wybrańcy

wybrańcy

czwartek, 30 kwietnia 2015

rozdział 53 " Kto zaginął? Kim jestem? Syn Tartar'a"

*Percy*

Obudziłem się w jakimiś pomieszczeniu. Czułem potworny ból w plecach, brzuchu, prawej ręce i lewym poliku. Byłem strasznie śpiący, a na dodatek czułem się jakbym miał rozpalony do czerwoności pręt w głowie. Straszne uczucie, aż chcesz wymiotować. Do sali wszedł jakiś około dwudziestoletni chłopak, o jasnej czuprynie i wesołym charakterze. Kiedy mnie dostrzegł uśmiechnął się od ucha do ucha i podbiegł do mnie.
- Percy, jak dobrze, że się obudziłeś! Wszyscy się o Ciebie bali. Jak się czujesz?- Spytał mnie blondyn. Okay... czyli mam na imię Percy i przez jakiś czas byłem nie przytomny. Muszę być chyba kimś lubianym skoro wszyscy się o mnie martwili, ale... nie mam pojęcia. Mam kompletną pustkę w głowie, białą, pustą kartkę w pamięci. Chociaż... A...A...Ann...Annabeth! Tak, to imię(jak się skapnąłem) wywiera na mnie olbrzymie uczucie miłości. Jak o nim pomyślę, świat staje się lepszy. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że ona jest moją dziewczyną, ale głowy nie dam sobie uciąć. W ogóle to co ja robię? Leżę i zastanawiam się nad wszystkim zamiast się po prostu spytać tego chłopaka. Nie wiem, ja chyba nie myślę racjonalnie. Proszę już wiem o sobie dwie, a nawet trzy rzeczy. Mam na imię Percy, prawdopodobnie moją dziewczyną jest Annabeth i jestem głupi...Glonomóżdżek, jakby nazwała mnie Ann. Zaraz... ha już cztery rzeczy. Super! Ale to nadal nie wyjaśnia mi gdzie jestem i kim jestem?
- Percy? Słyszysz mnie?- Powtórzył jasnowłosy.
- K...kim jestem?- Spytałem nie swoim głosem. Strasznie dziwnie się czułem, bo po takim pytaniu można się spodziewać wszystkiego, a ja nie chciałem usłyszeć, że jestem zdrajcą, czy mordercą.
- Żarty sobie robisz Percy?- Spytał niepewnym i poddenerwowanym głosem. Pokręciłem przecząco głową. Chłopak położył mi rękę na głowie, a ja momentalnie odetchnąłem z ulgą. Wspomnienia nie wróciły, ale głowa i mdłości minęły.
- Masz gorączkę, a w twojej pamięci rzeczywiście jest pu...prawie pustka- Wymamrotał pod nosem.
- Zaraz przyjdzie tu Annabeth...Ona Ci wszystko wyjaśni- Powiedział i wyszedł. Na dźwięk  imienia "chyba swojej dziewczyny" poczułem coś dziwnego. Nie wiem jak to określić, ale... po prostu poczułem się dziwnie. Drzwi się otworzyły i do sali wbiegła wysoka blondynka o kręconych włosach. Miała na sobie krótkie spodenki i pomarańczową koszulkę z napisem "Obóz Herosów", która opinała się trochę na brzuchu. Czy ona była w ciąży? Czy te dziecko jest moje?
- Perseuszu Jacksonie, ty skończony Glonomózgu, przestań udawać! Apolla sobie mogłeś nabrać i nie wiem jak to zrobiłeś, ale mnie tak łatwo nie nabierzesz! Wczoraj wziąłeś ze mną ślub! Za pół roku urodzi się nasze dziecko! Za chwilę musimy ruszyć na misję, którą ty poprowadzisz! Jesteś synem Posejdona do cholery! Zaginęli Clarisse i Chris! Porwali ich! Masz przestać się wydurniać słyszysz?!- Wykrzyczała to wszystko przez łzy i wtuliła się we mnie. Proszę ile ciekawych rzeczy możesz się dowiedzieć w ciągu chwili. Zacznijmy więc od początku z nowymi informacjami. Nazywam się Percy (Od razu znienawidziłem Perseusza, jakoś dziwnie mi się kojarzy) Jackson, jestem synem Posejdona, wczoraj wziąłem ślub z Annabeth, za pół roku urodzi się nasze dziecko, porwali dwie osoby, a ja mam poprowadzić jakąś misję i ich odnaleźć. Super! Coś jeszcze przegapiłem? Chwila...
- Co to znaczy, że jestem synem Posejdona?- Spytałem. Dobra może i straciłem pamięć, ale... Jestem pewny, że żyję w XXI w., a Posejdon, był Bogiem mórz i oceanów w greckich mitach. Ann podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.
- N...naprawdę nic nie pamiętasz?- Spytała łamiącym się głosem.
-Kiedy się obudziłem miałem białą plamę, nic nie pamiętałem, ale... kiedy, jak się teraz okazało Apollo tak? Powiedział do mnie Percy... wtedy przypomniałem sobie twoje imię. Kiedy tylko o nim pomyślałem poczułem tyle miłości, że wiedziałem, że jesteś moją dziewczyną, że przy tobie świat staje się lepszy, a później jeszcze zacząłem się zastanawiać i... usłyszałem w głowie twój głos. Śmiałaś się i powiedziałaś "Glonomóżdżek, ale nic więcej nie pamiętam. Chociaż...- Nagle poczułem taki ból głowy, że prawie zemdlałem. Krzyknąłem cicho z bólu i złapałem się za głowę.
- Percy?- Powiedziała dziewczyna i mnie objęła. Po chwili ból trochę zelżał i mogłem odpowiedzieć.
- J...jesteśmy w obozie herosów? Mieszkamy razem po drugiej stronie zatoki? Nasza córka ma mieć na imię Jessi? Clarisse jest córką Aresa, a Chris synem Apolla? To para?- Mówiłem łamliwym głosem i czułem jak ból głowy się nasila. Miałem silne mdłości.
- Wszystko co mówisz to prawda, ale nie myśl tyle Glonomóżdżku. Zaraz do Ciebie przyjdę tylko powiem wszystko Apollinowi. Okay?- Powiedziała dziewczyna przytulając mnie i całując delikatnie w czoło.
- Okay...- Dziewczyna wyszła.

*Hugo*

Miałyście porwać tylko jedną osobę! I po jaką cholerę wymazałyście Jacksonowi pamięć?!- Kurde do nich nic nie dociera. One nie rozumieją, że syn Posejdona jest dla nas wszystkich bardzo ważny. Dla nich liczą się najpotężniejsi i najlepsi herosi tylko dla tego, że Violetta zakochała się w Jacksonie, a Isabel w Grece'ie. Nie rozumieją, że jak nas złapią zginiemy torturowani, albo zrobią z nas nieśmiertelnych i będą torturować do końca świata. To po prostu skończone idiotki!
- Ojej nic się przecież nie stało- Powiedziała Isabel.
- Właśnie, moje ciacho tu dotrze, a później będziemy żyć długo i szczęśliwie- Powiedziała jej bliźniaczka.
- Nic do was nie dociera?! Jeśli przyjdą tu całą dwunastką, a Jackson nic nie będzie pamiętać to nasz plan i przepowiednia stracą seans! Skończone z was kretynki! Wszystko trzeb po was naprawiać! Idę pomóc mu w odzyskaniu tej cholernej pamięci! Nigdzie nie idźcie!- Wrzasnąłem i ruszyłem do obozu herosów. Dlaczego to ja mam takiego pecha? Dlaczego jestem po "ciemnej stronie mocy"? Na to odpowiedź jest prosta nie powinienem istnieć. Jestem synem Tartar'a! Mój "kochany tatuś" zakochał się dwadzieścia lat temu w mojej matce. Nigdy jej nie poznałem, bo po...TYM, zginęła, a ja nie wiadomo jak po prostu się urodziłem. Nigdy tego nie ogarnę, ale... nawet chyba tego nie chcę. Zostałem wychowany przez potwory w Tartarze. Od urodzenia czułem, że to co robię jest złe i nie powinienem tego robić, ale potwory mi kazały, a mi do Hadesu śpieszno nie było, zwłaszcza, że nikt się o mnie do tej pory nie dowiedział. Teraz Tartar powiedział mi kto ma zginąć itp. Ja musiałem obmyślić plan i go zrealizować z tymi dwiema "laleczkami-bliźniaczkami". Nie chciałem tego robić, ale to nie ja tu decyduję. Znalazłem się już w "Wielkim Domu". W sali spał chłopak, a nad nim płakała dziewczyna. Do pokoju wszedł Apollo. Położył rękę na czole chłopaka i powiedział:
- Wciąż nic nie pamięta. Jakieś strzępy. Ann chodź już. Przyjdziesz tu jutro, musisz odpocząć
- Okay, ale powiadom mnie kiedy się obudzi
- Oczywiście, chodź- Oboje wyszli. To dla mnie szansa. Wszedłem przez okno do pomieszczenia.

*Annabeth*

Rano weszłam do Percy'ego razem z Apollem. Chłopak dopiero się obudził i... zrobił się cały zielony. Podbiegliśmy do niego, a Bóg skądś wytrzasnął nerkę. Syn Posejdona od razu zwymiotował. Cały się trząsł i miał gorączkę. Kiedy skończył zaczął się chwiać. Apollo przytrzymał go i położył. Percy jęknął. Bóg położył mu rękę na głowie i chłopak cicho westchnął.
- Pamiętasz wszystko- Spytał Apollo. Miałam nadzieję, że powie tak. Błagałam o to wszystkich. Nawet te przeklęte fata. Mój mąż kiwnął głową, że "tak", a ja we wewnątrz prawie skakałam z radości. Właśnie, prawie. Patrząc na niego, jak cierpi z powodu bólu głowy... nie mogłam powstrzymać tej jednej łzy.
- Będzie dobrze. Napij się- Powiedział Bóg, podając mu czarę z nektarem. Percy, powstrzymywany przez Apolla, wypił po woli napój. Kiedy skończył i z powrotem leżał, zamknął oczy.
- Śpij. Dopóki nie zaśniesz nie cofnę ręki, a jak się znowu obudzisz będzie już wszystko dobrze- Powiedział Bóg, a mój mąż po paru minutach zasnął. Apollo wyszedł, a ja zostałam z Percym. Kiedy się obudzi i będzie na siłach, by stać od razu całą dwunastką ruszamy na misję uwolnienia Clarisse i Chrisa, ale... czuję, że to dopiero początek, że zaczyna się spełniać nasz kolejna Wielka Przepowiednia.

rozdział 52 "Przerwana uroczystość cz.2"

*Percy*
Mieliśmy tylko trzy dni, by nauczyć się tańczyć. Pierwszego dnia zaatakowały nas potwory, a drugiego cały dzień łaziliśmy po sklepach. Wczoraj Afrodyta i jej dzieci cały dzień pilnowały, bym nie spotkał się z Ann. Oznacza to, że w ogóle nie ćwiczyliśmy i, że nasz pierwszy taniec będzie komedią dla innych, a dla nas tragedią. Staliśmy na środku parkietu, wokół nas było pełno herosów, Bogów, ale też śmiertelników. Patrzyłem na najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Przyznam, że nie mogłem się przyzwyczaić do Annabeth w sukience. Wyglądała nieziemsko, ale… bez sztyletu nie była sobą. Ona chyba uważała podobnie, bo cały czas przygładzała suknie w miejscu gdzie zwykle była broń. Annabeth miała minę pomieszaną z rozbawieniem i wstydem. Nagle na jej twarzy pojawiła się rezygnacja. Piosenka Marry You zaczęła lecieć, a my parsknęliśmy śmiechem i zaczęliśmy tańczyć. Szczerze powiem, że nie było istoty, która by się nie śmiała. Niektórzy śmieli się przez łzy wzruszenia, np. Nasze matki, ale pomińmy to. Przyznam, że szło nam całkiem nieźle. Nie deptałem i nie wpadałem na Ann, więc mogę uznać to za sukces. Kręciliśmy się w kółko, robiliśmy obroty, cofaliśmy się i przybliżaliśmy, a przy tym śmieliśmy się i robiliśmy głupie miny. Piosenka się skończyła i wszyscy zaczęli nam bić brawo. Wszyscy zostali na parkiecie. Muzy zaczęły grać jakiś wolny kawałek, a ja i moja żona postanowiliśmy „podszkolić się w tańcu”. Przetańczyliśmy godzinę i poszliśmy do stolików jadalnych. Na nasze usprawiedliwienie. My mogliśmy przetańczyć całą noc, ale jak wszyscy poszli do stolików, a przystawka została podana, a na dodatek jesteście młodą parą, nie możesz nie zjeść. Po jedzeniu, (które trwało wieczność) odbyły się konkursy. Wiecie, że Thalia złapała welon, a Nico muszkę? Wiem, że to tylko stary przesąd, ale w moim świecie to na pewno nie był przypadek. Nie tylko ja tak uważałem, bo później Afrodyta zaczęła rozmawiać z Zeusem, Hadesem, no i oczywiście „następną młodą parą”. Wiecie te rozmowy pt. „Kiedy ślub”, „W jakim stylu”, „Jaki smak tortu”, „Jakie obrączki”, „A dekoracje?”. Naprawdę im współczułem, bo Afrodyta nie odpuści i po weselu będzie ich gnębić do momentu kiedy na ich przyjęciu kolejni szczęśliwi-nieszczęśliwi złapią welon i muszkę.  Tańczyłem razem z Annabeth do jakiegoś wolnego utworu. Była za pięć dwunasta. Równo o północy Ann ma powiedzieć „TAK!!!”, na wcześniejsze pytanie, które mam zadać ja, a mianowicie „ Mam Ci coś zaśpiewać  kochanie?”. Ten „uroczy” scenariusz dostaliśmy pięć minut temu od Bogini miłości i piękności. Bogowie, jak ja się boję! Dobra śpiewanie dla Ann po tylu latach znajomości i zaufania to jedno, ale śpiewanie przed tyloma Bogami, wszystkimi obozowiczami, naszymi śmiertelnymi rodzicami, to… straszne! Spalę się ze wstydu! Piosenka się skończyła, a to oznaczało tylko jedno. Ratunku!!!
- M… mam Ci coś zaśpiewać k… kochanie?- Spytałem trochę drżącym głosem. Na „k… kochanie” prawie parsknęła śmiechem. W sumie ja też. „Kochanie”  to takie… nie nasze. „Glonomóżdżek” i „Mądralińska” to jest nasze, ale… co się będę kłócił z Afrodytą.

