wybrańcy

wybrańcy

wtorek, 10 lutego 2015

rozdział 20 "wszystko się układało"

*Annabeth*

- Myślę, że nie da się tego opisać- Powiedział Grover.
- Trzeba mu jakoś pomóc. Jeśli przestanie walczyć może się to skończyć bardzo źle. Jak nadal będzie walczył i to bardziej niż wcześniej, na pewno wyzdrowieje.- Powiedział Josh.
- Tak. Jak walczy to wygrywa. Tak jak się obudził . Musiało go to kosztować sporo siły , ale wygrał- Dopowiedział satyr.
- Dobra, ale...jak mamy mu dać tą chęć walki?- Spytała Thalia.
- Nie wiem, nasza obecność pomaga, ale nie wystarcza- Odpowiedział Nico.
- Trzeba coś wymyślić- Powiedziała Em.
- Tylko co?- Dopytywała się Thalia. Nastała cisza podczas, której wszyscy zastanawiali się co zrobić, by mu pomóc. W końcu wymyśliłam strategie. Opowiedziałam mój pomysł pozostałym, którzy przyjęli go z wielkim entuzjazmem i dopowiadali nowe pomysły. Po godzinie zaczęliśmy realizację naszego planu.

*Percy*

Obudziłem się. Spojrzałem na kalendarz wiszący na ścianie. Jutro mam urodziny. Nie sądziłem, że spędzę siedemnastkę w szpitalu, sparaliżowany, nie mogący mówić, ledwo żywy. Zdałem sobie sprawę, że mam całe życie przed sobą, które miało się potoczyć zupełnie inaczej. Nie mogę zginąć! Niestety to nie ja o tym decyduję. Do sali wszedł Apollo. Ciągle sprawdza jak się czuję. Myślę, że on też wie, że mam  marne szanse. Zmienia mi bandaże jak śpię. Zbadał mnie jak zwykle. Widziałem w jego oczach smutek i zawód. Mój stan się nie poprawił lub pogorszył.
- Możesz coś powiedzieć?- Spytał. Zrobiłem jak chciał i ku mojemu zdziwieniu z mojego gardła wydobyło się chropowate, świszczące i ledwie słyszalne "ok".
- Kiedy odzyskałeś głoś?!- Apollo był bardzo pozytywnie zaskoczony.
- Przed chwilą- Powiedziałem swoim nienaturalnym i jak wcześniej powiedziałem chrapliwym, świszczącym i ledwie słyszalnym głosem. Bóg zbadał mi gardło, krtań i okolice gardła. Wszystko było w porządku.
- Czujesz jakieś mrowienie w kończynach, może... możesz już się ruszyć. Spróbowałem. Niestety nie czułem nóg.
- W rękach- Powiedziałem. Czułem w nich mrowienie.
- To świetnie. Myślę, że niedługo będziesz mógł nimi poruszać, a nogami teraz się nie przejmuj. Będzie dobrze. Powiedział, zbadał jeszcze ręce i nogi. Potem wyszedł. Po chwili pojawiła się Ann.
- Cześć- Powiedziała.
- Hej- Wychrypiałem, swoim dziwnym głosem.
- Odzyskałeś głos!!!- Pocałowała mnie namiętnie. Niestety za bardzo nie uważała i dotknęła mojego ciała.
- Au- Wydałem z siebie cichy dźwięk.
- Przepraszam, wybacz. Tak bardzo się cieszę!- Powiedziała radośnie. - Masz dla mnie jeszcze jakieś niespodzianki?- Spytała.
- Może...
- Co się stało?- Spytała, a w jej oczy jeszcze bardziej rozbłysły.
- Powiedzmy, że moje ręce są o krok od ruszenia się z miejsca- Powiedziałem.
- Czujesz je?
- Z jednej strony się cieszę, a z drugiej odwrotnie- Powiedziałem.
- Ból się zwiększa?- Spytała.
- Tak, ale nie martw się tym, będzie dobrze. Opowiadaj co u Ciebie?- Mój głos doprowadzał mnie powoli do szału. Ann to zauważyła.
- Pelsi i tak nie przebijesz Violi- Powiedziała i oboje zaczęliśmy się śmiać. Bardzo bolało, ale nie zwracałem na to uwagi.
- Widzę, że wy się tu świetnie bawicie- Do sali wszedł Grover.
- Znakomicie- Powiedziałem.
- Odzyskałeś głos! Ha! Trzeba się było z tobą założyć!- Powiedział kozłonóg.
- Trzeba było- Powiedziałem.
- Bawicie się bez nas?- Nie no oni to chyba zaplanowali. Podeszli Emi i Josh.
- Za ile umówiliście się tu z Thalią i Nickiem?- Spytałem.
- Buu!!!- Po mojej prawej stronie pojawili się wspomnieni przyjaciele. Spojrzałem na nich pytająco.
- Zaraz... wygadaliście się?- Spytał Nico. Oboje byli zdziwieni moją reakcją.
- Nie...?- Powiedziałem, a oni podskoczyli. Reszta wybuchła śmiechem.
- Możesz gadać i nic nie mówisz?!- Powiedziała Thalia.
- Przecież mówi- Powiedziała moja dziewczyna.

*Annabeth*

Siedzieliśmy u Percy'ego parę godzin. Pierwsza część planu nie wyszła, ale stan mojego chłopaka polepszył się. Mam nadzieję, że nie długo odzyska też sprawność fizyczną, a poparzenia się zagoją. Jutro są urodziny mojego Pelsiaka. Mam nadzieję, że będzie mógł się choć trochę poruszać. Nasi przyjaciele już poszli. Zostałam sama z Glonomóżdżkiem.
- Juto masz się obudzić po ósmej, a najlepiej o dziewiątej- Powiedziałam.
- Czemu?- Chłopaka to zaintrygowało. Domyślał się co planujemy.
- Bo tak. I nic nie powiem- Powiedziałam.
- Nie musisz...Grover...już powiedział- Jego głos słabł i się zacinał.
- Jasne... Już nic nie mów, bo znowu nie będziesz mógł mówić- Powiedziałam.
- Okay...- Westchnął. Nagle zobaczyłam, że powoli zgina palce.
- Percy!- Krzyknęła szczęśliwa.
- Wi...widzę- Mój chłopak, był w szoku, ale widziałam też w jego oczach nasilający się ból.
- Pójdę po Apolla. Poczekaj- Powiedziałam.
- Haha, bardzo zabawne- Odpowiedział, a mi zrobiło się głupio. Pobiegłam do Apolla. Był pozytywnie zaskoczony. Wszedł do sali, a ja poczekałam na zewnątrz. Wszystko się układało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz