wybrańcy

wybrańcy

sobota, 28 marca 2015

rozdział 41 " Nie mogę bez niej żyć "

*Annabeth*

Siedziałam w Wielkim Domu i nie mogłam się skupić na niczym. Myślami byłam przy Percy'm. Błagałam wszystkich znanych i nieznanych mi Bogów o to, by przeżył. Po paru godzinach Chejron powiadomił nas, że chłopcy leżą już w szpitalu na Olimpie. Kiedy tylko znaleźliśmy się na miejscu Kamila została poproszona o pobranie krwi i ewentualną transplantacje dla swojego brata. Oczywiście zgodziła się bez wahania. Po kilku godzinach spędzonych przed salą Leo i Piper mogli już wejść do Jasona, a my nadal czekaliśmy. Nie mieliśmy żadnych informacji o Percy'm. Wiedzieliśmy tylko, że przetoczyli mu krew. Na szczęście Kamila ma taką samą, bo... wiadomo co by się stało. Po jedenastu godzinach spędzonych w poczekalni Apollo pozwolił nam wejść, pojedynczo. Pierwsi oczywiście byli jego rodzice. Mama chłopaka została od razu powiadomiona i przyjechała trochę wcześniej od nas. Siedzieli tam jakieś półgodziny.Po nich byłam ja. Weszłam do sali i usiadłam koło łóżka.
- Percy?- Szepnęłam łamiącym się głosem. Chłopak, był nieprzytomny, cały drżał, miał wysoką gorączkę i był cały w bandażach, usztywnieniach...był za intubowany. Półgodziny później zaczął się dławić. Szybko wezwałam Apolla. Bóg wyjął mu rurkę z gardła.
- Percy? Słyszysz mnie?- Spytał. Spojrzał na zegarek.
- Czyli atak trwał 6 godzin- Powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą, że nie 12 i więcej. Chłopak przycisnął się do łóżka i zacisnął zęby. Słychać było ciche jęki. Wyglądał jakby się nas bał. Jakbyśmy mieli zrobić mu krzywdę. Położyłam mu rękę na głowie i zaczęłam delikatnie gładzić go po włosach.
- Percy, jesteś w szpitalu na Olimpie. Nic Ci już nie grozi. Nie zrobimy Ci krzywdy- Powiedziałam najspokojniej na świecie. Chłopak kiwnął delikatnie głową, ale zaczął trochę głośniej jęczeć, a na jego policzku pojawiła się łza.
- Wytrzymaj, zaraz podam Ci coś na ból- Powiedział Apollo i szybko wybiegł z sali. Na policzku chłopaka pojawiło się więcej łez, a ja zaczęłam go po nim gładzić, ocierając je.
- Będzie dobrze, jesteś już bezpieczny- Powiedziałam. Chłopak uchylił lekko oczy.
- A...Ann?- Spytał ledwie słyszalnym głosem, pełnym bólu i cierpienia.
- Tak. Już dobrze, Apollo zaraz poda Ci coś na ból. Będzie dobrze- Powiedziałam uspokajająco, wciąż gładząc go po twarzy, ocierając łzy.
- Już mam!- Pojawił się Apollo. Podał mu leki w kroplówce. Po paru minutach chłopak rozluźnił się.
- Lepiej?- Spytał Bóg.
- T..tak- Odpowiedział słabo Percy.
- Odpoczywaj- Powiedział i wyszedł.
- Jak się czujesz? Co oni Ci zrobili?- Spytałam. Chłopak od razu się wzdrygnął i zamknął oczy, głośno przełykając ślinę.
- Nic nie mów. Ważne, że już nic Ci nie grozi. Kocham Cię- Szybko powiedziałam.
- Ja Ciebie też. Jak się czujesz?
- Dobrze...
- A mała?
- Albo mały...
- Nadal mi nie wierzysz? To dziewczynka- Powiedział wciąż słabym głosem.
- To się okaże! Wszystko u niej w porządku- Pocałowałam go namiętnie. Od razu odwzajemnił pocałunek. Całowaliśmy się kilka minut. Czekałam na te chwilę tyle czasu. Percy miał gorące i spierzchnięte usta, był spocony, ale i tak było super.
- Muszę iść. Przyjdę do Ciebie później. Ok?
- Ok... Kocham Cię
- Ja Ciebie też- Powiedziałam i wyszłam, pozwalając innym porozmawiać z Percy'm.

*Percy*

Po Ann przyszli moi rodzice, później Kamila, Grover, Emilii, Josh, Thalia i Nico. Byłem wyczerpany i cały obolały. Po tym jak Apollo podał mi leki czułem się bez porównania lepiej, ale... nie mogłem powiedzieć, że nic mnie nie bolało. Kiedy Nico wyszedł, a ja zostałem sam, postanowiłem zasnąć. Niestety, kiedy tylko zamknąłem oczy...
Znalazłem się w ciemnym, lodowatym pomieszczeniu. Znałem je aż za dobrze. Była to sala tortur, w najgłębszej  części Tartaru. Widziałem narzędzia, które miałem nieprzyjemność poznać z bardzo bliska. Na własnej skórze uczyłem się o każdym z nich. Słyszałem jęki i nawoływania, torturowanych osób. Dzieci, nastolatków, studentów, dorosłych, starców. Pomiędzy wyciem z bólu, wołały mnie. Chciały bym dołączył do nich. Do zmarłych, poległych w tym pomieszczeniu. Nie mogłem się ruszyć, nawet drgnąć. Strach, ból i cierpienie, było jedynym co czuję. Ogarnęło to mnie całego. Rozpłynęło się po moim organizmie i nie chciało go opuścić. Ich zadaniem było zniszczyć mnie od środka. Udawało im się. Miałem już zamiar ze sobą skończyć. Zaczynałem się modlić o koniec. O dołączenie do nich. Do poległych. Nagle z oddali dobiegło mnie ciche, łagodne, uspokajające wołanie. Wręcz szepczący anioł namiętności, prosił mnie, bym wrócił. Nie wiem jak, ale głos dziewczyny wypełnił mnie całego jak lekarstwo. Zbawienie duszy. Mogłem się poruszać. Zrobiłem krok w stronę rozmazanej dziewczyny. Nie czułem już strachu, bólu, cierpienia. Ogarnęło mnie nieskończone ciepło, miłość, bezpieczeństwo. Zrozumiałem, że nie mogę bez niej żyć. Bez mojej, jedynej...Annabeth.

środa, 25 marca 2015

rozdział 40 "Jak można tak torturować nastolatka?"

*Annabeth*

Jestem w drugim miesiącu ciąży, mam siedemnaście lat, a mój narzeczony od miesiąca jest więziony i torturowany przez potwory. Tak, załamałam się. Posejdon też. Tak samo jak Thalia, Grover, Emilii, Josh, Nico, Kamila, Piper i Leo. Nowi znajomi okazali się być naprawdę fajni. Nie poznałam nigdy córki Afrodyty, która zachowuje się jak Piper. Nie przejmuje się jak wygląda, super walczy, jest mądra i odważna. Leo jest wesołkiem, a nawet on już nie żartuje i chodzi przygnębiony. Widać, że Jason jest dla nich ważny. Percy... tak się o niego boję. Wiem jedynie, że jest żywy, ale podsłuchałam rozmowę Hadesa z Posejdonem, że Glonomóżdżek jest na granicy wytrzymałości. Musimy go szybko znaleźć. Tylko jak? Nikt nie wie, gdzie on jest? Przez kogo jest przetrzymywany i torturowany?
- Witaj Annabeth- Usłyszałam piskliwy głosik.
- Czego chcesz?- Chciałam warknąć, ale przez płacz wyszło to trochę inaczej.
- Persiak Cię rzucił? Jaka szkoda. Pewnie teraz szykuje jakieś miejsce dla nas...- Zaczęła coś opowiadać, ale ja jej już nie słuchałam. Na jej bucie, była krew. Krew mojego narzeczonego! Muszę szybko zaprowadzić ją do Wielkiego Domu i wydusić od niej gdzie jest Percy.
- Wiesz... Chodź  na chwilę muszę Ci coś pokazać- Powiedziałam. Violetta poszła za mną prosto do Chejrona.
- Chejronie... możemy zająć Ci chwilę?- Spytałam i spojrzałam znacząco na lewy but Violetty.
- Oczywiście- Centaur kiwnął głową na znak, że rozumie. Weszliśmy do jednego z pokoi. Koordynator zamknął za nami drzwi. Nie było ucieczki.
- Chcesz nam coś powiedzieć?- Zaczął Centaur.
- Nie- Odpowiedziała córka Afrodyty. Nie mogłam wytrzymać. Świadomość, że Percy może być w tej chwili torturowany, a ta idiotka wie gdzie on jest, rozpaliła mnie do czerwoności. Rzuciłam się na nią ze sztyletem, który przyłożyłam jej do gardła.
- Gdzie on jest?!- Krzyknęłam.
- Gdzie jest kto?- Spytała tak naiwnie, że miałam ochotę ją jeszcze bardzie zabić. Niestety najpierw muszę się dowiedzieć gdzie jest mój narzeczony.
- Annabeth opuść sztylet- Usłyszałam uspakajający głos Chejrona.
- Nie!..Ja muszę! ...Ona musi!- Nie mogłam ułożyć zdania. Wściekłość i bezradność, ogarnęły mnie całą.
- Ann, mogę?- Spytał Posejdon. Usunęłam się z drogi. Nie wiem jak się tu znalazł, ale jedno wiem na pewno. On nie odpuści do póki się nie dowie gdzie jest jego  ukochany syn, a jak się dowie... Violetta zapłaci za wszystko co zrobiła Glonomóżdżkowi.
- Gadaj, gdzie jest mój syn!!!- Ryknął Bóg. Nigdy nie widziałam go w takim stanie! On był przerażający! Zaczęłam się go bać.
- Nic nie powiem!- Pisnęła. W tej chwili pojawił się Zeus. Obaj przycisnęli ją do ściany i ryknęłi
- Gdzie jest mój syn!!!- Zeus, był chyba w postaci Jupitera. Nie jestem przekonana, ale wydawał się trochę inny.
- Są w Tartarze- Pisnęła ledwie słyszalnym głosem. Nogi się pode mną ugięły.
- A dokładniej?- Dopytywał się Zeus/Jupiter. Posejdon musiał usiąść.
- W miejscu gdzie go wrzuciliście. Tego, którego pokonali wasi synowi. Nigdy ich nie odzyskacie. Dwóch najpotężniejszych herosów stulecia! Potęga! Z nimi powstaną wszyscy! Z nimi świat będzie cudowny! A herosi dostana to co im się należy! Nieśmiertelność!- Ona zwariowała! Jest w obozie od czterech miesięcy, a zachowuje się jakby była Percym. Jemu to się należy, a odmówił. Jej się nie należy, a wariuje. Bogowie popatrzyli po sobie.
- Ruszamy- Powiedział Zeus/Jupiter i zniknęli. Mam nadzieję, że Percy i Jason się znajdą.

