wybrańcy

wybrańcy

niedziela, 30 sierpnia 2015

rozdział 9 ~ seria 2

*Luke*

Nasz "tunel"był zawalony, więc cofnęliśmy się do wyjścia, a właściwie, wejścia. Wychodzimy. Patrzę, czy Leo, Kama i Percy się wydostali. O bogowie! Syn Hefajstosa i córka Posejdona, uciekają przed wszystkimi potworami w okolicy, a chłopaka Annabeth, zaatakowały Arai. Biegiem rzucamy się z Charlesem, by mu pomóc. Niestety Percy nie wytrzymuje i przecina cztery potwory. Zaczyna krzyczeć z bólu, a my go podnosimy i zabieramy w bezpieczne miejsce. Uciekamy przed siebie, już nawet nie wiem, czy właściwą drogą. Na szczęście syn Posejdona leży cicho. W końcu gubimy kreatury. Rozglądam się. Znajdujemy się w jakimś pomieszczeniu, jaskini. Jason, jako ostatni, blokuje głazem wejście. Są tu jakieś pochodnie, więc wszystko widzimy. Na samym środku znajduje się kamienny stół, a wokół niego jest pełno żarcia! Cała jaskinia jest zawalona gadżetami, złomem i narzędziami.
- Wow! To jedna ze świątyń Hefajstosa!- Mówi podekscytowany Leo. Kładziemy z Charlesem, syna Posejdona. Jest nieprzytomny, dygocze. Z jego szyi, brzucha i głowy sączy się krew. Ramiona są rozerwane przez szpony. Patrzę na jego nogi i omal nie mdleję lub wymiotuję. Prawa, dolna kończyna jest rozerwana. Wisi z  niej mięso, mięśnie, widać kości, które swoją drogą są w trzech miejscach złamane. Bogowie, co one mu zrobiły?!
- Dobra... mamy..., mamy bandaże, nektar, ambrozję... d... damy radę to... jakoś... tak... no... wiecie- Mówi jąkając i zacinając się, starszy syn Hefajstosa.
- Okay, masz małą i... nie wiem zajmijcie się nią jakoś- Mówi elfka, do Kamili i Leona, i podaje dziewczynie Connie. Podchodzi do nas.
- Dajcie mi tu wszystko co mamy, a co może mu pomóc. Znajdźcie też jakieś cztery, duże i masywne deski- Mówi Rossie. Patrzymy na nią w szoku.
- Nie gapcie się tak, tylko do roboty! Mam praktyki w szpitalu- Mówi. Przynosimy jej, więc bandaże, żywność bogów, wodę i deski. Nic więcej nie mamy. Percy już odzyskał przytomność, a teraz robi wszystko, by nie krzyczeć, ale widać, że cierpi.
- Spokojnie..., będzie dobrze. Oddychaj głęboko- Uspokaja go dziewczyna.
- Przytrzymajcie go, zaczniemy od nogi, musi być usztywniona, jasne?- Zwraca się do nas, a my kiwamy głową. Charles unieruchamia mu nogę, a ja go trzymam. Rossie, ze łzami w oczach, zaczyna oblewać jego nogę nektarem. Chłopak głośnio jęczy, ale nie wrzeszczy. Później elfka bandażuje mu nogę i unieruchamia ją za pomocą desek. Ja w tym czasie karmię syna Posejdona kawałkami ambrozji i resztkami wody. Rany na jego ciele powoli się goją, ale noga jest w stanie krytycznym. Bandaż szybko przesiąka krwią, bo kończyna nie ma skóry. Nie wiem czyja to klątwa, ale wolę nie wiedzieć. Percy zasypia za pomocą poduszki, a my zaczynamy się obżerać smakołykami. Po uczcie, zasypiamy. Po raz pierwszy od tak dawna czuję się  bezpieczny.