- Ta… NIE!!!- Krzyknęła Ann.
- Co?- Spytałem w szoku z Afrodytą. Chyba nie tylko ja nic z tego nie rozumiałem.
- Schyl się!- Krzyknęła, a ja nie wahając się, od razu wykonałem polecenie. Zostałem obsypany pyłem. Sytuacja w mgnieniu oka się zmieniła. Bogowie i herosi bronili śmiertelników i samych siebie. Ja i Ann nie mieliśmy ochrony. Szybko potwory zaczęły nas otaczać i już po chwili leżałem na Annabeth, osłaniając ją przed mitologicznymi stworzeniami. W myślach zawołałem Posejdona. Po chwili poczułem pył i ktoś odwrócił mnie na plecy.
- Percy, słyszysz mnie?- Spytał Posejdon. Pokiwałem głową, ale wiedziałem, że tracę coraz więcej krwi. Potwory rozszarpały mi blizny na plecach i na koniec przedziurawili mi brzuch sztyletem na wylot(rana wlotowa na plecach, wylotowa na brzuchu). Krew była wszędzie, a ja traciłem przytomność. Widziałem skupioną twarz Apolla próbującego zatamować krwotok. Widziałem przerażoną Ann, której na szczęście nic nie było. Widziałem roztrzęsionego Posejdona i... widziałem ciemność. Zagłębiałem się w niej coraz głębiej i głębiej...
- Percy błagam Cię nie zasypiaj. Słyszysz? Walcz z tym! Dasz radę!- Usłyszałem z oddali głos Apolla.Usiłowałem skupić wzrok, rzadko się zdarza, że Bóg Cię o coś błaga, więc... musisz go posłuchać, to musi być ważne. 
- Trzymaj się i nie zasypiaj. Wszystko będzie dobrze, tylko nie zamykaj oczu, nie zasypiaj- Usłyszałem zdenerwowany głos Apolla. Poczułem jak ktoś ostrożnie przenosi mnie na nosze, a później... widziałem tylko ciemność. Nie zamknąłem oczu. Po prostu...

*Annabeth*

Nagle zrobiło się ciemno. Jakby ktoś zgasił słońce. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy. Rozejrzałam się. Dzieci Apolla i Asklepiosa biegały i opatrywali rannych. Percy, niesiony przez dwójkę herosów, był prawie nieprzytomny.
- Percy słyszysz mnie?- Spytałam, bo miał pusty wzrok. Pokiwał głową. Westchnęłam, uśmiechając się z ulgą.
- Trzymaj się Glonomóżdżku- Powiedziałam, a on mrugnął, że zrozumiał i będzie się starał. Przez całą drogę trzymałam go za rękę i mówiłam do niego. Kiedy dotarliśmy do Wielkiego Domu, Apollo od razu się nim zajął. Siedziałam i patrzyłam na wszystkich wchodzących obozowiczów. Śmiertelnicy zostali odesłani do domów. Pani Jackson, była wściekła, że nie może być ze swoim synem, ale w końcu poszła. Zobaczyłam Kamilę z jakimiś drobnymi zadrapaniami.
- Gdzie Percy?- Spytała siadając koło mnie. Poczułam łzy na policzku.
- On... osłaniał mnie i... ma rozwalone plecy i... on...jest przebity na wylot sztyletem- Moja...szwagierka mnie przytuliła.
- Wyjdzie z tego. Jest silny i się nie poddaje. Nie denerwuj się- Powiedziała. W ciągu dwudziestu minut zobaczyłam już wszystkich obozowiczów. Prawie wszystkich.
- Gdzie jest...?

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

rozdział 51 "Przerwana uroczystość cz.1"

*Violetta*

- Odpuście ich sobie! Teraz są pod ścisłą kontrolą Bogów. Jeśli jeszcze raz na nich napadniemy, to nas złapią! Przypominam, że to ulubieńcy Bogów i doskonale wiedzą, a jak nie to i tak widzieli ślady, po tym co im zrobiliśmy! Nie mam ochoty przechodzić przez te tortury!- Hugo wrzeszczał tak na nas od godziny. Szczerze nie wiem dlaczego on się tak stresuje? Włamaliśmy się na Olimp i to pod nosem Apolla! Włamanie do obozu, bułka z masłem. Wystarczy tylko jeszcze włamać się i kogoś porwać. Nie musi to być nawet Pelsiak, czy Grece.
- Słuchajcie, niedługo odbędzie się ślub Jacksona. To idealny moment by porwać kogoś z ich przyjaciół. Nasza dwójka na pewno wyruszy na misje, by go odbić. Prosto w naszą pułapkę- Powiedziała Isabel. To, był plan.
- Złapią nas. Na ślubie i weselu będzie masa osób.Bogowie będą pośród wyszkolonych herosów. Nie ma szans- Hugo zawsze taki jest. Jest tchórzem zazdrosnym o swoją siostrę, bo zakochała się w synu Zeusa. Po pewnym czasie chłopak w końcu się zgodził.
- Ślub już jutro, bierzmy się do roboty- Powiedziałam.

*Percy*

Normalnie kiedy zaczynasz planować ślub, masz sporo czasu. W moim przypadku o swoim ślubie dowiedziałem się wraz ze swoją narzeczoną ostatni. Kto, by pomyślał, że już po trzech dniach wszystko będzie gotowe. Dziś mój wielki dzień. Siedziałem sobie na basenie z Posejdonem i uczyłem się nowych sztuczek. Było to nawet zabawne. Dajmy na przykład to, że notorycznie zwalałem Posejdona do wody. Kiedy ponownie wylądował w basenie, nie wytrzymał.
- Skup się. Wiem, wiem, ślub itp., ale powinieneś się czymś zająć. Jesteś strasznie zdenerwowany i zdezorientowany- Powiedział.
- Wcale nie. Jestem spokojny i niczym się nie przejmuję! Nie widać?!
- I dlatego na mnie wrzeszczysz?- W sumie miał rację. Strasznie się denerwowałem i bałem, że coś nie wyjdzie. Moja intuicja dawała o sobie znać. Odetchnąłem głęboko.
- Ja po prostu... Ja nie mogę pozbyć się takiego... takiego wrażenia, że to wszystko zakończy się jakąś katastrofą. Sam nie wiem...
- Rozumiem Cię, ale się nie martw. Na uroczystości będzie masa Bogów. Macie zapewnioną ochronę i pomoc. Nie przejmuj się. Chociaż w sumie... Nikt już Cię nie obroni przed katastrofą związaną ze ślubem. Wiesz... morze nie lubi węzłów- Odpowiedział, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem na ostatnie słowa.
- Przed tym nie chcę się bronić- Powiedziałem.
- Percy tylko... wiesz jeśli zrobisz cokolwiek co zrani Ann... pamiętaj mamy wtedy oboje przerąbane u Ateny, a wątpię by cokolwiek, nawet najsilniejszy urok Cię przed nią obronił- To mnie trochę zdziwiło. Czyżby Posejdon coś wiedział? Może... I tak już wiem co zrobić, by do tego nie doszło. Dam radę.
- Nigdy do tego nie dojdzie- Powiedziałem grobowym tonem. Posejdon się wzdrygnął, ale od razu się opanował.
- No mam nadzieję, bo ja nie mam ochoty cierpieć przez całą wieczność z powodu...
Usłyszeliśmy wrzask Afrodyty, że mamy natychmiast przyjść, bo inaczej rzuci na nas jakąś klątwę, czy co.
- Lepiej chodźmy, bo zaraz będziemy mieć wściekłą boginię, rzucającą urokami na prawo i lewo- Powiedziałem i wyszliśmy z basenu. Siedziałem w którymś z pokoi, aktualnie zajętym przez Afrodytę i słuchałem narzekań na rozerwany policzek. Tak, o dziwo nektar i ambrozja nie zadziałały i wciąż miałem ranę na lewym poliku i przedziurawioną na wylot prawą dłoń.
- Może to jakoś zatuszujemy? Zaraz gdzie ja miałam ten podkład i puder?- Zaczęła grzebać w swojej kosmetyczce, a ja rzuciłem błagalne i trochę przerażone spojrzenie Apollinowi i Posejdonowi, którzy stali w wejściu. Mój ojciec ledwo powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu. Na szczęście Apollo, był wyraźnie zdenerwowany i zaczął machać przecząco głową.
- Nie możesz tego zrobić! Afrodyto jeśli przykryjesz to toną make-upu, to może wdać się zakażenie. Będzie to wyglądać jeszcze gorzej- Powiedział z jakimś napięciem.
- To czym niby mam to zamaskować?!- Krzyknęła Bogini i dla efektu wskazała na moją twarz prawie mnie w nią uderzając.
- Mam pewien pomysł...- Zaczął Apollo.
- Czyżby? Czy w godzinę przeprowadzisz jakąś operacje, czy zabieg i wyleczysz, coś czego nie możesz się pozbyć od dwóch dni?- Prychnęła.
- Nie... Mam BEZPIECZNĄ maść, która przykryje ranę i nie doprowadzi do zakażenia, ale...
- To dlaczego nie przykryłeś jej wcześniej?!
- Ponieważ nie było takiej potrzeby, a rana mimo wszystko nie powinna być przykryta. To może powodować opóźnienie w procesie gojenia- Odpowiedział.
- Jakby w ogóle taki proces się zaczął- Prychnęła. - Mógłbyś w końcu to przykryć? Mamy zaledwie pięćdziesiąt minut!- Apollo wyczarował z powietrza jakieś pudełeczko, a w środku znajdował się jakiś malinowy krem. Spojrzałem pytająco na Boga.
- Nie martw się maść nie zostawia śladów. Jedyne co robi to zostawia delikatny zapach malin i ich smak, była jeszcze inna, ale tamta zostawiała smak i zapach błota i krowiego łajna, więc...
- Nie ma sprawy- Powiedziałem pośpiesznie skacząc w duchu z radości. Myślę, że wtedy Ann nie pocałowałaby mnie już do końca świata. Kiedy Apollo nałożył "malinową maść" zdziwiłem się, bo myślałem, że czeka mnie nieopisany ból, a tymczasem to właśnie męki po ranie zelżały. Przyjąłem to z wielkim entuzjazmem. Kolejne dwadzieścia minut spędziłem na przebieraniu się w garnitur i wysłuchiwaniu uwag Afrodyty o tym, że mógłbym wyglądać o wiele lepiej gdybym nie strzelał focha. Super! Na szczęście czas uciekał, więc ruszyliśmy w stronę miejsca, gdzie ma się odbyć uroczystość. Fajnie, że nie miałem pojęcia dokąd idę i, że nie wiedziałem co zastanę na miejscu. Po prostu ekstra! Tak to był sarkazm. Byłem wściekły i bałem się co zastanę na miejscu. Mam nadzieję, że Afrodyta nie postanowiła się odegrać za ten "mały bunt" w przymierzalni.

*Annabeth*

Byłam już gotowa. Stałam teraz na samym początku ścieżki zrobionej z kwiató, a na końcu stał Percy. Widok, był... zdumiewający. Spodziewałam się przepychu i różu, a tu...  po prostu plaża, kwiaty, krzesła. Nawet nie było widać wtrącających się mocy Bogów.


Moja sukienka, była fantastyczna. Nigdy sama, bym jej nie wybrała, ale... kurczę ta suknia była... po prostu MOJA!

Percy wyglądał cudownie. Bogowie zatuszowali ranę na jego policzku. Moje przedramię również pokrywała maść. Zdziwiło mnie, że nie posmarowali nią dłoni chłopaka. Wciąż przykrywał ją nowo nałożony, gruby bandaż. Stał na końcu mojej drogi i się uśmiechał w ten swój sarkastyczny sposób, w którym się zakochałam(wiem na zdjęciu się nie uśmiecha - od autorki).
Mój ojciec poprowadził mnie do "ołtarza", a ja stanęłam i spojrzałam w ten niesamowite oczy mojego męża. Nie mogłam uwierzyć, że już za chwilę będziemy małżeństwem. Chciałam krzyczeć z radości. Jedyna rzecz jaka mnie wnerwiała to to, że Hera udzielała nam ślubu, ale jakoś to przebolałam. Nasza przysięga małżeńska i "pierwszy pocałunek młodej pary", były cuuudowne, niezapomniane. To, był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Po ślubie, zaczęło się nasze wesele. I oczywiście pierwszy taniec. Nie mogłam się tego doczekać, bo tak naprawdę nie ćwiczyliśmy. To będzie komedia.

piątek, 24 kwietnia 2015

rozdział 50 "Potwory w obozie"

*Percy*

Nagle usłyszeliśmy ryk potworów. Byliśmy jeszcze w obozie, więc pomyślałem, że i tak bariera ich powstrzyma. Ja naiwny. Już po chwili stałem z orkanem, opierając się plecami o Ann. Na przeciwko nas było jakieś osiem Minotaur'ów i pięć piekielnych ogarów, były też dwa cyklopy i trzy mantikory. Bałem się o swoją narzeczoną. Tak szczerze miałem nadzieję, że to kolejny koszmar. Niestety to nie sen, przepowiednia zaczęła się spełniać.

*Annabeth*

Razem z Percy'm nie atakowaliśmy. Ja byłam w trzecim miesiącu ciąży, a mój narzeczony, dawno nie ćwiczył i szybko się męczył. Po ostatniej wojnie z Kronosem, w obozie znajdowało się o wiele więcej obozowiczów, ale większość wróciła na rok szkolny do domu. W obozie znajdowali się tylko: Thalia, Nico, Josh, Emilii, Jason, Piper, Frank, Hazel, Leo, Kamila, Clarisse, bracia Hood i jakiś chłopak i dwie dziewczyny od Apolla. Te dwie dziewczyny to bliźniaczki i ich chłopakami byli synowie Hermesa, a chłopak to Chris, "szczęściarz" od Clarisse, no i oczywiście ja i Percy. Wracając jak już zdążyliście się zorientować dużo nas nie było. Zaledwie osiemnaście osób, na osiemnaście potworów. Oczywiście nie było żadnego opiekuna, bo było jakieś zebranie na Olimpie z powodu "nowej przepowiedni" lub innymi słowy " nowej misji". Zaczęłam szybko obmyślać strategie. Ja i Percy mieliśmy marne szanse i oboje mieliśmy "zakaz" walki. Nim jednak zdołałam się nad tym poważnie zastanowić rzucił się na mnie Minotaur. Percy od razu skoczył na niego, a w jego oczach widziałam wściekłość. Zawsze tak miał jak ktoś atakował mnie, a od kiedy miał potwierdzenie, że jestem w ciąży to wpadał w furię jak ktoś mnie chociaż dotknął! Rozejrzałam się, by zobaczyć jak radzą sobie inni. Jason i Thalia walili piorunami w parę cyklopów. Piper, Hazel i Clarisse walczyły z trzema mantikorami. Josh i Emilii zajęli się dwoma piekielnymi ogarami, a Nico (używając szkieletów i swoich "mrocznych mocy") zajął się pozostałymi "psami". Podwójna para bliźniąt rzuciła się na Minotaura, a Kamila (używając wody ; dlaczego Percy na to nie wpadł?) i Leo (używając ognia) załatwiali dwa kolejne. Frank ( tak, to chyba był Frank) zamienił się w "małego" smoka i rozwalił jeszcze trzy pozostałe potwory. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że brakuje mi jeszcze jednego Minotaura. Za późno. Nagle poczułam silny ból w przedramieniu. Minotaur wbił mi cały róg w rękę, a ja zostałam przygnieciona do drzewa. Straciłam przytomność.

*Percy*

Szybko skończyłem ze swoim potworem i spojrzałem na Ann. Była przygniatana do drzewa przez ostatniego Minotaura, a w jej przedramieniu tkwił czarny róg. Podbiegłem i wbiłem we włochate plecy potwora orkan, aż po rękojeść. Usłyszałem przeraźliwy ryk i potwór zniknął, zostawiając róg (jako "trofeum") w ręce mojej narzeczonej. Chłopak Clarisse (wiem, wiem, biedak, ale ale mam ważniejsze sprawy na głowie) podbiegł do nas i wyjął róg z przedramienia Ann. Od razu zaczęła tryskać krew, ale Chris miał apteczkę. Szybko zaczął tamować krwotok, moim zadaniem było nafaszerowanie Ann nektarem i ambrozją. Ręce mi się trzęsły jak nigdy! Bałem się o nią i dziecko. No tak mogłem się tego spodziewać. Bogowie jaki ja byłem głupi! Sam gadałem z przepowiednią, wszystko przemyślałem, to ja miałem oberwać! Jedyne szczęście w nie szczęściu to to, że róg nie wbił jej się w brzuch, głowę lub serce. Chris zdołał już zatamować krwotok i zabandażował ranę. Razem z nim przeniosłem Ann do wielkiego domu i zawiadomiliśmy Chejrona o ataku. Nasi przyjaciele wyszli z tego z jakimiś zadrapaniami. Sam miałem rozcięty policzek i przedziurawioną rogiem "swojego" Minotaura rękę. Ból, był koszmarny, ale miałem to w nosie. Najważniejsza była Ann. Kiedy po paru minutach zjawił się Apollo, miałem mroczki przed oczami i dostałem wysokiej gorączki, ale i tak uparcie twierdziłem, że nic mi nie jest. Emilii jednak od razu zajęła się moim polikiem i dłonią.
- Jeśli powiesz mi jeszcze raz, że nic Ci nie jest, to osobiście Ci przywalę- Wycedziła przez zaciśnięte zęby. Nie odezwałem się więc już ani słowem. Apollo powiedział, że z Ann i Jess nic nie jest i muszą tylko odpoczywać. Bóg kiedy mnie zobaczył natychmiast mnie zbadał. Niestety nic z tego nie pamiętam, bo gdy tylko wstałem (podtrzymywany przez Apolla) momentalnie zemdlałem.

*Emilii*

Siedziałam z przyjaciółmi w Wielkim Domu i zajmowałam się opatrywaniem ran. Najpierw zajęłam się Percy'm, bo miał rozcięty cały lewy policzek i przedziurawioną na wylot dłoń. Oczyściłam to (na szczęście mieliśmy nektar i ambrozje, bo nie wiem, czy wytrzymał by z bólu, który i tak był właściwie nie do wytrzymania) i zabandażowałam. Chłopak mówił, że nic mu nie jest, ale po chwili dostał wysokiej gorączki, a jego oczy były zamglone. Na szczęście Ann i dziecku nic nie było, więc Apollo od razu zbadał (po chwili już nieprzytomnego) chłopaka. Teraz bandażowałam nogę Josha. Mój chłopak nie narzekał, bardziej przejmował się mną, ale ja miałam delikatne zdrapania.
- Jak te potwory się tu dostały?- Spytała ze złością Thalia. Była wściekła, bo Nico leżał nieprzytomny z wyczerpania.
- Nie mam pojęcia, ale to znaczy, że jest poważny problem- Odpowiedział Chris.
- Super! Właściwie można się tego było spodziewać! Najpierw atakują i porywają najlepszą dwójkę herosów (nie umknęło mi, że Jason wzdrygnął się po tych słowach), oczywiście ICH zdaniem! Później ponawiają atak na Olimpie! No tak, obóz to nic w porównaniu z siedzibą Bogów!- Clarisse się wściekła. Apollo wyszedł z pokoju.
- I co z Percy'm?- Spytała Kamila. Ona i Leo jako jedyni nie mieli nawet otarcia.
- Nic poważnego. Jak tylko się obudzi będzie mógł normalnie funkcjonować, tylko musi uważać na tę rękę- Odpowiedział.- A co z wami?- Spytał. Wszyscy (przytomni) powiedzieli, że "okay...". Apollo zbadał jednak, każdego z osobna. Zaczynając od nieprzytomnych, a kończąc na Kamili i Leonie, którzy byli tylko mocno zmęczeni. Widziałam już nie raz syna Posejdona po "akcji woda", zawsze wyglądał na wyczerpanego, spoconego i bladego. Tak samo wyglądała ta dwójka. Wszyscy mieliśmy zostać w Wielkim Domu na obserwacji. Właściwie nic nikomu się nie stało, ale "trzeba mieć pewność", jak to wszyscy nam powtarzali.

*Annabeth*

Obudziłam się rano. Miałam zabandażowane przedramię, ale poza tym nic mi nie było. Czułam się świetnie. Rozejrzałam się. Leżałam z pozostałymi obozowiczami w infirmerii. Koło mnie leżał Percy. Spał spokojnie, a ja dopiero teraz zauważyłam zakrwawiony, grubo nałożony bandaż na jego dłoni. Nagle usiadł gwałtownie i ledwo pohamował się przed krzyknięciem (tak samo jak ja). Rozejrzał się dzikim i pustym wzrokiem. Cały dyszał. Kiedy mnie dostrzegł zaczął powoli się uspokajać.
- Koszmar?- Szepnęłam. Pokiwał głową. Zauważyłam, że ma też bandaż na policzku, który również był lekko zakrwawiony.
- W porządku?- Spytałam. Znowu tylko kiwnął. Zrozumiałam, że musiało go to bardzo boleć. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale nagle usłyszałam przyciszony i urwany krzyk Jasona. Wyglądał podobnie jak Percy, ale on miał zabandażowaną nogę i głowę.
- W porządku?- Spytałam chłopaka, który siedział naprzeciwko mnie.
- T...tak- Odpowiedział drżącym głosem. Zachowywał się zupełnie jak Percy. Widać jego też dręczyły koszmary. Chłopcy wymienili spojrzenia i w tym momencie po kolej budzili się pozostali. Nikt nie wyglądał źle, więc po "kontroli" Apolla, mogliśmy spokojnie wrócić do domu.
_________________________________________________________________________________

Hej! Bez obaw ślub odbędzie się w ciągu dwóch/trzech rozdziałów. Jak wcześniej wspomniałam wyjeżdżam, ale zabieram laptopa, a internet jest na miejscu, więc może w weekend pojawi się jakiś rozdział. Jaden niestety na razie nie piszę innego bloga, ale miałam taki pomysł i może wkrótce założę drugiego. Pozdrawiam wszystkich.
~Nati~

czwartek, 23 kwietnia 2015

rozdział 49 " Przedślubna gorączka Afrodyty"