*Posejdon*

Razem z Zeusem i Apollem od godziny chodzimy po Tartarze. Mam ochotę zabić tą małolatę. Córeczka Afrodyty, która zaledwie cztery miesiące temu odkryła, że jest półboginią. Takiego czegoś się nie spodziewałem. Luka jeszcze mogłem zrozumieć, ale ona? To chyba jakiś nieudany żart.
- Cholera!- Poślizgnąłem się na czymś. Spojrzałem w bok i zobaczyłem, że moi towarzysze  również leżą na podłodze...
- Czy to...?
- Taaak...- Cholera! Poślizgnąłem się na krwi własnego syna!
- Czyja?- Spytał Zeus. Apollo przyjrzał się krwi na podłodze.
- Obojga- Powiedział po paru minutach. Wstaliśmy i poszliśmy za śladami krwi naszych synów. Po paru minutach doszliśmy do jakiejś ściany, a pod nią była plama krwi.
- Jak mamy się tu do cholery dostać?!- Spytałem. W Tartarze, w tym miejscu, nasza moc jest bezużyteczna.
- Nie możemy nawet wywalić ściany, bo nie wiemy czy nie przygnieciemy chłopaków!- Powiedział Zeus.
- Może... wywalimy tę ścianę z boku? Wtedy nie przygnieciemy ich, a jest szansa, że dostaniemy się do nich- Powiedział Apollo. To był plan. Po dwudziestu minutach rozwaliliśmy ścianę. To co zobaczyliśmy... było straszne.
- Żyją...?- Spytał łamiącym się głosem Zeus,
Znaleźliśmy się w małym pomieszczeniu, Wokoło było mnóstwo krwi. Jason leżał półprzytomny z wieloma ranami. Musiał być bardzo odwodniony. Percy... leżał nieprzytomny, cały we krwi... Nie mogłem ustalić, czy żyje... To było... koszmarne!
Apollo podszedł do mojego syna. Pochylił się nad nim i przewrócił go na bok. Chłopak od razu wypluł sporą ilość krwi.
- Żyją...- Westchnął po chwili. Zabraliśmy chłopaków do szpitala. Po raz kolejny czekałem na informacje o swoim synu...

*Apollo*

Kiedy wyburzyliśmy od razu poczułem krew, brud i upał panujący w małym, ciasnym pomieszczeniu. Następnie zobaczyłem mnóstwo krwi, za dużo nawet jak na dwie osoby. Jason leżał oparty o ścianę, coś mamrotał, myślę, że to z powodu gorączki i utraty krwi, odwodnienia. W kącie leżał powyginany Percy, jakby ktoś go wrzucił, a on nie miał siły nawet drgnąć. Od razu wiedziałem kto jest w, bez porównania, gorszym stanie. Podszedłem do syna Posejdona i zauważyłem, że nie oddycha. Przewróciłem go na bok układając w bezpiecznej pozycji bocznej. Chłopak zwymiotował krwią, ale zaczął oddychać. Strasznie nie spokojnie, cicho i słabo, jakby każdy wdech i wydech miał być jego ostatnim. Patrząc na niego było to bardzo prawdopodobne. Całe jego ciało pokrywały rany otwarte. Mój wzrok padł na zakrwawiony podkoszulek chłopaka. Ogólnie cały, był w krwi, ale na brzuchu to już, był krwotok. Kiedy podwinąłem koszulkę i zobaczyłem brudną, zakażoną, otwartą i bardzo krwawiącą ranę z jakimiś resztkami nie ściągniętych i źle założonych szwów, przeraziłem się, że nie uda mi się go uratować. Oboje byli mocno odwodnieni i chyba nic nie jedli, bo wyglądali jak szkielety, a kiedy widziałem ich ostatnio byli naprawdę umięśnieni i wysportowani. Teraz... to straszne jak można zrobić coś takiego. Przeniesienie Percy'ego na nosze było trudne, bo chłopak był co prawda bardzo lekki, ale i mocno połamany. Myślę, że ma coś z kręgosłupem. Po chwili jednak syn Posejdona leżał unieruchomiony, a my przenosiliśmy na drugie nosze Jasona, który zemdlał chwilę temu. Tu poszło łatwiej. W końcu dotarliśmy na Olimp. Zeus sprowadził Asklepiosa, który zajął się jego synem, a ja zająłem się Percy'm. Pierwsze co zrobiłem to podałem leki na te "ataki". Jeśli ich nie miał obudzi się, jeśli miał...  to obudzi się za... nie wiadomo. Oczywiście syn Posejdona się nie obudził. Po podaniu leków, podałem chłopakowi kroplówkę podłączyłem do urządzenia pokazującego wszystkie jego wyniki. Pobrałem mu krew i... nie no, on to ma jakiegoś pecha. Jego krew nie była normalna. Miała w sobie złoty Ichor i... krew bliżej nie określoną. To nie była krew śmiertelnika, ani herosa. Krew ta, była... sam nie wiem jaka. Muszę szybko sprawdzić, czy Kamila ma taką samą krew. Jeśli tak chłopak ma szanse przeżyć, ale bez transplantacji krwi... wątpliwe. Następne co zrobiłem to wyczyszczenie, odkażenie i prawidłowe opatrzenie wszystkich ran. Zacząłem od brzucha, później nogi, ręce, szyja, twarz...kiedy  odwróciłem go, by zobaczyć co z plecami, zamarłem. Były całe w sińcach, a każdy centymetr pokrywał krwiste, rozszarpane ślady. Nie mogłem uwierzyć jak można tak torturować nastolatka. Spotka ich wszystkich kara. I to  prawdziwa tortura, taką jaką przeszli Ci dwaj, najdzielniejsi i najlepsi herosi stulecia. Skończyło się na tym, że Percy był cały w bandażach, nie mogłem podać mu leków przeciw bólowych, bo podałem już inne, ważniejsze i dopóki chłopak się nie obudzi nie mogłem mu podać nic na ból. Niestety po paru godzinach musiałem go za intubować. Nie był w stanie już sam oddychać, a połamane żebra raczej mu w tym nie pomagały. Na prawdę jak można wykończyć chłopaka w miesiąc?
_________________________________________________________________________________

Nowa notka pojawi się do końca tygodnia. Przepraszam, że rozdział beznadziejny jak i cały blog i jeszcze się spóźniłam. Proszę o komentarze.Pozdrawiam
~Nati~

piątek, 20 marca 2015

rozdział 39 "Nowi, znani wam, herosi"

*Percy*

Obudziłem się w jakiejś ciemnej, zimnej celi. Widziałem tylko ciemność i kratę. Plecy bolały tak bardzo, że miałem ochotę walnąć się w głowę, by zemdleć.  Takiego bólu jeszcze nigdy nie czułem. To tak jakby jad mantikory powiększony o jakieś milion razy, rozprzestrzeniony po całych plecach. W głowie mi się kręciło z ust i nosa ciekła krew. Brzuch już się trochę "zabliźnił", a dokładniej zaszyli mi dziurę w nim. Rana bardzo się paskudzi i bolała, ale to nic w porównaniu z plecami.
- Cześć- Odezwał się cichy głos w ciemności. Wytężyłem wzrok i zobaczyłem niewyraźny cień.
- Hej...Kim...jes...teś?- Zapytałem. Nie mogłem powiedzieć naraz więcej niż trzech słów. Ledwo słyszałem swój głos.
- Nazywam się Jason Grece...
- Gre...ce?  Jes...teś...bra...tem... Tha...lii...Gre...ce?- Wydukałem.
- Thalia... Tak dawno jej nie widziałem... Chyba ostatnio jak miałem dwa lata. Ona miała jakieś... dziewięć, ale tak jesteśmy rodzeństwem. Znasz ją?
- Tak...
- Jestem synem Jupitera, Thalia córką Zeusa, jego greckiej wersji. Mamy wspólną matkę, a... chyba raczej mieliśmy. Nie wiem, czy ona żyje, więc... A ty, kim jesteś?
- Per...cy... Jac...kso...n. Jes...tem...syn...em...Pos...ej...do...na. Tha... lia... jes...t... moj...ą... prz...yja...ció...łką- Zacinałem się i mówiłem bardzo cicho. Chłopak do mnie podszedł.
- Wiesz coś o niej?- Widziałem, że z jego policzka, wargi i nosa sączy się krew. Podał mi trochę wody. Napiłem się i poczułem ciut lepiej.
- Jest...łowczy...nią.
- Łowczynią?
- Tak...- Zacząłem mu opowiadać ze szczegółami o jego siostrze. Ciągle się zatrzymywałem, ale chłopak rozumiał i pomagał mi pić. Byłem bardzo słaby i odwodniony.
- Wow... Jak się tu znalazłeś? Opowiedz coś o sobie- Opowiedziałem mu całą historię o mnie.
- Wow...
- Ile...byłem...nieprzytomny?
- Tydzień... nie wiem, czy dokładnie... trudno określić tu czas...
- Teraz...ty...coś...opowiedz- Powiedziałem. Chciałem szybko zmienić temat.
- A więc... Moja matka się mną nie zajmowała. Była aktorką, która lubiła popić. Opiekowała się mną Thalia. Kiedy miałem dwa lata...nasza matka zabrała nas na "wycieczkę", a dokładniej wywiozła nas na jakieś pustkowie i oddała mnie wilkom, by ułaskawić Herę/Junonę, która była oburzona, że Zeus/Jupiter zdradził ją dwa razy z tą samą kobietą, w swoich dwóch postaciach. Później przeszedłem szkolenie, przez Lupę, wilczycę-boginię, a potem już trafiłem do obozu Jupiter. Dla rzymskich herosów
- Nigdy...nie...słyszałem...o...takim...obozie
- A ja nigdy nie słyszałem o obozie herosów. Wracając...- Zaczął opowiadać o swoich przygodach. Z każdą opowieścią zacząłem nabierać do niego coraz większego szacunku. On był bardzo do mnie podobny. Jego historie również się aż tak bardzo nie różniły od moich.
- Kiedy wracałem z przyjaciółmi nagle zjawiło się jakieś dwanaście potworów, zabijałem je, ale...
- Ale...za...każdym...razem...pojawiały...się...nowe?
- Tak...moi przyjaciele, a właściwie mój przyjaciel i dziewczyna uciekli. Ja byłem ranny, potwory atakowały tylko mnie. Porwały mnie. Chcą tego samego co od Ciebie. Nie martw się... twojej Annabeth nic nie jest. Oni chcieli tylko Ciebie. Słyszałem ich rozmowę- Ann i naszej córce nic nie jest. Pewnie jest teraz w obozie. Odetchnąłem z ulgą.
- O... Persiak się obudził... Jak słodko- Usłyszałem znajomy głos i aż nie mogłem uwierzyć w to co słyszałem i widziałem.
- V...Violetta?
- Tak, moje ty ciasteczko!!! Przyłącz się do nas, a będziemy żyć razem długo i szczęśliwie- Musiała użyć bardzo silnej czaromowy, bo wokół niej pojawiło się sporo osób.
- Nigdy!- Chciałem krzyknąć, ale zabrzmiało to raczej jak stanowczy szept.
- Persiu, nie chcę robić Ci krzywdy...- Zaczęła mrugać i próbować mnie oczarować, ale na mnie to nie działało. Żadna moc nie jest większa od miłości mojej do Ann.
- Rób... co... chcesz! Nigdy...nie dołączę... do... nich! Nigdy... Cię... nie będę... kochać! Zrozum! Kocham tylko Ann!- Głos mi się łamał, a krzyk brzmiał jak szept, ale miałem to gdzieś. Niech ta małpa to zrozumie!
- Zmienisz zdanie!!!- Ryknęła i walnęła mnie czymś. Straciłem przytomność.