*Annabeth*

Idę ciemnym korytarzem w stronę światła. Tak, wiem jak to brzmi, ale... mam to gdzieś. Nagle w jasności pojawia się jakaś ciemna sylwetka. Staję jak wryta, nie mogę się ruszyć, ale postać się do mnie przybliża. W końcu udaje mi się rozpoznać najprzystojniejszego chłopaka jakiego w życiu widziałam. Opalony, wysoki, z idealnymi rysami twarzy, umięśniony. Ubrany w białą bluzkę i jasne spodnie. Jest taki... czysty. Jego kruczoczarne włosy są jak zwykle w nieładzie. Uśmiecha się w ten swój sarkastyczny sposób. Jego oczy lśnią, a ocean w nich ukryty, jest spokojny i taki... martwy. Podchodzi do mnie i przytula mnie. Pochyla się nade mną i delikatnie całuje. Jego usta są miękkie, ale i zimne. Odsuwa się. Trzyma mnie delikatnie za ramiona, a ja zauważam, że cały jest lodowaty.
- Percy...- Szepczę, ale on przystawia mi palec do ust. Uśmiecha się blado.
- Annabeth, kocham Cię. Nie bój się wszystko będzie dobrze, ale pamiętaj, musisz żyć. Dla siebie, dla Connie. Cokolwiek, by się nie stało... pamiętaj, że ona Cię potrzebuje. Jeśli dowiesz się, że nie żyję, zapomnij o mnie. Ułóż swoje życie na nowo- Mówi, a ja kręcę przerażona głową. Dopiero teraz zaczynam sobie wszystko układać. Szłam ciemnym korytarzem, a z jakiegoś "światła" wyłania się mój mąż, ubrany na biało, cały zimny i mówi mi, że jeśli zginie to mam o nim zapomnieć, a niedawno dowiedziałam się, że jest w ciężkim stanie. Czy on nie żyje? Czy on przyszedł się pożegnać?!
- Percy, czy ty... czy ty... umarłeś?- Pytam łamiącym się głosem. Chłopak kręci nieznacznie głową. Nie wiem o co mu chodzi, co chce przekazać?
- Annie po prostu. Jeśli dowiesz się, że nie żyję... zapomnij. Ułóż sobie życie na nowo. I nie rób głupstw. Connie Cię potrzebuje- Mówi i zaczyna się rozmazywać. Pochyla się jeszcze i całuje mnie. Budzę się czując jego miękkie, zimne usta, na moich wargach. Bez zastanowienia zrywam się z łóżka i płacząc biegnę w stronę Wielkiego Domu. Mam tylko nadzieję, że Glonomóżdżek jeszcze żyje, a to był tylko sen.
_________________________________________________________________________________

Wiem, że rozdział krótki, ale... taki jest. Następny rozdział w przyszłym tygodniu. Nie wiem kiedy, bo nie wiem co będzie ze szkołą. Miniaturka wciąż w trakcie pisania, bo chcę, by to była dla wszystkich dłuuuuga niespodzianka, i żeby każdemu szczena opadła, tak co najmniej na 5 minut. Wiem tylko, że miniaturka pojawi się we wrześniu, a nowy rozdział myślę, że do piątku ( raczej wcześniej) i będzie na pewno dłuższy i ciekawszy od tego. Pozdrawiam
~Nati~

środa, 26 sierpnia 2015

rozdział 8 ~ seria 2

*Thalia*

Minęło już pół roku. Od tego czasu nie mamy żadnych wiadomości od naszych przyjaciół, którzy wpadli do Tartaru. Z Nico mam słaby kontakt. Wciąż obwinia się o to, że ich nie uratował. Czasem myślę nad propozycją jaką złożyła mi bogini, ale... nie potrafię zostawić syna Hadesa. Na szczęście cały czas jest przy mnie Allia. Z elfką bardzo się zaprzyjaźniłam. Rozumie mnie i pociesza. Niestety jutro wraca do Hestefil. Po tym jak wróciliśmy do królestwa elfów, Denis zasiadła na tronie. Wyjaśniła co się stało, jak została oszukana, a potem przetrzymywana. Wybaczyli jej i teraz jest naprawdę dobrą królową, która od niedawna jest zaręczona z synem Tartara! Ten chłopak, którego widzieliśmy w kryjówce Dragona, to Hugo, narzeczony ciotki Percy'ego i Kamili. Dziś jest 1 listopada. Nie obchodziliśmy 18 Percy'ego i Ann. Nikt nie bawił się też 1 czerwca, w urodziny Piper. Już nie mówię o innych. Wczoraj np. Były urodziny Josha. Niby była impreza, tort, świeczki, prezenty, ale i tak wszyscy byli smutni. Z resztą, nic dziwnego.
- Au!- Szłam sobie spokojnie przez obóz, gdy nagle wpadł na mnie ciemnowłosy chłopak. Przewróciliśmy się.
- Przepraszam- Powiedzieliśmy jednocześnie. O bogowie! Jakie szczęście!
- Nico musimy poważnie porozmawiać... I to natychmiast- Rozkazuję. Chłopak niechętnie kiwa głową. Idziemy w stronę lasu w ciszy.
- Ja wiem, że się obwiniasz, ale to nie twoja wina. Mam dosyć twojego cholernego zachowania! Oddalamy się od siebie! Nie śpimy że sobą! Nie rozmawiamy! Jestem twoją narzeczoną, ale przez twoje zachowanie... . Pół roku temu była u mnie Artemida, zostawiła swoją wizytówkę i gdyby nie Allia, już parę razy bym wróciła do łowczyń. Ja wiem, że to koszmarnie brzmi, ale... nie ma Cię przy mnie, chcę z ton być, ale... Czy ty chcesz być ze mną?- Pytam że strachem i łzami w oczach. Chłopak  przez chwilę mi się przygląda. Nie umiem z jego twarzy wyczytać jego emocji. Nagle odbiega do mnie, obejmuje mnie i namiętnie całuje. Po chwili odsuwa się,  patrzy mi głęboko w oczy i mówi:
- Thalio, przepraszam, wiem że zachowywałem się koszmarnie, już nigdy tak nie zrobię. Wybacz mi- Mówi. Całuję go i idziemy w stronę jedno z tajemnicy jeziorek Jacksona. Po raz pierwszy zapominam o wszystkich problemach.

