak, ratujesz mu w ten sposób życie. Rossie tego nie zrobi, bo by ją Ann zamordowała, a na nagrobku napisała "Przepraszam wiem, że ratowałaś mu tym życie, ale mój instynkt zareagował przed rozumem. Pozdrowienia ze świata żywych do Hadesu. Całuski Annabeth". Tak... to zdecydowanie nie wchodzi w grę. Dobra, powtarzamy już to z... 30 razy? Coś w tym stylu, a on nadal nie daje znaku życia. Strach coraz bardziej mnie pochłania. W końcu nie wytrzymuję.
- Obudź się ty kretynie!- Wrzeszczę i walę go z całej siły w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą znajdowały się dłonie Luka.
- Kamila ty...!- Zaczyna elfka, ale w tej chwili zauważa coś co powoduje, że momentalnie się uśmiecha.
- ...Uratowałaś mu życie- Mówi, a jej głos nie jest już wściekły, ale łagodny i wesoły. Patrzę na swojego brata. Jego klatka piersiowa powoli się podnosi i opada. Wybucham histerycznym i cichym śmiechem, a z moich oczu płyną łzy. Rossie delikatnie bada mu klatkę piersiową.
- Złamałaś mu kilka żeber, ale chyba nie uszkodziły mu płuc... przeżyje. Na razie- Mówi patrząc się na mnie. Zauważam, że wszyscy delikatnie się ode mnie odsunęli. Leo i Jason wymieniają spojrzenia, a ja wiem o co im chodzi.
- Macie rację, jeśli mnie wkurzycie, wam też połamię żebra- Mówię patrząc się w ich stronę. Momentalnie spuszczają głowy. Mój brat niemal niezauważalnie się porusza. Patrzę na niego. Jest spocony, dygocze, ma wysoką gorączkę. Włosy przykleiły mu się do czoła. Elfka też to zauważa. Przestaje odwijać bandaż i spogląda na niego. Po chwili jednak wraca do wcześniejszego zajęcia. Widzę, że jest jej bardzo trudno. Materiał dosłownie wtopił się w jego nogę, zastąpił skórę, ale jeśli tego nie zmieni, to wda się zakażenie, które chyba i tak się już wdało. Tak przynajmniej wynika z obserwacji.

*Annabeth*

Wbiegam do Wielkiego Domu. Na miejscu zastaję Posejdona, Hadesa i Apolla oraz Chejrona. Ojciec Percy'ego jest tak samo blady jak jego brat, bóg-uzdrowiciel i centaur również za dobrze nie wyglądają. Strach mnie pochłania.
- Anna...
- Co się stało Percy'emu? Wiem, że coś się z nim stało! Mówcie! Proszę...- Mówię płacząc pod koniec.
- Twój mąż umarł, ale uratowała go jego siora no... kiepsko z nim, ale już i jeszcze żyje- Mówi Hades, a jego głos jest taki... spokojny i wyluzowany. Kiwam głową i wychodzę.
- Annabeth- Słyszę głos swojego teścia. Odkąd nasi przyjaciele wpadli do Tartaru on i Atena starają się ukrywać swój związek, ale i tak wiem, że oni są razem. Moja matka często wpada mnie pocieszyć, ale... jak ona ma to zrobić? Wiem, że moja córka jest cała, ale... Percy. O bogowie! Czyli on jednak się ze mną żegnał!
- Nie bój się. Nie pozwolę na to, by on umarł- Mówi. Patrzę mu w oczy. Oczy jakie ma mój mąż, jakie ma Connie... . Widzę w nich łzy, ale wiem, że mogę mu zaufać. Wiem, że nie pozwoli na to, by jego syn trafił do podziemia.

*Connie*

Otwieram oczy. Widzę przerażoną twarz blondyna o intensywnie niebieskich oczach. Zaczynam się niepokoić. Chłopak szybko robi parę kroków, a ja dopiero teraz widzę coś czerwonego, coś co otacza mojego tatę. Zaczynam płakać, bo po twarzy "wujka" widać, że jest źle. Po chwili słyszę głos "cioci". Mówi, że moja druga ciocia uratowała mojego tatę. Zamykam oczy, uspokajam się. Przed oczami widzę mamę i tatę. Leżymy na łóżku, wtuleni w siebie. Rodzice są tacy szczęśliwi. Uchylam powieki. Patrzę na tatę, który ma uchylone powieki. Wyciągam ręce w jego kierunku. "Wujek" pochyla mnie tak, by mogła go dotknąć. W tej samej chwili mój tata patrzy na mnie. W jego oczach jest tyle miłości...
- Tata- Wypowiadam swoje pierwsze słowa.
_________________________________________________________________________________

O to i rozdział. Kolejny? Nie wiem kiedy. Na pewno rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu, ale mogą pojawiać się częściej. Rzadziej nie, a jeśli tak to będę was o tym informować. Pozdrawiam i proszę o komentarze
~Nati~