*Annabeth*

Minął tydzień. Od tygodnia nie mamy żadnych wiadomości o Percy'm. Bogowie naprawdę się starają, ale... nie mogą go namierzyć. Nie miałam już żadnych snów. Nie mogłam spać.
- Kto to?- Razem z Emilii, Kamilą i Thalią siedziałyśmy przy sośnie mojej przyjaciółki i próbowaliśmy się pocieszać. Podążyłam za wzrokiem Emi i zobaczyłam dwójkę nastolatków. Dziewczyna miała jakieś szesnaście lat, była bardzo ładna, choć widać było, że stara się to ukryć. Chłopak miał jakieś siedemnaście. Widziałam już pas jaki miał na biodrach. Taki sam miał Josh.
- Kim jesteście?- Spytała Thalia.
- Jestem Piper, córka Afrodyty, a to Leo, syn Hefajstosa. Zostaliśmy napadnięci przez potwory, a właściwie nasz przyjaciel, mój chłopak. On...został porwany...- Dziewczyna rozpłakała się.
- Chodźcie. Zaprowadzimy was w bezpieczne miejsce i opowiecie nam o wszystkim- Powiedziała szybko moja przyjaciółka.

*Percy*

Obudziłem się. Nade mną stała drakaina. Rozejrzałem się, nieprzytomnym wzrokiem i wiedziałem już, że znowu jestem w sali tortur.
- Obudziłeś się!- Nie no. Jej głos był już torturą. Czemu ta dziewczyna tak się na mnie uwzięła? Ja naprawdę jestem taki pociągający?
- Czego...chcesz?
- Och, ciasteczko ty moje! Ja chcę Ciebie! Dołącz się do nas! Bądź nieśmiertelny! Nie pokonany!
- Czemu...to... robisz?- Spytałem. Bogowie nie są już tacy jak kiedyś. Zajmują się nami! Zeus cofnął ten idiotyczny zakaz, w którym Bogowie nie mogli mieć kontaktu ze swoimi dziećmi. Od tamtego czasu ciągle uczestniczą w naszym życiu. Odpowiadają nam na wszystkie modlitwy i prośby. Często spotykam Bogów w obozie ze swoimi dziećmi. Posejdon jednak bije ich wszystkich. Ja i Kamila jesteśmy jego jedynymi dziećmi, a on nie chce stracić żadnego z nas. Trochę to wkurza, ale... fajnie, że zawsze mam w nim poparcie. Cieszę się, że mnie nie ignoruje. Violetta nie ma na co narzekać. Afrodyta cały czas pomaga swoim dzieciom. A to w ubiorze, a to w sprawach miłosnych. Co sobota zabiera swoje dzieci  na "dzień miłosny", na którym to bawią się uczuciami śmiertelników. Wiecie zakochują ich w sobie, a później tworzą "dramatyczną bajkę miłosną". Bogini zabiera też swoje dzieci na zakupy i to... kurczę codziennie. Nie mam pojęcie, czemu odwróciła się od niej.
- Czemu to robię? Żaden z Olimpijczyków nie da mi nieśmiertelności, piękności do końca świata, łamania serc i zakochiwania. Nikt nie zrobi ze mnie Bogini. Matka nigdy nie weźmie mnie jako swojej wspólniczki! Tu... zostanę samą Boginią piękności i miłości. Tu będę lepszą, potężniejszą i niepowtarzalną wersją Afrodyty! Będę nieśmiertelna i nikt nie będzie równać mi pięknością!-
O Bogowie! Ona jest gorsza od swojej matki! Kurczę nie chciałbym poznać jej ojca.
- A ty? Nie chciałbyś być nieśmiertelny? Byłbyś najpotężniejszym władcą wszystkich zbiorników, postaci wody! Byłbyś potęgą! Możesz być potęgą! Wystarczy, że się do nas przyłączysz!
- Miałem...już...propozycję...zostania...Bogiem... Nie... skorzystałem...i... nie... mam... ochoty... z... niej... skorzystać...Dzięki.
- Zmienisz zdanie!!!- Znowu czymś mnie walnęła i film mi się urwał. Wiem tylko, że po raz drugi, walnęła mnie w głowę. Świetnie! Jak tak dalej pójdzie, będę miał pękniętą czaszkę. Ekstra!

*Annabeth*

Piper i Leo, opowiedzieli nam swoją historię. Zaczęło się od wycieczki na jakiś obóz. Tam spotkali Jasona. Było to jakiś rok temu. Po wakacjach, okazało się, że będą chodzić razem do szkoły. W tegoroczne wakacje mieli pojechać do jakiegoś obozu Jupiter. Obozu dla rzymskich herosów. W drodze, oboje zostali uznani. Osobiście przez Bogów, którzy nie umieli ich namierzyć. Leo dostał magiczny pas, a Piper sztylet. Razem z Jasonem byli już w połowie trasy, kiedy zostali zaatakowani, a właściwie to Jason został zaatakowany przez te same potwory, co Percy. Porwano go tydzień przed moim narzeczonym.
- Czekaj... Jason? Jason Grece?- Thalia, była nieobecna, odkąd usłyszała imię porwanego chłopaka.
- Taaak... Znasz go?- Spytała Piper.
- O Bogowie!- Córka Zeusa ukryła twarz w dłoniach.
- Ma teraz...siedemnaście lat. Prawda?
- Taaak...?
- Był taki mały. O Bogowie!- Thalia się rozpłakała! Dobra...skąd ona za tego Jasona? Czy...O Bogowie!
- To...twój brat?- Spytałam niepewnie. Córka Zeusa pokiwała głową.
- Co się z nim stało?- Spytała Emi. Kiedy Thalia opowiedziała nam swoją historię, nie mogłam uwierzyć, że jest prawdziwa. To musi być dl niej straszne. Kiedy w końcu dowiaduje się, że jej brat żyje, on jest gdzieś uwięziony i najprawdopodobniej torturowany jak Percy. Czemu tan świat się tak na nas uwziął? Nie mógłby dać nam spokoju?!
_________________________________________________________________________________

Nowy rozdział będzie... Nie wiem, ale na pewno do przyszłego tygodnia się uwinę. Chciałabym dodać w niedzielę, bo w przyszłym tygodniu mam poro poprawek i będę musiała się uczyć. Na pewno będzie w przyszłym tygodniu, ale może rozdział 40 ukarze się jeszcze w tym? Nie obiecuję, ale będę się starać. Proszę o komentarze. Pozdrawiam.
~Nati~

wtorek, 17 marca 2015

rozdział 38 " Jestem w ciąży! i Tylko nie on!"

*Annabeth*

Minęły cztery dni, odkąd przeprowadziliśmy się do naszej willi. Normalnie, byłabym teraz na rozpoczęciu roku szkolnego. Dziś jednak leżałam w łóżku i razem z moim przyszłym mężem, omawialiśmy sprawy związane z weselem i ślubem. Mało ustaliliśmy.
- Annie...jak nazwiemy naszą córkę?- Spytał Percy. Nie rozumiem skąd on ma tą stuprocentową pewność, że to dziewczynka.
- Nie wiem, a jak chłopca?- Powiedziałam. Ja w przeciwieństwie do niego nie mam pewności co do płci dziecka.
- Masz jakieś pomysły?
- Możemy powiedzieć razem imiona i coś ustalimy
- Ok... to dla dziewczynki raz, dwa...
- Connie
- Jessica- Powiedziałam.
- Ładnie- Powiedzieliśmy.
- To teraz chłopca- Powiedziałam.
- Jack- Równocześnie wymówiliśmy imię naszego syna.
- Jessica i Jack... cudownie- Powiedział rozmarzony chłopak.
- Albo Connie i Jack- Jego pomysł również mi się podobał.
- Jak będziemy mieć drugą córkę to nazwiemy ją po mojemu. Ta pierwsza, musi mieć na imię tak jak ty chcesz- Powiedział i mnie przytulił.
- Kocham Cię- Wyszeptaliśmy. Postanowiliśmy przejść się do obozu. Chcieliśmy pogadać z naszymi przyjaciółmi i powiedzieć im prawdę. O willi i dziecku.

*Percy*

- No opowiadajcie, co u was?- Spytała Thalia. Razem z Annabeth, Emilii, Josh'em, Nick'em, Grover'em i Kamilą, siedzieliśmy na mojej prywatnej plaży.
- No... od czego tu zacząć...- Powiedziała Ann, zastanawiając się.
- No, szczegóły, szczegóły- Powiedziała córka Zeusa.
Wymieniłem z Ann spojrzenia. Grover musiał czytać mi w myślach, bo zrobił wielkie oczy i zakrztusił się dietetyczną colą, którą podkradliśmy panu D.
- Myślę, że od tego- Powiedział, jak Josh klepnął go w plecy.
- No, więc...- Powiedziałem z Ann jednocześnie.
- Przepraszam, mów- Znów odezwaliśmy się razem.
- Cisza! Percy powiedz nam o co chodzi!- Thalia, nie wytrzymała.
- Czemu ja?
- Bo tak powiedziałam i nie dyskutuj ze mną!
- A, więc... Annabeth...
- Odczep się od Ann. Gadaj!
- Ale to ma związek z Ann!- To córka Zeusa, ona tak na mnie działa. Musiałem wybuchnąć.
- A niby jaki, co?!
- Normalny, normalny! Naturalny!
- Jaki normalny, naturalny?!!!- Koło Thalii zaczęło trochę iskrzyć, a przy mnie zbierała się i wybuchała woda. Zawsze tak na siebie działamy, dlatego staramy się nie drażnić. Przynajmniej się staramy.
- Jestem w ciąży i zamknijcie się do cholery!- Od razu zapadła cisza. Cisza, której nikt nie przerywał przez jakieś dziesięć minut? Nie wiem, ale czas dłużył się niemiłosiernie.
- Od kiedy?- Spytała Emilii.
- Od trzech tygodni- Powiedziała. Później poszło już z górki. Ominęliśmy moje ataki. Umówiliśmy się, że przyjdą do nas, by zobaczyć nasz dom. Annabeth, oczywiście zaczęła opisywać naszą willę dokładnie, więc muszę przyznać, że się wyłączyłem.

*Annabeth*

Kiedy wróciliśmy do domu postanowiłam, że się zdrzemnę. Było już późno, bo spędziliśmy w obozie cały dzień. Percy postanowił trochę popływać przed willą. Poszłam na górę, do sypialni i położyłam się na łóżku. Po chwili zasnęłam.
Nagle obudził mnie przeraźliwy krzyk. Krzyk mojego narzeczonego! O Bogowie! Od razu wybiegłam z domu. Zobaczyłam, że Percy leży w kałuży krwi, a nad nim pochylają się jakieś potwory. Nie wiem ile ich było, ale kiedy mnie zauważyli momentalnie zniknęli. Podbiegłam do chłopaka.
- Percy...- Głos mi się łamał. Płakałam. Chłopak miał liczne rany i szybko się wykrwawiał. Kiedy właśnie miałam zawiadomić Apolla...
- Zapomniałbym. Chłopak idzie z nami- Rozległ się lodowaty głos. Ta informacja dotarła do mnie zbyt późno. Kiedy dotarły do mnie te słowa... mój narzeczony zniknął. Została tylko krew. Czerwono-czarna, klejąca się maź, na kafelkach wokół basenu i zaczerwieniona od substancji woda. Glonomóżdżek zniknął, a ja zostałam sama...

*Percy*

Kiedy pływałem sobie w basenie, nagle znikąd, zmaterializował się z tuzin potworów. Było już ciemno, a ja bardziej zastanawiałem się nad tym skąd one się wzięły, a nie kim są. Bo potworami to na pewno, ale jakimi? Zaatakowały mnie. Przeciąłem jednego, ale na jego miejscu pojawił się inny. Ja się męczyłem, a one po prostu sobie wracały. To niesprawiedliwe! Bardzo szybko zacząłem krwawić. Po paru minutach, straciłem już za dużo krwi i upadłem na podłogę, a jeden z potworów wbił mi coś w brzuch i zemdlałem z bólu. Chyba krzyknąłem przy tym. Mam nadzieję, że Ann nic się nie stanie. Annie i Jessi...