*Annabeth*

Ja już nie wyrabiam! Moja córka spędziła pierwsze pół roku swojego życia w Tartarze! Razem z moim mężem! Mam dość! Dłużej tego nie wytrzymam. Idę właśnie do Chejrona. Chciałabym usłyszeć jakieś nowe informacje, ale pewnie znów powie "bogowie robią co mogą, ale nic nie wiemy".
- Hej- Słyszę głos Emilii.
- Cześć- Odpowiadam smutno.
- Idziesz do Chejrona?- Pyta, kiwam głową.
- Pójdę z tobą, może tym razem się czegoś dowiemy
- Może...- Idziemy dalej w ciszy. Kiedy dochodzimy do Wielkiego Domu, dostrzegam, że centaur rozmawia z Posejdonem, Hadesem i Apollinem. Tu nie chodzi o moją córkę. W tedy byłaby tu też Atena. Pytanie tylko w co też się ten Glonomózg znowu wpakował...?

*Percy*

Już dawno przestaliśmy liczyć czas. Patrzę na swoją córkę i wiem, że minęło już jakieś pół roku. Ma na sobie pieluchę(tak miałem magiczne opakowania pieluch, które nigdy się nie kończą) i moją niebieską bluzę. Ze śpioszków już dawno wyrosła. Z głową Jasona jest dobrze, nie ma trwałych urazów. Niepokoi mnie tylko to, że i on, i ja, ciągle tracimy przytomność. Coraz gorzej mi się oddycha, zresztą Kamili również. Jesteśmy dziećmi Posejdona, musimy mieć dostęp do wody! A i jedzenie i woda, się już prawie skończyli. Wszyscy wyglądają jak szkielety. I to dosłownie. Staraliśmy się jak najmniej jeść i pić, ale i tak mamy już tylko paczkę krakersów i pół butelki wody. Na szczęście mamy spory zapas boskiej żywności. Co robimy teraz? Szukamy tych przeklętych Wrót Śmierci. Jest jeszcze jeden problem. Musimy zamknąć je z obu stron jednocześnie. Oczywiście też musi ktoś tu zostać, by je zamknąć. Tą osobę będę ja. Wepchnę Connie, Kamili i resztę do "windy", a sam zostanę tu, i zginę.
Idziemy dalej i...
- O bogowie!- Szepczemy. Przed nami jest pełno potworów. Wszystkie rodzaje, a nad nim rozciągała się wielka góra. Na jej szczycie widniały złote wrota, całe w mocnych, grubych łańcuchach. To one.
- Jak mamy się tam dostać?- Pyta cicho Kama. Nie dostaje jednak odpowiedzi. Nie ma z nami żadnego dziecka Ateny. Większość z nas to idioci, którzy działają impulsywnie. Tak, siebie te to wliczam. O bogowie! Jestem genialny!
- Chodźcie, mam plan- Mówię. Cofamy się i szybko ukrywamy się za jedną z skał.
- No, mów- Odzywa się Luke.
- Okay. Może dzieckiem Ateny nie jestem, więc z góry przepraszam. Trzeba się dostać do Wrót tak, aby nikt nas nie zauważył
- No dobra, tylko jak?- Pyta Leo.
- Po obu bokach są szczeliny w skałach, wyglądają na tunele, a żaden z tych potworów raczej się nie dostanie do nich. Przeciskając się przez nie dotrzemy pod same Wrota. Tam, przetniemy łańcuch i szybko wpadniemy do nich, by się wydostać. Jest tylko jeden problem...
- Tam są szczeliny? Jaki problem?- Pytają jednocześnie. Widać są mało spostrzegawczy.
- Chodzi o to, że nie wiemy co czeka was... nas na górze, więc...
- Powiedziałeś "was"- Powiedzieli. Kurcze, a teraz to niby spostrzegli?!
- Przejęzyczyłem się, czepiacie się szczegółów
- Jasne...
- Chodzi o to, że trzeba otworzyć wrota na górze. Najlepiej, by było gdyby po tamtej stronie stali nasi przyjaciele, a nie wrogowie
- Ale, słyszałem, że trzeba cały czas trzymać guzik, tu na dole- Odzywa się Jason.
- Dlatego nikt nie może nas zobaczyć- Odzywam się.