*Percy*

Od tygodnia dręczą mnie koszmary. Dokładnie tydzień temu spotkałem się z wyrocznią, a on musiała mi wszystko wyjaśnić. Zawsze trzeba było się wszystkiego domyślać, a ona nagle wszystko wyjawia, tłumaczy i nawet dyskutuje ze mną na ten temat! No normalnie szczyt wszystkiego! Wiem, sam zawsze narzekałem na niejasność przepowiedni, ale teraz wszystko cofam. Na prawdę macie prawo mnie walnąć jak znowu zacznę narzekać na niejasne przepowiednie. Tak nawiasem mówiąc Ann też ma takie prawo, więc z chęcią zrobi to za was. Co się teraz dzieje? Właśnie trwają przygotowania do mojego ślubu i wesela. Tak wiem uroczo i powinienem skakać z radości, ale biorąc pod uwagę fakt, że niedługo wyruszamy na misję, a ja będę musiał chronić dziesięcioro półbogów i moją żonę w ciąży. Postanowiłem jednak nie zamartwiać się tym wszystkim i przymierzyć chyba setny garnitur na tę uroczystość. Może od początku. Do tej pory nie rozmawiałem z nikim na temat przepowiedni. Kiedy wracaliśmy do naszego domu natknęliśmy się na braci Hood, którzy z co najmniej połową obozowiczów stała i wołała "Ślub! Ślub! Ślub!". W tamtej chwili byłem tak roztrzęsiony, że ledwie to do mnie docierało. Annabeth musiała, więc sama ich uspokajać. Po chwili jednak, kiedy wszyscy obozowicze, satyrowie, driady i nimfy dołączyli do wołających, poddała się. Tak, więc nasz ślub i wesele miało się odbyć w ekspresowym tempie, bo gdy tylko Ann wykrzyknęła " Dobra!" znikąd pojawiła się Afrodyta i razem ze swoimi dziećmi zaczęła wszystko szykować, narzekając przy tym, że musimy się naprawdę śpieszyć, by sukienka nie była zbyt obcisła na brzuchu. No w sumie Ann jest w trzecim miesiącu ciąży, a jej brzuch nabiera kształtów, ale jak dla mnie to moglibyśmy wziąć ślub w obozowej koszulce i dżinsach, a i z dzieckiem w wózku. Co za różnica! Niestety dziś z samego rana Afrodyta wybrała się z nami po ciuchy na wesele. Ann poszła z Ateną, Thalią, Emilii, Kamilą, Piper oraz Hazel. Mi przypadli Posejdon, Nico, Josh, Leo, Jason i Frank. Grover i Kalina mieli ważniejsze sprawy, a właśnie mówiłem już, że zostanę wujkiem? Nie? No to muszę powiedzieć, że od wczoraj nim jestem. Dziwne, że to przegapiłem..., a no tak przepowiednia, stres, szpital, sam się dowiedziałem tego dopiero wczoraj, widać Grover też był zajęty. W końcu latał ode mnie do Kaliny. Teraz zrozumiałem jego zmęczenie. Wracając od kilku godzin przymierzam garnitury, moi przyjaciele jak i "kochany tatuś", mają z tego niezłą bekę. Afrodyta biega od Ann do mnie i krytykuje każdy strój, który wcześniej sama wybrała! Naprawdę nie wiem jak Annabeth to znosi, ale biorąc pod uwagę to, że kiedy ostatni raz widziałem Afrodytę, była oburzona myślę, że tak samo jak ja.
- Ty też zaczniesz tutaj strzelać focha i nie wyjdziesz z przymierzalni?!- Usłyszałem zdenerwowany głoś Bogini. No to już wiem co robiła Annie i w sumie to był genialny plan.
- Tak!- Odkrzyknąłem tylko. Miałem po prostu dość.
- Super! Po prostu super! Macie natychmiast wyjść z tych durnych przymierzalni i mam w głębokim poważaniu to, że możecie pójść w normalnych ciuchach! Nie wyjdziemy z tego salonu dopóki nie będziecie wyglądać jak idealna para młoda! Mamy do załatwienia jeszcze ważniejsze sprawy niż jakieś durne stroje weselne!- Afrodyta wybuchła, a ja z szoku wyłoniłem głowę za kotary, a szczęka opadła mi chyba do podłogi. Zobaczyłem, że głowa Ann wyłaniająca się zza zasłony dzielącej część żeńską z męską, jest w takim samym stanie co ja. Nasi towarzysze, w tym Bogowie, również wyglądali na mega zszokowanych. Afrodyta powiedziała " durne stroje weselne"? Popatrzyłem się z Ann najpierw na Boginię, a później na siebie, uśmiechnęliśmy się do siebie i zasłoniliśmy kotary. Może Afrodyta zostawi nas w spokoju i pójdzie załatwiać te "ważniejsze sprawy".
- Świetnie, sama wybiorę wam stroje bez konsultacji z wami i nie ręczę za to co z tego wyjdzie, bo mnie naprawdę wkurzyliście!- Dobra chciałbym powiedzieć, że siedzieliśmy w przymierzalniach nie ugięci, ale już wyobrażałem sobie nasze stroje i szczerze powiem wolałbym już zmierzyć się z całą armią Ares'ów, Kronos'ów i innych niż włożyć taki strój, Annabeth widocznie pomyślała o tym samym, bo wyszła z przymierzalni i odsunęła dzielącą nas zasłonę.
- No, skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, marszem do przebieralni i czekajcie na kolejny strój- Powiedziała triumfalnie Afrodyta, a my rzuciliśmy jej spojrzenie godne seryjnego mordercy. Naprawdę po co była ta afera z nie wychodzeniem z przebieralni skoro i tak czekaliśmy na kolejne kreacje Afrodyty. Oboje głośno westchnęliśmy i wróciliśmy za kotary. Po dwóch godzinach męczarni w końcu mieliśmy strój, który "nawet się nadawał, ale gdybyśmy nie strzelali fochów to byłby to na pewno o wiele lepszy strój, a ten nawet mu do pięt nie dorównuję", jak to pięknie ujęła Afrodyta. Bogini postanowiła nie mieszać na w te " ważniejsze sprawy", więc wróciliśmy do domu. Naprawdę byłem wykończony.
- Podoba Ci się twoja "nawet nadająca się" kreacja?- Spytałem Ann.
- Jest wspaniała i chyba gdybym się tam nie rozpłakała razem z Ateną to Afrodyta nigdy, by nie odpuściła. A tobie podoba się ten twój " nawet nadający się" strój?- Oczywiście znała odpowiedź. To, że pomiędzy nami była zasłona nie oznaczało, że siebie nie słyszeliśmy.
- Oczywiście, chociaż moje skoki pod sam sufit i dziękowanie Bogom na kolanach było ulgą, że to już koniec- Odpowiedziałem i nie, nie żartowałem i to nie była przenośnia.
- Tak... wiesz, że większość naszych towarzyszy to nagrała?
- Nazwiska- Powiedziałem głosem nie znoszącym sprzeciwu i jednocześnie spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek.
- No wiesz... Na pewno Grece...
- Ale Thalia czy Jason?
- Kazałeś podać nazwiska- Usprawiedliwiła się Ann.
- Dobra, kto jeszcze?
- Grece, Grece, di Angelo, Sun, Moon, Mclean, Valdez i Jackson
- Jackson!!!- Usłyszeliśmy wściekły głos Clarisse.
- Co?!- Odkrzyknąłem, ale jak zwykle z Kamilą.
- Mamy do pogadania!- Dziewczyna, była wściekła.
- Co znowu zrobiłem?
- Co znowu zrobiłam?
- Och przymknijcie się wreszcie!- Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem dziewczynę w takim stanie, zwracając się do mnie. Chyba jak "przez przypadek" oblałem ją wodą z kibla.
- Ale o kogo Ci chodzi? Co się stało?- Spytała uspokajająco Annabeth. Chyba domyśliła się, że razem z siostrą zaraz znowu coś palniemy i pogorszymy sytuację.
- Chodzi mi o twojego przyszłego męża- Kamila odetchnęła z ulgą i wybuchła śmiechem. Miałem ochotę ją trzepnąć, więc nie zdziwiłem się jak po chwili stała cała mokra i patrzyła na mnie z mordem w oczach.
- O co chodzi?- Powtórzyła pytanie Annie.
- O to, że podobno dziękował bogom na kolanach i skakał z radości pod sam sufit, a mnie przy tym nie było! Na dodatek nikt nie chce pokazać mi nagrania, na którym to uwieczniono- Powiedziała córka Aresa.
- Spoko, Kamila może pokazać Ci te nagranie, a ja przy okazji się pośmieję- Odpowiedziała.
- Że co proszę?
- Percy wyluzuj się- Odpowiedziała moja "kochana" siostra i już po chwili pokazywała nagranie Clarisse. Po prostu super. Gorzej już chyba być nie może! Oczywiście te moje "wspaniałe wyczucie czasu". Mogło być i to bez porównania o wiele, wiele, wiele gorzej.
_________________________________________________________________________________

Hej. Pozdrawiam wszystkich. Chciałam was poinformować, że nie wiem czy nowa notka pojawi się jeszcze w tym tygodniu, bo wyjeżdżam na weekend, ale do wtorku na sto procent będzie. Dzięki za twoje wcześniejsze pomysły Jaden Schiver. Jakbyś miała jeszcze jakieś to pisz, tak jak i zachęcam do tego wszystkich swoich czytelników. Pozdrawiam jeszcze raz i proszę o komentarze. 
~Nati~

środa, 22 kwietnia 2015

rysunek :)

Rysunek, który pomógł mi dokończyć rozdział 48.

Ponad 1000 wyświetleń!

Dziękuję wszystkim za czytanie mojego bloga. Wiem, że te 1000 wyświetleń sama nie nabiłam, więc dziękuję wszystkim i zapraszam do czytania i komentowania. Nowa notka w tym tygodniu.



rozdział 48 "Nowa przepowiednia"

*Percy*

Siedziałem sobie na plaży z Ann. Chciałem jej dać bransoletkę za to, że jest. Przez ostatnie miesiące dużo się wydarzyło i nie mieliśmy tyle czasu dla siebie. Teraz nosi w sobie nasze dziecko. Chciałem dać jej prezent za to, że jest, po prostu. Kiedy wyjąłem ciemne pudełko z różą, zbladłem.
- Percy, co się stało?- Zaniepokoiła się.
- Γαμώτο!- Powiedziałem i ruszyłem biegiem do pięści Zeusa. Razem z Jasonem pomagaliśmy synowi Hadesa w zaręczynach z córką Pana Niebios. Jesteśmy po prostu kretynami! Jak mogliśmy wziąć nie te pudełka?! Cholera! (Γαμώτο!)  Dobiegłem do nich. Nico klęczał i już otwierał pudełko...
- Stój!!!- Wrzasnąłem. Kiedy stanąłem przed nimi i podałem chłopakowi pudełko, czułem się koszmarnie. W głowie mi się kręciło, a obraz był rozmazany i nie wyraźny. Pobiegłem w stronę plaży. Kiedy w końcu tam dotarłem przewróciłem się i prawie straciłem przytomność.
- Zwariowałeś?! Nie wolno Ci tak biegać! Gdzie ty w ogóle byłeś?!- Ann położyła mi głowę na swoich kolanach i zwilżyła kawałek jakiejś apaszki wodą po czym położyła mi ją na głowie. W sporym skrócie opowiedziałem jej wszystko.
- Thalia i Nico się zaręczyli?- Spytała nie dowierzając.
- Tak- Westchnąłem, bo byłem wykończony.
- A co było w twoim pudełku?- Spytała ciekawie.
- Daj mi dojść do siebie
- Właśnie. Lepiej Ci już?- Spytała troskliwie.
- Trochę...
- Może wrócimy do domu. Słońce już zachodzi, więc...- Rzuciła okiem na wodę po czym zaczęła mnie do niej wlec. Byłem zdezorientowany i nie miałem sił, więc nawet się nie opierałem. Zaciągnęła mnie na pomost, a później wrzuciła do wody. Na początku strasznie się denerwowałem, ale gdy zdałem sobie sprawę, że mogę oddychać i czuję się o wiele lepiej postanowiłem nie wypływać.
- Percy?!- Usłyszałem daleki głos Ann. Pewnie zaczęła się niepokoić. Postanowiłem, że jeszcze się z nią podroczę. W końcu to ona zrzuciła mnie do wody! Sam nie wskakiwałem!
- Perseuszu Jacksonie masz natychmiast wypłynąć na powierzchnię albo będzie po tobie! Liczę do trzech!- Annabeth wybuchła i nachyliła się. Miałem genialny plan.
- Raz...dwa...- Na trzy wypłynąłem i pocałowałem Annie. Od razu odwzajemniła pocałunek. Pociągnąłem ją i wylądowała w wodzie.
- Zaczęłam się niepokoić ty glonie!
- Wiem...- Powiedziałem śmiejąc się.
- I to Ciebie bawi?!
- Nie, nie to- Nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem śmiechem.
- A niby co?!- Nie mogłem nic z siebie wykrztusić, więc wskazałem ręką na pomost. Kiedy Ann dostrzegła zwisających z pomostu Jasona i Piper, przeraziła się. Podpłynęliśmy do nich i wyjęliśmy im kneble z ust.
- Bracia Hood?- Spytałem.
- Tak...- Powiedziała Piper ze zmrużonymi oczami. Pomogliśmy im się wydostać. Jason również się śmiał, ale z naszej sceny. Wyszliśmy z wody i wróciliśmy do domków. Ja i Ann postanowiliśmy zanocować w domku Posejdona. Kiedy tylko do niego weszliśmy, zasnąłem.
Śnił mi się dziwny pokój. Cały zielony. Nie było w nim mebli, okien, a nawet drzwi i sufitu. Ściany również nie były widoczne. Czułem się jak w zielonej, dusznej otchłani. Czułem się tu dziwnie i robiło mi się niedobrze. Zobaczyłem, że w całej otchłani zaczęła gromadzić się mgła. Przede mną pojawiła się jakaś postać i zaczęła cytować kolejną "Wielką Przepowiednie".