*Annabeth*

Siedziałam w wielkim domu. Przykryta kocem. W towarzystwie przyjaciół, z którymi rozmawiałam zaledwie kilka godzin temu, a teraz milczymy i czekamy na jakiekolwiek informacje na temat mojego narzeczonego. Po tym jak go zabrali, od razu zaczęłam biec w stronę obozu. Wbiegłam do wielkiego domu jak burza i zaczęłam szybko i histerycznie tłumaczyć co się stało, później już tylko płakałam w ataku histerii.
- Mam wieści- Do pokoju przygalopował Chejron. Od kilku godzin rozmawiał z Bogami przez iryfon. Wszyscy spojrzeli na niego wzrokiem pełnym nadziei.
- Percy żyje, ale jest w ciężkim stanie i...- Urwał.
- I...?- Spytał ze strachem Josh. Chejron wziął uspakajający oddech i powiedział.
- I... został porwany przez...przez...p..
- Przez kogo?!- Thalia jak zwykle wybuchła.
- Przez Polybotesa- W końcu wydukał, a ja wpadłam w jeszcze większą histerię. Wiedziałam, że on długo w towarzystwie tego giganta nie wytrzyma.
- Wiecie, gdzie on przebywa?- Spytał Nico drżącym głosem.
- Niestety nie, ale wszyscy Bogowie przeszukują, każdy milimetr powierzchni. Znajdziemy go- Zapewniał Chejron. Po kolejnej godzinie płaczu, w końcu zasnęłam.
Śnił mi się nasz dom, ja i Percy. Cali i zdrowi. Staliśmy właśnie przed drzwiami. Tymi drzwiami, do pokoi dziecięcych. Staliśmy i właśnie mieliśmy dokonać wyboru, które otworzyć, gdy obraz się zmienił. Byłam w jakiejś ciemnej, zimnej sali. Nic nie widziałam. Po chwili usłyszałam głos.
- Wprowadzić go!- Rozkazał lodowaty głos, który od razu rozpoznałam. Modliłam się, żeby to nie był on. Jak zawsze nic to nie dało. Światła się zapaliły, a ja znalazłam się w sali tortur. Nagle z hukiem otworzyły się drzwi. Weszły dwie drakainy, a pomiędzy niby wisiał... tylko nie on!
- Zacznijmy od trójki- Rozległ się głos Polybotesa. Potwory przywiązały Percy'ego do słupa. Jedna z nich wyjęła mu z ust, zakrwawiony knebel, a druga stanęła za nim i wyciągnęła za pasa węża.
- Przyłączysz się do nas, zdradzisz Bogów i przyjaciół, a koszmarek się skończy, albo, jeśli tego nie zrobisz, twój koszmar dopiero się zacznie- Powiedziała ta z kneblem. Mój narzeczony plunął w jej paskudną mordę, krwią. Pewnie zrobiłabym to samo, ale on pogarszał swoją sytuację. Przeraziło mnie też, że pluł krwią!
- Czyli koszmar- Rozległ się głos drugiej. Pierwsza wepchnęła mu starą szmatę do ust, a druga, zamachnęła się wężem, a ten wbił swoje kły w plecach Percy'ego. Rozległ się przerażający ryk, który z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy, aż nagle się urwał. Wąż przejechał kłami po całej szerokości pleców, rozdzierając je. Mój narzeczony nie wytrzymał bólu i zemdlał. Klęczałam na kolanach i ryczałam, wyłam jak zranione zwierzę, jakby chłopak już nie żył. Nagle otworzyłam oczy i krzyknęłam.
- Spokojnie, to tylko ja- Powiedziała Kamila. Wszyscy się na mnie patrzyli. Siostra mojego narzeczonego po prostu chciała mi poprawić koc, a ja wrzasnęłam jak opętana. Zaczęłam się trząść i płakać.
- Co się stało? Koszmar?- Spytała Thalia, a ja pokiwałam głową.
- Mało powiedziane...- Wykrztusiłam z siebie.
- Dasz radę powiedzieć co widziałaś?- Spytał Nico. Pokiwałam głową i co chwila przerywając wykrztusiłam z siebie swój sen. Kiedy skończyłam wszyscy już milczeli i płakali.
_________________________________________________________________________________

Sorki za spóźnienie. Rozdział do bani, ale może komuś się on spodoba.
Pozdrawiam i proszę o komentarze
~Nati~

piątek, 13 marca 2015

rozdział 37 " Nasz nowy dom"

*Annabeth*

Obudziłam się o 9. Percy'ego nie było. Pewnie poszedł do łazienki (jedynego pomieszczenia bez wody). Wstałam i ruszyłam w tamtym kierunku. W pomieszczeniu, jednak było pusto. W takim razie Glonomóżdżek poszedł porozmawiać, ze swoim ojcem lub popływać. Umyłam się i ubrałam. Kiedy wyszłam z łazienki, zobaczyłam, że mój narzeczony śpi jakby nigdy nic. Podeszłam do niego.
- Hej- Chłopak otworzył oczy.
- Cześć, gdzie byłeś? O, której wstałeś?- Spytałam.
- Wstałem koło piątej. Poszedłem do łazienki się wyszykować. O szóstej zacząłem pływać, po jakiś pięciu minutach złapał mnie Posejdon. Rozmawiałem najpierw z nim do 7, a później z mamą do 7.30. Później pływałem do 10 i wróciłem, jakieś pięć minut temu- Powiedział. Spojrzałam na zegarek, była 10.05.
- Czemu tak wcześnie wstałeś? Jesteś zmęczony?- Trochę się o niego niepokoiłam.
- Nie mogłem dłużej leżeć w łóżku, jestem wykończonym tym leżeniem. Ja chcę w końcu walczyć- Powiedział Glonomóżdżek.
- Hej, to się rozumiemy. Staniesz za mną jak Chejron i reszta zabronią mi trenować- Powiedziałam.
- Ha,ha,ha. Annie po pierwsze ty za mną nie stałaś murem, jak dostawałem zakaz, a nie walczę już prawie dwa miesiące! Po drugie, skarbie to dla waszego i mojego dobra...
- Twojego dobra...- Powtórzyłam.
-Nie może wam się nic stać! Zawsze będziecie moimi Boginiami...
- Boginiami...
- Annie, po trzecie. Jeśli coś wam się stanie, nie daruję sobie tego. Jeśli stracę was obie... Nie będzie mnie. Jeśli ja nie przeżyję, świat też. Chcesz odpowiadać za zniszczenie świata? Chcesz tego- Chłopak robił głupie miny. Starałam się nie roześmiać, ale... nie udało mi się po chwili tarzaliśmy się po podłodze śmiejąc się. Do pokoju zapukał Posejdon. Drzwi, były uchylone, więc wszedł.
- Głupi jesteś!- Mieliśmy głupawkę, a za każdym razem jak się zaczynałam uspokajać, on mnie łaskotał i rozśmieszał.
- Na swój sposób jestem inteligentniejszy od Ciebie!- Wybuchłam śmiechem i wtedy usłyszałam, że w pomieszczeniu są nasi boscy rodzice, a odpowiedź mojego chłopaka rozśmieszyła też moją mamę.
- Percy, a na jaki sposób jesteś inteligentniejszy od Annabeth?- Spytała moja mama.
- No jak to? Ona dopiero to odkryła, a ja to wiem od lat- Powiedział i wszyscy wybuchli śmiechem.
- Oczywiście "Glonomóżdżku"- Powiedziałam. Nasi rodzice dali nam dokładny adres, naszego domu, a ja nie mogłam uwierzyć. Nasz nowy dom mieści się po drugiej stronie obozu, po drugiej stronie zatoki. Tak się cieszę!

* Percy*

Nasi Boscy rodzice pomogli nam w przeprowadzce. Nasze "wakacje u Posejdona", trwały dwa dni, a nie dwa tygodnie, ale nie narzekam. Kończą się wakacje, a ja i Ann, chcemy spędzić cały rok w obozie. Teraz będzie to łatwe, bo jak Annabeth, nie będzie mogła ćwiczyć ( z powodu naszej księżniczki) to będzie mogła zostać w domu, a jak będzie się coś działo zawsze będę w pobliżu. To bardzo wygodne. Muszę przyznać nasi rodzice i ci boscy i śmiertelnicy, bardzo się nami opiekują. Posejdon zaczął się robić taki opiekuńczy, że zaczynam czasem tęsknić, za czasami kiedy mnie ignorował. Już po przeprowadzce. Dom... jest niesamowity. Dziwię się, że wcześniej go nie znalazłem. Przecież to kilka metrów od jednej z moich skrytek! No cóż...
Pierwsze co zobaczyłem, to duży basen. Miałem ochotę od razu tam wskoczyć i nie wychodzić z niego przez parę godzin...może dni? Annabeth, się rozpłakała. Mówiła coś o architekturze i pytała jak oni to zrobili.
- Jesteśmy waszymi rodzicami i dziadkami, waszego dziecka. Musimy zapewnić, by nasze pierwsze wnuki i najwspanialsze dzieci, mieszkały w luksusach- Powiedziała Atena. Kiedy zostawili nas samych, na oglądanie naszego nowego domu, Posejdon szepnął do mnie.
- W willi też jest basen i mega wanna- Uśmiechnąłem się. On tak dobrze mnie zna... Jestem do niego coraz częściej podobny. Cieszę się, że jest ze mnie dumny. Kiedy Bogowie poszli, chwyciłem Ann za rękę i otworzyłem drzwi...
Zamurowało nas. Nie mogłem uwierzyć, że to nasz nowy dom. Annie cały czas płakała, ale teraz zauważyłem, że trzyma rękę na brzuchu. Przytuliłem ją, dotknąłem moją ręką, jej ręki, gładzącej brzuch.
- I to moje Boginie nasz nowy dom!- Pocałowałem swoją narzeczoną.
- Percy, jeśli urodzi się chłopiec, nie zapomnę Ci tego. Nasz syn pewnie też
- Annie, to dziewczynka- Nie wiem dlaczego, ale to wiedziałem. Nasi rodzice, uważają jak moja narzeczona, chłopiec. A ja mówię, że to dziewczynka! Jeszcze wszyscy przekonają się, że mam rację!
Wracając do naszej willi. Nie będę w szczególności opisywał tego domu, bo chcę jeszcze dziś popływać i pobyć z Ann. Poza tym pomieszczeń jest baaardzo dużo, więc... opiszę tylko te najważniejsze. Dla mnie najważniejsze, bo biblioteki i laboratorium, oraz sal badawczych nie będę opisywał. Zrobi to pewnie Ann.
Nasze trzy łazienki.


I moje ulubione miejsce...


Sorry... to moje ulubione miejsce. Basen jest drugim w kolejce.



Kiedy otworzyłem drzwi obok, wiedziałem, że będę miał córkę.

- Mówiłem, że...
- Percy, tu jest jeszcze kartka- Przerwała mi Annabeth i pokazała na drzwi.
- Nie wiemy, czy to chłopiec, czy dziewczynka, więc urządziliśmy dwa pokoje. Wiemy, że kiedyś drugi pokój się przyda- Przeczytałem na głos.
- Widzisz mała, to twój pokój- Powiedziałem do brzucha Ann.
- Percy, chyba zacznę Cię nagrywać, a jak urodzi się chłopiec to mu to pokażę- Powiedziała moja narzeczona z uśmiechem. Otworzyliśmy drzwi obok...
Opcja dla chłopaka.
- A to, będzie w przyszłości pokój twojego młodszego brata- Powiedziałem. Ann tylko się uśmiechnęła i pokręciła głową.
Po godzinie obejrzeliśmy już cały dom, a w nim wszystkie półki i zakamarki.
- Annie...?- Zacząłem.
- Dobrze Glonomóżdżku. Wiem, że masz ochotę na ten basen, odkąd go zobaczyłeś- Powiedziała Annabeth i razem poszliśmy na basen zakryty. Do mojego drugiego, ulubionego miejsca. Pływaliśmy razem kilka godzin. Wygłupialiśmy się, całowaliśmy, rozmawialiśmy.