- Dobra. Czyli dzielimy się na grupy. Jedna idzie prawym "tunelem", druga lewym. Przecinamy łańcuchy i czmychamy do Wrót. A potem... trzeba przygotować się do walki- Mówi Beckendorf. Wszyscy kiwamy głowami. Rossie, Connie, Charles, Luke i Jason idą po prawej stronie, a ja, Leo i Kamila po lewej. Postanowiliśmy tak, ponieważ elfka najsłabiej z nas walczy, a chłopcy będą mogli jej awaryjnie bronić. Jej i mojej córeczki. Niestety nie wiemy gdzie kończą się tunele i co nas w nich i po nich czeka. Liczymy na cud, albo jak kto woli, szczęście.
Idę przodem. Za mną syn Hefajstosa trzyma moją siostrę za rękę. Widzę niepokój w ich oczach, więc się nie odwracam i pozwalam im się pocałować i... awaryjnie pożegnać. Po chwili docieramy do końca tunelu.
- Oj... proponuję... WIAĆ!!!- Krzyczy Leo. Reszta potworów, która nas jeszcze nie zdążyła zauważyć, zwróciła uwagę na nas. Świetnie! Przynajmniej odwróciliśmy ich uwagę od reszty. O dziwo nie wychodzili, więc albo tunel nie ma wyjścia, albo nas usłyszeli i są na tyle mądrzy, że nie wychodzą. Obstawiam pierwszą opcję.
Wszyscy zaczęliśmy atakować, bo niestety potwory zatarasowały nam drogę powrotną. Teraz mój plan nie wypali. Trzeba walczyć. Przecinam nogę jednego giganta, zatapiam Orkan w brzuchu Hippalektryona i odcinam Mantikorze jej kolczaty ogon. Wszystko zamienia się w pył. Patrzę jak Kamila i Leo biegną niedaleko mnie, właściwie to przede mną. Nagle otaczają mnie Arai. Dobra, tylko ich nie zabijaj, spokojnie. Mówię do siebie, ale zaraz się na mnie rzucają. Co mam robić? Rozszarpią mnie zaraz na strzępy! Przecinam cztery, które na mnie leżą i czuję eksplodujący ból w nodze, brzuchu, kręgosłupie i w głowie. Trzy pierwsze to na pewno od przed chwilą pokonanych potworów, głowa może być od wszystkiego. Ból jest niedopisania. Zaczynam wrzeszczeć. Czuję jak temperatura mojego ciała podnosi się, niebezpiecznie bardzo wykraczającą za normę. Moim ciałem zaczynają wstrząsać niekontrolowane dreszcze, a wzrok i słuch mnie zawodzą. Jak przez mgłę czuję jak dwie pary silnych rąk podnoszą mnie i gdzieś zabierają. Później mdleję.

*Annabeth*

-Dzień dobry, co się stało?- Wchodzę jak burza do Wielkiego Domu i staję przed nieśmiertelnymi.
- Annabeth...- Zaczyna centaur, ale przerywa mu Hades.
- Chejronie, ona jest już pełnoletnia, ma prawo wiedzieć co się dzieje z jej mężem- Mówi. Patrzę na ojca Nico z wyczekiwaniem. Jednak nie doczekuję się odpowiedzi.
- Powiesz co z nim?- Pyta Emi. Chyba kieruje to pytanie do swojego ojca.
- Jest w dość, hm... ciężkim stanie- Odpowiada Apollo.
- Jak to? Co z nim?- Pytam.
- Żyje, ale jest w ciężkim stanie, nie wiem co się z nim stało i dzieje- Odpowiada. Załamuję się. Bogowie, co się z nim teraz dzieje?! Emilii zabiera mnie z pomieszczenia, na świeże powietrze. Mimo, że jest już listopad, jest teraz dość ciepło. Dochodzimy do domków.
- Emi, chcę zostać sama- Mówię. Dziewczyna przygląda mi się z niepokojem, ale kiwa głową. Wchodzę do domku Percy'ego. Od dawna już tu mieszkam ponieważ, ten domek bardziej mi go przypomina, niż nasz wspólny. Siadam na łóżku i wdycham oceaniczną bryzę oceanu. Tak dobrze znam ten zapach. Kładę się na jego łóżku, zamykam oczy i odpływam w świat snów, który jak na loterii, wylosuje, czy przyśni mi się koszmar, czy mój wirtualny, wymarzony świat.
_________________________________________________________________________________

Hej! Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Myślę, że za parę rozdziałów akcja w Tartarze się skończy, więc albo zakończę tą mini serię, albo będę kontynuowała i pisała o przepowiedni dwanaściorga, w tej serii by ją wydłużyć. Następna notka mam nadzieję, że przed rozpoczęciem roku, czyli do wtorku, który zbliża się gigantycznymi krokami. Pozdrawiam
~Nati~

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 7 ~ seria 2

*Lottia*

Znajduję się w niedużym pokoju. Wszędzie jest róż, różne odcienie tego denerwującego koloru. Niestety i ściany, i sufit, i podłoga, i meble, to wszystko jest takie samo! Już po chwili jest mi niedobrze i mam odruchy wymiotne. Jeszcze ten okropny zapach jaśminu.
- Witaj!- Słyszę przesłodzony, kobiecy głos. Po chwili zauważam wysoką kobietę. Nie mogę opisać jak wygląda, nie da  się. Ciągle zmienia swoją postać. Mogę jedynie stwierdzić, że jest bardzo ładna, piękna.
- Pani, to pewnie Afrodyta- Mówię. Trochę się podszkoliłam w bogach i mitach greckich, które tak naprawdę mitami nie są.
- Owszem Lottio. Usiądź- Odpowiada i wskazuje na wsciekle różowe krzesła stojące przy blado-różowym stole. Siadam więc na przeciwko bogini.
- Wiem, że masz pewne... problemy miłosne. Pytaj, więc- Okay... to... trochę dziwne, ale... to w końcu tylko sen.
- Czy... ciąży na mnie jakaś klątwa?- Pytam. Afrodyta przez chwilę mi się przygląda.
- Trudno powiedzieć... uważaj!
Budzę się. Znajduję się w jednym z drzew, mieszkaniu driady- Lipy. Może to był zwykły sen, ale... to było takie rzeczywiste...

*Percy*

Obudził mnie Luke. Zdziwiło mnie to trochę, bo bardzo delikatnie usunął mi spod głowy poduszkę. Chwilę zajmuje zanim w pełni odzyskam świadomość. Rozglądam się. Jason wciąż jest nieprzytomny. Kamila i Leo siedzą w kącie. Wiem, że nie chcą nam sprawiać przykrości i za to jestem im wdzięczny. Odwracam od nich wzrok, bo przypominam sobie o Ann. Dopiero tera zauważam Rossie przy synu Jupitera. Patrzę na Lucka. Trzyma na rękach moją córkę, która się uśmiecha. Chłopak podaje mi ją.
- Chwilę tu jeszcze zostaniemy- Mówi i podchodzi do elfki i rannego. Patrzę na małą.
- Connie, przysięgam Ci, że choćbym miał zginąć, doprowadzę Cię do mamy- Szepczę. Na szczęście nikt mnie nie słyszy. Pewnie zaraz, by mówili "oszalałeś? Przecież, przepowiednia dwunaściorga!!!" albo " nie strasz dziecka" lub "nie zginiesz" i "nie martw się". Jakoś nie chcę tego słuchać. Dziewczynka przygląda mi się, a w jej oczkach widzę łzy.
- Kocham Cię maleńka. Nigdy nie pozwolę Cię skrzywdzić- Szepczę. Podchodzi do mnie Lucke.
- Możemy pogadać?
- Pewnie. Chodzi Ci pewnie o to, że prawie się nie odzywam- Chłopak kiwa głową. Wzdycha delikatnie.
- To wszystko mnie po prostu przytłacza. Najpierw widzę jak Tartar przeszywa włócznią moją mamę, która pada martwa na podłogę. Później spadam z wami i córką prosto do najgorszego miejsca jakie istnieje. Przeszłość powraca. Nie chodzi tylko o tortury w sercu tego miejsca. W snach powraca też śmierć mojej ukochanej kuzynki i... wydarzenia po niej- Mówię.
- Rozumiem. Percy wydaje mi się, że Connie trzeba rozweselić- Mówi. Spoglądam na swoją córkę. Płacze i jest smutna. Patrzę na Lucka i oboje wiemy co robić. Zaczynamy się wygłupiać. Już po chwili po jaskini rozlega się dziecięcy śmiech. Reszta zaczyna się na nas patrzeć i również śmiać i wydurniać. Wpadamy w głupawkę. Chyba pierwszy raz ktoś wpada w ten stan w Tartarze. Teraz to miejsce nie jest już tak przerażające i przygnębiające. Nagle słyszymy cichy jęk chłopaka. Podbiegamy do Jasona.
- C...co się stało?- Pyta. Nie podnosi głowy.
- Wiesz... powiedzmy, że empuza rozwaliła Ci głowę. Masz pękniętą skroń, ale ładnie się to goi. No i wstrząs mózgu, więc nie wstawaj- Odzywa się Rossie.
- Okay..., ale..., czy ją mam żwiry, czy wy naprawdę wpadliście w głupawkę w Tartarze- Mówi. Oczywiście, wpadamy w głupawkę. Jason szybko do nas dołącza. Po raz pierwszy odkąd tu wpadłem, czuję się szczęśliwy.
_______________________________________________________________

Hej!
Przepraszam za spóźnienie i brak długości, ale mam nadzieję, że w środę wam to wynagrodzę. Jeśli piszecie jakieś blogi to piszcie, z chęcią zajrzę i skomentuję.
Pozdrawiam
~Nati~

środa, 19 sierpnia 2015

rozdział 6 ~ seria 2

*Percy*

Przecinam na cztery części Empuzę - Kelli i zaczynam się rozglądać. Rossie, Luke, Leo i Charles skutecznie obronili Kamilę i moją córkę. Mają, tak samo jak ja, kilka zadrapań, ale nic poza tym. Spoglądam na syna Jupitera i przecinam potwora na pół. "Dziewczyna" rozwaliła głowę blondyna. Chłopak upada na ziemię i zaczyna drgać. Podbiegamy do niego.
- Cholera!- Wyrywa się większości. Jason ma pękniętą skroń, z jego głowy obficie wylewa się krew. Charles wyciąga z torby nektar, ambrozję i bandaże. Podajemy mu żywność bogów, polewamy trochę wody i nektaru na ranę, i opatrujemy mu głowę. Na koniec przenosimy go do śpiwora. Ruszamy dalej, w poszukiwaniu schronienia i w nadziei, że syn Jupitera przeżyje.

*Piper*

Obudziłam się w szpitalu, w Wielkim Domu. Nade mną stoją Ann i Chejron.
- C...
- Już dobrze- Odpowiada Ann i łapie mnie za rękę. Uśmiecha się.
- A...
- Z waszym dzieckiem wszystko w porządku. Z Jasonem też
- Ale...
- Jason owszem, ma pękniętą czaszkę, ale Apollo wyczuł, że jego stan się poprawił. Pozostali na pewno szybko mu pomogli. Nie martw się, nie możesz się denerwować- Mówi Chejron. Każe mi odpoczywać i wychodzi. Zostaję z Ann i wybucham płaczem.

*Leo*

Kurcze, martwię się o Jasona. Razem z chłopakami niesiemy go od kilku godzin w śpiworze. Nie obudził się. Percy jest mocno zestresowany. Jego córka, którą trzyma Kama, od godziny płacze. Nie mam pojęcia o co może chodzić. W końcu siadamy w jakiejś jaskini. Pijemy trochę wody i zaczynamy jeść. Syn Posejdona od razu przejmuje Connie. Mała się do niego wtula i uspokaja. Chłopak karmi ją mlekiem. Patrzę na ten obrazek jeszcze przez chwilę. Podchodzi do mnie Kama.
- Hej, tęsknie- Szepcze i się we mnie wtula. Jesteśmy jedyną parą. Nie wiem co odczuwa reszta. Każdy ma swoją drugą połówkę na górze. Myślę, że najgorzej odczuwa to Jason, przecież spadając dowiedział się, że będzie ojcem! Bogowie... nigdy bym nie pomyślał, że Pipes... bogowie! Nie chcę myśleć co Percy, by zrobił gdyby Kama i ja... gdyby ona była... nie... nie chcę o tym myśleć.