Podjąć musi herosów dwunastu wyzwanie.
inaczej pastwą ognia lub burz świat się stanie.
Przysięga tchem ostatnim dochowana będzie,
a wróg w zbrojnym rynsztunku u Wrót Śmierci siędzie.


Obudziłem się zestresowany. Kolejna wielka przepowiednia. Nie wiem czemu, ale moja intuicja mówiła mi, że stanie się to w najbliższym czasie i, że ja i Ann będziemy brać w niej udział. To mi się nie podobało. Annabeth  przyglądała mi się z niepokojem.
- Co widziałeś?- Powiedziała łagodnie, ale brzmiało to bardziej jak rozkaz. Opowiedziałem jej mój sen i przypuszczenia.
- No pięknie nowa misja. Trzeba pogadać o tym z Chejronem
- Wiem...
- No to szykuj się i wychodzimy. Jest ósma- Powiedziała, a ja spojrzałem na zegarek.

*Annabeth*

Percy poszedł się umyć i ubrać. Super! Kolejna Wielka Przepowiednia! Teraz?! Za pół roku rodzę i wątpię, że przepowiednia poczeka na to jak urodzę. Nie jedząc śniadania poszliśmy do koordynatora. Był zdziwiony, ale starał się nas uspokoić.
- Wiecie, że to nie musi zdarzyć się w najbliższym czasie. Nie musicie też należeć do tej dwunastki- Powiedział.
- Naprawdę Pan w to wierzy?- Spytał Percy patrząc zbolałym wzrokiem na centaura.
- Mam nadzieję- Odpowiedział, bo nie mógł skłamać.
- Po tym śnie ja już nie mam nawet nadziei- Wyszeptał pod nosem tak, że ledwo go usłyszałam.
- Dla potwierdzenia...
- Mam iść po kolejną przepowiednie?
- Radę- Percy poszedł na strych, a ja zostałam z Chejronem.
- Dwie przepowiednie w ciągu godziny?- Spytałam.
- Muszę mieć pewność, że nie usłyszał czyjejś przepowiedni, ale szczerze, wątpię
Z góry usłyszeliśmy krzyk Percy'ego.
- Żartujesz sobie?!
- Nie! I przypominam Ci, że ja tego nie wymyślam!- Nigdy nie słyszałam, by duch Delf wrzeszczał. Bałam się tego co usłyszał mój narzeczony.
- Jesteś duchem Delf!
- Właśnie! Ja przepowiadam przyszłość to fata ją ustalają! Myślisz, że mi jest miło spotykać się z tobą co roku i co roku wygłaszać przykre przepowiednie?! Polubiłam Cię i mi też się to nie podoba! 
- To zmień to!
- Nie mogę! To nie ja piszę twój los ja cię tylko o nim informuję!
- Wiem!- Krzyknął Percy. Najwyraźniej zamilkli lub powrócili do rozmowy. 
- Chejronie, czy duch Delf kiedyś...
- Nigdy. Zawsze mówił przepowiednie, ale nie kłócił się z innymi. Martwię się o Percy'ego- Powiedział koordynator. Godzinę później usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami i syn Posejdona zbiegł po schodach. Cały się trząsł i wyglądał jakby się zastanawiał czy wybuchnąć, czy się rozpłakać.
- Percy...
- N...nie teraz, proszę- Jego głos drżał, a oddech był niespokojny. Chejron powiedział, że kiedy Percy będzie gotowy niech przyjdzie. My wróciliśmy do domu. 


*Percy*

Nie byłem w stanie opowiedzieć tego co usłyszałem. Nie wiedziałem, którą drogę wybrać. Wyrocznia po raz pierwszy wszystko mi powiedziała, a ja niestety wszystko zrozumiałem. Co ja mam teraz robić?! Już wiem czemu nie powinno znać się dosłownie przepowiedni. Czemu ja?! Zawsze to ja mam zepsute życie! Czasami mam ochotę zginąć. Nie musiałbym się już niczym przejmować. Co ja gadam! Mam Ann i niedługo będę miał córkę! Muszę wziąć się w garść. Razem z wyrocznią wpadłem na kilka rozwiązań. W tedy nie wiedziałem, które wybrać. Teraz już wiem.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rysunki :)

Ostatnio nie miałam pomysłów, więc postanowiłam porysować. Wyszły mi z tego dwa obrazki i dwie notki. Jedna już powstała, a druga powinna się ukazać jutro. Macie te moje dwa "arcydzieła". Śmiejcie się, bo nie mam talentu i kiepsko rysuję, ale jednak pomogło mi to i zmusiło to moją małą wenę do pisania. Pozdrawiam wszystkich i wracam do pisania. Może wyrobię się i nowa notka będzie już dziś?


Zaręczyny Nica i Thalii ( rozdział 47)

Rozmowa Ann z Percy'm na pomoście (rozdział 48)


No to pozdrawiam i czekam na komentarze :)
~Nati~

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

rozdział 47 "Nicolia"

*Thalia*

Siedziałam w swoim domku i zastanawiałam się nad swoim życiem. Kiedy miałam jakieś dziewięć lat moja matka poświęciła mojego dwuletniego brata, by ułaskawić Herę/Junonę. Później uciekłam i spotkałam Lucka. Razem z nim spędziłam jakieś dwa lata na uciekaniu przed potworami. Potem pojawiła się Annabeth. Po niej Grover. Razem prawie dotarliśmy do obozu. No właśnie, prawie. Umarłam, by ratować przyjaciół, a mój "kochany i łaskawy tatuś" zamienił mnie w sosnę. W sumie drzewo tworzy ochraniającą nas barierę, ale to ja przez siedem lat nim byłam! Później wróciłam do życia. Wzięłam udział w misji uwolnienia Artemidy i Annabeth, ale też w odprowadzeniu Nica i Binki do obozu. Miałam w tedy jakieś szesnaście lat. Co dziwne, bo normalnie miałabym jakieś dziewiętnaście lub dwadzieścia. Istniała wtedy przepowiednia o dziecku kogoś z Wielkiej Trójki, które skończy szesnaście lat. Postanowiłam wstąpić do łowczyń. Razem z łowczyniami byłyśmy na wielu misjach. Pamiętam ten dzień kiedy ja i Nico staliśmy się sobie bliscy. To było w obozie przy pięści Zeusa. Siedziałam tam i rozmyślałam nad swoim życiem. Musiałam pomyśleć. Wtedy zza drzewa wyszedł Nico. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały powiedział "przepraszam" i już miał się wycofać kiedy powiedziałam " nie ma za co.  Lubię tu przychodzić i myśleć. Nie przeszkadzasz mi". Zrobił kilka kroków w moją stronę "Ja też. Dziwne, ale tu najlepiej się myśli."  "Prawda. A można spytać o czym myślisz?" "O życiu" odpowiedział. Tamtego dnia długo ze sobą rozmawialiśmy. Nie mogłam uwierzyć jak bardzo, był do mnie podobny. Następnego dnia, był koncert rockowy no i... to była nasza pierwsza randka. Później były kolejne i kolejne. Gdybym cofnęła się w czasie nigdy nie pomyślałabym, że ja i on. NIGDY!!! Jednak Nico się zmienił. Nie jest już małym, chudym dzieckiem, który gra w Magię i Mit. Wyrósł, zmężniał, ale wciąż pozostał tajemniczy. Pociąga mnie w nim ta jego mroczność. Nie którzy uważają, że jest dziwnym odludkiem. Takich ludzi z chęcią wrzuciłabym to Tartaru. Nico jest wspaniały. Przeszedł dużo, jest synem Hadesa i dlatego zakłada tą "maskę mroczności i tajemniczości". Ostatni czas pozwolił mi poznać Nica z innej strony. Jesteśmy do siebie bardzo podobni, oboje mieliśmy beznadziejne dzieciństwo i oboje zostaliśmy wstrzymani w czasie. Gdyby nie to miałabym jakieś dwadzieścia trzy/cztery, a Nico z 77? Coś w tym stylu. Jak sobie o tym pomyślę to mógłby być moim dziadkiem...ble!!! Już i tak trochę dziwnie się czuje, bo od strony bogów, jest moim kuzynem, ale pominę to. Usłyszałam pukanie do drzwi.

*Nico*

Cały dzisiejszy dzień zaplanowałem co do minuty. Muszę przyznać, że Percy i Jason bardzo mi pomogli. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i nie wyjdę na kompletnego idiotę. Moim ojcem jest Hades, więc nie oczekujcie, że będę jakiś romantyczny. Po śniadaniu poszedłem jeszcze wszystko sprawdzić. Nie mogłem zawalić. Wszystko było już gotowe, a ja jednak czułem, że czegoś mi brakuje. Pomyślałem "a co tam? zawsze tak jest"(O Bogowie jaki ja byłem głupi!) i poszedłem do domku pierwszego. Zapukałem, a po chwili drzwi otworzyła mi Thalia.
- Cześć!
- Hej!
- To co? Idziemy?- Spytałem.
- Pewnie- Odpowiedziała i ruszyła przed siebie.
- No co? Idziesz?- Rzuciła przez ramię, a ja ją dogoniłem. Ta jej pewność siebie mnie powala. Ja chodzę cały spięty od tygodnia, a ona jest taka wyluzowana? To nie fair!!! Ruszyliśmy w stronę lasu. Postanowiłem, że zrobię to tam gdzie nasza znajomość skoczyła na wyższy poziom. Kiedyś tam postanowiliśmy ze sobą chodzić, a teraz czas na kolejny etap.
- Co to?- Spytałem. Prawdę mówiąc wiedziałem co zaraz się stanie. Specjalnie wybrałem tę drogę.  Po chwili wyskoczył na nas piekielny ogar Percy'ego, Pani O'Leary.
- AAA!!!- Krzyknęła Thalia po czym wybuchła śmiechem kiedy sunia rzuciła się na mnie zwalając mnie z nóg. Kiedy byłem już maksymalnie obśliniony Pani O'Leary zainteresowała się śmiejącą Thalią, która po chwili leżała na ziemi przygwożdżona przez piekielnego ogara. Cali obślinieni i w poważnej głupawce ruszyliśmy na grzbiecie piekielnego ogara do "naszego" miejsca. Kiedy tam dotarliśmy Thalia po raz pierwszy zaniemówiła.

*Thalia*

Nie mogłam uwierzyć, że Nico to wszystko przygotował. Wokół pięści Zeusa, było pełno świec. Było już ciemno, a ich światło dawało poczucie mroczności i tajemniczości, lecz wiedziałeś, że gdzieś w głębi jest ciepłe i opiekuńcze. Cały Nico. Zsiedliśmy z grzbietu Pani O'Leary i podeszliśmy bliżej. Nagle zaczęła grać "nasza" piosenka. Ta przy której po raz pierwszy się pocałowaliśmy. Razem z Nickiem odtworzyliśmy tą scenę, a potem... Nico uklęknął!
- Thalio Grece... czy wyjdziesz za mnie?- Spytał i wyciągnął przed siebie pudełko. Co mnie zdziwiło było niebieskie, ale większym szokiem, było to co przed chwilą powiedział syn Hadesa. Jasne kochałam go i nie chciałam się zawieść tak jak zawiodłam się na Lucku, ale nie sądziłam, że Nica będzie na to stać. Widać oboje zmieniliśmy się i potrafimy zdjąć te nasze "maski" przed sobą.
- Tak!- Odpowiedziałam i poczułam, że pieką mnie oczy. Nico otworzył pudełko i...
- Stój!!!- W naszą stronę biegł Percy. Kiedy w końcu do nas dobiegł, był zdyszany, a jego lewe oko było zamglone.
- Co się stało?- Spytał Nico.
- Zaszła pewna mała pomyłka- Powiedział syn Posejdona po czym wyciągnął z kieszeni bluzy bordowe pudełko z czarną różą.
- To znaczy, że...- Spojrzał na już otwarte pudełko, w środku znajdowała się piękna bransoletka, która zapewne należała do Ann, a raczej nie długo będzie jej.
- Dzięki- Wyszeptał Nico.
- Spoko, a tak poza tym to gratulację
- Dzięki- Powiedzieliśmy jednocześnie, a Percy pobiegł w stronę obozu.
- Więc...- Zaczął Nico. Założył mi piękny pierścionek na palec i pocałowaliśmy się namiętnie. Wróciliśmy do obozu i od razu udaliśmy się do domku Hadesa. Ta noc była wspaniała, tak samo jak wieczór.
_________________________________________________________________________________

Tak wyglądał pierścionek zaręczynowy Thalii.



Kolejna notka w tym tygodniu. Podawajcie swoje pomysły w komentarzach i czekam na opinię. Pozdrawiam wszystkich czytelników.
~Nati~

niedziela, 19 kwietnia 2015

rozdział 46 "Krótkie zakupy"

*Percy*

W końcu, po dwóch tygodniach, wyszedłem ze szpitala. Nareszcie! Teraz jestem w drodze do mojej willi. Moje oczy są już w porządku. Jedyne na co muszę uważać to lewe oko. Czasami, jak np. szybko wstanę, rozmazuje mi się obraz i mam mroczki przed oczami. Apollo mówi, że niedługo to minie. Teraz liczy się dla mnie Ann i moja córka. Za sześć miesięcy zostanę ojcem. Ja! Tak się cieszę, nie mogę się już doczekać! Wysiadłem z samochodu i razem z moją narzeczoną weszliśmy do naszego domu. Byliśmy sami.
- Jesteś zmęczony?- Spytała.
- Trochę, ale nie chcę spać. Masz na coś ochotę?
- Mam kilka pomysłów. Pierwszy, obejrzymy jakiś film. Drugi pójdziemy popływać. Trzeci przejdziemy się do obozu i czwarty... moglibyśmy zobaczyć czego nam brakuje... no wiesz co prawda mamy jeszcze pół roku, ale...
- Zróbmy tak. Sprawdźmy czego nam brakuje, pojedźmy do sklepów i pooglądajmy rzeczy, jak nam się coś spodoba to możemy to kupić. Później obejrzymy jakiś filmy, a jutro przejdziemy się do obozu- Powiedziałem.
- A co z pływaniem?
- Nie chcę na razie pływać- Tak naprawdę, byłem przerażony. To przez te tortury. Miałem jakiś wstręt do wody.
- Rozumiem. To co? Jedziemy?
- Odświeżę się i możemy ruszać- Powiedziałem. Ann poszła do drugiej łazienki. Pół godziny później byliśmy w pokojach dziecięcych. Zauważyłem, że Jessice brakuje jakiś zabawek i wózka. Jack'owi również trzeba dokupić kilka rzeczy, Annabeth uparła się, że trzeba zachowywać się tak, jakbyśmy nie znali płci dziecka. Przecież ja wiedziałem, że to jest dziewczynka! No cóż, nie będę się kłócił z dziewczyną, którą kocham, a na dodatek jest w ciąży. Nie mogę jej denerwować. Po paru minutach byliśmy w samochodzie.

*Annabeth*

Percy upierał się, że to dziewczynka, ale ja nie miałam pewności, więc szukałam też rzeczy dla chłopca. Kiedy staliśmy już przy pierwszym sklepie z artykułami dla dzieci, poczułam się... dziwnie, ale fajnie. Weszliśmy i zobaczyliśmy wystawę z wózkami. Chcieliśmy kupić wózek trzy w jednym. Było ich mnóstwo, ale żaden nam się nie spodobał. Nie wiem dlaczego, ale coś mnie ciągnęło do wózków dla bliźniąt. Zastanawiałam się co, by było gdybym urodziła bliźniaki. Percy najwyraźniej również o tym myślał. Postanowiliśmy wstrzymać się z zakupami i wyszliśmy. Parę sklepów dalej, był sklep z zabawkami, weszliśmy do niego i wyszliśmy z kilkoma siatkami. No co? W końcu nasze dzieci muszą się rozwijać i mieć frajdę. Po dwóch godzinach wróciliśmy do domu.

*Percy*

- To co? Oglądamy jakiś film czy idziemy spać?- Spytałem. Szczerze byłem zmęczony, ale w końcu umowa to umowa.
- Jestem śpiąca. Może jutro?
- Jasne- Zgodziłem się trochę za szybko, ale Ann była tak zmęczona, że nawet na mnie nie spojrzała. Kiedy stawiała pierwszy krok na schodach, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Pominę to, że jak to ja musiałem się potknąć i prawie zwaliliśmy się ze schodów. Na szczęście odzyskałem w porę równowagę. Poszliśmy spać ( Oczywiście po głupawce Annie ). Kiedy zamknąłem oczy, znowu znalazłem się w sali tortur w Tartarze. Po wielu torturach, obudziłem się z krzykiem.

*Annabeth*

Obudził mnie krzyk Percy'ego. Usiadłam i spojrzałam na mojego narzeczonego. Siedział skulony, spocony i drżący, był również blady jak kreda.
- Percy, co się stało?- Spytałam przytulając go i ocierając pot z czoła.
- N... nic- Jego głos drżał.
- Przecież widzę- Powiedziałam, a on wtulił się we  mnie.
- Po prostu... sen- Odpowiedział.
- Przeszłość czy przyszłość? Może chcesz o tym porozmawiać?
- Przeszłość- Odpowiedział. Czyli śniły mu się tortury. Gładziłam go po włosach i delikatnie kołysałam przez parę minut. W końcu jego oddech się uspokoił.
- Przepraszam- Powiedział.
- Nie masz za co- Odpowiedziałam i go pocałowałam. Spojrzałam na zegarek w tym samym momencie co on.
- Już dziesiąta!!!- Krzyknęliśmy i zerwaliśmy się na nogi. Za szybko. Zakręciło mi się w głowie, a Percy przewróciłby się gdybym w porę go nie złapała. Usiadł na łóżku, pochylił głowę do podłogi i zamknął oczy. No tak te oczy. Po chwili jednak wstał i poszliśmy na śniadanie. Nie mogłam uwierzyć, że spaliśmy tyle godzin! Zasnęliśmy o... nie wiem, ale nie było nawet dwudziestej! Spaliśmy ponad czternaście godzin! Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w stronę obozu. Cieszyłam się, że spędzę czas z przyjaciółmi nie martwiąc się o swojego narzeczonego.
_________________________________________________________________________________
Rozdział krótki, ale jakoś nie miałam weny. Przepraszam więc wszystkich. Nowy rozdział w następnym tygodniu. Życzę powodzenia wszystkim piszącym testy gimnazjalne, bo mnie czeka to dopiero za dwa lata. Chciałam też pogratulować tym co napisali już testy szóstoklasisty, sama pisałam rok temu i muszę powiedzieć, że miałam 34 punkty więc nie najgorzej. Pozdrawiam wszystkich i proszę o komentarze i pomysły. Nie długo historia obróci się o 180 stopni.
~Nati~

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

rozdział 45 "Zabiegi"

* Percy *
Od ataku na Olimpijski szpital minął tydzień. Może najpierw opowiem co tak właściwie się wtedy wydarzyło. A więc ( Annabeth, by mnie zabiła jakby się dowiedziała, że zaczynam zdanie od  "A więc...", nie mówcie jej o tym) śpię sobie smacznie, co dziwne nie dręczą mnie koszmary, a tu nagle huk. Od razu usiadłam, zorientowałem się, że Jason zrobił to samo. Przed nami zobaczyliśmy ciemne, zakapturzone postacie. Do tej pory nie wiemy kogo zobaczyliśmy, więc nie pytajcie. Jason wyjął z kieszeni monetę, która działała jak mój Orkan. Ja niestety nie miałem siły, a po gwałtownym wstaniu zaczęło kręcić mi się w głowie, a obraz był rozmazany.
- Hahaha schowaj broń heros'ku. Nie masz z nami szans, a twój przyjaciel nie jest w stanie walczyć- To było straszne! Ten głos brzmiał jak Tartar, a trzy postacie mówiły w tym samym czasie, ale nie jak ja i Kamila. Brzmiało to jakby jedna osoba mówiła z potrójnym echem. Tą osobą był Tartar.
- Czego chcecie?! Dołączyć do was?! Znowu będzie ta durna gadka?! Od razu mówimy NIE!- Jason wstał i ustawił się do ataku.  Znowu ten śmiech. Przeszły mnie ciarki.
- W takim razie... ATAK!!!- Naprawdę nie miałem pojęcia dlaczego Apollo jeszcze tu nie przyszedł. Normalnie przybiega tu jak tylko Ann podniesie głos, by na mnie nakrzyczeć, a teraz? Tartar za pomocą trzech posłańców wrzeszczy na cały Olimp, a on sobie śpi? W sumie jakby się nad tym zastanowić to może nasi wrogowie jakoś zaczarowali Bogów? Nie mam pojęcia. Jason próbował walczyć, ale on też kiepsko się czuł. Rzuciła się na mnie jedna z postaci i straciłem przytomność. Obudziłem się i poczułem, że mam coś na oczach. Okazało się, że mam uszkodzone okolice oczu i wzrok. Apollo zabierał mnie na codzienne "zabiegi". Oczyszczanie ran, naświetlanie i opatrywanie bandażem z nektarem. Czułem się tak jakby wypalano mi oczy. Jedyna dobra wiadomość, że z dnia na dzień czułem się coraz lepiej, a bandaży było coraz mniej. Jason też czuł się znacznie lepiej i wciągu tygodnia ma stąd wyjść. Teoretycznie też miałem wychodzić w tym tygodniu, ale... z uwagi na to, że mogłem uchylić lekko prawe, mocno zapuchnięte oko, a lewego w ogóle nie mogłem otworzyć, musiałem zostać i przejść te codzienne "zabiegi". W nocy dręczyły mnie koszmary. Zwykle budziłem się i gadałem z Jasonem. Cieszę się, że go mam. Będzie mi go brakować. Nie wiem jak wytrzymam bez niego, sam w nocy. Muszę jednak dać rade. Annabeth siedzi tu od rana do wieczora. Robi wszystko, by poprawić mi humor. Wiem, że odzyskam wzrok, ale na razie czułem się fatalnie będą ślepym. Teraz leżałem na łóżku, a obok mnie siedziała Kamila, u Jasona Leo.
- Hej! Słyszysz mnie?- Pomachała mi chyba ręką przed twarzą, bo poczułem jak zahacza o mój nos, po czym zdała sobie sprawę, że nie mogłem jej zobaczyć więc przestała. Potrząsnąłem głową.
- Tak, to znaczy...- Tak właściwie to nie wiedziałem o czym gada.
- Dobra, wyłączyłeś tak?- Pokiwałem głową.
- Okay... Kiedy?- Wysiliłem się i...
- Po... po tym jak zaczęłaś opowiadać o muzeum
- Hej to było po naszej "krótkiej rozmowie" ( Oczywiście w tym samym czasie)
- Sorry, ale jak zaczęłaś gadać o rzeźbach i architekturze to nie mogłem już tego słuchać
- Myślałem, że Ann ciągle o tym mówi- Usłyszałem cichy śmiech Leona.
- No... nie ciągle. Przyzwyczaiła się, że zwykle się wyłączam
- Jasne... no muszę lecieć, to
-Narka- Powiedzieliśmy w tym samym czasie.
- Och naprawdę?
-Znowu zaczynasz?
- Narka
Tak, te nasze "rozmowy". Kamila wyszła.
- Jesteście jak zsynchronizowani- Powiedział ze śmiechem Leo.
- Ta, ta wiem. Nie słyszałeś, że leżącego się nie dobija?
- Obiło mi się o uszy- Westchnąłem. On naprawdę mnie dobija.
- Sorki muszę lecieć, narka!
- Cześć- Powiedzieliśmy z Jasonem, Leo wybuchł śmiechem, my też.

* Annabeth*

Weszłam do sali, zaraz po ryczącym ze śmiechu Leonie. Piper też ze mną była.  Co dziwne oboje się śmieli. Zaraz... Percy się śmiał? Od tygodnia był przygnębiony! Rozmowy z Leonem i Kamilą zawsze działają.
- Z czego się śmiejecie?- Spytała Piper.
- Z niczego- Odpowiedzieli jednocześnie i wybuchnęli śmiechem. Chwila... jednocześnie?
- Zaraz... Znowu "gadałeś" z Kamilą i teraz to przeniosło się na Jasona?
- O nie! To zaraźliwe!- Powiedziała Piper, udając przerażoną. W końcu dostaliśmy głupawki. Co poradzę?
- Ooo! Chyba pomyliłem salę- Powiedział Apollo.
- To zależy o kogo chodzi- Odezwał się Jason.
- O przygnębioną dwójkę herosów i ich załamane dziewczyny
- No to przepraszam, ale pomylił Pan salę- Odpowiedział Percy.
- To o najpotężniejszych herosów stulecia- Powiedział Apollo.
- To też nie tu- Odpowiedzieliśmy zgodnie całą czwórką.
- Coś mi się wydaje, że jednak tu- Odpowiedział Apollo. Cóż zabrał Percy'ego na te jego "zabiegi", a ja pojechałam do mieszkania Sally.

*Percy*

Najgorsze jest oczyszczanie ran. Mimo silnych środków przeciwbólowych cholernie boli. Apollo naprawdę się stara, wiem to, ale niewiele pomaga. Po długiej męczarni, zostałem przewieziony na jakieś naświetlenia, nie wiem. Tu czułem gorąco na oczach, ale po wcześniejszych bólach nie było to takie straszne. Po tym Apollo położył mi bandaż z nektarem na oczy, a ja poczułem się jak w raju, bo ból ustał. Po jakimś czasie zdjął opatrunek.
- Możesz otworzyć oczy?- Spytał. Po woli uchyliłem prawą powiekę. Obraz był strasznie rozmazany i zaczerwieniony. O lewym oku mogłem zapomnieć.
- Co widzisz?
- Rozmazane kształty, w odcieniu czerwieni- Powiedziałem dziwnym głosem. Apollo położył mi rękę na głowie, ale to tylko spowodowało, że widziałem rozmazane kolory. Wpuścił mi jakieś krople do oczu, które po chwili zaczęły mocno łzawić i piec. Jęknąłem.
- Spokojnie, za chwile to minie- Powiedział i zaczął mi masować powieki. Po chwili ból znikł.
- Poprawił Ci się wzrok?- Spytał. Otworzyłem prawe oko. Zobaczyłem nie zbyt wyraźnie kontury mebli, kolory ścian. Lewe oko pozostało bez zmian. To chyba wina mięśni.
- Nie wyraźnie, ale lepiej- Powiedziałem. Bóg położył mi rękę na czole. Przez chwilę zobaczyłem wszystko wyraźnie, niestety trwało to tylko chwilę.
- Jeszcze kilka razy i odzyskasz wzrok. Lewym okiem się nie przejmuj, popracuję na tym i wszystko będzie dobrze- Powiedział i... czy ja usłyszałem w jego głosie ulgę? Możliwe. Założył mi opatrunek na oczy i wywiózł do sali. Jason spał ( Apollo mi powiedział), a ja szybko poszedłem w jego ślady.
_________________________________________________________________________________
Siema! Wyrobiłem się. Nowa notka oczywiście w tym tygodniu. Co do pomysłów Jaden Schiver
Skorzystam w następnych rozdziałach. Szkoda, że zawiesiłaś swojego bloga, bo gdyby notki były dłuższe to nie miała bym zastrzeżeń. Byłam bardzo ciekawa jak rozwinie się akcja na twoim blogu. Poza tym nie powinniśmy się poddawać skoro to nasza pasja to nie ważne jest czy czyta to jedna osoba czy wiele, komentują czy nie. To ma się podobać tobie. Pomysły czytelników dają do myślenia ich komentarze, co poprawić, a czego nie ruszać, to wskazówki, ale rozwiązanie. w tym przypadku notka, zależy tylko od Ciebie. Jeśli chciałabyś kontynuować swój blog, albo założyć nowy to zrób to. Na pewno będziesz miała choć jedną czytelniczkę. Niestety coś mi się dzieje i nie mogę komentować, więc tak jak teraz piszę pod notką to z tego właśnie powodu. Problemy techniczne z moim starym laptopem i wolnym netem. Miało być kilka słów, a mi już wyszło sporo. Mam dziś "małą wenę", która powróciła do mnie po urlopie.No, ale nie poddawaj się i spełniaj swoje marzenia. A innych czytelników również proszę o komentarze i może piszecie jakieś blogi? Z chęcią poczytam.  To cześć i napiszę jeszcze w tym tygodniu. Te notoryczne leżenie w szpitalu Percy'ego zaczęło mnie już wkurzać, więc w następnej notce na pewno będzie już wyjście Percy'ego ze szpitala. Z ciążą Ann, chyba przesadziłam, bo miało to wyglądać inaczej, ale to może kiedyś wykorzystam? Na przykład przy drugiej ciąży, która prędko nie nastąpi. Nie wiem. Pozdrawiam
~Nati~

rozdział 44 "Jak mogło do tego dojść? To Olimp!"

*Jason*

Obudziłem się w środku nocy. Jak zwykle byłem cały mokry i przerażony. Co noc dręczą mnie koszmary, to wszystko co robili mi w Tartarze powracało ze zdwojoną siłą. Nie mogłem się uspokoić, bo zaledwie chwilę temu leżałem na jakimś stole i byłem przypalany. Rozejrzałem się, by zobaczyć, czy na sto procent znajdowałem się w sali szpitalnej na Olimpie. Obok mnie Percy siedział, cały mokry i drżący. Miał nieobecny i dziki wzrok, dyszał. Spojrzał na mnie i powoli zaczął się uspokajać.
- W porządku?- Spytałem. Widziałem, że syn Posejdona znosił to o wiele gorzej niż ja.
- Ta...Kogo ja będę oszukiwał...- Westchnął i spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem.
- Możemy o tym pogadać- Zaproponowałem. Sam nie wiem w czym to mogłoby pomóc, ale... nie zaszkodzi spróbować.
- Możemy...- Znowu ten nieobecny, zbolały głos. Rozumiałem go, bo częściowo też się tak czułem.
Rozmawialiśmy o naszych snach. Kiedy ja opowiadałem, jako pierwszy, myślałem, że Percy'emu śniło się to samo. Niestety on miał o wiele gorzej. Jego tortury to tylko wstęp, później śniło mu się porwanie Annabeth, ich dziecka, samotność, strach... Ogólnie mówiąc same czarne myśli, tragedie, których nie wymyśliliby żadni Bogowie. Kiedy skończył opowiadać, widziałem, że trochę mu ulżyło. Obu nam było to potrzebne.
- Miałeś genialny pomysł- Powiedział.
- Nie byłem tego do końca pewien, ale cieszę się, że podziałało- Odpowiedziałem.
- Ja też- Uśmiechnął się blado. Zaczęliśmy rozmawiać i temat po chwili zszedł na nasze dziewczyny. W przeciwieństwie do Percy'ego i Annabeth, ja i Piper nie byliśmy zaręczeni i nie planowaliśmy dzieci, na razie. Niby syn Posejdona mówił mi, że nie zabezpieczali się dla świętego spokoju, a ja mu wierzyłem, bo Bogowie jeszcze by coś wymyślili i nie wiadomo co, by się stało. Może dziecko narodziło, by się jakieś niepokonane, albo zmutowane, naprawdę nie chcę o tym myśleć. Jednak widać było, że oboje cieszą się z potomstwa. Herosi rzadko dożywają takich chwil, więc kto by się nie cieszył? Inna sprawa, że teraz śnią mu się takie rzeczy, a po narodzinach córki( wiem, że tylko Percy wierzy, że to dziewczynka, ale postanowiłem mu zaufać. Ten jego "instynkt"pomógł nam w Tartarze nie raz) będzie o wiele gorzej, bo jego sny będą do spełnienia, a potwory tylko czekają na ten moment. Polybotes sam nam to powiedział i nie sądzę, że kłamał. Po dwóch godzinach gadania, postanowiliśmy zasnąć. Było koło trzeciej, a wiemy, że goście przyjdą z samego rana. Położyliśmy się i po chwili zasnęliśmy.

*Annabeth*

O siódmej byłam już pod salą Percy'ego i Jasona. Obok mnie stała Piper. Razem weszłyśmy do środka i wrzasnęłyśmy chyba na cały Olimp.
- Co?! Co się dzieje?! Dlaczego....?!- Do sali wbiegł Apollo i szczęka mu  opadła jak zobaczył to co my. Cała sala była we krwi. Percy zwisał bezwładnie z łóżka, Jason leżał na podłodze. Obaj mieli otworzone rany, które już się zabliźniły. Wyglądali jak trupa. Bałam się, że już nimi są. Pomiędzy ich łóżkami znalazłam kartkę. Była biało-żółta, litery na pewno zostały napisane krwią.

Jeszcze z nimi nie skończyliśmy.
Już niedługo dołączą do nas  i razem
zawładniemy światem.
Ps. Powodzenia z Perseuszem

Apollo szybko sprawdził czy oddychają. Żyli, ale Percy nie wyglądał dobrze. Pod jego oczami były mocne czerwone rany, które robiły się pod czerwienią sinawe. Apollo również zwrócił na to uwagę. Wezwał swego syna Asklepiosa i razem opatrzyli im rany. Po godzinie mogłyśmy wejść, ale najpierw weszli rodzice chłopców, którzy przyjechali od razu po moim telefonie. Teoretycznie herosi nie posiadają telefonów, bo działa to na potwory jak nadajnik GPS, ale ja używam go tylko w nagłych wypadkach. Taki np. jak teraz. Po zaledwie paru minutach mogłyśmy wejść do środka. Bałam się, bo moja przyszła teściowa od razu wybuchła płaczem, a Posejdon miał zaczerwienione oczy. Na drżących nogach weszłam do sali. Jason wpółleżał, prócz większej ilości bandaży nic mu nie było. Percy... miał opatrunek na oczach, leżał i wydawało mi się, że nie był przytomny, ale jego oczu nie widziałam. Podeszłam do niego i usiadłam na krześle. Zaczęłam gładzić go po włosach. Chłopak jednak wtulił policzek w moją dłoń.
- Ann?- Spytał cichym głosem.
- Tak- Powiedziałam uśmiechając się, po chwili zdałam sobie sprawę, że on mnie nie widzi. Nie musiałam udawać. Mój narzeczony odetchnął z ulgą.
- Jak się czujesz?- Wiem to moje stałe pytanie, ale nic nie poradzę, że strasznie się o niego martwię.
- Gdybym mógł otworzyć oczy, czułbym się dobrze, ale teraz...
- Hej niedługo otworzysz oczy- Zapewniłam.
- Serio w to wierzysz? Nie muszę widzieć, by wiedzieć, że Apollo nie ma pojęcia co zrobić, Posejdon się załamuje, a moja mama przed chwilą wybuchła płaczem. Nawet ty ma teraz łzy w oczach- Powiedział cicho.
- Masz rację, ale i tak w to wierzę. Wiesz dlaczego? Bo jesteś Percy Jackson i masz natychmiast otworzyć te twoje morskie, cudne, hipnotyzujące oczy, bym mogła się w nich utonąć!!!- Podniosłam głos, a Piper i Jason popatrzyli na mnie. Dziewczyna miała minę w stylu " jak możesz na niego wrzeszczeć w tej chwili?! On potrzebuje twojego wsparcia!", Jasona mina nie wiele mówiła, coś na kształt zainteresowania? Nie wiem. Wzruszyłam ramionami, lekko się rumieniąc. Po chwili wrócili do swojej rozmowy. Percy leżał ze smutną miną, a mi poleciała pierwsza łza. Nachyliłam się nad nim i...
- Ann nie płacz, weź się w garść. Nie denerwuj się to źle działa na dziecko- Powiedział tak cicho, że tylko ja go usłyszałam. Podniosłam się gwałtownie, miałam zamiar go udusić. Co z tego, że w chwili obecnej jest ślepy? Właśnie ślepy i jak ja mam się nie denerwować? Jak?! Dwójka herosów znowu na mnie spojrzała tym razem ich miny mówiły " Uspokój się, szkodzisz dziecku i Percy'emu!" i " To robi się interesujące, kontynuuj". Zdałam sobie sprawę, że stoję z wyciągniętymi rękami jakbym chciała udusić swojego narzeczonego. Opanowałam się, usiadłam i położyłam rękę na brzuchu. Spojrzałam na Percy'ego i zobaczyłam, że się uśmiecha, a raczej powstrzymuje przed wybuchnięciem śmiechem. Nachyliłam się i zrobiłam groźną minę, może wyczuje mój wzrok.
- Złość i duszenie piękności szkodzi- Szepnął, a ja ledwo się powstrzymałam przed walnięciem go. Gdyby nie Jason i Piper już dawno zabiłabym swojego narzeczonego przed ślubem. Jednak po chwili zrobiłam coś, czego się nie spodziewałam. Pocałowałam go! Nienawidzę tych hormonów! Robię coś czego w normalnych okolicznościach w życiu bym nie zrobiła. To takie... Aaa!!! Trzeba jednak przyznać, że po chwili cała złość minęła i poczułam się szczęśliwa. 
- Nie spodziewałem się tego bo tobie, ale kocham Cię- Wyszeptał. Nie wiem czy brakuje mu już siły, czy nie chce by pozostali słyszeli naszą rozmowę.
- Ja Ciebie też, Glonomóżdżku- Powiedziałam. Po chwili zorientowałam się, że po prostu jest na skraju przytomności, więc zaczęłam gładzić go po głowie, parę minut później zasnął. Wyszłam razem z Piper, wpuszczając do środka Grovera i Leona. Usiadałam i starałam się opanować, ale niezbyt mi to wyszło. Jak mogło do tego dojść? To Olimp! Nie powinno się coś takiego wydarzyć! On miał być tu bezpieczny! Już wracał do normalności, ale nie... Naprawdę denerwuje mnie to miejsce.

