wybrańcy

wybrańcy

poniedziałek, 16 lutego 2015

rozdział 23 " Niespodziewanie Przerwana Niespodzianka "

*Annabeth*

Przeniesienie Percy'ego z łóżka na wózek nie wymagało ode mnie dużo siły. W przeciwieństwie do niego. Chłopak był blady i spocony. W jego morskich, głębokich oczach widziałam zamglenie i cierpienie. Glonomóżdżek się jednak nie poddawał. Udawał, że jest "okay...". Cały on.
Zawiązałam mu oczy i zawiozłam w pewne miejsce...

*Percy*

Ann wiozła mnie już jakieś pięć minut. Nagle stanęliśmy. Już myślałem, że to koniec i mogę zdjąć opaskę. Ja naiwny. Poczułem jak spadamy z prędkością...hm...trudno określić, ale baaardzooo dużą. Znowu poczułem szarpnięcie wózka i ruszyliśmy dalej. Głupio się czułem, bo wiedziałem, że nie jesteśmy już na Olimpie. Teraz pewnie wyglądam jak ślepy inwalida. Po części tak jest, a po części tak się czuję.
- Już niedługo- Ann nachyliła się i pocałowała w policzek. Chyba wyczuwała, że nie czuję się najlepiej z zawiązanymi oczami. "Niedługo" trwało dobre półgodziny. Wiedziałem też, że nie tylko idziemy, ale też jedziemy różnymi środkami transportu. Trochę się dziwiłem jak, ale obiecałem, że nie będę pytał. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, poczułem przepiękny i oczyszczający mój umysł i ciało, zapach oceanu. Poczułem się silniejszy, szczęśliwszy. Ann nachyliła się nade mną, pocałowała mnie i (nie odrywając ust od moich) zdjęła opaskę.

*Annabeth*

Mina Percy'ego wywołała u mnie nadzieję, że wszystko będzie dobrze, lepiej. Od tylu tygodnie nie widziałam na jego twarzy tak szczerego uśmiechu, bez bólu, zmartwień. Wolnego. Od niego całego biła aura radości, nadziei, wolności. Był pełen życia. Dawno go takim nie widziałam. Teraz wiem, że mój plan się powiódł. Percy odzyskał zdrowie. Może i nie dokońca fizycznie, ale psychicznie w pełni. Wpatrywał się w ocean tak głęboko i z taką tęsknotą, że zrobiłam się trochę zazdrosna. Ha. Niezłe zazdrosna o ocean. Rozumiałam go jednak. Kochał wodę, był w końcu synem Posejdona. Po jakiś pięciu minutach obejmowania go, odwrócił do mnie głowę. Spojrzał mi prosto w oczy, były w nich łzy. Wyglądały tak pięknie, że poczułam jak w nich tonę. On patrzył na mnie z miłością, jakby kłębił się w śród szarych chmur, moich oczu, i próbował się jak najbardziej pogłębić, utonąć.
Patrzyliśmy tak na siebie dobre parę minut. W końcu tak bardzo się zagłębiliśmy, że zaczęło brakować nam powietrza. Pocałowaliśmy się tak bardzo namiętnie, z tak wielkim pożądaniem, tak bardzo wytęsknionym, upragnionym. Całowaliśmy się z krótkimi, niezauważalnymi przerwami na nabranie powietrza. Zanim, którekolwiek z nas się zorientowało, była już za dziesięć północ.
- To najlepsze urodziny w moim życiu- Powiedział mój chłopak i znowu mnie pocałował.