*Thalia*

Siedzę w domku Artemidy od kilku godzin. Wciąż zastanawiam się nad związkiem moim i Nico. Nagle słyszę pyknięcie, widzę jasność, a za chwilę przede mną pojawia się...
- Witaj Thalio- Mówi ruda dziewczyna.
- Witaj Pani Artemido- Wstaję i kłaniam się delikatnie.
- Usiądźmy, chcę z tobą porozmawiać- Siadamy na łóżku.
- Ja wiem, że nie powinnam tu przy...
- Nie o to mi chodzi. Do mojego domku zawsze możesz wejść. Chodzi mi raczej... o Nicka- Mówi. Zastanawia się o co może chodzić.
- Wiem, że masz wątpliwości. Wiem, że czasem żałujesz, że odeszłaś. Rozumiem Cię, ale... wiedz, że zawsze możesz wrócić. Pomyśl o tym- Mówi i znikając zostawia wizytówkę na moim łóżku. Bogowie i co ja mam teraz robić?!

*Kamila*

Pierwszą wartę pełniłam z Leo. Chcieliśmy pobyć sami. Mój brat zasnął za pomocą magicznej poduszki. Connie jest w niego wtulona, oboje się ślinią. Jason wciąż nie odzyskał przytomności. Reszta śpi normalnie.
- Jakoś ostatnio w ogóle nie gadamy. Odsuwamy się od siebie...- Mówię.
- Wiem..., ale wiesz jaka jest sytuacja...
- Wiem, mogliby tego nie znieść, ale... teraz jesteśmy sami- Mówię. Leo uśmiecha się w ten swój cudowny i rozbrajający sposób. Zaczęliśmy się całować i obściskiwać. Niestety nie mogliśmy robić "tego", bo w każdej chwili ktoś mógłby się obudzić. Jednak i tak było... cudownie. Tego mi właśnie brakowało. A jak bardzo może tego brakować pozostałym...?

*Clarisse*

Razem z Sileną jesteśmy na arenie. Córka Afrodyty jest zrozpaczona. W sumie, nic dziwnego. Muszę coś zrobić, pocieszyć ją. Pozostali jakoś sobie radzą. Co prawda, nigdzie nie widzę Nicka, ale on jakoś sobie poradzi. Teraz muszę się zająć dziewczyną Charlesa. Walczymy. To pozwala wyładować się na kimś i muszę przyznać, że to naprawdę działa. Silena, płacząc i krzycząc, naprawdę jest genialna! Oczywiście ja jestem lepsza, ale ona pokonała dwóch moich braci i wszystkich którzy odważyli się stanąć z nią do walki. Po prostu wow!
_________________________________________________________________________________

Wyrobiłam się! Operacja kota się udała i już jutro wraca do domu. :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba, nowy jeszcze w tym tygodniu.
Pozdrawiam i dziękuję, że jesteście
~Nati~

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Informację

Nowy rozdział w tym tygodniu. Mam już kawałek napisany, ale nie wiem kiedy go skończę. Mój kot ma jutro bardzo poważną operację (spadł z 3 piętra) i nie jestem w stanie myśleć. Też i mam mniej czasu, bo ciągle przy nim siedzę. Pozdrawiam i mam nadzieję, że wszystko z nim będzie dobrze. Nowy rozdział w tym tygodniu i jeśli operacja się uda to przed weekendem. Pozdrawiam
~Nati~

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 5 ~ seria 2

*Thalia*

Siedzę na łóżku w domku Artemidy. Myślę. Wiem, że Nico obwinia się o wpadnięcie naszych przyjaciół do Tartaru, ale to nie jego wina! Chciałabym z nim porozmawiać, ale on się teraz zachowuje jak dzieciak, gówniarz! Nie wiem, czy jakbym teraz go spotkała to nie strzeliłabym go w ten durny łeb. Czasem myślę, że zbyt pochopnie podjęłam decyzję o odejściu od łowczyń. Zakochałam się, nie myślałam. Teraz nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Jasne, kocham Nicka, ale... czasem mam wrażenie, że jestem mu obojętna, lekceważy mnie, a to boli. Sama już nie wiem co o tym myśleć. Pamiętam, że właśnie dlatego przystąpiłam do łowczyń. Bałam się, że jakieś chłopak mnie zrani, tak jak to w tedy zrobił Luke. Oczywiście chodziło też o przepowiednie, chciałam zwalić odpowiedzialność na Jacksona, ale to był tylko dodatek. Tak, więc kiedy zaczęłam coś czuć do Nicka, przestraszyłam się. Syn Hadesa obiecał mi, że nigdy mnie nie zrani. No... oczywiście. OBIECAŁ, nie PRZYSIĘGAŁ. Muszę z nim poważnie porozmawiać, albo jego zachowanie w stosunku do mnie się zmieni, albo z nami koniec.

