wybrańcy

wybrańcy

środa, 11 lutego 2015

rozdział 21 "Urodziny w szpitalu cz.1"

* Percy *

Do sali wszedł Apollo. Zbadał mnie. Bardzo zwracał uwagę na ręce.
- Możesz podnieść ręce?- Spytał. Zrobiłem co mówił. Udało mi się to, ale moje ręce mocno drżały.
- Okay. Możesz już je opuścić- Powiedział. - A co z nogami?- Bóg był bardziej radosny. Pokręciłem przecząco głową.
- Nie martw się, na pewno niedługo się to zmieni- Powiedział. Po chwili wyszedł i przyszła Ann.
- I co? Wszystko w porządku?
- Tak- Mój głos był już ledwie słyszalny.
- Prześpij się. Jutro twój dzień- Powiedziała i uśmiechnęła się. Chciała odejść, ale złapałem ją za rękę. Spojrzała na mnie, a ja delikatnie ją pociągnąłem. Chyba ledwie to poczuła. Zrozumiała jednak i nachyliła się. Pocałunek był bardzo namiętny. Wyszła mówiąc, że mam się wyspać i wstać po ósmej. Na pewno coś kombinuje. Była 20, a moje oczy się same zamknęły. Utonąłem w objęciach Morfeusza.

*Apollo*

Jutro Percy ma urodziny. Jego przyjaciele postanowili zorganizować "imprezkę" w szpitalu. Cieszę się, że chłopak odzyskał sprawność w rękach i głos. Posejdon bardzo się ucieszył na tę informację. Poszedłem zmienić jego synowi bandaże. Spał. Odwinąłem opatrunek na ręce. Był mocno zakrwawiony. Tym razem krwią czerwoną, przez ostatnie dni krew była czarna z jadem Polybotes'a. To znaczy, że stan się poprawia. Druga ręka była w tym samym, polepszonym stanie. Klatka piersiowa, tors, brzuch, to wszystko było czarno-czerwone. W nogach nie widziałem poprawy. To znaczy, że trucizna schodzi z góry na dół. Żebra się zaczęły regenerować. Wszystko się układa.


*Annabeth*

Apollo powiedział, że stan Percy'ego uległ znacznej poprawie. Teraz spokojnie możemy świętować siedemnaste urodziny mojego chłopaka.
- No to...zaczynamy- Powiedziałam. Weszliśmy do sali. Glonomóżdżek spał. My zaczęliśmy dekorować salę.
- Mam nadzieję, że się nie obudzi- Powiedział Grover.
- Spoko, jest wykończony- Powiedziała Em.
- Dobra, trzeba i tak się pośpieszyć, bo nie wiadomo kiedy się obudzi- Powiedział Josh.
Dekoracje zajęły nam kilka godzin. Pomagała nam Kamila i rodzice mojego chłopaka. Nawet niektórzy Bogowie. Kiedy skończyliśmy była 6.30. Postanowiliśmy się przespać i przebrać. Ja zostałam jeszcze chwilkę u Glonomóżdżka. Spał tak słodko się śliniąc. Wciąż miał gorączkę i był cały spocony, obandażowany, ale już nie dygotał. Uśmiechał się przez sen. Jego oddech się uspokajał. Dopiero teraz stan chłopaka się zaczął poprawiać. Bardzo się z tego cieszyłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz