wybrańcy

wybrańcy

niedziela, 28 czerwca 2015

rozdział 73

*Annabeth*

Apollo przewiózł mnie i małą do sali 14, na drugim piętrze. W środku, był już Percy. Nie wyglądał jakoś strasznie, był trochę blady, ale... przecież zerwał się z łóżka o piątej, nic nie jadł, a niedawno dowiedział się, że urodziła mu się córka. Może to nie białaczka? Bóg złączył nasze łóżka, a pomiędzy nami, na kocyku, położył naszą córeczkę i wyszedł.
- Hej- Powiedziałam. Obudził się. Zrobił duże oczy, szczęka mu opadła.
- A...Ann- Później jego spojrzenie padło na Connie. Zobaczyłam, że z łza spływa mu po policzku.Uśmiechał się.
- Kocham Was. Powinienem być dzisiaj w domu, a nie...
- Percy to nie twoja wina. Ja wiem co się stało. Uratowałeś obóz, my sobie poradziłyśmy.
- Nigdy już was nie zostawię- Powiedział. Przytuliliśmy się i pocałowaliśmy. Później głaskaliśmy naszą córeczkę. Opowiadaliśmy jej mity. Mała miała jasne włoski, nie wiem czy będą kręcone, bo ma je bardzo krótkie, w końcu dzisiaj się urodziła, oczy ma jak każde dziecko, granatowe, ale już widzę w nich tą głębie oceanu, jaką ma Percy. Urodą jest chyba bardziej podobna do mnie.


*Percy*

Nie mogę uwierzyć, że jestem ojcem! Bogowie mała jest taka słodka! Cała mama będzie, no... poza oczami. Leżeliśmy z Ann obok siebie, a pomiędzy nami nasza słodka mysia.
- Ann... masz wszystkie rzeczy?
- Tak... nie wiem kto je wziął, ale mam wszystko
- Przepraszam, że Cię zostawiłem w domu, trzeba było kogoś poprosić, by się tobą zajął
- Zabiłabym Cię w tedy. Poza tym, skąd mogłeś wiedzieć, że mała urodzi się dziś?
- W nocy miałaś skurcze
- Termin, był na 18 czerwca, a jest 14 maja, nie mogłeś wiedzieć
- W obozie coś przeczuwałem, bałem się co się z wami dzieje. Ja... ja to właśnie czułem, wiedziałem, że coś jest nie w porządku
- Percy... daj spokój. Patrz, leżymy obok siebie, a pomiędzy nami jest nasza córeczka, wszystko gra
- Mówiłaś, że rozmawiałaś z Apollem
- Tak...
- Na mój temat też?
- Tak... Percy, a ty... wiesz co ci może dolegać?- Spytała. Była zaniepokojona, martwiła się.
- Tak, ale mam nadzieję, że to co innego- Przytuliła mnie. Naprawdę boję się, że mam białaczkę. Czekam na te cholerne wyniki badać, które swoją drogą Apollo powinien znać. On chyba nawet powinien wiedzieć co mi jest bez tych badań! Co to za bóg medycyny, lekarzy, który nic nie wie? Odpowiedź jest tylko jedna, jest to bóg słońca i durnych haiku!
- Już mam- O proszę, o wilku mowa. Apollo podszedł do nas. Nie potrafiłem wyczytać jakichkolwiek emocji z jego twarzy. Przestraszyłem się. Ann złapała mnie za rękę.
- Nie masz białaczki, ale... nie mam pojęcia co masz. Z wyników wynika, że jesteś zdrowy, ale z obserwacji, że chory. Nie wiem. Poleżysz kilka dni na obserwacji tu, a później cała trójka wraca do domu i tam żyje długo i szczęśliwie- Powiedział w końcu się rozweselając, ale i tak był dziwny. Pewnie nie może pogodzić się z tym, że nie wie co mi się stało. Mam nadzieję, że zaraz wyjdę stąd ze swoją rodziną i razem zamieszkamy. Annabeth odetchnęła z ulgi, przyznam, że ja także.
- Trzymajcie się i jakby były jakieś komplikacje to przywołajcie mnie...
- Czerwonym guzikiem, wiemy- Powiedzieliśmy równocześnie. Apollo parsknął śmiechem i pozostawił nas roześmianych.

*Thalia*

Bogowie! Ann urodziła córkę! Jackson miał rację! Zaczynam się go naprawdę bać! Jeszcze dzisiaj jedziemy do Ann. Mówiąc "jedziemy" mam na myśli mnie, Nica. Jasona, Piper, Leo, Kamilę, Grover'a, Josha i Emilii. Hazel i Frank wyjechali do obozu Jupiter i mamy z nimi słaby kontakt. Zapomniałabym, Clarisse i Chris również z nami jadą. Pozostali obozowicze już szykują "imprezkę" dla naszych młodych rodziców. Każdy domek powiedział, że da im jakiś prezent. Boję się co dadzą im dzieciaki od Hermesa i Aresa. Ja i mój brat dajemy bransoletkę z zawieszkami, a na każdej z nich jest coś co przypomina o najważniejszych wydarzeniach, na razie są tam wydarzenia od przybycia jej ojca do obozu, kończąc na dostaniu bransoletki. Z każdym nowym wydarzeniem pojawia się nowa zawieszka. Jest ich sporo, ale bransoletka sama się powiększa, zmniejsza, więc nie ma problemu. Po obiedzie wyjeżdżamy, a ja za chwilę umówiłam się z Nickiem, bo biedaczek nie wie co kupić i został teraz w domku sam, tak samo jak Kamila, a nie przepraszam ona ma jeszcze Nim, ciekawe co ONE kupią...

* Percy*

Gadałem z Ann, nasza córeczka zasnęła.
- O Percy, ona też ślini się przez sen- Szepnęła, by nie zbudzić naszej księżniczki.
- Tylko jej tego nie mów. Pamiętam jak się obudziłem w obozie, myślałem, że skoczysz mi na szyję i zaczniesz krzyczeć "Pelsi?! Zabiłeś Minotaura! Kocham Cię!", czy coś takiego, a nawet jakbyś nie pamiętała mnie to i tak myślałem, że zabicie tego potwora, nie mając pojęcia, że jest się herosem, wymaga... odwagi, siły, mężności...
- Głupoty, impulsywności, braku mózgu- Przerwała moją wyliczankę.
- Też, ale jak mogłaś powiedzieć "Ślinisz się przez sen"? Jak?
- Normalnie Glonomóżdżku. Po prostu " Ślinisz się przez sen"- Uśmiechnęła się niewinnie.
- Ciekawe, czy małej to przejdzie?
- Tobie nie przeszło
- Ale tobie przeszło, chyba... Nie wiem, nie patrzę się jak ludzie śpią, czy się ślinią, czy nie- Wzruszyłem ramionami. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Oczywiście wszystko po cichu, by nie zbudzić małej. Po jakiejś godzinie Ann zasnęła. Wpatrywałem się to w nią, to w naszą córkę. W końcu zasnąłem.
Śniła mi się przeszłość. Rozpoznałem tą sytuację, to w tedy kiedy straciłem piętno Achillesa.
To było w ferie zimowe. Już pierwszego dnia rano przyjechałem do obozu, a wieczorem na powitalnym ognisku już wiedziałem, że na następny dzień wyruszam na misję. Było zimno. Już w tedy Uranos i Gaja powstawali, ale my myśleliśmy, że to potwory się mszczą za Kronosa. Dostałem razem z Annabeth, Joshem i Emilii misję. Mieliśmy znaleźć jakąś tajemniczą bestię, która grasowała w Los Angeles i zabijała wszystkich, którzy stanęli na jej drodze. To, była pierwsza misja moich przyjaciół i na pewno się bali, ale tak się złożyło, że rodzina Emi tam mieszka i dziadkowie Josha, więc pod moją i Ann opieką, Chejron pozwolił im iść razem z nami. Po dwóch tygodniach sprawa była zakończona. Potwór, który okazał się być 100 metrowym wężowo-gadzim smokiem został zlikwidowany, ale żeby go pokonać musiałem zepchnąć go do wody, która znajdowała się w pobliżu. Niestety wpadłem tam razem ze smokiem, kiedy tylko wyszedłem na powierzchnię, straciłem przytomność i byłem w śpiące przez dwa tygodnie. Kiedy się obudziłem, piętna już nie miałem. Za to przez jakieś dwa/trzy miesiące musiałem codziennie jeździć na rehabilitacje, bo mój krzyż był w fatalnym stanie. W końcu wróciłem do formy, po miesiącu mogłem już ćwiczyć na wf-ie. Nie mam pojęcia dlaczego śni mi się to wszystko jeszcze raz. Ciekawe, co będzie dalej...

*Annabeth*

Śniła mi się nasza córeczka. Miała jasnobrązowe włosy, które lekko falowały, oczy w kolorze oceanu. Przypominała mnie, ale tylko z wyglądu. Miała jakieś czternaście lat. Rozpoznałam otoczenie, to była obozowa arena. Connie walczyła z jakąś dwójką dziesięciolatków. Dziewczynka miała jasne, kręcone włosy i szare oczy, moja idealna kopia. Chłopczyk, był idealną kopią mojego męża. Kruczoczarne włosy, morskie oczy, nawet technikę walki miał jego. Uświadomiłam sobie, że to moje dzieci. Ich starsza siostra walczyła mieczem, podobnym do tego, który ma Percy, chłopak również takiego używał. Młodsza dziewczynka walczyła sztyletem, który przypominał mój. Przyglądając się walce zauważyłam, że mniejsze dzieci robią dokładnie to samo co ja i Percy. Connie walczyła podobnie jak jej ojciec, ale widać było, że ma wszystko zaplanowane jak ja. To była nasza idealna mieszanka. Kiedy walka się zakończyła, cała trójka podbiegła do wysokiego bruneta. Był bardzo umięśniony i lekko opalony. Kiedy odwrócił twarz prawie zemdlałam z zachwytu.
- Tato, widziałeś, raz prawie pokonałem Connie!- Krzyknął ten dziesięciolatek. O bogowie! Ten czarujący mężczyzna to mój mąż! Ateno jak on się zmienił!
- A ja pokonałam Jack'a- Odkrzyknęła moja idealna kopia.
- Pokonałam i ciebie, Jass i Jack'a, więc wygrałam. Nasz braciszek też przecież cię pokonał. U was, był remis- Odpowiedziała Connie.
- Okay, więc cała trójka zasługuje na lody?
- Tak!
- To chodźmy, po drodze zabierzemy mamę- I odeszli. Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Spojrzałam na moją córkę. Obśliniła się cała. Podniosłam wzrok na Percy'ego, po brodzie spływała mu ślina. Parsknęłam śmiechem.
- Co cię tak bawi?- Spytał, otwierając oczy.
- Oboje ślinicie się przez sen. Wytrzyj się- Powiedziałam i podałam mu chusteczkę. Drugą wytarłam buzie małej. Otworzyła te swoje cudowne oczy i uśmiechnęła się pokazując swoje małe dziąsła. Percy wytarł się i patrzył na małą. Robił jakieś głupie miny, a my obie się śmiałyśmy. Ten Glonomóżdżek nigdy się nie zmieni.
- Hej, możemy wejść?- Drzwi się uchyliły, a my zobaczyliśmy Thalię.
- Jasne- Odpowiedziałam. Mała wciąż się śmiała, Percy przestał się wygłupiać. Do pokoju weszli, była łowczyni, Nico, Grover, Emilii, Josh, Clarisse, Chris, Jason, Piper, Leo, no i oczywiście Kamila. Podeszli do łóżka, a właściwie dwóch złączonych łóżek i na zmianę nosili roześmianą dziewczynkę.
- Ona jest taka fajna, w ogóle nie płacze. Cały czas jest uśmiechnięta!
- Właśnie... jakim cudem to wasze dziecko?- Spytał Leo. Oboje rzuciliśmy w niego poduszką, czyli oberwał dwoma poduszkami, zachwiał się i przewrócił. Teraz wszyscy się roześmialiśmy, poduszki do nas wróciły. Wszyscy zmieściliśmy się na łóżkach. Teraz Connie, była u Thalii.
- Apollo dostał już te wyniki?
- Tak, oczywiście nic nie wie
- Jak to, ale, że nic? To co ci było? Jest?- Percy wzruszył ramionami.
- Apollo mówi, że jestem zdrowy, ale on myśli, że to nie prawda i szczerze to nie mam pojęcia o co mu chodzi
- A kto ma pojęcie o co chodzi bogom?- Nikt, no właśnie. Nasi przyjaciele siedzieli z nami do siedemnastej, za godzinę jest w obozie kolacja, a jeszcze dziś jest ognisko. Pożegnali nas i wyszli. Uświadomiłam sobie, że ani ja, ani Percy nic dzisiaj nie jedliśmy. Ja to przynajmniej wczoraj się najadłam, ale syn Posejdona ostatni posiłek jadł wczoraj o 8 i to było lekkie śniadanie. Do sali wszedł Apollo z dwiema tacami.
- Przepraszam, że dopiero teraz, ale oboje spaliście, a później przyszli do was goście, nie chciałem wam przeszkadzać- Powiedział i podał nam dwie tace. Znajdował się na nich obfity obiad. Bóg wyszedł, a ja zabrałam się za jedzenie. Byłam strasznie głodna, a jeszcze przecież dziś karmiłam małą. Spojrzałam na Percy'ego, któremu normalnie uszy się trzęsły. Widziałam jak stara się opanować, ale był tak głodny, że nie dawał rady. Po chwili talerze były wylizane do czysta.
- Zapomniałem wam dać picie...- Apollo patrzył na nas w szoku, że tak szybko zjedliśmy.
- Kiedy wy ostatnio coś jedliście?- Spytał.
- Ja wczoraj o 18 i to mało, bo się źle czułam, Percy wczoraj o 8, bo cały czas był wołany do obozu- Odpowiedziałam.
- Chcecie dokładkę?- Pokiwaliśmy głowami i po chwili dostaliśmy drugą porcję, tą jedliśmy wolniej. Wypiliśmy sok z odrobiną nektaru i zrobiliśmy się senni. Nakarmiłam jeszcze małą, pogadałam w między czasie z Percy'm i zasnęliśmy. To był wyczerpujący dzień.

*Posejdon*

Kiedy weszliśmy do sali nasze dzieci i wnuczka spały, wtulone w siebie. Do oczu napłynęły mi łzy, ale się powstrzymałem, Atena nie.
- Oni wyglądają tak słodko. Teraz czuję się trochę głupio, że tak nienawidziłam Perseusza, ale to dobry chłopak, gdyby tylko nie był twoim synem...
- A co? Zakochałaś się we mnie?
- Co? Odbiło ci?
- Nie chciałaś, żeby Percy spotykał się z Ann, bo jesteś we mnie zakochana i teraz nie możemy być razem, to znaczy możemy, ale to by było chore
- Posejdonie, bo będę miała koszmary. Ja i ty? Proszę cię nie rób wiochy
- Takie słowa z twoich ust, Ateno?
- Tu muszę się z tobą zgodzić, za dużo czasu spędzam w twoim towarzystwie. Twój syn ślini się przez sen. Ciekawe, po kim to odziedziczył? Po tobie, czy po Sally?
- Nie wiem, nie gapię się na ludzi, czy się ślinią przez sen, czy nie. To chore- Atena westchnęła.
- Gadamy jak nasze dzieci- Spojrzeliśmy na Connie.
- Ale ona śliczna- Powiedziałem.
- I też ślini się przez sen. Ale naprawdę jest cudowna
- Chodźmy, rano do nich wpadniemy- Powiedziałem i wyszliśmy.

*Percy*

Obudziłem się w nocy, koło drugiej. Po raz pierwszy usłyszałem jak Connie płacze, a właściwie cicho pochlipuje. Wziąłem ją na ręce i zacząłem kołysać. Mała wtuliła się we mnie. Złapała mnie swoją malutką rączką za palec. Uspakajała się, ale kiedy tylko chciałem ją położyć obok siebie, znowu zaczynała płakać. Wpółleżałem i cichutko śpiewałem małej kołysanki. Na szczęście moja mama również mi je śpiewała i to w sporych ilościach, więc miałem spory asortyment w pamięci. Zaniepokoiło mnie, że mała ma niecały dzień, a już dręczą ją koszmary. Skąd wiem, że to nie coś innego? Nie podkurczała nóżek, więc to nie kolka. Z początku pomyślałem, że może być głodna, ale zaraz przypomniało mi się, że półgodziny temu obudziliśmy się i Annabeth ją karmiła. Uspokajała się jak ją kołysałem i śpiewałem jej, więc to musiał być zły sen. Connie zasnęła koło ósmej, a ja dopiero teraz mogłem się wyspać, ale oczywiście kiedy położyłem małą na kocyku, obudziła się Ann.
- Od kiedy ona nie śpi? A właściwie to od kiedy śpi?- Spytała zaniepokojona.
- Obudziła się o koło drugiej, przed chwilą zasnęła. Strasznie dręczyły ją koszmary- Odpowiedziałem.
- Percy, trzeba było mnie obudzić, zmieniłabym cię
- Ann, wczoraj urodziłaś, jesteś zmęczona i musisz odpoczywać
- Ty też jesteś zmęczony. Wczoraj wylądowałeś w szpitalu. Teraz połóż się spać i się wyśpij...
- Przyniosłem śniadanie- Apollo wszedł do sali.
- Po śniadaniu idziesz spać- Cicho warknęła. Kiedy zjedliśmy, Annabeth od razu zaczęła na mnie naciskać, żebym się położył. Chwilę się z nią sprzeczałem, ale powieki mi się kleiły, więc parę minut później zasnąłem.

*Annabeth*

Zdenerwowałam się. Percy całą noc nie spał, kiedy ja smacznie chrapałam koło niego. Widziałam, że jest śpiący i ma małe worki pod oczami. Ostatnio potwory atakują obóz, a on bez przerwy, o każdej godzinie biegnie tam i pomaga obozowiczom, a ja? Przez cały czas leżę i nic nie robię, a moją największą frajdą była akcja z Clarisse. Percy tydzień po tym jak córka Aresa zrzuciła go ze ścianki wspinaczkowej, zrobił niezwykłe przedstawienie, w którym główną rolę grała Clar. Tytuł brzmiał " Clarisse i wściekły klozet". Muszę przyznać czadowa komedia. Kiedyś może pojawi się nagranie Kamili. Mam nadzieję, bo z chęcią to zobaczę. Drzwi do sali się uchyliły. Zobaczyłam w nich Atenę i... Posejdona. Dobra to było trochę dziwne, jak tak stali w ramię, w ramię. Weszli do środka.
- Hej, jak się czujesz?- Spytała... mama.
- Dobrze, ja przynajmniej się wyspałam
- Mała w nocy dała popalić?
- Miała koszmary, a ja dowiedziałam się tego dopiero o ósmej. Percy od drugiej nie spał- Wyjaśniłam.
- Myliłam się co do niego. Byłam pewna, że nie sprosta. Przepraszam was, źle go osądziłam
- A mnie też, źle osądziłaś?- Spytał Posejdon, czy ja o czymś nie wiem?
- Nie, co do ciebie się nie myliłam. Percy po prostu wdał się w matkę, a przynajmniej z charakteru
- Po tym co się o niej dowiedziałem, jestem tego prawie pewien
- Może.... Ann masz wspaniałą córeczkę, jest... taka śliczna
- Jest przepiękna i zapewne odziedziczy po tobie inteligencje- Powiedział ojciec Percy'ego.
- Owszem, ale... ślinienie się to chyba odziedziczyła po Percy'm- Powiedziała moja mama i obie zaczęłyśmy się śmiać. Posejdon naburmuszył się tak, jak zawsze robi to jego syn. Doprowadziło to mnie i Atena do jeszcze większego śmiechu. Na szczęście Percy i Connie byli mocno zmęczeni i się nie obudzili. Nasi boscy rodzice wyszli, a ja zaczęłam czytać książkę o architekturze.
Godzinę później pojawiła się Sally.
- Hej Ann, jak się czujesz?- Spytała siadając koło mnie.
- Dobrze- Mała się obudziła, a ja podałam ją jej babci. Dziewczynka momentalnie zaczęła się uśmiechać.
- Ale ona radosna. Mała w ogóle płacze?- Spytała moja teściowa.
- Szczerze przyznam, że słyszałam jej płacz raz, kiedy dopiero co się urodziła. Percy jednak mówił mi, że od drugiej nie mogła zasnąć, że dręczyły ją koszmary. Teraz on odsypia noc. Jestem na niego zła, że nie obudził mnie. Jemu przecież też przyda się sen
- Właśnie, wiesz co mu jest?
- Na początku wszyscy myśleli, że ma białaczkę. Krwotok z nosa, omdlenie, siniak po najmniejszym dotknięciu...- Widziałam, że w oczach Sally zbierają się łzy.
- Ale... on...
- Apollo dał nam jego wyniki, nie ma białaczki. Jest zdrowy, a przynajmniej tak wynika z badań, ale... nie wiem, może po prostu jest zmęczony?
- Możliwe. Oboje potrzebujecie odpoczynku
- Wiem...- Westchnęłam. Obie jednak wiedziałyśmy, że potwory nie zrobią sobie wakacji i, że my też nie możemy sobie na nie pozwolić. Chciałabym przynajmniej odpocząć przez tydzień. Poród bardzo mnie osłabił, muszę zająć się Connie, a Percy jest wypompowany. Wiem, że się nie podda i się do tego nie przyzna, ale najchętniej wyjechałby gdzieś, lub spędził jakiś czas pod wodą, zostawiając wszystko i wszystkich. Dobra, pewnie zabrałby mnie i małą ze sobą, ale nic więcej.
- Jak ma na imię?
- Connie- Odpowiedziałam. Mama Percy'ego pogłaskała małą po główce.
- Percy opowiedział ci o swojej kuzynce?
- Tak... on się o to wszystko obwinia, a ja czuję, że nie było mnie w chwili kiedy on przeżywał takie piekło. Tak bardzo chciałabym być przy nim w tedy kiedy to się stało
- Tak, Percy strasznie to przeżył. Zamknął się w pokoju, przez pewien czas nic nie jadł, nie odzywał się. Trafił do szpital jak po tygodniu stracił przytomność i zaczęła mu lecieć krew z nosa, był bardzo osłabiony. Nie chcieli go wypuścić, bo jedyne co dostawał, by nie zginąć z braku żywności to kroplówka. Dopiero po roku doszedł do siebie. Zaczął go odwiedzać Grover, ale nigdy nie było już jak dawniej. Dopiero jak spotkał się z tobą, jak zabił Minotaura. Zaczęło być jak dawniej, ale tamten Percy już nigdy nie wróci. To odcisnęło na nim trwałe piętno w psychice
- Nie wiedziałam, że aż tak to przeżył. Grover też nic nie mówił
- Nie obwiniaj się Ann
- Ale gdybym przy nim była...
- Nie wiem, czy by to coś dało. Grover'owi  udało się złapać z nim kontakt po miesiącu. Wcześniej się nie odzywał. Później był strasznie cichy i spokojny, ale w nocy ciągle dręczyły go koszmary. Annabeth nikomu by się nie udało. On potrzebował czasu- Pokiwałam głową, ale i tak wiem, że nie powinnam go zostawiać, a jakbym przy nim była nie doprowadziłby się do takiego stanu. To moja wina.
- Prześpij się i nie myśl o tym. To nie twoja wina, a jak już to moja, bo to ja nie dopilnowałam go. Gdybym miała go na oku nie schowałby się w tym samochodzie i nie widział tego wszystkiego. Tłumaczyłam mu już nie raz, że jego kuzynka, była córką Irys. Nie zdążyła się o tym dowiedzieć. Percy jednak jest przekonany, że to jego wina. Nie dociera do niego, że Connie również przyciągała potwory
- Mi mówił, że ona nie była herosem
- Nie wierzy mi, myśli, że mówię tak tylko dlatego, aby go pocieszyć
- Uwierzy już ja się tym zajmę
- Dziękuję Annabeth. Teraz już idź spać- Powiedziała i podała mi moją córeczkę. Położyłam ją na kocyku. Mama Percy'ego pocałowała mnie w czoło. Życzyła miłych słów i wyszła. Nie byłam zmęczona, ale patrząc na śliniących się obok mnie Percy'ego i Connie. Zasnęłam.
_________________________________________________________________________________

Rozdział napisany. Najdłuższy na blogu jak przysięgałam, więc nic mi się nie stanie, jej! Postaram się pisać takie długie rozdziały, ale nie wiem czy mi to wyjdzie. Przysięgać już nie będę! Może nie długo wstawię jakiś filmik. Np. "Clarisse i wściekły klozet", ale nie przysięgam i nie wiem kiedy to będzie. Mam nadzieję, że do wakacji się wyrobię. Wyjeżdżam pod koniec lipca na dwa, trzy tygodnie i nie wiem, czy będę wstawiała notki. Mam nadzieję, że mnie wena nie opuści, a czas pozwoli na nowe rozdziały. Długość pewnie będzie maleńka, ale lepsze krótkie rozdziały niż żadne. Nowy rozdział do środy, ale może wyrobię się i będzie szybciej.Pozdrawiam i mam nadzieję, że rozdział się podobał.
~Nati~

czwartek, 25 czerwca 2015

rozdział 72

*Annabeth*

Minęły już trzy miesiące. Za miesiąc rodzę. Mój brzuch jest ogromny! Leżałam na łóżku w sypialni. Nagle poczułam olbrzymi ból, to skurcz! Pomyślałam.
- Spokojnie Ann, oddychaj- Uspakajałam się, ale z minuty na minutę czułam jak skurcze się nasilają.
- PERCY!- Krzyknęłam, bo zrozumiałam, że wody mi odeszły. Nie odpowiedział. No tak przecież on jest w obozie! Co ja mam teraz robić?! Poczułam, że krwawię. Bałam się o małą. Bogowie ratunku!
Dobra Annabeth, oddychaj. Spokojnie. Wdech i wydech, wdech i wydech.
- AU!- Ból, był nie do zniesienia. Zauważyłam drachmę, która leżała na regale. Z trudem się podniosłam i opierając się o ściany i meble  doszłam do regału i zabrałam monetę. Udałam się do najbliższej łazienki i odkręciłam wodę. Wrzuciłam w nią drachmę i łkając powiedziałam
- Iris Bogini tęczy przyjmij moją ofiarę i pokaż mi Apolla- Ledwo łapałam oddech. Po chwili pojawił się bóg. Leżał na łóżku i spał. No tak jest szósta rano! Krzyknęłam z bólu i osunęłam się po ścianie.
- Annabeth?! Co się dzieje?!
- Rodzę!
- Zaraz będę, powiedz Per...
- Nie ma go tu!
- Już lecę- Rodziłam. Sama w domu. Percy, czemu cię tu nie ma?! Godzinę temu wyszedł do obozu. Mieli tam jakieś komplikacje. A ja jeszcze błagałam, żeby z nim iść! Przynajmniej ktoś by ze mną teraz, był! Spojrzałam na zegarek. Rodzę półgodziny, a Apollo o tym wie od minuty. Spokojnie... Nagle poczułam olbrzymi ból, który szybko ustał. Trzymałam ręce przy pochwie, by awaryjnie łapać dziecko. Poczułam na rękach coś ciężkiego, prawie to opuściłam. Wszędzie była krew, traciłam przytomność i wtedy usłyszałam płacz... płacz dziecka.

*Percy*

Obudził mnie iryfon, była piąta rano. Okazało się, że w obozie są jakieś komplikacje i mnie potrzebują. Annabeth narzekała, że chce pójść ze mną, ale ja nie wiedziałem co zastanę na miejscu, a Chejron był zdenerwowany. Na miejscu wiedziałem już dlaczego. Bariera ochraniająca pękała! Wokoło, było mnóstwo potworów i gdyby nasz dom i drogę do obozu nie ochraniała bariera to na sto procent, by mnie już nie było.
- Percy! Jak dobrze, że już jesteś! Przepraszam, że niepokoję cię tak wcześnie, ale sam widzisz, bariera zaraz nie wytrzyma
- Rozumiem. Mamy zlikwidować te potwory?
- Trzeba coś z tym zrobić. Obawiam się, że bez walki się nie obejdzie- Wszyscy obozowicze ruszyli na potwory. Walczyliśmy, ale było ich za dużo. Zdecydowanie za dużo. Bałem się co się dzieje teraz z Ann. Dziś w nocy miała skurcze, ale jak wychodziłem to czuła się dobrze. Nie widziałem martwych ciał obozowiczów, ale wiem, że wiele osób było rannych. Potwory w końcu uciekły. Zrobiło mi się słabo, co było dziwne, bo nie byłem ranny. Przed chwilą czułem się świetnie, a nagle zacząłem się chwiać.
- Percy!- Złapał mnie Jason. Chyba Piper przyłożyła mi jakąś mokrą ścierkę do twarzy, a ja zdałem sobie sprawę, że krew mi leci z nosa. Straciłem przytomność.

*Annabeth*

Ręce mi się trzęsły, nie miałam już siły, traciłam przytomność. Za dużo krwi! Przytuliłam do siebie moją małą córeczkę.
- Cześć Connie, jestem twoją mamą. Twój tatuś miał rację, wiedział, że jesteś dziewczynką od początku- Powiedziałam płacząc. Złapałam ręcznik, który leżał na taborecie. Przykryłam nim moją córeczkę. Bałam się, że Apollo nie zdąży i umrzemy tu obie.
- Annabeth!- Usłyszałam głos boga, a po chwili go zauważyłam.
- Na Zeusa!- Krzyknął. Wziął ode mnie małą, a ja straciłam przytomność.

*Percy*

Odzyskałem przytomność w Wielkim Domu. Czułem się trochę słabo, ale poza tym było okay.
- Percy, nie za bardzo wiem jak ci to powiedzieć- Usłyszałem głos Centaura. Byłem z nim sam.
- Co się stało?
- Po pierwsz zabieramy cię na Olimp. Straciłeś przytomność, zaczęła lecieć ci krew z nosa i wystarczy, że ktoś złapie cię lekko za rękę, a ty już masz siniaka. Apollo musi cię dokładnie zbadać. Druga sprawa jest taka, że... O 6.30 Annabeth urodziła
- Co, ale... jeszcze miesiąc. Która godzina?
- Percy, wszystkiego dowiesz się na miejscu. Jest ósma trzydzieści. Leżysz tu pół godziny- Pokiwałem główną na znak, że zrozumiałem. O bogowie! Jestem ojcem! Annabeth, była w domu sama. Zostawiłem ją! Nigdy sobie tego nie wybaczę, ale... jakbym ją że sobą zabrał, byłaby w ogromnym niebezpieczeństwie, jakbym został, obóz mógłby zostać zniszczony. Trzeba było ją wczoraj zawieźć na Olimp i tam zostawić, nie zostawiać jej samej. Urodziła, poradziła sobie. Mam córkę, ale... termin, był za miesiąc, oby obie były zdrowe. Zostałem przetransportowafny na Olimp.

*Annabeth*

Obudziłam się w sali szpitalnej na Olimpie. Miałam kroplówkę. Byłam strasznie słaba. Do sali wszedł Apollo z inkubatorem, w którym leżała mała dziewczynka, owinięta kocykiem koloru morskiego.
- Jak się czujesz Annabeth?- Spytał.
- Słabo. Z małą wszystko w porządku? Percy już wie?
- Tak mała ma się świetnie, trudno mi uwierzyć, że jest wcześniakiem, ale wiem, że powinna urodzić się za miesiąc. Straciłaś  sporo krwi, zrobiliśmy ci już transplantację  (krwi), więc niedługo poczujesz się lepiej
- Percy wie?
- Wasze rodziny i Chejron zostały powiadomione...
- Co się stało Percy'emu?- Spytałam przerażona. Bóg zwlekał z odpowiedzią.
- Dobra powiem. Była walka z potworami w obronie obozu. Percy nie został ranny, ale zemdlał i zaczęła lecieć mu krew z nosa. Dotknie się go, od razu robi mu się sinak...
- Percy...ma białaczkę?
- Czekam na wyniki badań
- Gdzie jest teraz?
- Obok w sali. Skoro się już obudziłaś chcesz, żebym przeniósł waszą trójkę do wspólnej sali?-Po co on w ogóle pyta?
_____________________________________________

Rozdział dosyć krótki, niezbyt mi się podoba. Pisałam go na telefonie. Następny będzie maksymalnie do poniedziałku, ale przysìęgam na Styks, że będzie najdłuższy na tym blogu. Mam nadzieję, że dotrzymam przysięgi, bo nie mam ochoty zostać spalona, czy fata wiedzą co.  Pozdrawiam
~Nati~

wtorek, 23 czerwca 2015

rozdział 71

*Thalia*

Weszłam do domku Zeusa. Nie, Jason nie otworzył, ale jako lokatorka miałam własne klucze. Kiedy znalazłam się w środku miałam ochotę zamordować swojego brata.
- Co tu się [cenzura] stało?! Nie mam ochoty jutro na kontroli czystości pobić rekord na najbrudniejszy domek w  historii obozu herosów!!!- Takiego syfu nigdy nie widziałam. Wszystko, było poprzewracane do góry nogami, no... wszystko oprócz posągu Zeusa, ale ten był obsypany rzeczami.
- Posprzątam, wiem, ale, muszę... zgubiłem go!!!- Mój brat wpadł w depresję. Usiadł na przewróconym łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi, ale widok jego w takim stanie sprawiał mi ból. To w końcu mój młodszy braciszek, co z tego, że nie jesteśmy do siebie podobni, a teraz wyglądamy jakbyśmy byli w tym samym wieku, to mój rodzony brat.
- Jason, co się stało?- Spytałam siadając obok niego.
- Zgubiłem go- Wymamrotał, wciąż chowając twarz.
- Ale co zgubiłeś?- Chyba wiem co zgubił, ale muszę mieć pewność.
- Pierścionek! Pierścionek zaręczynowy dla Piper!- W końcu na mnie spojrzał. Widziałam w jego niebieskich oczach zmęczenie, rezygnacje, strach, smutek i złość. W tym momencie miałam wielką ochotę go przytulić. Zrobiłam to.
- Jason, znajdziemy go razem, a potem razem posprzątamy ten burdel, okay?
- Okay...- Westchnął. Znalezienie pierścionka, którego mój brat szukał zajęło mi dwie minuty. Okazało się, że blondyn położył go na parapecie, a pudełko musiało się ześlizgnąć, bo leżało w trawie pod oknem.
- Teraz ja idę do Ann, a jak wrócę ma być tu czysto!
- Ale... Thalia mówiłaś, że posprzątamy razem!
- MY mieliśmy znaleźć pierścionek, a znalazłam go JA, więc MY posprzątam, znaczy tyle, że to TY posprzątasz!- Nakrzyczałam na niego i wyszłam. Annabeth siedziała w salonie i jadła czekoladę, oglądając jakieś romansidła.
- Hej!
- Cześć, gdzie Percy i Nim?
- Śpią
- Twój mąż jest jak dziecko
- A twój, co teraz robi?
- Śpi i bądź cicho!- Warknęłam i usiadłam obok niej.
- To... o co chodziło z Jasonem?- Spytała moja przyjaciółka.
- Ach, nie pytaj. Przewrócił do góry nogami cały domek! Wszystko rozwalił, bo szukał tego jednego, debilnego, pięknego pierścionka, którego położył na parapecie, a który spadł z niego i wylądował w trawie! Znalezienie go zajęło mi dwie minuty, a ten idiota zrujnował nam cały domek!
- Jason chce się oświadczyć Piper?!- Moja przyjaciółka była w szoku.
- Tak. Żebyś widziała pierścionek! Cudny, idealny dla Piper
- Nie mogę się doczekać, kiedy go zobaczę!- Obejrzałyśmy te badziewne romansidło i zjadłyśmy tą cholernie dobrą czekoladę. Później gadałyśmy przy kolacji. Dołączyła do nas Nim. Annabeth opowiedziała mi co się stało Percy'emu i z trudem powstrzymałam śmiech kiedy go zobaczyłam. Pożegnałam się i poszłam do domku Zeusa sprawdzić, czy mój brat wywiązał się i nasz dom lśni czystością. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że nawet nieźle się spisał. Biedak spał zwinięty na podłodze i trzymał te swoje pudełko z pierścionkiem przyciśnięte do piersi. Przykryłam go kocem i walnęłam się na swoim łóżku.

*Jason*

Obudziłem się na podłodze w domku Jupitera, znaczy Zeusa. Szybko poszedłem się umyć i ubrać. Godzinę później poszedłem na śniadanie. W pawilonie jadalnym siedziałem przy stoliku ze swoją siostrą i obserwowałem córkę Afrodyty. Piper śmiała się i plotkowała ze swoim rodzeństwem.
- Kiedy zamierzasz to zrobić?- Spytała szeptem moja siostra.
- Dzisiaj. Percy pomógł mi wybrać miejsce i zapewnił... odpowiednią pomoc
- Jackson? Przecież on leży w swojej willi i pojękuje w łóżku
- Co? Jak?
- Walczył z Clarisse na ściance wspinaczkowej i zleciał. Najpierw z siedmiu metrów, ale w ostatniej chwili złapał się, a później z trzech metrów i... no jest trochę obolały
- Jak ja mam to teraz zrobić?
- Nie przesadzasz? Możesz wnieść się w powietrze, wezwać błyskawice, które ułożą się w fajerwerki. Wszystko możesz
- Thalia... miałem to zrobić, ale Percy miał wytworzyć wodny tunel, a ja z Piper mieliśmy przefrunąć przez niego. Jak ja teraz to zrobię?
- Jason- Usłyszałem głos Kamili. Podszedłem do niej.
- Percy musi jeszcze dziś zostać w domu, więc... albo wstrzymasz się z zaręczynami do jutra, albo powiesz mi co mam zrobić- Powiedziała.
- Skąd...?
- Percy nie chciał cię zawieść.  Mówił, że to dla ciebie ważne, by zrobić to teraz. Nie mówił dlaczego, ale mówił, że ci na tym bardzo zależy
- Tak, możemy się umówić przy sadzawce tej... 6?
- Spoko,  to tam chcesz to zrobić, prawda?
- Tak
- Okay za godzinę?
- Dobra
Dwie godziny po tej rozmowie stałem pod domkiem Afrodyty i czekałem na Piper. Nie mogłem się już doczekać. Chciałem to zrobić wieczorem, w nocy. To, by dało taki wspaniały efekt.
- Hej!
- Cześć! Zaplanowałem dla nas dużo atrakcji! Najpierw gokarty, później kino, bilard, kręgle i spacer po obozie przy świetle księżyca
- Jason... pamiętałeś!
- Jak mógłbym zapomnieć
Spędziliśmy razem cały dzień. Było cudownie! Wyścig gokartowy wygrałem ja, ale Pipes wygrała w bilard, kręgle skończyły się remisem. Była noc. Gwiazdy świeciły jak nigdy dotąd! Było pięknie! Znaleźliśmy się już przy sadzawce. Wokół było mnóstwo świec, drzew, świetlików i świerszczy. Teraz czas na mnie. Uklęknąłem
- Piper McLean kocham Cię najbardziej na świecie, czy uczynisz mi ten zaszczyt i... wyjdziesz za mnie?- Spytałem. Pipes płakała, ale rzuciła mi się na szyje
- TAK!!!- Pocałowaliśmy się w szalonym pocałunku. Wsunąłem na jej palec pierścionek i chwyciłem ją w talii i wzbiłem się w powietrze. Najpierw przefrunęliśmy przez tunel ognia (dzięki Leo!), a później przez tunel z wody, w którym pływały ryby i inne stworzenia morskie ( Jesteś super Kama!). Piper, była zachwycona! Na koniec pioruny ułożyły się w nasze podobizny i zastygły na niebie, powoli zmieniając się w gwiazdy ( Uwielbiam cię Artemido!). W końcu wylądowaliśmy na dachu domku Zeusa.
- Jason... kocham cię! Ja z okazji naszej czwartej rocznicy mam dla ciebie tylko ten łańcuszek. Ja mam taki sam- Pokazała mi swój na szyi i dała mi małe pudełeczko. Znajdował się tam dokładnie taki sam łańcuszek jak ma Pipes. Z tyłu było wygrawerowane "Piper i Jason forever"
_________________________________________________________________________________
 Rozdział taki sobie, trochę taki romantyczny. Nie długo nie będzie już takiego spokoju i normalnego, uroczego love story. No przynajmniej nie takiego bezpiecznego w obozie. Nowy rozdział w tym tygodniu. Pozdrawiam
~Nati~



Pierścionek zaręczynowy Pipes



Łańcuszki Piper i Jason'a

sobota, 20 czerwca 2015

rozdział 70

*Percy*

Clarisse nacierała, a ja odbijałem. Znaleźliśmy się przy ściance wspinaczkowej. Zaczęliśmy się po niej wspinać. Co jakiś czas atakowaliśmy się bronią. Znaleźliśmy się już na samej górze. Na płaszczyźnie zaczęła się prawdziwa walka. Opadałem z sił, a w oczach córki Aresa widziałem determinację. Może jednak nie powinienem, był wyzywać jej na pojedynek?
- Poddajesz się Jackson?!
- Nigdy!- W tej samej chwili Clarisse popchnęła mnie włócznią, a ja spadłem, w ostatniej chwili zdążyłem się złapać i zwisałem ze ścianki jakieś... trzy metry nad ziemią? Coś w tym stylu.
- Nic ci nie jest Glonie?!- Usłyszałem w jej głosie coś na kształt... troski? Nie... na pewno nie.
- Spoko!- Clarisse zaczęła schodzić ze ścianki. Niestety, to coś za co się trzymałem urwało się i... spadłem.
- Jackson!- Córka Aresa szybko znalazła się przy mnie.
- Powiedz coś- Uklęknęła przy mnie. Strasznie bolały mnie plecy i głowa. Moje prawe ramię... masakra!
- Jak tylko poczuję się lepiej, będzie dogrywka- Warknąłem. Roześmiała się z ulgi, ale zaraz się opanowała.
- Możesz wstać?- Pomogła mi wstać, ale tak mi się kręciło w głowie, że musiała mnie zawlec do Wielkiego Domu.
- Co się stało?- Spytał Chejron patrząc na Clarisse. Siedziałem na łóżku, a koordynator mnie badał.
- No... nic. Zwykły trening. Nie zauważyliśmy, że znajdujemy się na samej górze ścianki wspinaczkowej...- Córka Aresa opowiedziała co się stało.
- Następnym razem, walczcie na arenie, a nie na wysokości 10 metrów!
- Tak jest

*Annabeth*

Wróciłam do domu, wchodzę do sypialni i co widzę? Percy'ego z temblakiem na prawej ręce z obandażowaną głową!
- Percy!- Krzyknęłam z szoku. No nie pomyślałam, że boli go głowa i śpi. Podeszłam do niego.
- Co ci się stało?
- Clarisse- Warknął mocno wkurzony. Opanował się i opowiedział o wszystkim.
- Jak Connie się urodzi obiecuję ci, że ją pokonam
- Jak ja będę wstanie to oberwie wodą z kibla!
- Ha ha ha, znowu? Ale tym razem mnie oszczędzisz?
- Może...- Położyłam się koło niego.
- Jak było z Kamą?
- Okay...
- Co się stało?
- No... wiesz
- Nie, nie wiem
- No... będziesz wujkiem
- Co?! Au!- Percy usiadł gwałtownie i złapał się lewą ręką za plecy.
- Żartowałam!- Powiedziałem się śmiejąc. Mój mąż się położył.
- Bardzo zabawne
- To... ja lecę, umówiłam się z Thalią
- Jasne, cześć- Odpowiedział, a ja wyszłam.

*Percy*

Razem z dwunastką z przepowiedni, Nim i niemowlakiem znajdowaliśmy się w jakimś ogromnym, ciemnym pomieszczeniu. Dziwnie się czułem, bo widziałem samego siebie, trzymającego (jak się domyśliłem) swoją córkę w ramionach. Nagle w ziemi zrobiła się dziura, a sufit zaczął się walić. Rzuciliśmy się do ucieczki, ale otaczały nas jakieś postacie. Na ramieniu miałem torbę, wypchaną jedzeniem, piciem, nektarem i ambrozją. Drugą torbę, w której znajdowały się rzeczy Connie, trzymała Ann. Coś mnie popchnęło i spadłem do otchłani ze swoją córką i jak się okazało również siostrą.
- NIE!!!- Rozpacz Annabeth mnie obudziła.
- W porządku?- Zrozumiałem, że i ja krzyknąłem. Na brzegu łóżka siedziała Kamila.
- T...tak...
- Percy... zero sekretów- Przypomniała mi moja siostra.
- Dobra, miałem sen...- Opowiedziałem jej o wszystkim.
- Ej... nie przejmuj się, będzie dobrze, musi być
- Kam, nigdy nie pozwól, abym trzymał Connie na rękach jak...
- Rozumiem, nie martw się już, odpocznij, Nim już śpi, zajmę się nią- Powiedziała. Nie chciałem spać, ale kiedy zamknąłem oczy momentalnie oddałem się w objęcia Morfeusza.

*Kamila*

Martwię się o mojego brata. Jego sny, przepowiednia... to nie wróży nic dobrego.
- Hej, piękna!
- Cześć Leo
- Porywam cię na piknik w lesie
- W lesie? Pamiętasz co się stało ostatnim razem?- Ostatnim razem, kiedy Leo zabrał mnie do lasu na piknik, strasznie się zdenerwował i przez przypadek podpalił najbliższą okolicę. Szybko ugasiłam pożar, ale przez tydzień chowaliśmy się przed rozwścieczonymi driadami i satyrami, którzy jakoś nie byli zadowoleni z podpalenia i kąpieli, dziwne...
- Dobra, dobra to chodźmy na plażę
- Okay, tam to chyba nie ma tylu drzew- Szliśmy przez obóz na plażę, trzymając się za ręce. Słyszeliśmy jak dzieciaki od Hermesa wołają nas i pokazują, mówiąc jakieś żarty. Z prawej ręki syna Hefajstosa wystrzeliły małe iskierki ognia, a z mojej lewej strumyk wody co ugasiło jego iskry, ale z pomiędzy naszych dłoni uniósł się dymek, co wywołało u obozowiczów falę śmiechu i pomysłów na lepsze docinki. Kiedy znaleźliśmy się na pustej plaży, zaczęliśmy się całować. Zachodziło słońce. Było tak pięknie, a Leo tak cudownie całuje!

*Jason*

O bogowie! Gdzie on jest! Na pewno go tutaj położyłem! Przeklęte fata! Usłyszałem grzmot. Och zamknijcie się! Kolejny. Bogowie jak mnie to irytuje! Przegrzebałem cały domek, ale nic nie znalazłem. Thalia nieźle się wkurzy jak tu przyjdzie, ale w tej chwili mnie to nie obchodzi. Po raz setny zacząłem przeklinać po staro grecku.
- Jason?- Usłyszałem zza drzwi. To ona! O bogowie!
- Jason? Otwórz! Słyszysz?- Zaczęła się dobijać do drzwi. Nie może tu wejść! Muszę jednak szukać dalej.
- Piper nie dziś
- Dobrze się czujesz?
- Ta, nie martw się, spotkamy się jutro, obiecuję
- Dobrze ale...
- Nic mi nie jest, idź- Nie słyszałem już jej, więc pewnie poszła. Wróciłem do szukania.

*Piper*

Jason dziwnie się zachował, więc pobiegłam po Thalię. Znalazłam ją wraz z Ann. Chodziły po polach truskawek i gadały.
- Hej!- Powiedziały kiedy do nich podbiegłam.
- Cześć! Thalia, Jason się zabarykadował się w domku, jest jakiś dziwny. Możesz sprawdzić co się z nim dzieje?
- Jasne i tak już wracałam. Cześć Ann
- Pa i powiedzcie później o co mu chodziło
- Okay pa!
_________________________________________________________________________________

Rozdział trochę krótki i kiepski, ale przyznam się nie miałam pomysłu. Starałam się jak mogłam i powstało to. Nowy rozdział mam nadzieję do wtorku i postaram się o jakieś dłuższe i ciekawsze wydarzenia. Proszę o komentarze i pomysły. Pozdrawiam
~Nati~

środa, 17 czerwca 2015

rozdział 69

*Percy*

- Spadałam w otchłań. Ściany, były idealnie gładkie, nie dało się ich złapać. Wszystko było ciemne, mrok, świst. Bałam się. Obok mnie ktoś leciał, ta osoba, była wpółprzytomna, umierała. Spadaliśmy tak długo... kiedy zaczęliśmy zbliżać się do dna usłyszałam krzyki, płacz, szepty... Mówiły, że życie nie ma sensu, że życie to rozpacz, udręka... kiedy byliśmy już blisko dna, wyczułam wodę, później się obudziłam- Powiedziała płacząc i przytuliła się mocniej.
- Nim, to się nie musi wydarzyć, to tylko sen, koszmar. Nie bój się- Powiedziałem, głaszcząc ją delikatnie po jasnych włosach. W końcu się uspokoiła i zasnęła, obejmując mnie i Ann, swoimi małymi rączkami.
- Percy, myślisz, że...
- Nie martw się tym. Połóż się i śpij kochanie- Odpowiedziałem. Moja żona przytuliła się do mnie i zasnęła. Tej nocy ciągle się budziłem, wiedziałem, że to ja spadałem ze swoją siostrą. Kiedy tylko zamknąłem oczy, śnił mi się ten sam koszmar, co Nim. Rano, około czwartej, razem z młodą, która również prawie nie zmrużyła tych swoich uroczych, błękitnych oczu, poszedłem do kuchni. Zrobiliśmy sobie niebieskie omlety. Zjedliśmy i zaczęliśmy się bawić zabawkami. Było naprawdę fajnie, nie mogę doczekać się kiedy będę miał swoją córkę, Connie. O godzinie dziewiątej poszliśmy obudzić Ann.

*Annabeth*

Obudziłam się za pięć dziewiąta. Byłam sama, ale słyszałam ciche szepty dochodzące z przyszłego pokoju mojej córki. Nagle drzwi się lekko otworzyły. Do sypialni weszli Percy i Nim. Położyli się na łóżku.
- Jak się spało, kochanie?- Spytał mój mąż. Razem z małą mieli leciutko podkrążone oczy. Chyba nie spali całą noc.
- Dobrze, ale wy chyba w ogóle nie spaliście- Odpowiedziałam. Niebieskooka zasnęła.
- Choć- Poszliśmy do jadalni, gdzie czekało na mnie pyszne śniadanie. Pocałowałam swojego chłopaka i zaczęłam jeść.
- Percy, jesteś zmęczony, idź spać
- Nie kochanie, wszystko w porządku. Jak się czujesz?
- Dobrze. Pyszne śniadanie
- Nic wielkiego. Kocham cię
- Kocham cię

*Denis*

- Nadszedł czas bracie. Nim dotarła do obozu. Im mniej zdąży się nauczyć tym lepiej. Niedługo urodzi się dziecko dwóch herosów i doskonale wiesz, że to oznacza niebezpieczeństwo, zarówno dla nas jak i wszystkich. Dzieci Wielkiej Trójki przeszły przejście i są potężniejsze od bogów. Ich jest szóstka i są w stanie zniszczyć wszystko, gdyby tylko chcieli. Nie możemy tracić czasu
- Siostro, musimy poczekać do narodzin dziecka
- Po co?!
- Oni będą chronić tego dziecka! Wiemy to. Wtedy zaatakujemy
- Można do tej pory zlikwidować Jacksona i siostrę czwórki z szóstki dzieci Wielkiej Trójki
- Dobrze, trzeba więc wszystko zaplanować. Nie możemy się zdradzić, bo wiemy, że oni o nas już wiedzą- Powiedział Drago. Wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu spotkałam Hugo.
- Cześć, coś się stało?- Spytał chłopak.
- Drago się stał, a co?
- Co tym razem?- Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się mu zwierzać.
- Poczekaj, nie tutaj- Przerwał mi i poszliśmy do pokoju, w którym nikt nas nie mógł usłyszeć.
- Wiesz... to nie tak, że chciałam być po tej "ciemnej stronie mocy". Przez całe życie walczyłam przeciwko potworom. Broniłam ludzi, karałam za zdradę, a teraz? To wszystko przez Dragona! Byłam najmłodsza z całego rodzeństwa! Dla Dragona, byłam kulą u nogi, która przydała się, kiedy mu odbiło. Sally zawsze traktowała mnie jak przyjaciółkę, miałam w niej oparcie, zawsze. Kiedy skończyłam szesnaście lat, moja siostra miała już siedmioletniego syna no i... córkę, o której nie wiedziała. Ona miała wtedy dwadzieścia siedem lat, a Drago trzydzieści. Mój brat zaczął dziwnie się zachowywać, zdradził. Miałam wtedy chłopaka, kochałam go. Drago wiedział jak to wykorzystać. Porwał Toma, a mi powiedział, że chłopak przeszedł na jego stronę. To było dziesięć lat temu. On go zabił, zamordował! A ja go kochałam, byłam z nim w ciąży! Kiedy mój brat się o tym dowiedział, wpadł w szał. Zabił moją malutką córeczkę! Zamordował ją na moich oczach!- Wpadłam w histerię. Dobra, mam dwadzieścia sześć lat, a Hugo jest ode mnie pięć lat młodszy, ale... ten chłopak mnie rozumie, lubię go. Poczułam silne ramiona, które mnie objęły.
- Nie wiedziałem. Dlaczego nie odwróciłaś się od niego? Czemu nie wróciłaś?
- Gdzie miałam wrócić? Hugo jestem zdrajczynią, myślisz, że kogokolwiek obchodzi to, czy zdradziłam, dlatego, że Drago mnie okłamał, czy dlatego, że tego chciałam. Jestem wygnana i jak tylko inni mnie zobaczą, zabiją mnie!
- Denis... Jeśli cię wysłuchają, zrozumieją
- A kto będzie chciał mnie wysłuchać?  Właściwe, to nie rozumiem, dlaczego tu jesteś?
- Jestem synem Tartar'a
- Co?!
- To co słyszałaś! Ojciec zgwałcił moją matkę, a ona od razu po TYM zmarła. W niewiadomy sposób powstałem ja. Myślisz, że ktokolwiek, by mnie zaakceptował? Wrzuciliby mnie w otchłań! Zawsze byłbym zdrajcą! Obcym!
- Hugo ja... nie wiedziałam. Wiesz... zostaniemy z tym razem. Jeśli ty spróbujesz się ujawnić, to i ja odejdę od Dragona
- Stoi, ale zrobimy to razem
- Tylko razem- Powiedziałam. Nasze twarze niebezpiecznie się zbliżyły i... pocałowaliśmy się!

*Percy*

Po śniadaniu poszliśmy po Nim. Mała już nie spała. O jedenastej byliśmy już w obozie. Obozowicze witali nas i zaczepiali młodą.
- Jak się ma nasza mała siostrzyczka?- Podeszli Thalia, Jason i Kamila.
- Dobrze- Odpowiedziała Nim.
- A jak się ma mój kochany braciszek?
- A jak się ma moja kochana siostrzyczka?- Spytaliśmy się z Kamą w tym samym czasie.
- Oj przestańcie!- Thalia, była w złym humorze.
- Słyszałeś?- Spytała moja bliźniaczka. Zawsze pytaliśmy się o to jednocześnie, ale ja również nie miałem ochoty na żarty.
- Percy, dobrze się czujesz? Co się stało?- Spytała lekko przerażona Kam.
- W porządku...
- Ta- Prychnęła moja siostra. Dzieci Zeusa/Jupitera zabrały Nim, a moja bliźniaczka i żona poszły się przejść. Postanowiłem pójść na arenę. Ooo akurat znajdowała się tam tylko Clarisse.
- Hej!- Krzyknąłem.
- Siema Glonie, chcesz oberwać?!
- Clar, jak ty mnie dobrze znasz! Muszę się odstresowa... poćwiczyć
- Co ty ukrywasz Jackson?
- Nic!
- Wyciągnę to z ciebie, choćbyś miał zaraz potem zginąć!- Córka boga wojny rzuciła się na mnie ze swoją elektryczną włócznią. Muszę przyznać, gdy tylko zaczęła biec w moją stronę, zacząłem uciekać. No co? Ona jest ode mnie dwa lata starsza, a z tą włócznią miałem kiedyś bliski kontakt i nie chcę znowu nią oberwać.
- I tak cię dorwę Jackson!- Szybko chwyciłem jakąś tarczę. Wiedziałem, że ona mnie nie zabije, ale może mnie ciężko zranić. Wiedziałem jednak, że przed nią nie ucieknę. Nie chciałem się kryć! Stanąłem w miejscu gotowy do obrony.
- Ha, ha, ha- Clarisse wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Walnęła swoją elektryczną włócznią w tarczę. Momentalnie straciłem czucie w lewej ręce i upadłem na kolana.
- Gadaj!
- Nie!- Powiedziałem. Nasze bronie się skrzyżowały. Wszędzie dookoła leciały iskry. Oboje walczyliśmy i nikt nie chciał zrezygnować. Będziemy walczyć do końca!

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 68

*Percy*
- Cztery lata temu odwiedziłem... panią Grece i... no... wiecie to było nie długo po tym jak sosna Thalii została zatruta, a Percy wyruszył na Morze Potworów i prawie nie spotkał się z Jasonem i Kamilą. Wypiliśmy za dużo i...
- Nnnie...- Odezwałem się z Jasonem.
- Zrobiliście to?!- Spytały dziewczyny. Posejdon pokiwał głową. O bogowie! Właśnie dotarło do mnie to co chce powiedzieć nam mój ojciec. On i mama Thalii i Jasona mają... dziecko! To dziecko ma... trzy lata? O bogowie!
- Jakiś czas później urodziła się Nim. Teraz ma trzy lata. Mówię wam o tym ponieważ, wiem, że powinniście wiedzieć i wiem też, że powinienem powiedzieć wam o tym wcześniej, ale... nie mogłem. Teraz Nim jest w niebezpieczeństwie i... musi zamieszkać w obozie- Powiedział.
- Gdzie ona teraz jest?- Spytałem, zaskakująco spokojnym i opanowanym głosem. Wtedy zza drzewa wyszła mała blondynka o niebieskich oczach. Do Posejdona nie była jakoś podobna, a przynajmniej nie z wyglądu. Bardzie wyglądała mi na córkę Jasona, ale dobra.
- Hej- Powiedziałem lekko się uśmiechając. Dziewczynka się bała, a moja siostra i kuzyni chyba wciąż nie mogli się otrząsnąć, a Posejdon wyglądał na przerażonego, delikatnie mówiąc.
- Hej- Odpowiedziała słodkim, dziecięcym głosikiem.
- Mam na imię Percy i...- Głos mi się załamał. Chyba wciąż byłem w szoku.
- I...?- Spytała.
- No i... i jestem twoim przyrodnim bratem- Powiedziałem. Na początku zrobiła wielkie oczy, ale później przytuliła mnie! Naprawdę małe dzieci są bardzo ufne. Będę musiał pilnować młodej, a za cztery miesiące i małej Connie, znaczy się Jessi.
- Mam na imię Nim. Zaopiekujesz się mną?- Spytała. Spojrzałem na Posejdona, który energicznie kiwał głową, żebym się zgodził. Spojrzałem na swoich przyjaciół, którzy również kiwali głowami.
- Tak. Pewnie, ale nie sam. To Kamila, Thalia i Jason, również twoje przyrodnie rodzeństwo- Powiedziałam pozostali otoczyli młodą i zaczęli z nią gadać, przytulać ją. Ona co jakiś czas zerkała na mnie. Chyba jestem jej ulubionym braciszkiem. Razem z Posejdonem poszliśmy pogadać na stronie. Byliśmy na widoczności, ale nikt nie mógł nas usłyszeć.
- Percy, nawet nie wiem jak ci dziękować, że tak zareagowałeś. Przyjąłeś ją i zaangażowałeś też w to jej rodzeństwo
- Spoko. Czemu nie powiedziałeś nam wcześniej?
- Bałem się waszej reakcji. Percy, gdybym powiedział prawdę o Nim, musiałbym powiedzieć też prawdę o Kam i Jasonie. Ty od roku wiedziałeś o świecie mitologicznym. Był zakaz kontaktowania się ze swoimi śmiertelnymi dziećmi, a i sam do końca nie znałem całej prawdy, a o Nim... dowiedziałem się tydzień temu. Znalazłem ją i zabrałem tu. Nie mogę się nią teraz zająć. Podobno istnieje jakaś przepowiednia mówiąca, że mała jest w wielkim niebezpieczeństwie...
- Ale jedno z nas ją uratuje...?
- Tak... skąd to wiesz?
- Bo będę to ja... Nie chcę o tym rozmawiać, ale teraz przepowiednia i rozmowa z wyrocznią mają sens. Teraz jeszcze młoda tak na mnie reaguje- Powiedziałem pokazując głową na Nim, która ciągle mnie obserwowała, jakbym miał jej uciec i zostawić ją.
- Nie mam pojęcia co wiesz, ale uszanuję twoją decyzję i nie będę wnikać. Percy, mam do ciebie prośbę. Ona ma zaledwie trzy lata, no... trzy z kawałkiem. Nie chcę by sama łaziła po obozie. Tobie ufa najbardziej i...
- Pewnie, że się nią zajmę. Jeśli Ann się zgodzi może nawet u nas zamieszkać- Powiedziałem.
- Dzięki, jesteś najwspanialszym synem i bratem jaki istnieje- Powiedział mój ojciec. Wyglądał jakby mu się śpieszyło.
- Idź, zajmę się nią
- Dzięki- Odpowiedział i rozpłynął się. Podszedłem do pozostałych. Nim od razu mnie objęła.
- Zostaniesz ze mną i nigdy nie opuścisz?- Spytała. Nie mam pojęcia dlaczego, ale w jej oczach zbierały się łzy.
- Pewnie. Choć poznasz pozostałych
- Mam więcej rodzeństwa?- Roześmiałem się i wziąłem ją na ręce.
- Nie..., a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo- Powiedziałem.
- Raczej nie masz. Zaprowadzimy cię do obozu i zapoznamy cię z przyjaciółmi, a raczej rodziną. Wiesz, wszyscy jesteśmy tu jedną, wielką, szczęśliwą rodziną- Powiedziała Kamila. Jason i Thalia wciąż byli zamyśleni. Pewnie się zastanawiali czemu ich mama nic im nie powiedziała. Posejdon dopiero się dowiedział, a przynajmniej tak twierdzi.
- Nim, gdzie się wychowywałaś?- Spytał Jason.
- Mieszkałam w jakiejś jaskini. Opiekowały się mną nimfy pobliskich dwóch rzek. Teraz przyszedł po mnie tata i tu zaprowadził
- Poznałaś kiedyś mamę?- Spytała Thalia. Wszyscy mieliśmy spokojne i delikatne głosy. Nie chcieliśmy jej wystraszyć.
- Nie- Odpowiedziała i wtuliła się we mnie. Nie mieliśmy pojęcia co mamy zrobić. Tajną drogą, ruszyliśmy do wielkiego domu.
- Percy, jak ty znalazłeś te skrytki i ile ich jest?- Spytała moja kuzynka. Młoda chyba przysnęła.
- Przypadkiem i jest ich dużo. Jak tylko znajduję nową od razu informuję o tym Chejrona- Odpowiedziałem. Byliśmy na miejscu. Znajdowali się tam koordynator, Ann i pozostali. Wszyscy wlepili w nas wzrok. Chyba spodziewali się, że Posejdon chce nas wysłać do Tartaru, ale widok Nim na moich rękach... ich miny były bezcenne. Nawet Chejrona.
- Posejdon właśnie nam oświadczył, że mamy siostrę, wspólną siostrę- Powiedziała Thalia, bo nikt nie raczył zadać jakiegokolwiek pytania.
- Co?!- Clarisse tylko tyle zdołała powiedzieć, a raczej krzyknęła przez co młoda się obudziła. Dzięki Clar!
- To co słyszałaś. Nim ma trzy lata. Jest córką Posejdona i mojej, naszej mamy. Jej ojciec dowiedział się o niej tydzień temu, a matka...
- Wychowywała się w jaskini. Opiekowały się nią nimf dwóch pobliskich rzek. Kiedy Posejdon się o niej dowiedział zabrał ją tutaj- Dokończyła Kama, bo Thalia na wspomnienie o matce zrobiła się dziwna.
- Rozumiem. Może oprowadzicie małą po obozie. Ja, Ann i Percy musimy porozmawiać- Odezwał się koordynator. Kiedy wszyscy odeszli mogłem w spokoju opowiedzieć im wszystko. Oczywiście przemilczałem to co ja wiem, rozmowę z wyrocznią. Nim doszedłem do tematu miejsca zamieszkania Nim (Jak to dziwnie brzmi) Ann się odezwała.
- Może mała zamieszka u nas?
- Właśnie miałem cię o to zapytać- Powiedziałem.
- No... to postanowione. Zmykajcie i chyba będziecie musieli iść na zakupy- Odezwał się koordynator.
- Na szczęście jej ojciec jest bardzo hojny- Odpowiedziałem. Posejdon dał mi sporo kasy, zarówno śmiertelników jak i drachm. Po chwili jechaliśmy już do sklepu. Na szczęście mieliśmy w domu większy fotelik.

*Annabeth*

Nim jest taka słodka. Kiedy na nią patrzę, nie mogę uwierzyć, że za cztery miesiące będzie spędzała czas z moją córką. Nie mogę się już doczekać! Teraz jedziemy na zakupy, bo mała nie ma żadnych ubrań. To aż niesamowite, że ona tak bardzo kocha Percy'ego. Dobra, wiem, że są rodzeństwem, ale przyrodnim, a mała zna go zaledwie od niecałej godziny! Jest mała i ufna, zbyt ufna.
- Annie, jak się czujesz?- Spytał mój mąż.
- Dobrze kochanie, po prostu mała wciąż daje mi popalić- Powiedziałem.
- Ciociu...?- Zaczęła Nim. Już miałam się wtrącić i powiedzieć, że teoretycznie jestem jej szwagierką, ale postanowiłam jej na razie nie mieszać.
- Nim, Annie to taka jakby twoja siostra. Tylko nie aż tak zabawna, a w jej towarzystwie czujesz się głupio- Odezwał się przez ramię Percy.
- Patrz na głowę Drogomóżdżku!- Powiedziałam i wszyscy wybuchli śmiechem.
- Mam patrzeć na głowę?- Spytał mój mąż i zaczął dotykać i próbować patrzeć na swoją głowę.
- Patrz na drogę Glonomóżdżku i trzymaj ręce na kierownicy!- Krzyknęłam, bo niebezpiecznie zaczęliśmy przyśpieszać i wchodzić na drugi pas. Na szczęście chłopak się opanował i zapanował nad kierownicą. To był miły dzień. Kiedy wracaliśmy mała zasnęła i kiedy wysiadaliśmy Percy zaniósł ją na rękach do domu. Spała w pokoju przeznaczonym dla naszej córki jak już podrośnie. Położyłam się z moim mężem na łóżku.
- Nie mogę się doczekać Con...Jessi- Powiedział.
- Percy... dlaczego wybrałeś imię Connie?- Bardzo mnie to intrygowało.
- To dość... osobiste
- Proszę, powiedz...- Widziałam jak walczy ze sobą czy powiedzieć mi, czy nie. W końcu westchnął.
- Kiedyś miałem kuzynkę. Miała na imię Connie. Jej ojcem, był brat mojej mamy, ale nie Drago, zwykły śmiertelnik, który nie wiedział nic o magicznych, mitycznych światach. Była trzy lata starsza ode mnie. Była dla mnie jak siostra. Kiedy zniknęłaś, uciekłaś z domu i Grover zaczął cię szukać, zostałem sam. Connie została wtedy zabita przez potwora. Wyjechała z ojcem na wakacje, jej matka zmarła przy porodzie. Kiedy jechali do hotelu, zaatakował ich Minotaur. Rozszarpał ich na strzępy. Widziałem to, słyszałem ich krzyki, ale nie mogłem zareagować. Wtedy nic nie wiedziałem o świecie mitologicznym, po prostu siedziałem schowany w przyczepie. Miałem siedem lat, Connie dziesięć. Nie była herosem. To nie on przyciągnęła Minotaura, nie jej ojciec, zrobiłem to ja. To tak jakby ją zabił, wydał wyrok, zdradził... od tamtej pory każdego dnia, każdej noc, myślałem tylko o niej, a kiedy dowiedziałem się prawdy, gdy rozpoznałem na wzgórzu tego potwora. Nie byłem w stanie się powstrzymać, chciałem żeby zapłacił za śmierć wujka, kuzynki i mamy. Niestety nie miałem pojęcia co mam zrobić, przeżyłem fuksem, myślę jednak, że to Connie mi pomogła, nie wiem jak, ale wiem, że mi pomogła. Bardzo ją kochałem i tęsknie za nią. To dlatego jak byliśmy w Hadesie, by odnaleźć moją mamę, ja rozglądałem się dookoła, miałem nadzieję, że ją zobaczę, ale... no cóż...
- Percy, zmieniam decyzję, chcę żeby nasza córka miała na imię Connie. Strasznie mi przykro, że mnie przy tobie nie było, a na dodatek zabrałam ci kumpla. Przeze mnie zostałeś sam w tak trudnej chwili. Przepraszam...- Widziałam w jego oczach łzy, w moich też były. Nie wiedziałem przez co on przeszedł. Uciekłam z domu, zostawiłam go i to przez ze mnie Grover również zostawił Percy'ego. Musiał przechodzić prawdziwe piekło. Przytuliłam się do niego, a on wtulił się we mnie. Poczułam delikatne kopnięcie i w tej samej chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę- Powiedziałam. Do pokoju weszła mała blondynka, była blada i drżała. Wyglądała na przerażoną. Percy natychmiast zerwał się z łóżka i podbiegł do swojej siostry. Dziewczynka się w niego wtuliła i rozpłakała.
- Ciii... nie płacz. Co się stało?- Nigdy nie słyszałam takiej czułości, troski, delikatności i uczciwości w jego głosie, chyba w żadnym głosie, jak do tej pory. Czułam, że mogę mu powiedzieć wszystko, nawet coś o czym nie miałam pojęcia. Każdy mój sekret, tajemnicę. To było silniejsze niż czaro-mowa.
- Miałam koszmar- Powiedziała cicho, wciąż płacząc. Percy wziął ją na ręce i zaniósł do naszego łóżka. Wtuliliśmy się w nią, a ona w nas. Powoli się już uspokajała.
- Co ci się śniło, myszko?- Spytał chłopak

sobota, 13 czerwca 2015

rozdział 67

*Percy*

Wszedłem do swojego pokoju. W środku nikogo nie zastałem. Usłyszałem wodę w łazience, więc Ann się kąpie. Po chwili z niej wyszła i mnie zobaczyła.
- O... Percy w końcu tu dotarłeś! Nie sądziłam, że statek jest tak wielki, że można się zgubić... i to na całą noc- Powiedziała, uśmiechając się.
- Zagadałem się z Kamilą. Opowiadaliśmy sobie swoje przygody. Te opowieści bardzo nas do siebie zbliżyły. Znamy się tak krótko, a ja się czuję jakbym ją znał od urodzenia. Też tak masz ze swoim rodzeństwem?
- No... można tak powiedzieć, ale nie ze wszystkimi i... czasem potrzebuję czasu. Chyba jednak nigdy nie miałam aż tak bliskich relacji jak ty i Kama, w końcu jesteście bliźniakami, znacie się jak nikt- Powiedziała.
- Trochę mnie to przeraża. Całe życie myślałem, że jestem jedynakiem, a tu nagle... Nieważne, która godzina?
- Ósma. Idziemy na śniadanie?
- Jasne tylko się umyję i przebiorę
- Tylko nie siedź znów pięć godzin, to na ciebie poczekam
- Ha ha ha, jasne- Powiedziałem i wszedłem do łazienki, dziesięć minut później wyszedłem. Ubrany byłem w jeansy i białą bluzkę i moją kochaną niebieską bluzę, w której wczoraj na szczęście nie byłem.
- Jeśli ktoś zniszczy mi tę bluzę to nie wytrzymam- Powiedziałem na co Ann parsknęła śmiechem.
- Z chęcią zobaczę te filmiki Kamy- Powiedziała.
- Ja też- Poszliśmy do mesy. Nałożyłem sobie niebieskie naleśniki z niebieskim sosem. Mm, pycha.
- Co ty masz z tym niebieskim jedzeniem? To strasznie wkurza- Powiedziała Thalia.
- No, wiesz. Kiedy byłem mały to mama założyła się z tym śmierdzielem. On uważał, że nie ma niebieskiego jedzenia i od tamtej pory głownie takie jem. Wiesz to chyba kwestia przyzwyczajenia. No i lubię niebieski- Odpowiedziałem, a on wlepiła we mnie wzrok.
- Myślałam, że to co innego. Nie boisz się, że jesz same barwniki?
- To nie barwniki. To tylko sos jagodowy i naleśniki, które są również zabarwione jagodami. Zero barwników i konserwantów, rodzinny przepis- Powiedziałem, a Kama parsknęła śmiechem.
- Ta, który sam wymyśliłeś jak miałeś sześć lat. Mama mi wszystko powiedziała. O Gabie miałeś rację, ale... rodzinny przepis? Nie chcesz go nikomu zdradzić już od jedenastu lat- Powiedziała. Teraz pozostali zaczęli się śmiać.
- Dopiero od jedenastu lat. Wszystko może się zdarzyć- Poprawiłem ją.
- Tia, jasne- Prychnęła. Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na swój talerz, był pusty! Spojrzałem na swoich towarzyszy, każdy miał zapchane usta poplamione sokiem jagodowym.
- One są pyszne!
- Stary jak ty dobrze gotujesz!
- Pycha!
- Od dzisiaj to ty gotujesz, rybko!- Powiedział Annie.
- Dziękuję, dziękuję, ale... mogliście mi zostawić chociaż jednego naleśnika!
- Percy zrób nowe, nam też byś dołożył!
- Dobra, dobra- Powiedziałem i poszedłem do kuchni. Zamknąłem drzwi, ale moja siostra uparła się, że mi pomoże. Zgodziłem się, przecież... zero tajemnic i sekretów.

*Kamila*

Mój brat jest prawdziwym kucharzem i już zamówiliśmy u niego obiad i kolację. Czułam się wyróżniona ponieważ, chłopak podzielił się ze mną swoim przepisem, który na pewno przekaże swoim dzieciom i to już nie długo. Naleśniki, były pyszne i niesamowite. A ja już znam na nie przepis. Obiecałam mu jednak, że nie zdradzę jego przepisu, chyba że w dalekiej przyszłości, jak to mój brat ujął, swoim dzieciom.
- Co na obiad?- Spytała Thalia.
- Glony- Odpowiedział mój brat, wzruszając ramionami.
- CO?!
- Co? co?
- Co? co? CO?!- Chyba się Thalia pogubiła, Percy zaczął się śmiać, a ona szybko do niego dołączyła.
- Dobra, a tak na serio?
- Nie mam pojęcia. Skąd w ogóle wiesz, że dzisiaj będzie obiad? Może coś się zdarzy?
- Nawet tak nie mów!- Krzyknęła Emi.
- Nigdy nic nie wiadomo- Wzruszył ramionami. Po śniadaniu graliśmy w łamańce językowe.
Bzyczy bzyg znad Bzury zbzikowane bzdury, bzyczy bzdury, bzdurstwa bzdurzy i nad Bzurą w bzach bajdurzy, bzyczy bzdury, bzdurnie bzyka, bo zbzikował i ma bzika!- Powiedział koszmarnie Leo. Serio ledwo go zrozumiałam.
Czesał czyżyk czarny koczek, czyszcząc w koczku każdy loczek. Po czym przykrył koczek toczkiem, lecz część loczków wyszła boczkiem- Powiedziałam, chyba ładnie mi to wyszło. Zostali jeszcze Ann i Percy. Ciekawe co wymyślą.
-Trzynastego, w Szczebrzeszynie chrząszcz się zaczął tarzać w trzcinie. Wszczęli wrzask Szczebrzeszynianie: – Cóż ma znaczyć to tarzanie?! Wezwać trzeba by lekarza, zamiast brzmieć, ten chrząszcz się tarza! Wszak Szczebrzeszyn z tego słynie, że w nim zawsze chrząszcz BRZMI w trzcinie! A chrząszcz odrzekł nie zmieszany: – Przyszedł wreszcie czas na zmiany! Drzewiej chrząszcze w trzcinie brzmiały, teraz będą się tarzały- Powiedziała lekko się zacinając córka Ateny.
Z etymologicznego punktu widzenia, dochodząc do konkluzji, iż aprobata owych tendencji absolutnie dezorganizuje elementy abstrakcji, przebywanie w Twoim płytkim basenie intelektualnym jest awykonalne- Zakończył płynnie syn Posejdona. Wow! Wszyscy patrzyli na niego z otwartą paszczą.
- No co?
- Powiedz coś jeszcze
My indywidualiści wyindywidualizowaliśmy się z rozentuzjazmowanego tłumu, który oklaskiwał przeintelektualizowane i przeliteraturalizowane dzieło.
- Masz talent
- Lata praktyki- Wzruszył ramionami.  Zanim się obejrzeliśmy, była dwunasta.

*Posejdon*

Powinni wiedzieć. Wiem to, ale nie mam pojęcia jak im to wyznać. Sally ostatnio powiedziała im nowość i dzieciaki do tej pory tego nie ogarnęły. Jeśli teraz walnę taki tekst, to... no... po prostu boję się ich reakcji! Nie potrafię im tego wyznać, ale oni powinni wiedzieć, wszyscy. To nie jej wina, ale... Jak mam im to wyznać? Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. Lepiej będzie jak powiem to teraz, bo później może być za późno, ale... nie wiem jak im to powiedzieć. Może jeszcze chwilę zaczekam...?

*Percy*

Nasze poszukiwania wrót śmierci trwają już tydzień. Stoczyliśmy mnóstwo walk, a wrót brak. W końcu, dziś je znaleźliśmy. Zaczęło się od tego, że Nico i Hazel wyszli na ląd w Grecji, bo wyczuwali tam śmierć. Spotkali się z Hadesem i on wyjawił im, że miejsce, gdzie znajdują się wrota jest w Domu Hadesa, ale trzeba je zamknąć z dwóch stron. Z drugiej strony jest...Tartar. Kiedy ja i Jason to usłyszeliśmy, momentalnie zbladliśmy. Cholernie przeraża mnie to miejsce, ale wiem też, że to ja będę musiał zamknąć Wrota od tej gorszej strony. Nico i Hazel powiedzieli nam, że w Domu Hadesa również czeka nas wiele przygód i strachu. Podobno jest tam koszmarnie i porównywalnie jak w labiryncie Dedala. Teraz zastanawiamy się co dalej z tym zrobić. Wiemy, że Wrota trzeba zamknąć z dwóch strona, a żadne jakoś nie ma ochoty na wycieczkę do Tartaru. Nie zgłaszam się, bo Ann na pewno zrobiłaby to samo, a opary w tej otchłani na pewno dobrze nie wpłyną na dziecko. Po rozmowie z bogami, postanowiliśmy wrócić do obozu i chwilkę odpocząć i zastanowić się, co dalej?

* Tydzień później *

Od tygodnia jesteśmy w obozie. Ćwiczymy, gadamy, bawimy się i wygłupiamy. Codziennie spędzamy kilka godzin i zastanawiamy się, co dalej?
- Percy, Kami, Thalia, Jason... możemy pogadać?- Zapytał nas Posejdon. Wszyscy na nas spojrzeli, bo aktualnie było ognisko. Zastanawialiśmy się, czy on nas właśnie nie wytypował na ochotników, którzy wskoczą do Tartaru...? Nie, na pewno nie. Poszliśmy za nim na jakąś polanę. Nikt nas nie słuchał, obok płynął strumyk. Było cicho. Staliśmy tak kilka minut i się nie odzywaliśmy.
- Więc... o co chodzi? Chcecie, żebyśmy wskoczyli do Tartaru...- Zaczęła Thalia, a Jason zbladł.
- Nie, nie, nie. Odbiło wam? Chodzi o taką sprawę... prywatną...
- O co, więc chodzi?- Spytałem. Trochę to dziwne, bo ja i Kama jesteśmy jego dziećmi, ale... Thalia i Jason to dzieci Zeusa/Jupitera.
- Trudno mi o tym mówić. Ukrywam, a właściwie ukrywamy to od trzech... czterech lat. To było jednorazowe, ale... wy... ja...my...
_________________________________________________________________________________

Nowy rozdział do wtorku. Ciekawe o co chodzi Posejdonowi, prawda? Piszcie w komentarzach jak myślicie, może już zgadliście? Rozdział niestety krótszy niż ostatni, ale nie chciałam, żeby wszystko zostało wyjaśnione w jednym rozdziale. Pozdrawiam
~Nati~

wtorek, 9 czerwca 2015

rozdział 66

*Percy*

Cała dwunastka znajdowała się już na pokładzie Argo II, gdzie przez następne dwa tygodnie będziemy lecieć i płynąć w poszukiwaniu Wrót Śmierci. Ann jest w piątym miesiącu ciąży, więc musimy baaardzo uważać i nie dać się zaskoczyć. Była dziesiąta, lecieliśmy od dwóch godzin. Teraz wartowali Leo i Jason. Stałem opierając się o reling i wychylając się. Co dziwne, nie bałem się. Czułem się jakbym był królem świata! Włosy rozwiewał mi wiatr, gdybym tylko wyciągnął rękę, bez problemu mógłbym dotknąć chmur. Pięknych, puszystych, delikatnych. stanąłem na lekkim podwyższeniu i rozłożyłem ręce. Czułem się jak Bóg, którym na marginesie mogłem zostać dwa razy.
- Jej!- Krzyknąłem. Chciałem krzyknąć coś w stylu "Jestem królem świata!!!", ale bałem się, że Zeus strąci nas z nieba. Nagle narobił na mnie ptak. Pewnie teraz się śmiejecie, ale to nie była zwykła kupa. Byłem cały w białym, cuchnącym, lepkim kałem. Chłopaki nieźle się ze mnie nabijali. Myślałem, że zaraz posikają się w gacie.
- Tak, tak, bardzo śmieszne, nie chcę wam psuć humorów, ale duża kupa, duży PTAK!- W następnej chwili zobaczyliśmy olbrzymiego ptaka. Był złoty, ważył z tonę, a ja zastanawiałem się jak się on unosi, bo musiał być baaardzo ciążki
- Co to?!- Krzyknął Leo.
- Nie wiem, ale zapłaci za moje ciuchy! To była moja ulubiona bluzka!!!- Ryknąłem i rzuciłem się nie myśląc o konsekwencjach. Wylądowałem na grzbiecie ptaka i zacząłem na oślep wbijać w niego orkan.
- Czemu ty do cholerny nie giniesz?!- Krzyknąłem.
- Może dlatego, że jestem nieśmiertelny- Powiedział znużony ptak, a ja byłem w takim szoku, że upuściłem orkan.
- Ty gadasz?!- Krzyknęliśmy z chłopakami.
- No... mam informacje dla dzieci Posejdona- Odpowiedział. Leo pobiegł po Kamilę. Chwilę później siedziałem z siostrą na grzbiecie feniksa.
- No... to co masz nam przekazać? I od kogo?- Spytałem.
- Nazywam się Fuks i jestem feniksem. Razem ze swoją siostrą Fortuną, jesteśmy posłańcami ze świata elfów. Wiemy, że już o wszystkim wiecie, więc musicie poznać też nasz świat. Wiem, że jesteście na misji, ale... król prosił bym was zabrał na godzinę, on chce was wprowadzić w nasz świat- Powiedział "ptak".
- Dobra, ale daj nam poinformować resztę i...
- Dlaczego na mnie narobiłeś?!
- To nie ja!
- W takim razie kto?
- Nie mam pojęcia, ale pozwolę wam pozałatwiać wszystkie sprawy. Widzimy się za dziesięć minut- Odstawił nas na pokład, na którym wszyscy pokładali się ze śmiechu, patrząc na mnie. Bez słowa ruszyłem do swojego pokoju, nie spojrzałem się na nikogo, ale jak mam być szczery to sam się uśmiechałem pod nosem. Zabrałem nowe ciuchy i poszedłem do łazienki. Naprawdę długo się myłem, bo nie mogłem pozbyć się tego gówna z włosów. Po pewnym czasie czysty wyszedłem z łazienki. Poszedłem na górny pokład i znowu coś na mnie narobiło. Nie wytrzymałem i rozejrzałem się wokoło. Moi towarzysze stali patrząc na mnie przez zamknięte drzwi maszynowni. Pokazywali na coś, co znajdowało się nade mną i za mną. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem małego smoka, który srał jak opętany. Wiedziałem już kto jest odpowiedzialny za utratę moich ulubionych ciuchów. Rzuciłem się z wyzwiskami na potwora i zacząłem go zabijać. Ten na szczęście szybko zamienił się w pył. Moi przyjaciele wyszli z maszynowni.
- Super, ale mam szczęście!- Powiedziałem. Tamci wybuchli śmiechem. Znowu poszedłem do łazienki się umyć. Kiedy wyszedłem, ubrany w dresy, bo bałem się, że znowu coś mnie ubrudzi. Zobaczyłem Kamilę siedzącą na łóżku.
- Hej, musimy porozmawiać- Powiedziała, a ja usiadłem obok niej.
- Siedziałeś za pierwszym razem w łazience dwie godziny, więc Fokus postanowi, że wpadnie innym razem. Swoją drogę teraz siedziałeś pięć godzin. Percy, co o tym wszystkim sądzisz?- Spytała.
- Wiesz... strasznie trudno było to z siebie zmyć i...
- Nie o to mi chodziło!- Walnęła mnie poduszką. I zaczęliśmy się śmiać.
- Sam nie wiem. To wszystko dzieje się szybko i jest takie nieprawdopodobne.... Nigdy nawet nie przeszłoby mi przez mój glonowaty móżdżek to, że moja mama jest jakimś elfem. No, ale w sumie przez prawie siedemnaście lat myślałem, że jestem jedynakiem- Powiedziałem.
- Wiem, mam tak samo- Westchnęła Kama. Po chwili zrobiła coś, czego się nie spodziewałem... przytuliła mnie!
- Percy, obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz, że będziesz ze mną szczery, zawsze- Powiedziała.
- Dobrze, ale ty też ze mną bądź szczera
- Jasne
- Kami, muszę ci coś powiedzieć
- Percy, muszę ci coś powiedzieć- Powiedzieliśmy jednocześnie. Opowiedziałem jej wszystko o mojej przepowiedni i planach.
- Musi być inne... co ja ci będę mówić i tak nic do ciebie nie dotrze. Chciałabym ci powiedzieć to jako pierwszemu. Słuchaj ja... ja jestem w ciąży!- Powiedziała.
- Co?- Byłem w szoku. Moja mała siostrzyczka w ciąży?! Dobra jest ode mnie jakieś dziesięć minut starsza, a ja sam za cztery miesiące zostanę ojcem, a Kamę znam kilka miesięcy, ale i tak, zawsze będzie moją małą siostrzyczką.[cenzura], a Leo? To mój kumpel, ale... nie, to nie może być prawda. Zabiję go, normalnie zabiję. Nie, nie mogę tego zrobić, bo to ojciec mojej siostrzenicy lub siostrzeńca. Cholera!

*Clarisse*

W obozie co chwila występują trzęsienia ziemi oraz burze i dziwne deszcze. Widać Gaja i Uranos są już w miarę aktywni. Jedyne osoby w obozie to ja, Chris, bracia Hood i siostry Best od Apolla. Jak widać były nas trzy pary, Chejron i Pan D. Po prostu Super!!! Kolejne trzęsienie ziemi! Ja się tu chyba [cenzura] zabiję!

*Annabeth*

Weszłam do pokoju i zobaczyłam zrozpaczonego Percy'ego i ryczącą ze śmiech Kamilę, która nagrywała swojego brata.
- Hej, co się stało?- Spytałam. Nie mogłam ich rozgryźć, ich zachowanie nie było nigdy tak różne, jak jest teraz. Jedno jest na skraju załamania, a drugie pęka ze śmiechu.
- Kama... ona... CZEMU TY SIĘ ŚMIEJESZ?!- Percy dopiero teraz zauważył, że jego siostra go nagrywa i ryczy ze śmiechu.
- Nie jestem w ciąży! Sorki, ale musiałam zakończyć nie okłamywanie się w wielkim stylu!- Powiedziała. Mina Percy'ego? Bezcenna! Na szczęście moja szwagierka wszystko nagrała. Szybko zapisała nagranie i schowała kamerę. Jej brat ganiał za nią po całym pokoju rzucając czym popadnie i tyle ich widziałam. Postanowiłam się umyć. Wzięłam piżamę z szafy i weszłam pod prysznic.

*Kamila*

Percy gonił mnie z godzinę. Wiem, jestem okropna, on mi się ze wszystkiego zwierza, a ja mu taki numer odwalam. Jednak, musiałam to zrobić. Nie chodziło tylko o to, by zakończyć okłamywanie się w wielkim stylu (o to w sumie też, ale to tak przy okazji). Chodziło o to, byśmy oboje się rozluźnili. Po tym co powiedział mi mój brat, bardzo mnie zasmuciło. Tak naprawdę to mam tylko jego. Wiem co teraz powiecie. Jak to? A wasi rodzice? Przyjaciele? A Leo?! Oni wszyscy są mi bardzo bliscy, ale... moi rodzice mnie już okłamali, przyjaciele i Leo... znam ich od niedawna. Percy'ego w sumie też, ale to mój brat i czuję się jakbym znała go od urodzenia. Kocham go. Wiem, że mogę mu zaufać, że mnie nie zawiedzie, nie okłamie. Jest moim małym braciszkiem, o dziesięć minut młodszym, małym braciszkiem.

*Percy*

Ganiałem Kamilę po całym "statku" rzucając przy tym czym popadnie. Po godzinie oboje lekko zdyszani zatrzymaliśmy się i oparliśmy o reling statku. Patrzyliśmy w ocean i każde z nas myślało, zastanawiało się nad czymś.
- Opowiedz mi coś- Poprosiłem.
- Ale co?- Spytała. Jedno spojrzenie. Tylko tyle, a już wiedziała o co mi chodzi. Westchnęła i zaczęła opowiadać.
- Zacznę tak, jakbym opowiadała ci bajkę, więc... Pewnego, słonecznego ranka. Urocza, piękna i inteligenta dwunastolatka postanowiła pozwiedzać wyspę. Znajdowała się na niej od urodzenia. Od kiedy skończyła pięć lat jej matka odwiedzała ją raz w tygodniu. Dziewczynka nie mogła uciec z wyspy. Kochała wodę, ale kiedy próbowała odpłynąć, udawało jej się to tylko na jakieś sto stóp. Później wytwarzała się bariera i dziewczynka nie mogła płynąć dalej. Postanowiła płynąć wzdłuż niewidzialnego pola siłowego. Kiedy dopłynęła na nieznane tereny, postanowiła, że wyjdzie na brzeg i sprawdzi nowe miejsce, którego jeszcze nigdy nie widziała. Na brzegu jednak stała jej matka i nieznajomy mężczyzna, dziewczynka schowała się w zaroślach i przysłuchiwała się kłótni.
- Musisz w końcu ją stąd wypuścić! Nie możesz ciągle trzymać jej pod kloszem, na tej wyspie!
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! To moja córka! Tylko moja!- Wrzeszczała kobieta.
- Nie, to nigdy nie była twoja córka Molly! To dziecko twojej siostry! Musi poznać prawdę! Wiesz czego się dowiedziałem?! Jej brat, on jest w obozie herosów! Został nawet uznany! To syn POSEJDONA!!! KAMILA JEST CÓRKĄ POSEJDONA!!! BOGA MÓRZ I OCEANÓW!!!- Ryknął facet.
- Nie, to nie prawda przestań!- Krzyknęła kobieta. Łzy zaczęły jej płynąć po policzkach, dwunastoletniej dziewczynce zresztą też. Bały się i nie wiedziały co o tym myśleć. Kobieta nie miała pojęcia o tym, że jej siostra zaszła w ciąże z Posejdonem, a dziewczynka w ogóle już nic nie wiedziała. Kiedy ciotka dziewczyny zaczęła płakać, a ten facet się rozpłynął, nie wytrzymała. Popłynęła pod wodą dalej, aż nagle zobaczyła drzwi. Znajdowały się pod wodą. Dziewczynka otworzyła je i wpłynęła do środka. Znalazła się w olbrzymiej krainie morskich stworzeń. Widziała piękne rafy koralowe, piaszczyste dno, niemal przezroczystą wodę. Mogła oddychać, w końcu, była córką Posejdona. Poznała tam miłe stworzenia, z którymi mogła rozmawiać. Uwielbiała tam przebywać. Grała z syrenami w siatkówkę i plotkowałyśmy. One informowały mnie... to znaczy ją o tym co dzieje się na świecie. Poznała tam fajnego chłopaka, zakochała się w nim. Zawsze kiedy przyjeżdżał płynęła po niego i tworzyła bąbel powietrzy, dzięki któremu chłopak mógł oddychać pod wodą i spędzić czas ze swoją dziewczyną. Dwunastolatka szybko dorosła i po chwili stała się szesnastolatką. W tedy została uwolniona przez przyjaciół i swojego brata. Poznała swojego ojca i swoją prawdziwą mamę. Szybko ich pokochała i zaufała im. Niestety chłopak dziewczyny musiał wyjechać i pewnie nigdy się już nie spotkają. Zerwali ze sobą. Później siedemnastolatka zakochała się w innym. Do tej pory są razem. Jej brat nawet uwierzył, że dziewczyna jest w ciąży. Rodzice jednak zataili przed nimi prawdę. Ich mama jest elfem. Nie dawno posłaniec z krainy elfów, feniks, odwiedził ich i nieźle wkurzył jej brata. Okazało się, że to jednak nie on obsrał jego ukochane ciuchy tylko jakiś dziwny, olbrzymi ptak i kiedy jej brat się już umył i ubrał w nowe ciuchy ten stwór znowu się na niego załatwił. Chłopak się wkurzył i zamordował go w szale za to, że zniszczył mu dwie pary koszulek i dwie pary jeansów. Chłopak jednak nie wiedział, że jego siostra to nagrała. I teraz śmieje się z jego miny- Popchnąłem ją lekko łokciem. Oboje się śmialiśmy.
- Jejku, ale późno!- Kamila spojrzała w górę. Zrobiłem to samo i zobaczyłem gwiazdy.
- Jak długo my tu jesteśmy?- Spytałem, wciąż się śmiejąc.
- Nie mam pojęcia, ale miło było- Powiedziała.
- Mnie też
- To w takim razie ty coś opowiedz. Coś z twojego życia. Ja ci powiedziałam
- Okay... Tylko co chcesz wiedzieć?
- Opowiedz mi... co się działo kiedy miałeś dwanaście lat Tylko, do momentu kiedy trafiłeś do obozu.
- No... dobra. Pięć lat temu pewien dwunastoletni chłopiec, mieszkający w Nowym Yorku z mamą i znienawidzonym ojczymem, dowiedział się czegoś, co zmieniło jego życie diametralnie. Zacznę jednak od początku. Śmierdziel Gabe, bo tak właśnie nazywał go chłopak, był idiotą, chamem, prostakiem, bezczelnym kretynem, którego miałem... to znaczy on miał ochotę go zabić, zresztą z wzajemnością. Śmierdziel traktował matkę chłopaka jak służącą, a dwunastolatka jak smarkacza i śmiecia, którego trzeba było zniszczyć. Tego dnia, była wycieczka szkolna do muzeum. Chłopak cieszył się, bo opiekunem, był jego ulubiony nauczyciel, Pan Bruner. Chłopak wcześniej przeżył coś dziwnego. Jego nauczycielka matematyki, Pani Dodds nagle zniknęła, a właściwie wyparowała  i... nikt jej nie pamięta oprócz jego. Chłopak chodził do szkoły z internatem. Potem, kiedy podsłuchał rozmowę swojego najlepszego kumpla, Grovera i swojego nauczyciela łaciny, Pana Brunera, w której jasno wynikało, ze znają byłą nauczycielkę matmy, stracił zaufanie do kumpla i nauczyciela. Nie wytrzymał i powiedział Groverowi prawdę, o podsłuchanej rozmowie. Jego przyjaciel spanikował, błagał o to, by mógł odprowadzić dwunastolatka do domu. Chłopak lekko zdziwiony w końcu się zgodził. Kiedy wracali do domu następnego dnia,  na wakacje, zobaczył trzy staruszki przecinające nić. Jego kumpel, był strasznie przerażony, kiedy byli na przystanku, musiał iść do toalety, zawsze jak się denerwował tak robił. Dwunastolatek skorzystał z okazji i zwiał. W domu dowiedział się, że razem z mamą wyjeżdżają na weekend do domku letniskowego. Chłopak skakał z radości, ale kiedy dotarli na plażę, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Była burza, jakiś koleś ubrany na czarno z płaszczem nad głową nas gonił. Znikąd pojawił się Grover i razem z nim i mamą dzieciak wsiadł do auta. Udało im się, ale nie na długo. Kiedy dojeżdżali do jakiegoś obozu, o którym o nic nie wiedział, a jego przyjaciel starał mu się to jakoś wyjaśnić, ale do młodego nic nie docierało, znowu pojawił się ten colo. Okazało się, że ten przyjaciel jest pół-osłem...ups , przepraszam pół-kozłem, a ten facet z płaszczem nad głową to Minotaur. Chłopak, był przerażony. Potwór wywrócił auto do góry nogami, a on czuł się tak jakby ścięgna mu się rozeszły w ramieniu. Ból, był koszmarny, ale chłopak musiał uciekać. Potykając się dotarli do jakiejś bramy. Na górze widniał napis: κατασκήνωση Ημίαιμος - Obóz Półkrwi. Chłopak nic już nie rozumiał on i jego kumpel, satyr przeszli spokojnie, ale jego mama nie mogła. Minotaur wysłał ją ekspresową drogą do Podziemia. Wściekłość, tylko tyle czuł. Rzucił się na potwora i go zabił. Jego kumpel jęczał, a właściwie beczał "Jeść...". Zdesperowany chłopak ruszył chwiejnie przed siebie, ciągnąc za sobą kumpla i płacząc jak dziecko. Dotarł do jakiegoś domu. Wtedy zobaczył rozmazaną twarz dziewczyny, którą znał. Znikła jak mieli pięć lat, ale on ją doskonale pamiętał. Kochał ją. Chciał się upewnić, czy to na pewno ona, ale zemdlał. KONIEC- Powiedziałem.
- Nie znałem tej historii- Powiedziała moja siostra patrząc na mnie.
- Nikt nie zna jej tak dokładnie jak ty. Nikt nie wie przez co przechodziłem. Myślę jednak, że ty mnie rozumiesz
- Tak samo jak ty mnie. Kocham Cię Bracie- Powiedziała i mnie przytuliła.
- Ja Ciebie też Siostro- Odpowiedziałem. Gadaliśmy, opowiadając sobie na zmianę historie z naszego życia zamienione w bajki, opowiadania.
-Wszyscy myślą, chciałbym/chciałabym być herosem, ale... czy na pewno? To nie bajka! Każda minuta może być ostatnią! Bez przerwy walczysz, martwisz się o życie innych. Pewnie, masz wiele przygód i nie zapomnianych wrażeń, ale...czy naprawdę warto? Macie do wyboru żyć normalnie, a zostać herosem, co wybieracie?- Zakończyłem ostatnią swoją przygodę. Był ranek. Nie sądziłem, że przegadamy całą noc.
_________________________________________________________________________________

Hej! Dziś rozdział bez tytułu i... chyba już takie będą. Oby i długość też już pozostała i się powiększała. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Mogłam coś przekręcić w opowieści Percy'ego (nie liczę tego, że znał już wcześniej Ann) jeśli tak to proszę mi to powiedzieć to poprawię. To chyba mój najdłuższy rozdział, muszę się naprawdę postarać, bo według mnie on jest krótki. Proszę o komentarze, opinie i pomysły. Pozdrawiam
~Nati~
Ps. Nowy rozdział w tym tygodniu. Oby długość była większa lub co najmniej taka sama.

niedziela, 7 czerwca 2015

rozdział 65 " Czas ruszać "

*Percy*

- Moja odpowiedź brzmi...- Usłyszeliśmy ryk potwora i pobiegliśmy w stronę sosny Thalii.
- Co to jest?!- Krzyknął jeden z obozowiczów.
- Percy jaka jest twoja odpowiedź?!- Krzyknął Zeus.
- Taka sama jak w zeszłym roku- Odpowiedziałem. W tedy rzucił się na nas potwór. Zaczęliśmy walczyć, ale pięciometrowy smok, był nie do rozwalenia. Zacząłem z Kamilą atakować go wodą. Nic. Nico i Hazel atakowali go szkieletami, a Jason i Thalia piorunami. Kiedy przez przypadek wszystkie dzieci wielkiej trójki trafiły w jedno miejsce, wybuch powalił potwora w ciągu sekundy. Wszyscy na nas spojrzeli, a my padliśmy wyczerpani.

*Annabeth*

Szok. To co zrobiły dzieci wielkiej trójki było niedoopisania. W jednej sekundzie wybuchł wybuch. Wszędzie wokoło było mnóstwo pyłu. Dzieci wielkiej trójki od razu padły wyczerpane. Pobiegliśmy do nich. Byli nieprzytomni, ale po chwili się obudzili.
- W porządku?- Spytałem swojego męża. Kiwnął głową.  Pomogłam mu wstać, ale chłopak nie miał siły ustać na nogach. Tak samo jak pozostali.
- Prześpijcie się, a później pogadamy- Powiedział Zeus. Wróciliśmy do domu. Muszę przyznać, że szybko poszłam w ślady za Glonomóżdżkiem i oddałam się w objęcia Morfeusza.

*Posejdon*

Moc naszych dzieci nas przerastała. To nie był zwykły wybuch, gdyby tylko chciały mogłyby zniszczyć cały świat, wszystko.
- Trzeba coś z tym zrobić! Jakby nas zdradzili, byłoby po nas!- Powiedział Zeus. Razem z nim i Hadesem mieliśmy naradę w sali obrad na Olimpie. Nikt nie mógł nas podsłuchać.
- Moglibyśmy... oni mogliby przesiąść na Styks, że nigdy nas nie zdradzą i nie użyją mocy przeciwko nam- Powiedziałem.
- A co jeśli... ich moc jest potężniejsza i... mogą jakoś złamać tą przysięgę?- Zapytał Hades.
- Wątpliwe, zróbmy na razie tak, jak powiedział Posejdon. Musi nam to na razie wystarczyć- Zakończył Zeus.

*Percy*

Obudziłem się wieczorem. Byłem zmęczony. Zobaczyłem, że obok mnie leży Ann i czyta książkę.
- Hej- Wychrypiałem. Spojrzała na mnie i odłożyła książkę.
- Cześć śpiochu! Mówił Ci ktoś kiedyś, że ślinisz się przez sen?- Spytała. Momentalnie wybuchnęliśmy śmiechem.
- Słyszę to po każdej pobudce, kiedy jesteś przy mnie- Powiedziałem i spróbowałem usiąść, ale zrobiło mi się słabo i zakręciło mi się w głowie.
- Nie wstawaj. Widzisz, śpisz tu od trzech dni. Martwiliśmy się o Ciebie i pozostałych. Apollo powiedział, że to przez ten wybuch. Kiedy trafiliście tego... smoka w to samo miejsce, wasze moce się skrzyżowały i... zabrały wam całą energię. Bogowie się was boją. Każą wam przysiąc na Styks, że nigdy ich nie zdradzicie i nie użyjecie tej mocy bez ich zgody, w chwili prawdziwego zagrożenia, kryzysu- Powiedziała. Spróbowałem jeszcze raz usiąść, udało mi się.
- Mogę coś dla Ciebie zrobić?- Spytała troskliwie.
- Tak, pomóż mi wstać- odpowiedziałem.
- To nie jest dobry pomysł Glonomóżdżku, jesteś wyczerpany- Powiedziała Annie.
- A kto mówił mi, że mam się nie poddawać, walczyć do końca i...- Zacząłem, ale Ann zatkała mi usta ręką, wstała i pociągnęła mnie. Oczywiście od razu upadłem. Cicho jęknąłem, a moja żona przy mnie uklękła. Wsparłem się na niej i jakimś cudem udało mi się wstać i wyjść na taras, gdzie opadłem wycieńczony na leżak.
- Prześpij się- Powiedziała, ale ja zobaczyłem, że na stoliku, pomiędzy nami, leżą karty.
- Jak to? Chciałaś przecież dogrywkę
- Dobra, sam tego chciałeś!

*Annabeth*

Graliśmy w karty z godzinę. Zakończyliśmy, kiedy usłyszeliśmy konchę i to na pewno nie wołającą na kolacje, bo tamta była dwie godziny temu. Wiem, wiem, to dziwne, że mieszkając po drugiej stronie zatoki słyszymy wszystko, co dzieje się w obozie, ale tak jest. Popłynęliśmy na drugą stronę motorówką, ponieważ Percy był wyczerpany. Szybkim marszem ruszyliśmy do Wielkiego Domu, gdzie zbierali się wszyscy obozowicze.
- Kochani, na pewno się zastanawiacie po co was wezwałem- Zaczął koordynator. Zauważyłam, że są tylko grupowi i centaur. Czułam się głupi, bo po naszej (mojej i Percy'ego) przeprowadzce grupowymi zostali Kamila i Marcus. Teoretycznie nie powinno nas tu być, ale nikt się nie odzywał. Właściwie teraz oboje jesteśmy grupowymi naszego domu.
- Powiem, więc wprost. Nasza wyroczni ogłosiła, że wie o kim mowa w przepowiedni o dwunastce herosów, wrotach śmierci i sami z resztą wiecie. Za półgodziny spotykamy się w amfiteatrze i tam dowiemy się kto wyruszy na misję. Przyszykujcie się- Powiedział Chejron, a obozowicze się rozeszli, a my powoli poszliśmy w stronę amfiteatru.

*Percy*

Wszyscy już się zgromadzili. Bogowie, satyrzy, nereidy, driady i my obozowicze. Rachel stała na środku. Otaczała ją zielona mgła.
- Podjąć musi herosów dwunastu wyzwanie. Inaczej pastwą ognia lub burz świat się stanie. Przysięga tchem ostatnim dochowana będzie. A wróg w zbrojnym rynsztunku u wrót śmierci siędzie- Zacytowała przepowiednie.
- Misję na początku poprowadzi...Percy Jackson!- Wypowiedziała wyrocznia. Po prostu super! Nie dość, że zostałem wyczytany jako pierwszy, mam poprowadzić misję i... nie rozumiem, jak to na początku? Aaa... no tak rozmawiałem z nią o tym. Nie chętnie wyszedłem na środek i dostałem, uwaga... plakietkę z napisem "Super Hero". Marzyłem o niej od dziecka!(sarkazm).
- Kiedy się rozłączy dwunastkę, drugą grupę poprowadzi... Annabeth Chase!- Widziałem przerażenie, którego nikt nie zauważył. Bała się. Też się bałem. Nie wiedziałem, czy wszystko pójdzie według tego koszmarnego planu, który ułożyłem z wyrocznią. Ann również otrzymała plakietkę z napisem "Super Hero".
- W misji wezmą udział: Kamila Jackson, Emilii Sun, Josh Moon, Thalia Grece, Nico di Angelo, Jason Grece, Piper Mclean, Leo Valdez, Hazel Lavesque i Frank Zhang- Wyrocznia zakończyła, a Rachel upadła. Pozostała dziesiątku dostała plakietki z napisem " Hero ". To było takie dojrzałe. (sarkazm)
_____________________________________________

Wiem, rozdział krótki i beznadziejny. Ostatnio nie mam weny. Nowa notka do środy. Pozdrawiam i proszę o komu
~Nati~

czwartek, 4 czerwca 2015

rozdział 64 "Wyniki"

*Thalia*

Zeus/Jupiter ciągle zmieniał postać. Doprowadzało to mnie i mojego brata do szału. Pod koniec sprawdzianu okazało się, że jesteśmy troszeczkę słabsi od naszego ojca, ale czasem na równi. Mam nadzieję, że nie spali nas za to żywcem. Poszłam do domku Hadesa. Kiedy wychodziłam z mojego domku, spotkałam Piper.
- Jak poszło?
- Dobrze, nasza moc nie jest wyższa od mocy Zeusa, czy tam Jupitera, więc chyba nas nie spali
- To dobrze. Miłej nocy
- Nawzajem- Powiedziałam, a każda poszła w swoją stronę.  Nico spał, ale kiedy go pocałowałam otworzył oczy.
- Hej- Odpowiedział zaspany. 
- Cześć, jak poszło?- Zauważyłam, że nigdzie nie było Hazel.
- Nasz ojciec tak zmieniał postać, że stracił kontrolę. Musimy to zdawać jeszcze raz. Hazel poszła na jakiś romantyczny spacer z Frankiem- Odpowiedział.
- To kiepsko. Zeus też ciągle się zmieniał. Okazało się, że jesteśmy trochę słabsi, ale czasem równi jego mocy. Oby nas za to nie zlikwidował- Powiedziałam.
- Ciekawe jak poszło Percy'emu i Kamili- Powiedział zamyślony chłopak.
- Nie mieli tak źle, oboje są dziećmi Posejdona, więc ich ojciec nie zmieniał postaci, ale... widziałam dzisiaj ich mamę w obozie- Powiedziałam.
- Ciekawe, co się stało. Pogadamy o tym z nimi jutro. Teraz...- Syn Hadesa położył się na mnie i zaczął całować. Najpierw usta, szyję, dekolt, brzuch... To była wspaniała noc.

*Percy*

Obudziłem się i otworzyłem oczy. Na łóżku leżała kartka.

Cześć Glonomóżdżku!
Jestem w obozie. Zjedz jakieś śniadanie
i przychodź do mnie! Dziś jest ognisko, na 
którym Bogowie dadzą wam koperty, a w nich
wasze wyniki sprawdzianu. Przyjęcie zaczyna się
o dwudziestej. Mam nadzieję, że do tego czasu się obudzisz.
Kocham Cię
Annabeth


Spojrzałem na zegarek
- O Bogowie!- Za dziesięć minut ognisko! Zgarnąłem rzeczy i pobiegłem do łazienki. Kąpiel zajęła mi pięć minut. Założyłem jeansy, niebieską, luźną bluzę i adidasy. Uczesałem włosy w "artystyczny nie łat" i pobiegłem na ognisko.  Kiedy byłem na miejscu zderzyłem się ze swoją siostrą. Przewróciliśmy się i przeturlaliśmy. W ostatniej chwili ktoś nas złapał, inaczej zostalibyśmy spaleni na popiół.
- Uważałbyś!
- Uważałabyś!- Krzyknęliśmy jednocześnie. Obozowicze wybuchli śmiechem.
- Oboje powinniście być ostrożniejsi- Powiedział nasz ojciec. Spojrzeliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem z resztą obozowiczów.
- Kara w sumie musi być, przyszli jako ostatni- Powiedział Hades.
- Wrzućmy ich do ognia!- Zawołał Ares, który jak się okazało nas złapał. Wszyscy na niego spojrzeli, bo ognisko niebezpiecznie się do nas zbliżało, a raczej my do niego.
- Odbiło Ci!- Krzyknęła większość Bogów.
- Nie, ale patrzcie na ich miny!- Zawołał Ares.  Spojrzałem na swoją siostrę, oboje byliśmy raczej znudzeni, spojrzeliśmy się na boga wojny.
- No co tak się gapicie? Czemu nie krzyczycie, nie jesteście przestraszeni?- Spytał. Wzruszyliśmy ramionami.
- Wrzuciłbyś nas do ognia, a my byśmy wygasili ognisko i nie zostali nawet poparzeni, czego mielibyśmy się bać? Upadku z dwóch metrów?- Spytaliśmy razem.
- Jesteście jak echo, wkurzacie- Powiedział Ares i nas odstawił.
- Wiemy- Powiedzieliśmy jednocześnie.
- Dobra, skoro już wszyscy są- Zaczął Zeus i spojrzał na nas.
- Mamy dla was wyniki- Powiedział uradowany Hades i rozdał nam koperty. Nie umknęło mojej uwadze, że jego dzieci są w szoku. Otworzyłem z siostrą niebieską kopertę i...
- CO?! NIE ZGADZAM SIĘ!- Wykrzyknęliśmy jako jedyni. Pozostali odetchnęli z  ulgą.
- Tak będzie najbezpieczniej- Powiedział Zeus. Spojrzeliśmy na Posejdona.
- Ja nie mam z tym nic wspólnego- Zaczął się bronić.
- Ja nie chcę!- Krzyknęła Kamila i tupnęła nogą.
- Ha nie robicie zawsze tego samego- Krzyknął uradowany Ares, spojrzeliśmy na niego wzrokiem seryjnego mordercy.
- Co się stało?- Spytała Ann i podeszła do mnie. Przeczytała wyniki. 
- Percy... na pewno tego nie chcesz?- Spytała, postanowiliśmy pogadać z boku, tak samo jak Kamila i Leo.
- A ty? 
- Raz podjąłeś decyzję o tym, że nie chcesz być bogiem przez ze mnie, to twój wybór- Powiedziała.
- Ann jesteśmy małżeństwem, nosisz w sobie nasze dziecko, to nie tylko moja decyzja. Jeśli bym się zgodził, zostałabyś moją nieśmiertelną żoną, a dziecko pewnie urodziłoby się nieśmiertelne. Annie jeśli tego chcesz to się zgodzę, ale jeśli nie, jeśli chcesz, żeby wszystko było tak jak jest, odmówię. Nie będę podejmował tej decyzji sam, to by było nie w porządku w stosunku do ciebie- Powiedziałem, a Ann wlepiła we mnie zaskoczony wzrok. Kiedy wszystko ustaliliśmy wróciliśmy na miejsce, w tym samym czasie co moja siostra i kumpel.
- Jak wcześnie powiedziałam, nie zgadzam się!- Powiedziała Kamila.
- Ale czemu? Czy bycie bogiem jest aż tak złe?- Spytał Zeus.
- Ta... to znaczy nie, oczywiście, że nie, ale... Ja mam siedemnaście lat, całe życie przede mną, nie chcę skończyć jak wieczna licealistka zamknięta na górze Olimp. Zrozumcie- Powiedziała moja siostra.
- A ty. Pomyśl o rodzinie, bylibyście bezpieczni- Powiedział Zeus, chyba bardzo mu zależało żebyśmy zostali bogami.
- Dlaczego tak bardzo pragniesz tego byśmy przyjęli twoją propozycje?- Spytałem. Brak odpowiedzi. Myślę, że po prostu się bał.
- Nie ważne, jaka jest twoja odpowiedź?- Spytał. Spojrzałem na Ann. Kiwnęła głową, a król niebios się rozweselił.
- Ciekawi mnie, czy jeśli nie przyjmę tej propozycji dziś, czy dostanę ją za rok- Powiedziałem. Chciałem go trochę pomęczyć, zanim powiem mu czy się zgadzam.
- Może nie będzie takiej konieczności? Wiesz możesz nie dożyć do kolejnej takiej propozycji- Powiedział. Wzruszyłem ramionami.
- Owszem,... moja odpowiedź brzmi...
_________________________________________________________________________________

Przepraszam, że rozdział krótki. Następny w tym tygodniu i mam nadzieję, że wymyślę coś dłuższego. Proszę o propozycje i opinie. Pozdrawiam
~Nati~