*Percy*

Było wspaniale. To moje najlepsze urodziny. Już myślałem, że będzie fatalnie, ale lepiej być nie mogło.
- Percy...trzeba wracać- Powiedziała Ann. Głos miała zawiedziony. Na pewno chciała jeszcze tu zostać.
- Skoro trzeba- westchnąłem. Rzuciłem jeszcze jedno spojrzenie na ocean, który delikatnie zafalował,
później gwieździste niebo, gwiazdy lekko, ale widocznie zamigotały. Spojrzałem na Ann, która patrzyła na ocean. Nie tylko ona przygotowała niespodziankę.
- Annabeth...
- Tak?- Zwróciła twarz w moją stronę, a jej oczy zaczęły szklić się od łez.
- Annabeth Chase... czy wyjdziesz za mnie?- Spytałem. W ręku trzymałem pudełeczko w kształcie sercowej muszli.

* Annabeth*

Percy właśnie poprosił mnie o rękę! To... cudownie!!! Matko on to umie robić niespodzianki. Ciekawe czy to zaplanował, czy po prostu tak wyszło. Pierścionek był... jedyny w swoim rodzaju.
Był złoty, a na środku znajdowało się szmaragdowe serce, Po obu jego stronach były małe cyrkonie.
TO ON!!!

Zakochałam się w tym pierścionku. Percy delikatnie chrząknął. O Bogowie!!! Nie odpowiedziałam mu jeszcze!!! Równo z tym jak na pobliskim zegarze wybiła północ, rzuciłam mu się na szyję i powiedziałam
-TAK!!!
Później zdałam sobie sprawę, że on musiał to zaplanować. Równo z moim"TAK!!!" fale wbiły się w powietrze i ułożyły się w serce, w którym środku byłam ja i Percy. Nasz podwodny pocałunek. Spojrzałam na niebo. Gwiazdy ułożyły się w chwilę na tej plaży. Doskonale wychwyciły moment naszej namiętności. Co jakiś czas przelatywały przez ten obraz spadające gwiazdy. Niebo rozświetliło się teraz tak pięknie, że zabrakło mi tchu. To wszystko było po prostu niemożliwe. Przytuliłam się teraz do mojego chłopaka. Poprawka narzeczonego!!!
- Niech zgadnę, Bogowie?
- Tylko ocean i gwiazdy- Odpowiedział.
- Wiedziałeś, dokąd Cię zabiorę?
- Nie. To miejsce wybrałem zanim...- Przerwał i spuścił głowę. Zanim zdarzył się ten cholerny wypadek i Percy stracił zdrowie. Przytuliłam się do niego mocniej.
- Miało być inaczej, ale.. nie ważne. Więc wybrałem to miejsce już wcześniej. Kiedy je zobaczyłem, wpatrywałem się w ocean. Porozmawiałem chwilę z ojcem i tak oto...
- Zostałam twoją narzeczoną- Dokończyłam. 
- Ciekawi mnie jak to sobie zaplanowałeś. Opowiesz?- Spytałam z nadzieją w głosie.
- Oczywiście- Westchnął teatralnie i zaczął opowiadać.
- Przez ostatni rok szkolny, codziennie pływałem. Przepływałem morza i oceany, w jakiś turbo sposób. Zawsze wychodziłem w innym miejscu. W nocy, tej ostatniej, zanim trafiłem do obozu...- Znowu przerwał na chwilę. No tak, potwór, rana, nieprzytomny i półżywy Percy. Teraz sobie przypomniałam, jego tegoroczny powrót do obozu.
- Nie mógłbyś choć raz normalnie wrócić do obozu? Zawsze musisz robić wielkie halo z tym, że już jesteś. Wszyscy muszę się dowiedzieć- Powiedziałam, próbując go rozweselić. Parsknął śmiechem.
- Tak już mam- Odpowiedział.
- Wracając. Wyszedłem z wody i zobaczyłem to miejsce. Była północ, a niebo... było prawie równie gwiaździste jak teraz. W tedy już wiedziałem, że to tu to zrobię. Miało być to w te wakacje. Może nawet w ten dzień... Tego nie wiem. Wiedziałem, że kiedy nadejdzie ta chwila będę to wiedział. Myślałem raczej o graniu na gitarze i śpiewaniu, a nie o siedzeniu na wózku inwalidzkim. Nawet nie mogłem uklęknąć...- Spuścił głowę. Nie tak to sobie wyobrażał.
- Wiesz zawsze możesz mi zaśpiewać- Powiedziałam.
- Głowa do góry- Powiedziałam, bo wciąż był przygnębiony.
- Okay...- Powiedział. Nagle w jego rękach pojawiła się gitara z...wody? Zaczął pięknie grać na tej swojej wodnej gitarce. Po chwili zaczął i śpiewać piękną piosenkę o miłości. Znamy się już tyle lat, a ja nigdy nie słyszałam jak śpiewa. Jego głos jest taki piękny i głęboki jak odgłos strun wodnej gitary i jego morskie oczy. Oparłam głowę o jego ramię, tak by mu nie przeszkadzać i utonęłam w głosie i pięknie pierścionka zdobiącego mój palec. Ten chłopak to spełnienie wszystkich moich marzeń. Kocham go. Jest cudowny! 

*Percy*

Nie śpiewałem od dawna, grać też dawno nie grałem. Cieszę się, że przynajmniej mogę ruszać rękami. Inaczej bym się po prostu załamał. Kiedy skończyłem grać Ann poprosiła mnie o kolejną. Zrobiłem to o co poprosiła. Dla niej skoczyłbym nawet do Tartaru. Po piątej piosence, kiedy Ann błagała mnie o kolejną, usłyszeliśmy szmery. Wyczułem potwora, zanim go zobaczyłem. Byłem bezbronny, a Ann... za bardzo rozmarzona. Z pobliskiego lasu wyłonił się...

*Annabeth*

Mój mózg nie zdążył zarejestrować co wyłoniło się z lasu. Przede mną pojawiła się ścian fali. Spojrzałam na mojego narzeczonego. Był kompletnie przerażony. Widziałam, że z trudem mu się oddycha. Każdy ruch sprawiał mu niesamowitą trudność. Ledwo utrzymywał ścianę wody przed nami. Wyglądał jakby był sparaliżowany strachem, ale nie chciał się poddać. Powoli zaczął się cofać wózkiem do oceanu.
- Co to jest?!
- To on. Musisz mi zaufać. Pomóż mi dostać się do wody. Wbiegnij do niej!
Zrobiłam co mówił. Bieg w oceanie, popychając wózek i to jeszcze tyłem jest wolny, ale się nie poddawałam. Percy był blady jak nigdy wcześniej. Gorączka i dygotanie powróciło. W oczach szkliły się łzy bólu i cierpienia, ale zaciskał mocno dygoczące od choroby zęby i powstrzymywał to coś, dając mi czas.
- Ann, nie ma sensu uciekaj. Ja go powstrzymam- Powiedział jak woda sięgała mi do kolan.
- Zapomnij! Właśnie stałeś się moim narzeczonym do cholery i Cię nie zostawię! Tak łatwo to się mój kochany nie wywiniesz!- Uśmiechnął się. 
- Trzymaj się mocno- Powiedział, a ja bez zastanowienia stanęłam i złapałam z całych sił rączki wózka.Nagle fala wody przeniosła nas na bardzo głęboką wodę. Mogłam oddychać, bo Percy stworzył wokół nas bańkę powietrza. Wciąż był przerażony, a jego stan się nie poprawił. Ostatnio wyglądał tak źle...
- Polybotes...- Percy potaknął. W jego oczach zobaczyłam olbrzymi strach i cierpienie.
- Co Ci jest?- Spytałam. Jego stan z sekundy na sekundę pogarszał się.
- Musimy się stąd wydostać- Powiedział, ignorując moje pytanie. Wiedziałam jednak, że ma rację. Był na skraju przytomności. Jak zemdleje- utonę.

1 komentarz:

  1. ,,Dla niej skoczyłbym nawet do tartaru"
    Nie wiedziałam czy przy tym płakać czy się śmiać.

    OdpowiedzUsuń