*Leo*

Wszedłem do sali, w której leżeli " najlepsi i najsilniejsi herosi tego stulecia". Dla mnie byli po prostu przyjaciółmi. Percy'ego co prawda znam od niedawna, ale na tyle dobrze, że mogę nazwać go ziomkiem. Jasona znam... sam nie wiem długo. 
- Siema- Powiedziałem. Jason pokazał na Percy'ego po czym pokazał mi, że chłopak śpi. Pokiwałem głową i podszedłem do starego przyjaciela, właściwie był dla mnie jak brat.
- W porządku?
- Tak. Marzę tylko o tym, by stąd wyjść.
- Taaa... Rozumiem Cię koleś
- Co u Ciebie słychać? Opowiadaj
- No więc... kiedy dostałem iryfon, że był jakiś atak na Olimpie, że wy ledwo żyjecie, walczycie o swoje życia, ja leżałem w wannie, więc... nie najlepiej- Jason zaczął się śmiać, a ja do niego dołączyłem. Tak nie ma to jak leżeć w spokoju w wannie, a tu nagle twoja przyjaciółka (Piper) pojawia się przed tobą. Dobrze, że była duuuża ilość piany. Bogowie dzięki.
_________________________________________________________________________________

Hej, nowy rozdział pojawi się w tym tygodniu. Chciałam też bardzo podziękować Jaden Schiver, za komentowanie mojego bloga. Zobaczyłam, że też piszesz bloga i z chęcią go przeczytam. Jeszcze raz dzięki za komentarze, bo mnie zmotywowałaś. 

Lista blogów, które polecam o Percabeth:

  1. http://percabethloveforever.blogspot.com/
  2. http://pamientniki-herosow.blogspot.com/
  3. http://lady-of-revenge.blog.onet.pl/ 
  4. http://heros-i-heroska.blogspot.com/ 
  5. http://percy-and-annabeth.blogspot.com/
  6. http://percy-annabeth-opowiadanie.blogspot.com/


~Nati~

środa, 8 kwietnia 2015

rozdział 43 " Przenosiny Jasona"

*Annabeth*

Rano pojechałam do Percy'ego. Wpół leżał na łóżku i... czytał książkę!
- P...Percy?- Byłam w szoku! On i książka?!
- Hej- Odpowiedział jakby nigdy nic.
- Czytasz?- Spytałam, siadając obok.
- Tak...- Przeczytałam tytuł "Ελληνική Μυθολογία - τέρατα και άλλα πλάσματα", czyli "Mitologia grecka - potwory i inne stworzenia".
- Myślałem, że dowiem się czegoś pożytecznego...
- I...?
- I nic! Niby rozumiem co tu jest napisane, ale to takie brednie, że... brak mi słów! Posłuchaj tego:
"Κένταυροι είναι άγρια και ανόητα πλάσματα δεν έχουν εγκέφαλο, καθώς και άλλα τέρατα." albo "Νερό Νύμφες έχουν ουρές και μεγάλη απόκλιση μαλλιά". Nie prawda, nie prawda i... no w sumie, nie które..., ale nie wszystkie!
No w sumie to totalna głupota. "centaury to dzikie i głupie stworzenia, nie mają mózgów jak i pozostałe potwory." lub "Nimfy wodne mają ogony i długie, blond włosy".
- Może poczytaj coś dla herosów?
- A masz coś po grecku, łacinie, persku, hiszpańsku, włosku?
- Po grecku na pewno, po łacinie nie wiem, ale... w innych nie mam. Mogę Ci pożyczyć kilka
- Dzięki. Jak się czujesz?
- Ja? Dobrze, ale jak ty się czujesz?
- Ok...- Wyglądał lepiej. Nie był już tak przerażająco blady i nie dygotał. Miał gorączkę i był w mniejszej ilości bandażów. Niestety w miejscach gdzie one były są teraz siniaki i blizny. W oczach nie widziałam bólu, ale miał podłączoną kroplówkę, w której na pewno były środki przeciwbólowe. Percy odłożył książkę.
- Co u Ciebie słychać?
- W porządku. Teraz mieszkam u Twojej mamy i Paula. Kamila też tam jest. To nieprawdopodobne jak bardzo jesteście do siebie podobni. Tak krótko się znacie, a wiecie o sobie tak wiele. Nie ma opcji, że nie jesteście bliźniakami- Powiedziałam.
- Taaak. Ciągle gadamy w tym samym czasie. To wnerwia, ale jednocześnie śmieszy- Kiedyś słyszałam jak się kłócą. To naprawdę takie było. Wrzeszczą na siebie i w tym samym czasie mówią "przestań", "nic już nie powiem", milkną patrzą się na siebie obrażeni, wybuchają śmiechem i... odzywają się w tym samym czasie. Musiałam interweniować, bo by się pozabijali, naprawdę wyciągnęli broń!
- Siema!- Do pokoju wszedł Leo.
- Hej
- Cześć
- Słuchajcie, bo mam taki pomysł, może ty i Jason będziecie leżeć w tej samej sali? Znacie się i w każdej chwili możecie sobie pogadać, a i Apollo nie będzie latać od jednego do drugiego- To był genialny pomysł! Percy jednak zmrużył oczy.
- To był mój pomysł
- I Jasona, ale to ja tu jestem pośrednikiem
- Dobra, mniejsza z tym
- Apollo się zgodził i mnie pochwalił...
- Dobra, jeszcze Ci medal pewnie dał, tak?
- Nie, ale to genialny pomysł. Jason zaraz tu będzie.
- Spoko, ty i Piper też?
- Tak. A i twoi przyjaciele też będą i... nie długo taka dwójka od Jasona. Hazel i...Fant? Frank. To z tego rzymskiego obozu
- A spoko
- Jakiego rzymskiego obozu?!- Nie mam zielonego pojęcia o jakim obozie mówią. Percy wie, a ja nie?! To niemożliwe! Chore!
- To obozu dla herosów rzymskiego pochodzenia. To taki nasz obóz, tylko obóz Jupiter. Wygląd jak Rzym. Jest super!- Powiedział mój narzeczony.
- Skąd to wiesz?
- Od Jasona.
W tej właśnie chwili do sali wszedł Apollo, wioząc chłopaka o jasnych włosach. Tak jak Percy, był w bandażach i miał kroplówkę. Widać było, że Glonomóżdżek i Jason są ze sobą zżyci.
Dzień minął super. Przyjaciele Jasona i nasi mogli spokojnie przebywać w dużej sali. Wszyscy świetnie się bawili i dogadywali. Kiedy wychodziłam nie martwiłam się już, bo zostawiałam go z Jasonem. Pojechałam z Kamą do domu.
_________________________________________________________________________________

Rozdział beznadziejny i krótki. Ostatnio nie mam pomysłów na nowe notki. Wolałabym jakby były jakieś komy i pomysły od was. Chyba przeskoczę kilka tygodni. Następny rozdział powinien być do poniedziałku.
~Nati~

czwartek, 2 kwietnia 2015

rozdział 42 "On musi żyć"


* Percy *

Z każdym krokiem słyszałem jak dziewczyna mnie woła. Coraz głośniej i głośniej. Po chwili zrozumiałem, że ona krzyczy, płacze, błaga o to, bym wrócił, nie odchodził, nie zostawiał jej. Prosi bym został. Nie mam pojęcia o co jej chodzi. Moje sny nigdy nie są jasne. Nie rozumiem, dlaczego nie mógłbym śnić o czymś normalnym, zrozumiałym. No cóż taki już los herosa.
- Percy, błagam Cię nie odchodź! Zostań ze mną! Proszę...- Głos dziewczyny się załamał. Wpadła w histerie.
- Ann chodź...- Zaraz... czy to Posejdon?! A co on robi w moim śnie?!
- Nie! On musi żyć!- Krzyknęła zrozpaczona. Chwila... co to znaczy " On musi żyć!"? Czy ja właśnie... Muszę się zbudzić i to szybko. Zacząłem biec w stronę rozmazanej dziewczyny w stanie histerii. Mogłem już jej dotknąć, ale...
- Nie tak szybko Jackson!- Usłyszałem jakiś dziwny, nienaturalny głos. Słyszałem go tylko raz... to chyba było w... Tak! Kiedy leżałem z Jasonem w celi, podsłuchałem jak dwie istoty rozmawiają. To był Polybotes i ten głos. Nie wiem kim on jest, ale przeszkadza mi w dotarciu do mojej narzeczonej i dziecka.
- Nie pozwolę Ci wrócić!
- Kim jesteś?!
- Nie wiesz?- Kiedy odpowiedziało mu milczenie z mojej strony, zaczął się śmiać. Był to śmiech lodowaty, rozniesiony echem po całej... właśnie gdzie ja jestem? Nie znajdowałem się już w sali tortur. Za mną była ciemność, mrok, pustka, żal, cierpienie. Przede mną biel, miłość, bezpieczeństwo. Chciałem biec przed siebie, ale jakaś niewidzialna siła trzymała mnie i nie mogłem się ruszyć.
- Jestem Tartar idioto!!!
- Jaka tarta?
- TARTAR, WŁADCA TARTARU!!!- Jego głos wciąż roznosił się po pomieszczeniu. Myślałem tylko o Ann. Nie mogłem umrzeć. Nie mogę zostawić Ann w takiej sytuacji. Nie mogę zginąć nie poznawszy córki!
- Słuchaj Tarto ty jedna. Odwal się ode mnie i spadaj. Ja żyję i żyć będę! Więc nara frajerze!- Zacząłem intensywnie myśleć o mojej rodzinie i...
- Percy...?- Usłyszałem zrozpaczony, łamliwy głos.
- Ann...?- Spytałem, właściwie niesłyszalnym głosem. Dziewczyna jednak zrozumiała i rzuciła się na mnie.
- Au!- Krzyknąłem z bólu.
- Przepraszam, wybacz. Już nigdy mnie tak nie strasz...- Jej głos się załamał. Przytuliła głowę do mojej twarzy i wtuliła się w nią. Po chwili uspokoiła się i odsunęła.
- Jak się czujesz?- Spytała wciąż łamiącym się głosem.
- Słabo- Odpowiedziałem tak cicho, że sam siebie nie usłyszałem. Poczułem, że ktoś położył mi rękę na czole. Poczułem przyjemny chłód, na rozpalonej skórze. Apollo.
- Odpoczywaj...i nie odchodź- Odsunął rękę i wyszedł. Rozejrzałem się trochę nieprzytomnie. Byłem tylko z Annabeth.
- Co się stało?- Spytałem.
- A co pamiętasz?
- Pamiętam, że zamknąłem oczy...- Opowiedziałem jej mój sen. Kiedy skończyłem miała łzy w oczach, ale uśmiechała się.
- Ja bez Ciebie też
- Co się ze mną stało?- Powtórzyłem, a Ann przestała się uśmiechać.
- Zasnąłeś. Przyszłam do Ciebie i siedziałam z godzinę. Nagle...- Głos się jej załamał.
- Nagle zacząłeś się dusić, twoje serce...- Rozpłakała się i zaczęła gładzić mnie po włosach.
- Zatrzymało się. Nie było z tobą kontaktu przez kilka godzin. Apollo tracił nadzieje. Posejdon załamał się i wyszedł. Ja zostałam, Apollo wciąż próbował Cię uratować. W końcu się obudziłeś, resztę znasz- Powiedziała wciąż gładząc mnie po mokrych od potu włosach. Zamknąłem oczy.
- Percy... nie martw się, wszystko będzie dobrze- Próbowała mnie pocieszyć. Nie chciałem jej martwić więc uśmiechnąłem się.
- Wiem- Pocałowaliśmy się namiętnie. Moja narzeczona wciąż gładziła mnie po włosach, po paru minutach zasnąłem.

* Annabeth *

Strasznie martwię się o Percy'ego. Przed chwilą zasnął, ale boję się, że może się już nie obudzić. Jest w strasznym stanie, a przed chwilą prawię umarł.
- Śpi?- Do sali wszedł Posejdon.
- Tak...- Westchnęłam. Patrzyłam się na śpiącego i oczywiście trochę śliniącego się chłopaka. Bóg usiadł koło mnie, spojrzałam na niego. Miał trochę zaczerwienione oczy, w których widziałam strach i martwienie się o swojego syna. Siedzieliśmy w milczeniu. Nagle do sali wszedł Apollo.
- Śpi?
- Tak- Odpowiedział Posejdon.
- To dobrze. Idźcie do domów. Ja muszę mu teraz zmienić bandaże- Powiedział, a my wyszliśmy. Przyjechały po mnie Kamila i mama Percy'ego. Odkąd mój narzeczony leży w szpitalu, mieszkam w mieszkaniu Sally i Paula. Mam nadzieję, że tej nocy nic się już nie stanie.