wybrańcy

wybrańcy

niedziela, 22 lutego 2015

rozdział 26 "Dlaczego nie jesz?"

*Percy*

Nareszcie wstałem. Apollo powiedział, że jak tylko będę mógł w miarę normalnie chodzić, wyjdę ze szpitala. Już nie długo przeniosę się do obozu, w którym postanowiłem zostać razem z Ann. Zobaczyłem, że moja narzeczona wchodzi do sali.
- Hej! Gotowy?- Spytała. Ustaliliśmy, że będzie pomagać mi w rehabilitacji.
- Jasne.
- To wstawaj nie mam całego dnia!
- A ja mam!
- To sam sobie ćwicz!
- Nie mogę! Miałaś mi pomagać!
- Pomagam!
- Nie pomagasz, dołujesz.
- Serio?
- Trochę...
- Sorki- Podeszła i się przytuliła.
- Teraz pomagasz- Powiedziałem. Zaczęła mnie całować, z każdym kolejnym pocałunkiem cofała się. Całowaliśmy się coraz namiętniej. Poczułem, że siedzę. Oderwaliśmy się od siebie. Ann pociągnęła mnie za ręce tak mocno, że przewaliłem się na nią. Śmialiśmy się z tego, a właściwie z miny Grover'a, który właśnie wszedł do sali. Szczena opadła mu do ziemi.
- P.;.przepraszam?
- Spoko. Właśnie uczę Percy'ego jak się chodzi, bo już stał, ale chodzenie mu jakoś nie wychodzi.
- Ej! To ty mnie pociągnęłaś tak, że się wywaliłem!
- Nie moja wina, że jesteś lżejszy ode mnie!
- Moja też!- Grover zaczął się śmiać razem z nami, choć Ann była trochę zmieszana. Szepnąłem, żeby się nie przejmowała.

*Annabeth*

Głupio palnęłam. " Nie moja wina, że jesteś lżejszy ode mnie"? On od kilku tygodni jest chory. Nic prawie nie je. Staramy mu się wpychać jedzenie, ale on je jakiś budyń czy kisiel rano. Pije dziennie dzbanek zimnej wody i tyle. Teraz wygląda jak chodzący szkielet. Niby powiedział bym się nie przejmowała, ale i tak mi bardzo głupio. Razem z Groverem pomogłam Percy'emu wstać. Później przez kilka godzin bawiliśmy się i wygłupialiśmy. Mojemu narzeczonemu coraz lepiej szło. Przez ten czas zebrali się wszyscy nasi bliscy przyjaciele. Kamila przyszła sama. Paul i mama Percy'ego byli w pracy, a Posejdon miał ważne sprawy. Bawiliśmy się świetnie.
Po kilku godzinach wszyscy byliśmy wykończeni. Umówiliśmy się jutro na powtórkę. Mój narzeczony był blady i wyczerpany.
- Percy może coś zjesz?- Pokręcił przecząco głową.- Dlaczego?
- Nie mogę...
- Percy jesz kisiel lub budyń dziennie, na pewno jesteś głodny
- Trochę...
- Na co masz ochotę?
- Na nic...
- Percy nie wyjdę stąd do póki czegoś nie zjesz- Oświadczyłam, a on wzruszył ramionami.
- Okay... Powiedz dlaczego nie jesz albo nigdy mnie już nie zobaczysz- Wiem, koszmarny szantaż, ale nie mam wyboru. Muszę poznać przyczynę jego głodówki. Mój narzeczony zrobił taką minę jakby miał się rozpłakać. Chciałam do niego podejść, przytulić go, powiedzieć, że będzie dobrze. Nie mogę jednak się poddać, inaczej nic  niego nie wyciągnę.
- Dobrze...- Odezwał się cichym, łamiącym się głosem. Usiadłam obok niego, a on momentalnie oparł głowę o moje ramię.
- Dlaczego Percy?- Mój głos też się łamał.
- Apollo miał wam nic nie mówić, ale nie sądziłem, że tak zrobi- Zaczął, a ja się przeraziłam. Apollo na pewno nie chciał nas martwić skoro nic nie powiedział.
- O czym?
- Ann...ja po prostu nie mogę jeść...nie przechodzi mi to przez gardło...przełyk- Powiedział przerywając, coraz cichszym głosem.
- Dlaczego?- Zapytałam bojąc się odpowiedzi.
- To...pamiątka...po...pierwszym...spotkaniu...z...Polybotesem- Mówił tak cicho, że ostatnie słowo wymówił już bezgłośnie. Łza spłynęła mi po policzku.
- Masz...
- Spalony przełyk- Poruszył utami. Rozpłakałam się.

4 komentarze:

  1. Dam, dam, dam. I tak oto kończy się sielanka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez przesady z tym wszystkim spalonym! Percy to nie Lord Vader

    OdpowiedzUsuń