 Muszę przyznać, nieźle się popisywałem. Kiedy wyszliśmy z basenu, poszliśmy się umyć, zjeść coś i ... no cóż przeżyliśmy razem cudowny wieczór i noc. Jak to się mówi...? Ochrzciliśmy nasze nowy dom.
_________________________________________________________________________________

Nie długo pojawi się wiele akcji. W 38 lub 39 rozdziale. Do poniedziałku powinna się pojawić nowa notka, ale nie obiecuję i proszę o komentarze. Nie opisuję szczególnie tego domu, bo sami widzicie jak to mniej- więcej wygląda.
Pozdrawiam i proszę o komentarze
~Nati~

wtorek, 10 marca 2015

rozdział 36 " Ataki i już wiem co jej dolega"

*Annabeth*

Percy spał tak słodko. Ten chłopak strasznie się zmienił w te wakacje. Czasami go nie poznaję, ale mówi to dziewczyna, która sama siebie nie poznaje.
- Hej, która godzina- Ziewnął zaspany Percy. Spojrzałam na zegarek przy łóżku.
- Spokojnie 15.30- Oznacza to, że spaliśmy godzinę. Mój narzeczony, był widocznie wyczerpany. Ciągle ziewał i przecierał oczy... co jakiś czas kręcił głową.
- Percy...w porządku?
- Strasznie kręci mi się w głowie- Powiedział i położył głowę, zamykając oczy. Przyjrzałam mu się i zobaczyłam, że jest strasznie blady i chyba ma gorączkę. Położyłam mu rękę na czole.
- O Bogowie!- Aż cofnęłam rękę. Jego czoło, dosłownie, parzyło. Chłopak, nie otwierał oczu. Zrobił się zielonkawy.
- Percy...?- Spytałam i zaczęłam gładzić chłopaka po głowie. Poczułam, że drży.
- Zimno mi- Szepnął cichutko.
- Poczekaj chwilkę- Szybko poszłam po jakieś koce. Znalazłem ze cztery w szafie i przykryłam nimi Percy'ego. Koce, były naprawdę grube i ciepłe. Chłopak niestety zaczął szczękać zębami, a jego usta zrobiły się sinawe. Usłyszałam, że ktoś puka.
- Proszę- Powiedziałam. Do pokoju wszedł Posejdon i Apollo. Dzięki Bogom.
- Coś jest nie tak- Powiedziałam, Bogowie podeszli bliżej.
- Zdecydowanie nie tak- Powiedział Posejdon.
- Znów trzeba go zabrać do szpitala?- Spytałam retorycznie, co było oczywiste. Po godzinie pod salą, w której Apollo badał Percy'ego, Bóg wyszedł.
- I...?- Spytał Posejdon.
- Już wszystko w porządku...- Film mi się urwał i osunęłam się na ziemię.

*Apollo*

- Co się z nimi dziś dzieje?!- Powiedziałem, kiedy Annabeth zemdlała. Oczywiście, szybko przeniosłem ją do sali obok i zbadałem. Chyba podejrzewam co jej jest. Po paru minutach moje podejrzenia okazały się...

*Percy*

Obudziłem się...cholera! To był szpital na Olimpie! Myślałem, że zaraz rozwalę te idealnie białe ściany, ale...byłem wyczerpany. Czułem się tak jakbym miał jakąś mega grypę.
- Jak się czujesz?- Do sali wszedł Apollo. Był jakoś dziwnie uśmiechnięty, radosny.
- Jakbym miał mega grypę i jakieś 40 stopni.
- A wiesz, że masz "mega grypę i jakieś 40 stopni"?- Spojrzałem n niego pytająco i z niedowierzaniem. Dziś rano, po południu, byłem zdrowy! Nie mogłem dostać mega grypy w godzinę! Prawda?
- Percy...- Zaczął Apollo. Już mu troszkę uśmieszek zszedł.
- To, był taki atak. One mogą się powtarzać, ale wtedy musisz dostać szybko leki. Czas ma znaczenie...
- Dlaczego, czas ma znaczenie?
- Ponieważ... jeśli nie dostaniesz lekarstw w ciągu 12 godzin, mogą pojawić się trwałe urazy. Jeśli... w ciągu doby nie dostaniesz lekarstw... tylko Hades będzie mógł Ci jakoś pomóc.
Nie mogłem uwierzyć. Dziś rano byłem zdrowy, a teraz dowiaduję się o jakiś atakach? Chyba wiem po czym to.
- To przez...
- Tak. Za drugim razem, był to atak, ale miał zwiększoną moc, przez to, że był tam Polybotes- Na dźwięk tego imienia aż się wzdrygnąłem.
- Ale mam też znakomitą wiadomość!- Powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Niech zgadnę Ann jest w ciąży?- Spytałem.
- Skąd to do licha wiesz??!-  Apollo, był w szoku.
- Intuicja- Powiedziałem, na co on parsknął śmiechem.
- A tak na serio?
- Podejrzewałem to od dłuższego czasu. Jakieś trzy tygodnie- Powiedziałem, na co on zrobił wielkie oczy.
- Skąd to wiesz?!
- Co?
- No to, że Annabeth jest w trzecim tygodniu ciąży!- Apollo, bardzo chciał się tego dowiedzieć.
- Od dwóch tygodni zachowuje się bardzo...zmiennie- Powiedziałem co było prawdą.
- To skąd te trzy?
- No od razu, to objawów nie ma- Powiedziałem. On zaczął się śmiać.
- Ta twoja "intuicja" jest prawdziwa. Annabeth tu zaraz przyjdzie. Wracając do Ciebie. Kręci Ci się w głowie?- Spytał.
- Trochę...
- Rozmazuje Ci się obraz?
- Trochę...- Apollo popatrzył na mnie. Dotknął ręką mojej głowy. Od razu obraz mi się wyostrzył, a świat stanął w miejscu.
- Ta... " trochę..."- Powiedział, sarkastycznie Apollo.
- Masz jeszcze gorączkę, ale powoli spada.
- Jak długo...
- Czekałem na to pytanie, gdybyś go nie zadał pomyślałbym, że to nie ty. Nieprzytomny byłeś dokładnie godzinę. Właśnie. Jeśli atak trwa np. godzinę to nieprzytomny będziesz dwa razy dłużej, czyli dwie godziny. Ten atak trwał pół godziny, więc spałeś godzinę.
- Rozumiem...
- Jakby coś się działo, naciśnij ten guzik- Powiedział, wskazując na czerwony guzik w ścianie.
- Hej, jak się czujesz?- Spytała, Ann.
- Kiepsko, ale jak ty się czujesz?- Spytałem. Przytuliła mnie tak mocno, że jęknąłem.
- Wybacz... Czuję się dobrze, ale...- Położyła rękę na brzuchu.- To jeszcze nie czas- Powiedziała.
Doskonale ją rozumiałem.
- Annie, zostaje nam tylko zabić naszych boskich rodziców i będziemy szczęśliwi- Powiedziałem, a ona się uśmiechnęła. Musiałem zostać na obserwacji jeszcze dwie godziny. Szybko zleciało.
- Jak będziesz miał atak, naciśnij to. Na pewno szybko się zjawię- Powiedział i dał mi do ręki pudełeczko. W środku, był czerwony guzik. Pożegnaliśmy się z Apollem i wróciliśmy z Posejdonem do jego pałacu. Muszę przyznać, kiedy tylko wszedłem do pokoju. Walnąłem się na łóżko i zasnąłem.

* Annabeth*

Percy od razu zasnął. Nie dziwie się mu. Kurczę, jakie ataki? Mam nadzieję, że już się to nie powtórzy. Teraz muszę być przy nim cały czas. Jest jeszcze jedna sprawa. Jestem w ciąży! Ja i Percy mamy tylko siedemnaście lat! No... w sumie to nawet fajnie, ale nie w tym wieku! Tylko co teraz będzie? Gdzie zamieszkamy? Musimy przecież mieszkać razem. Tylko gdzie? Dobrze, że będziemy tu jeszcze dwa tygodnie. Później  obóz. Przecież będę w tedy w piątym tygodniu. Jak Chejron się dowie to nie będę mogła trenować! O Bogowie! I co teraz będzie?!
- Annabeth, możemy pogadać?- Usłyszałam Posejdona. Poszłam za nim do jakiegoś pokoju obok. W pomieszczeniu, była też Atena.
- Mama?!- Spytałam zaskoczona.
- Nareszcie- Powiedziała i mnie przytuliła.
- Co, nareszcie?- Spytałam.
- No nareszcie będę mieć wnuka- Powiedziała Atena.
- Lub wnuczkę- Powiedziałam.
- Obojętne- Powiedział uradowany Posejdon.
- Czekaliśmy na tą chwilę wiekami. Mamy wszystko przygotowane. Jak powiedzieliśmy będziemy wam pomagać. Po pierwsze- podała mi klucze- dom.
- Dom?- Spytałam zaskoczona.
- Duży, piękny dom z równie fantastycznym ogrodem.
- Po drugie całodobowa opieka nad dzieckiem. Nie możecie się nim zająć, dzwonicie, zabieramy go i opiekujemy się nim, później oddajemy- Powiedział Posejdon.
- Po trzecie praca. Dla Ciebie Ann, architektura i studia. Wiem nie skończyłaś jeszcze liceum, ale już wszystko załatwiłam i rok lub dwa po urodzeniu jak wolisz. Możesz z powrotem wrócić do nauki, tylko że na studiach- Powiedziała moja mama.
- Dla Percy'ego mamy również zaklepane miejsce na uczelni, tej samej co ty, ale na wydział oceanografii. Co prawda za jakiś rok, ale będziecie mieli załatwione wszystkie formalności. O pracy pogadamy, niedługo...- Powiedział tajemniczo Posejdon.  Byłam ciekawa jaką pracę, ale nie zadawałam pytań. Na szczęście będziemy mieć dom i zapewnione dwie niańki  i co najważniejsze studia i pracę.
- Tak się cieszę- Powiedziała jeszcze Atena i razem z Posejdonem przytulili mnie. Powiedzieli, żebym odpoczęła i poszła do Percy'ego. Zrobiłam tak, bo również byłam zmęczona. Weszłam do pokoju i zobaczyłam śpiącego i lekko śliniącego się chłopaka. Położyłam się obok niego i zasnęłam.

*Sally i Paul*

Siedzieli w kuchni i jedli kolację. Nagle pojawił się mglisty obraz, a w nim Posejdon i Atena.
- Witajcie!- Powiedzieli, Bogowie.
- Witajcie, co się stało?- Zapytała, przerażona kobieta.
- Mamy wspaniałą wiadomość- Powiedziała Bogini.
- Jaką- Spytał Paul.
- Annabeth jest w ciąży- Powiedzieli Bogowie, razem. Sally i jej mąż, nie mogli uwierzyć. Przecież oni mają siedemnaście lat!
- Na razie ustaliliśmy z Ann kilka szczegółów- Kontynuował po chwili Bóg.
- Czemu tylko z Ann?- Spytała od razu kobieta.
- No...
- Co się stało Percy'emu?- Matka chłopaka, była przerażona.
- No...- Posejdon powiedział wszystko obojgu.
- Nic mu nie będzie, to najdzielniejszy heros stulecia- Pocieszała ją Atena.
- Mam nadzieję- Powiedziała kobieta. Później rozmawiali o dziecku i ślubie swoich dzieci.
_________________________________________________________________________________

Nowa notka w tym tygodniu. Proszę o komentarze.  Mam nadzieję, że się podobało. To o "atakach" Percy'ego przyda mi się w dalszej części. Nie wiem czy dobrze robię z tym dzieckiem, ale to też przyda mi się w dalszych rozdziałach. Tak bardzo już chcę pisać o tej mojej historii, ale to będzie pod koniec tej serii. Czyli dalekooo jeszcze do tego. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Jeszcze raz proszę o komentarze.
Pozdrawiam
~Nati~

niedziela, 8 marca 2015

rozdział 35 "Wakacje u Posejdona"

*Annabeth*

Percy, jest najlepszym chłopakiem na świecie. Kocham go tak bardzo... Mogłabym go opisywać w nieskończoność.
- Ann...?- Z łazienki wyszedł Percy. Był w samych bokserkach, był taki pociągający. Te jego mięśnie.... Na jego piersi było sporo blizn, ale to dawało taki, jakiś urok.
- Tak, rybko?- Parsknął śmiechem.
- Kocham Cię- Wyszeptał jak sekret i pocałował mnie namiętnie.
- Kocham Cię-  Zrobiłam to samo. Mój narzeczony zaczął całować mi szyje.
- Boję się- szepnął mi do ucha.
- Czego?- wyszeptałam.
- Za pięć dni...ma się odbyć ta...- Nie słyszałam go już. Mówił to szeptem, coraz ciszej, ale mówił to do mojego ucha, więc powinnam to usłyszeć.
- Percy, nie bój się. Dziś pójdziemy na otwartą plażę. Zrobimy sobie piknik, może później zrobimy jakieś ognisko...
- Okay...- Był bardzo smutny. Pocałowałam go. Razem poszliśmy na śniadanie. Jak się cieszę, że Kama tak rzadko tu nocuje. Z tego, czego się dowiedziałam dziewczyna sypia z Maksem w jakiś tajemniczych miejscach, które znalazł Percy. Bardzo, bym chciała w końcu je zobaczyć, ale na razie mój narzeczony jest pod ścisłą kontrolą. Nie może znikać. Tak się cieszę, że postanowił pójść ze mną na śniadanie. Przy jego stoliku, będzie siedziała Kamila i Grover. Nie będzie sam.
Po śniadaniu, które Percy zniósł bardzo dobrze, poszliśmy na otwartą plażę.
- Ale tu pięknie- Westchnęłam.
- Annie...?
- Tak?
- W porządku?- Zapytał się zatroskany, a ja poczułam, że spływa mi łza po policzku.
- Nie wiem... ostatnio jakoś dziwnie się zachowuję. Mam jakiś zmienny nastrój...- Zaczęłam płakać. Chłopak mnie przytulił.
- Annie...może...?
- Nie wiem- Przyznałam. W końcu nie zabezpieczaliśmy się. Uznaliśmy, że co ma być to będzie. Boscy rodzice, od jakiegoś miesiąca proszą o wnuka. Zapewniają, że się nim zaopiekują, ale my mamy po siedemnaście lat! To jeszcze nie czas! Teraz to ja zaczęłam się bać.
- Będzie dobrze. Nie martw się- Szepnął, a ja się w niego wtuliłam.
- Co powiecie na wspaniałe dwutygodniowe wakacje na dnie oceanu?- Z wody wyłonił się Posejdon.
- Co?!- Spytał Percy.
- Zabieram was na dwutygodniowe wakacje w moim pałacu- Powiedział Bóg, a ja uświadomiłam sobie, że boi się o syna i chce mieć go na oku.
- Kiedy...?- Spytał Percy.
- Już! Pakujcie się!- Popatrzyliśmy się na siebie. Wzruszyliśmy ramionami, uśmiechnęliśmy się i śmiejąc się powiedzieliśmy
- Okay!

*Percy*

Ta...wakacje. Na pewno chce mnie chronić. Mieli przecież zebranie, mieli tą sprawę załatwić! Może załatwili, ale mój ojciec boi się, że coś nie wyjdzie? Może...
- Percy, gotowy?- Do domku weszła Ann. Śmiała się i robiła głupie miny. Na jej widok sam zaczynałem się śmiać.
- Tak- Właśnie zamykałem torbę. Wyszedłem z Ann i ruszyliśmy na plażę. Następne dwa tygodnie spędzimy w pałacu mojego ojca, po prostu skaczę z radości. Niestety nie mogę narzekać. Wolę to niż jakąś dziwną misję, zadanie. Nie wiem.
Byliśmy już na miejscu. Posejdon mniej-więcej nas oprowadził, wskazał sypialnie i poszedł na naradę. Zostałem z moją narzeczoną, sami.
- To niesamowite- Powiedziała Ann.
- Yhm...
- Co Ci?- Spytała.
- Annie...co jeśli on nic nie ustalili. Spójrz Posejdon nagle zabiera nas do swojego pałacu. Na dwa tygodnie! Sześć dni przed tym jakimś, czymś- Powiedziałem.
- Nawet jeśli, Bogowie brońcie, to prawda, to w pałacu nic Ci nie grozi.
- Nie ma już miejsca, w którym nic mi nie grozi.
- Jest ich więcej niż myślisz- Powiedziała Ann.
- Gdzie?
- Np. Tu!
- Tu? Rekiny, potwory morskie, jakieś dziwne, mitologiczne bestie, czekające na nieobecność Posejdona, by wyskoczyć z kryjówki i pociąć mnie na kawałki...
- Dobra, zrozumiałam. Przez Ciebie zaczęłam się bać!- Krzyknęła i zrobiła coś takiego, jakby chciała mnie ochlapać. Zaczęliśmy się tak bawić, śmiejąc się przy tym. Kiedy nadeszła pora na obiad, poszliśmy do jadalni. Zjedliśmy i poszliśmy się zdrzemnąć. Dziś jesteśmy po prostu leniami i dzieciakami. Fajna odmiana. Ann już spała. Leżeliśmy na wielkim łożu, w pięknym, osłoniętym, pokoju. Cieszyłem się, że jesteśmy pod wodą. Tutaj lepiej mi się myśli. Zastanawiałem się, czy Ann naprawdę jest w ciąży. Kurczę, nie zabezpieczaliśmy się, bo nasi boscy rodzice błagali nas o wnuka. No tak kilka tysięcy lat czekania, ale... my mamy tylko siedemnaście lat! A jednak fajnie, byłoby mieć taką małą córeczkę lub fantastycznego syna. Co ma być, to będzie. Jeśli Annie jest w ciąży...widocznie fata tak zadecydowały. Ja będę się cieszył. Jeśli nie... mamy na to dużo czasu. Teraz cieszmy się tym co mamy. Wakacje!!! Mam nadzieję, że tu, nie będę walczył codziennie... i tak nie mogę.

piątek, 6 marca 2015

rozdział 34 " ...Jak bardo się zmienił... i dziwne zachowanie Ann "

* Annabeth*

Za pół godziny jest ognisko. Umówiłam się z Percy'm za dziesięć minut u niego. Chciałam z nim jeszcze chwilę pobyć. Ubrana byłam w długie, podarte dżinsy i czerwoną koszulę w kratę, z rękawem 3/4. Założyłam dżinsowe tenisówki z łańcuszkiem i spięłam włosy w warkocza na bok. Pomalowałam usta i wyszłam z domku. Kiedy doszłam do domku Posejdona, spotkałam Kamilę i Maksa.
- Hej- Powiedziałam.
- Cześć- Kamila się śmiała.
- Musisz to zobaczyć, pośpiesz się- Powiedziała dziewczyna, wskazując na drzwi. Wbiegłam do domku Posejdona i wybuchłam śmiechem. Przed, zamkniętymi drzwiami do łazienki stali Grover, Josh, Emilii, Thalia i Nico, a Violetta próbowała się przez nich przepchnąć i wejść do strzeżonego przez nich pomieszczenia, w którym, jak zrozumiałam z wrzasków dziewczyny, był Percy.
- Cześć Ann, masz może sztylet?- Powiedziała Thalia z zaciśniętymi zębami. Miałam go przy pasie, ale nie chciałam go używać.
- Hej, oczywiście, że mam- Powiedziałam radośnie.
- Spadaj, on jest mój!!!
- Naprawdę- Parsknęłam śmiechem.
- Percy!- Krzyknęłam do chłopaka. Brak odpowiedzi.
- Widzisz? Nie reaguje na Ciebie! Ma Cię dość! Spadaj!- Powiedziała Violetta.
- Dziwne...Percy?- Powiedział Josh i z Grover'em uchylili drzwi do łazienki.
- Nie dziwne, że nie odpowiada. Wyszedł przez okno! Hahaha- Chłopcy ryczeli ze śmiechu.
- CO?! TO NIE MOŻLIWE!!!- Pisk dziewczyny rozszedł się po całym pomieszczeniu. Wszyscy ryczeli ze śmiechu. Violetta wybiegła z domku.
- Poszła- Powiedział Josh. Z łazienki wyszedł zgięty wpół, ze śmiechu Percy.
- Ty Glonie!- Przytuliłam i pocałowałam swojego chłopaka. Wyszliśmy z domku i poszliśmy na ognisko. Percy, był ubrany w czerwoną koszulę w kratę i ciemne dżinsy z dziurami, oraz tenisówki. Aż nie chce mi się wierzyć, że ubraliśmy się tak samo, nie ustalając tego ze sobą.
- Wyglądasz cudownie- Powiedział mój narzeczony. Siedziałam na kolanach chłopaka, a on na pniu drzewa przy ognisku.
- Ty też- Powiedziałam.
- Kocham Cię- wyszeptał mi do ucha, jak sekret.
- Ja Ciebie też-  zamruczałam. Była już 22. Dzieciaki zaczynały się zbierać.
- Zbieramy się, czy czekamy jak wszyscy pójdą?- Spytał mój Glonomóżdżek.
- Tu jest tak przyjemnie...
- Zawsze możemy rozpalić małe ognisko a plaży- Wyszeptał, delikatnie muskając mi szyję. Zerwałam się z jego kolan i jednym szarpnięciem przyciągnęłam go do siebie. Pocałowałam go namiętnie...bardzo namiętnie. Odsunęłam się i spojrzałam na niego. Wybuchłam śmiechem, razem z pozostałymi obozowiczami.

*Thalia*

Właśnie miałam już iść z Nickiem do nowego domku Hadesa, kiedy Ann zerwała się z kolan Percy'ego. Na początku myślałam, że coś palnął, ale ona przyciągnęła go do siebie i bardzo namiętnie pocałowała. Kiedy się odsunęła wszyscy wybuchnęli śmiechem. Percy stał z wielkimi oczami i lekko otwartą buzią. Widać było po nim, że się tego nie spodziewał. Po chwili, kiedy jego glonowaty móżdżek załapał co się stało zrobił pytającą minkę, a co Ann się tylko uśmiechnęła i skoczyła na chłopaka, oplatując nogami jego biodra. Wtuliła się w niego i coś szepnęła. Po chwili ich już  nie było. Zaczynam się niepokoić o Ann. Od niedawna zachowuje się naprawdę dziwnie i nieprzewidywalnie.

*Percy*

- Choć my więc na tę plażę- Szepnęła namiętnie. Niosłem ją, patrząc się w jej piękne, szare oczy. W już lekko wyłażące z pięknego warkocza włosy. W czerwone usta, przypominające, błyszczące, soczyste wiśnie. Jej cerę w blasku księżyca. Utonąłem w miłości do niej. Nie chodziło tylko o wygląd. Chodziło o inteligencje, osobowość, waleczność. Jej czysty śmiech. Zakochałem się w niej po uszy. Wiem, że ta miłość będzie trwać wiecznie. Dosłownie. Może kiedyś będziemy oboje Bogami? Inaczej na pewno się nie zgodzę. Bez niej nigdzie, z nią wszędzie. Bo tak to już jest, jak się kogoś kocha. Tak bardzo myślałem o niej, że wpadłem na drzewo. Dziewczyna zaczęła się śmiać, bo tak naprawdę wpadłem na nią. Prawie ją pocałowałem, ale musiała się uchylić. Skończyło się na tym, że ja wpadłem i pocałowałem drzewo, a ona wtuliła głowę w mój tors. Byłem już przy domku Posejdona. Nawet nie wiem jak tu dotarłem, bo nie patrzyłem się na drogę. Szedłem z automatu. Weszliśmy do środka. Zamknąłem drzwi na klucz i zasłoniłem okna. Już po chwili leżałem na Ann.
- To co? Idziemy na plażę?- Spytałem trochę ironicznie.
- Nie!- Pisnęła i przyciągnęła mnie do siebie. Zaczęła mnie całować, jak nigdy! Zacząłem zastanawiać się czy to na pewno jest Ann.
- Kocham Cię- Wyszeptała. Zrobiłem to samo. Delikatnie całowałem jej prześliczną szyję. Ta noc była najwspanialsza.

*Annabeth*

Tej nocy nie da się opisać. Obudziłam się rano w ramionach Percy'ego. Patrzyłam się na niego. Zastanawiałam się kiedy on dorósł. Zamy się tyle czasu, a ja ciągle miałam wrażenie, że jest tym śliniącym się pięciolatkiem. On tymczasem dorósł, zmądrzał, wyrósł...patrząc się na niego, aż czuję boską aurę. W tedy, kiedy miał szansę zostać Bogiem, nie byliśmy parą. On jednak zastanawiając się spojrzał na mnie. Widziałam w jego oczach pragnienie. W tamtych czasach myślałam, że chodzi o pragnienie zostania Bogiem. On jednak pragnął mnie. Odmówił przeze mnie. Właściwie gdyby nie ja, zostałby Bogiem. Nie zostałby ranny! To ja mu zniszczyłam życie, nie on mnie. To wszystko moja wina! Zaczęłam płakać.
- Ann, czemu płaczesz- Powiedział zatroskany chłopak i mocno mnie przytulił.
- Percy, zniszczyłam Ci...
- Nie! Nie zrobiłaś tego! Nie myśl tak! - Chłopak nie dał mi dokończyć.
- Ale, gdyby nie ja, zostałbyś Bogiem...
- I zniszczyłbym sobie życie, bo nie poznałbym miłości. Nie miałbym serca, gdyż jest twoje. Byłbym wrakiem, który kołysze się na morzu czekając na ratunek. Na małą wysepkę, na której znajdzie dom, lecz nic takiego się nie stanie, bo nigdy go nie ujrzy, nie zbada. Byłbym jak morze. Sztormowe, burzowe. Moim zadaniem byłoby spychanie statków na ląd lub na dno oceanu. Nic bym nie czuł. Nie byłoby mnie gdyby nie ty. Ann...jesteś moim powietrzem, bez Ciebie nie ma mnie- Łzy płynęły mi po policzkach. Nie wiedziałam, że z Percy'ego taki romantyk. Na każdym kroku udowadnia mi jak bardzo się zmienił.
- Percy...- Odebrało mi mowę. Pocałowałam go więc namiętnie, by choć odrobinę pokazać mu jak go kocham.
- Kocham Cię- Wyszeptaliśmy jednocześnie.
_________________________________________________________________________________

Krótki rozdzialik napisany. Jeśli czytasz proszę o komentarze. Opinie, prośby. Cokolwiek. Pozdrawiam
~Nati~
Ps. Nowa notka pojawi się do poniedziałku.

czwartek, 5 marca 2015

rozdział 33 " Zmienny nastrój Ann i " tego nam brakowało"

*Annabeth*

-Hej!
- Hej, wchodź- Powiedziała Thalia.
Weszłam do środka.
- Nareszcie możemy pogadać
- Tak. Bardzo mi tego brakuje- Powiedziałam.
- Czemu Chejron tak szybko się zmył?- Spytała Thalia. Opowiedziałam jej wszystko.
- Zaraz... Percy ma jakieś skrytki, a ja nie?!
- Serio? Tylko to Cię teraz interesuje?
- Słuchaj, Ann. Wszystko będzie dobrze.
- Thalia...
- Rany, zaraz ty się załamiesz. Jest zebranie Bogów, tak?
- No...tak, ale jeśli to, któryś z nich? Jeśli chcą, znowu, wykorzystać Percy'ego do ich planów?
- Nie pozwolimy na to. Ani ty, ani inni obozowicze. Nie pozwolą na to Chejron i Posejdon z Apollem. Myślę, że nawet Hades, po ostatnich sześciu spotkaniach z Percy'm nad Styksem, ma go dość i nie pozwoli na to, by umarł i wyruszył na misję. Pomyśl logicznie, Ann. Co się z tobą dzieje? Jesteś córką Ateny, do cholery! Myśl!- Ma rację. Jestem córką Ateny, a ostatnio nie myślę. Nie wiem co się dzieje.
- Masz rację, ale martwię się o niego.
- Percy'ego też postawimy na nogi, nie martw się.
- Okay... . Nie gadajmy już o tym. Mów co u Ciebie
- No wiesz... Po pierwsze, kurczę kocham tego chłopaka! Pierwszy raz, aż tak mocno kogoś pokochałam, nawet z Lukiem nie czułam czegoś takiego. Po drugie, muszę mniej czasu spędzać z córkami Afrodyty. To co one ze mną robią...matko! Zaczynam się rozklejać i gadać o uczuciach! Ba! Najgorszego nie wierz! Zaczynam gadać do Nica jakieś romantyczne teksty! Ja! Ratuj mnie Ann! A po trzecie, miałyśmy pogadać o tym jaki był ten pierwszy. I co po nim było- Thalia również zachowywała się dziwie.
- Okay... Po pierwsze cieszę się, że go kochasz. To wspaniale! Od razu widać, że do siebie pasujecie! Po drugie, zdecydowanie mniej czasu z córkami Afrodyty. Najlepiej zrób sobie od nich przerwę na dłuuugi czas. Po trzecie. Było cudownie! On, był taki delikatny, tak bardzo się starał. Było fantastycznie, jak w bajce. I w następnych razach, było coraz lepiej. A u Ciebie?
- No wiesz... to nie do opisania. Było ekstra! Kurde, a kolejne...BOSKO!
- Idealnie
- Fenomenalnie po prostu
- 100% racji- Gadałam z Thalią jeszcze dwie godziny. O wszystkim i o niczym. Pożegnałam się z nią i poszłam na arenę powalczyć. Muszę przyznać dawno nie miałam ciężkiego treningu, więc kiedy zobaczyłam, że Clarisse walczy sama z manekinem ucieszyłam się. Ta dziewczyna na pewno nie da mi forów i będzie motywować. Już po chwili zorientowałam się, że nie jest najgorzej, aczkolwiek wyszłam z wprawy.

*Kamila*

- Hej!- Mój brat nareszcie się obudził. Nie wyglądał źle. Był odrobinę blady, ale nic poza tym.
- Cześć! Ostatnio mało gadamy, nie?- Powiedział. Fakt od kilku dni zamieniliśmy ze sobą tylko kilka zdań. Krótkie rozmowy, pytania i odpowiedzi.
- Fakt. Trzeba to zmienić- Powiedziałam.
- Trzeba. To...
- Jak było?- Powiedzieliśmy w tym samym momencie i zaczęliśmy się śmiać.
- Nie do opisania- Znowu odezwaliśmy się w tym samym momencie, nie przestawaliśmy się śmiać.
- Okay. Koniec gadania w tym samym momencie, bo to trochę dziwne i odrobinę straszne- Kurczę, znowu odezwaliśmy się równocześnie. Nie ma wątpliwości, że jesteśmy bliźniakami.
- Przestań!
- Dobra!
- Aaa!!!
- Już się nie będę odzywać!- Wszystko, mówiliśmy w tym samym czasie. Popatrzyliśmy się na siebie obrażeni i wybuchnęliśmy śmiechem. Gadaliśmy do momentu, kiedy przyszedł po mnie Maks. Za nim pojawiła się Ann, więc spokojnie wyszłam, zostawiając tych dwoje samych.

*Percy*

Byłem trochę załamany. Ja po prostu nie mogę pojąć, dlaczego wszystko musi dotyczyć mnie? Zazdroszczę, czasem, innym obozowiczom. Przyjeżdżają do obozu na wakacje, trenują, bawią się. A ja? Nawet nie mogę dojść do obozu, bo ciągle mnie ktoś atakuje. Co roku mam jakąś misję. Wszyscy oczekują ode mnie, że będę super bohaterem. Uratuję świat. Ja jestem zwykłym siedemnastolatkiem! No dobra, niezwykłym. Najgorsze jest to, że wpakowałem w to wszystko Ann. Odkąd pojawiłem się w obozie, co roku jeździ ze mną na misję. Wplątałem w moje przepowiednie, ją. Nienawidzę siebie za to.
- Przepraszam- Powiedziałem do dziewczyny. Siedziała teraz obok mnie, z głową opartą o moje ramię.
- Za co?- Spytała.
- Za to, że...wplątałem Ciebie w te wszystkie misje, przepowiednie. Zniszczyłem Ci życie- Powiedziałem jednym tchem, a ona z każdym słowem patrzyła na mnie z coraz większymi oczami.
- Masz gorączkę? Dobrze się czujesz?- Spytała po chwili, bardzo uważnie mi się przyglądając. Położyła mi rękę na czole, a ja westchnąłem.
- Nie masz gorączki- Stwierdziła.
- I dobrze się czuję- Powiedziałem.
- To czemu pleciesz takie głupoty! Percy, nie zniszczyłeś mi życia! Ocaliłeś je, nie raz! Glonomóżdżku, gdyby nie ty, mnie by tu nie było. Świat, ten i Bogów, nie istniałby! Pelsi...- Widziałem w jej oczach łzy. - Proszę Cię...Kocham Cię i nigdy nie przestanę!
Płacząc, pocałowała mnie namiętnie. Odwzajemniłem pocałunek i przytuliłem ją do siebie.
- Nie myśl tak, proszę- Szepnęła.
- Dobrze, ale nie płacz- Powiedziałem. Przytuliła się mocniej. Siedziała mi na kolanach, a ja delikatnie ją kołysałem. Po chwili, uspokoiła się.
- Nigdy więcej tak nie myśl! Nigdy więcej tak nie mów! Choćbyś się starał jak nie wiem, nie znajdziesz w przeszłości i teraźniejszości niczego, co będzie mówiło, że zniszczyłeś mi życie! Rozumiesz?!- "Uspokoiła", ta chciałbym. Rzucała się  w ataku furii. Co jakiś czas waliła mnie w pierś. Nie bolało jakoś specjalnie, ale biorąc pod uwagę moje nie zagojone rany...odczuwałem to dość mocno.
- Tak, ale...
- Nie przerywaj mi, jak do Ciebie mówię!!! Nigdy więcej nie gadaj takich bzdur! W ogóle kto to wymyślił co?! Twój Glonomóżdżkowy  mózg na pewno, aż takich idiotycznych myśli Ci nie podsyła! Może... znowu miałeś zawieszkę? Pamiętasz ten twój durny tok rozumowania?
- Tak, ale...
- To co Ci przyszło, do cholery, do tego twojego glonowego mózgu! Ja się pytam co?!
- Ann...okay...?- Dziewczyna znowu miała łzy w oczach.
- Nie wiem, Percy. Czemu Ty tak myślisz?- Zaczęła szeptać. Oparła głowę o moje ramię, a ja jakoś z automatu zacząłem ją kołysać.
- Po prostu...Ann ja... Pomyśl odkąd Cię poznałem występujesz w większości przepowiedni. Ja czuję się tak, jakby to wszystko było moją winą. Wplątałem Cię w mój los, przepowiednie. Wybacz.
- Percy...nigdy tego tak nie odbierałam. Od momentu kiedy Cię poznałam mój świat obrócił się do góry nogami, ale na lepsze! Mam wspaniałego chłopaka...
- Kogo?- Nie mówiła o mnie, jestem tego pewny. Ja? Wspaniały?
- Ciebie Glonie!
- Ja? Wspaniały?
- Tak! Jesteś cudowny, WSPANIAŁY,romantyczny, przystojny, miły, słodki...
- Dobra, przestań- Powiedziałem, bo czułem, że się zaczynam rumienić.
- Percy, jesteś wymarzonym chłopakiem
- A ty, spełnieniem marzeń- Pocałowaliśmy się namiętnie.

*Annabeth*

Co się ze mną dzieje? Najpierw płaczę, potem wrzeszczę, później histeryzuję, później gadam coś czego nigdy nie mówiłam, później podczas pocałunku wpadam w głupawkę. Jak Percy mnie znosi? Percy. Nigdy nie myślałem, że on myśli, że zniszczył mi życie.
- Rybko...?- Zaczęliśmy się śmiać.
- Tak, złotko...?- Ciągle się śmialiśmy.
- Zaraz będzie obiad...
- Wiem...
- I...
- I...?
- Idziesz?
- Z tobą?
- No...
- Nie
- CO?!
- Nie o to mi chodzi!
- A o co?!
- Ann... ja nie chcę, by zaraz wszyscy dowiedzieli się, co mi jest- No tak.
- Rozumiem- Powiedziałam.
- Ann...
- I tak zjesz. Wezmę jedzenie, a ty poczekaj na plaży. Tej- Wskazałam na drzwi, na prywatną plażę. Nie chciałam iść z Percy'm na otwartą, gdyż jeszcze, by coś nas zaatakowało.
- Okay...- Powiedział. Po paru minutach jedliśmy już na plaży. Śmiejąc się i rozmawiając. Chłopak jadł z trudem i bólem, ale widać, że leki dobrze działają. Jestem dobrej myśli.
- Impreza?- Spytał Grover. Jak on nas znalazł?
- Nie- Powiedziałam, wciąż się śmiejąc. Percy się śmiał, ale też trochę podduszał przez jedzenie. To straszne, patrząc na niego miałam ochotę śmiać się i płakać jednocześnie. Zresztą to robiłam.
- O 20 jest ognisko. Macie przyjść, bo was wezmę siłą!- Teraz to i ja i Percy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Co was tak cieszy? To tylko wiadomość od Clarisse- Powiedział satyr, a my momentalnie się uspokoiliśmy. Kozłonóg zaczął się śmiać, a my szybko dołączyliśmy w jego ślady. To był wspaniały czas. Nasza trójka znowu razem, gadamy, śmiejemy się, nikt nie wspomina o złych chwilach. Tego mi brakowało. Popatrzyłam na chłopaków. Im widocznie też.

poniedziałek, 2 marca 2015

rozdział 32 "Zebranie Bogów i załamanie Percy'ego"

*Annabeth*

Kiedy usłyszałam konchę na śniadanie, zaczęłam budzić Percy'ego. Biedny, wczoraj dowiedział się, że musi brać udział w jakiejś misji. I to sam. Mało tego, do pierwszego września został tylko tydzień, a on ma zakaz trenowania do połowy września. Jak ma się bronić, przeżyć? Musimy porozmawiać z Chejronem. Nie pozwolę, by mój narzeczony wyruszył na tę wyprawę, a w szczególności sam. Nie poszliśmy na śniadanie, ale po nim ruszyliśmy do koordynatora obozu. Wszystko mu opowiedziałam, przekazałam list. Percy, był nieobecny, pewnie znowu, za dużo myślał. Chejron westchnął.
- Muszę pojechać na Olimp. Nie ruszajcie się z obozu. Nie chodźcie do lasów i tych twoich skrytek- Kiedy mówił patrzył na Percy'ego. Ciekawiło mnie to, co powiedział. Wiem, że w obozie jest mnóstwo, tajemnych bunkrów, tuneli, wyjść, ale Chejron wyraźnie powiedział, że Percy ma jakieś swoje skrytki.
- Zaraz...jakich TWOICH skrytek?- Spytałam. Zero reakcji.
- Ann...myślę, że Percy Ci wszystko wyjaśni, ale daj mu chwilę- Powiedział koordynator.
- Wrócę najszybciej jak się da- Dopowiedział i wyszedł.
- Percy...?- Nic.
- Percy...chodź...- Powiedziałam i wzięłam chłopaka za rękę. Trochę go ciągnęłam, ale przynajmniej się ruszył. Dotarliśmy do domku Posejdona. Usiadłam z moim narzeczonym na prywatnej plaży.
- Ann, błagam zrób coś, żeby przestał myśleć, bo ja zaraz oszaleję!!!- Na plażę wbiegł Grover.
- Percy!!!- Krzyknęłam. O dziwo ocknął się.
- C..co?- Spytał, jakby się zbudził z jakiegoś transu.
- Przestań tyle myśleć!!!- Satyr wybuchnął.
- Ja...chyba wariuje- Powiedział.
- Nie, to ja wariuje od twojego myślenia- Powiedział Grover, siadając koło nas.
- Ja mówię, poważnie. Nie pamiętam o czym myślałem- Teraz zaczęłam się bać.
- Totalna zawieszka mówisz...? To, by miało sens- Nie rozumiałam, co satyr miał a myśli.
- Co miałoby sens?- Mój narzeczony również nie zrozumiał.
- Zastanówcie się. Ktoś wysyła Ci list, później masz zawieszki? Możliwe, że autor "powiadomienia" jest...
- Bogiem- Powiedziałam.
- Tak. Chejron już wie?
- Tak. Pojechał przed chwilą na Olimp
- To dobrze. Ann nie spuszczaj go z oczu- Powiedział i wyszedł. Percy skulił się w sobie.
- Hej! Będzie dobrze- Powiedziałam i pocałowałam chłopaka.
- Nie wiem czy będzie- Odpowiedział, totalnie przygnębiony.
- Percy spokojnie. Będzie dobrze. Nie pozwolę, byś sam wyruszył na wyprawę. Okay...?
- Okay...- Niestety ten list i ta zawieszka spowodowały, że bomba przygnębień wybuchła. Percy załamał się. Teraz już na sto procent nie pojedzie na wyprawę. Choćbym miała go do siebie przywiązać. Tylko...czy to coś da? Skoro jest możliwość, że to Bóg? Może Hypnos? To by się nawet zgadzało. Mojego narzeczonego trudno wybudzić, jak dzieci Hypnosa. Teraz te zawieszki. To by miało sens. Tylko po co on chce, by Percy wyruszył na jakąś wyprawę? I to sam?

*Posejdon*


Zgadzam się. Nie zgadzam. Słyszę to od kilku minut. Dokładnie jak pewna głupia Bogini powiadomiła nas o swoim niedorzecznym planie.
- Nie ma możliwości, nawet najmniejszych, bym brał w tym udział, a już na pewno się na to nie zgodzę. Teraz jest moim pacjentem i ma zakaz treningów- Powiedział Apollo.
- Muszę powiedzieć, że też...się nie zgadzam. Ja jego u siebie nie chcę. Już na samo wspomnienie o nim boli mnie głowa- Hades się zgadza ze mną, Apollem, Artemidą, Hestią, Hermesem, Hefajstosem, Demeter i Afrodytą. Atena i Zeus się nad tym zastanawiają.
- Dzieciaki muszę się wykazać- Stwierdził Ares.
- Już chyba dużo zrobili. Jeden nawet miał zostać jednym z nas- Powiedziała Artemida.
- Sam byłeś za tym, by został Bogiem- Dodał Apollo.
- Teraz może się jeszcze bardziej wykazać. Hadesie, jeśli umrze, przecież możemy zrobić go Bogiem.
- W sumie racja...
- No właśnie!
- Ale to nie zmienia faktu, że chłopak będzie wkurzony, bo zostawi innych.
- W tedy sam zadecyduje- Powiedział Ares.
-Taaak. W tedy to pewnie uwoli przyjaciół, a sam zostanie. Takie prawo. Nie chcę do końca świata słuchać żalu, nieszczęśliwych zakochanych- Powiedział Hades. Ares parsknął śmiechem.
- Ty?!
- Tak, bo akurat tych zakochanych lubię. Współczuję im, że matka dziewczyny teraz zastanawia się nad tym, czy ma wysłać swojej córki narzeczonego na śmierć, czy nie. Przynajmniej ojciec chłopaka bez zastanowienia się nie zgodził. Chociaż nie jestem pewny, czy zrobiłby to, jakby chodziło o dziewczynę. Może...,bo ją lubi. Albo ze względu na syna. Może...- Hades nigdy nie powiedział takich słów. Wszyscy patrzyli na niego z otwartymi ustami.
- A co do Ciebie Aresie, jeszcze Ci powiem, że jeśli chłopak zginie i stanie się Bogiem to nie będzie  tobą walczył. Będzie przygaszony i nieobecny. Zeusie, bracie, jeśli wyślemy ich na tę misję stracimy najlepszych herosów stulecia! A pomyśl jest tam też twój syn! Ba córka pewnie też! Chcesz stracić ich oboje?
- Masz rację. Kto jest za?- Powiedział Zeus.

*Annabeth*

Percy położył się i zasnął. Po chwili przyszła Kamila.
- Co z nim?- Szepnęła.
- Załamał się. Ten list i jeszcze później miał zawieszkę...
- Bomba przygnębień wybuchła- Powiedziała smutno Kama.
- Taaak- Westchnęłam.
- Kami...czy Percy ma jakieś skrytki?
- Myślę, że sam Ci powie. Ma ich wiele. Kiedy był w szpitalu dał mi mapę, niektórych z nich, ale... na pewno jest ich więcej. Nie mam jej teraz przy sobie. Myślę, że Percy Ci wszystko wyjaśni, pokaże.
- Dzięki...
- Ann...odpocznij, rozerwij się. Ja zostanę i przypilnuję swojego "kochanego braciszka"- Powiedziała i obie zaczęłyśmy się śmiać. Wyszłam, a on chyba kładła zimny okład na czoło Percy'ego. Musiałam pogadać z Thalią, więc poszłam w stronę domku pierwszego. Zapukałam do drzwi.

_________________________________________________________________________________Postaram się dodać nową notkę do soboty, ale mam dużo kartkówek, więc rozdział 33 może pojawić się w sobotę, ale nie wykluczone, że wcześniej, bo jestem trochę przeziębiona i może nie pójdę do szkoły. Mam nadzieję, że się podoba. Proszę o komentarze.
~Nati~