*Piper*

Wyszłam z domku mojego narzeczonego. Idąc przez obóz widzę jak elfki siedzą w okolicach lasu i o czymś szepczą.Młodsza płacze, a starsza mimo, że wygląda na przerażoną i zrozpaczona, próbuje ją pocieszyć. Dalej dostrzegam Silenę i Clarisse. Córka boga wojny zawzięcie tłumaczy coś mojej przyrodniej siostrze, do której zapewne nie dochodzi ani jedno słowo. Przy Wielkim Domu spotykam Annabeth. Córka Ateny jest już spokojna, ale wciąż widać plamy na jej twarzy, a oczy są czerwone i opuchnięte od płaczu.
- Hej- Mówi, a jej głos, choć lekko drżący, jest spokojny.
- Hej- Chrypię ledwie słyszalnie.
- Może usiądziemy?- Pyta. Siadamy na werandzie.
- Jesteś pewna, że jesteś w ciąży?- Odzywa się. Kiwam główną, a zły zaczynają mi pływać po policzkach. Blondynka podchodzi do mnie i mnie przytula.
- Wróci, wrócą- Szepcze. Jej głos jest przepełniony nadzieją i jednocześnie pewnością.
- A... A jeśli...
- Wrócą żywi. Nie bój się- Nagle, słyszymy pyknięcie. Odwracamy się i widzimy Pana D. i Chejrona. Oni nas jednak nie dostrzegają.
- Nie może, nie mogą się dowiedzieć w jakim on jest stanie, załamią się- Mówi centaur. Obie sztywniejemy. Obie boimy się, że chodzi tu o naszego ukochanego.
- Chejronie słyszałeś Hadesa i Apolla. Chłopak potrzebuje trochę boskiego pożywienia i odpoczynku
- Może i mają nektar i ambrozje, ale jak on ma odpocząć w Tartarze?
- Nie jest sam. Jacksona dali radę ponieść to i jego...
- Percy był nieprzytomny kilka godzin. On ma wstrząs mózgu i najprawdopodobniej pękniętą czaszkę. Potrzebuje kilka dni, jak nie tygodni
- Przepraszam, ale można wiedzieć kim jest "on"?- Nie wytrzymałam, Ann również. Pytamy się ich w tym samym momencie.  Pan D. i Chejron patrzą na nas zszokowani, ale już po chwili zauważam, że oni wlepiają nerwowe spojrzenia we mnie! To znaczy...
- Jak dużo słyszałyście?- Pyta bóg.
- Wszystko- Odpowiadamy.
- Możecie odpowiedzieć na nasze pytanie?- Pytam już z łzami w oczach, bo spodziewam się odpowiedzi.
- Mówimy o... Jasonie- Odpowiada centaur. Czuję olbrzymi ból brzucha. Wszystko mi się rozmywa i tracę przytomność.

*Posejdon*

Jestem wściekły i zrozpaczony. W jednej chwili straciłem byłą dziewczynę, w której byłem zakochany, przyjaciółkę, matkę moich ukochanych dzieci, Sally. W chwilę później moja córeczka, mój synek i moja maleńka wnuczka wpadli do Tartaru. Wiem, że na samym początku Percy miał problem zdrowatny, ale to było chwilowe. Teraz i on, i Kamila są czymś mega zdołowani. Nie wiem o co chodzi, nie wiem też w której części Tartaru są. Wiem, że  Jason ma wstrząs mózgu i pękniętą czaszkę, ale oprócz tego wszystko jest w porządku. Siedzę teraz w swoim "domku" na Olimpie. Teraz ciągle mamy narady, zebrania. Mam już tego dość. Teraz zaczynam rozumieć dlaczego Percy tak bardzo nie chce zostać bogiem.
- Mogę wejść?- Słyszę głos Ateny zza drzwi. Kiwam głową i dopiero teraz zauważam jakim jestem kretynem.
- Jasne- Odpowiadam po chwili.
- Wiem, że najchętniej ukryłbyś się w swoim pałacu lub wyruszył na poszukiwania, ale... Zeus zwołał kolejną naradę- Mówi i siada obok mnie.
- Jasne- Mówię i wstaję, ale ona tylko kręci głową.
- Narada jest za godzinę. Myślałam, a raczej, miałam nadzieję, że...- Nie musi już nic mowić. Siadam koło niej i odgarniam jej jasne włosy. Patrzę się w jej burzowe, inteligentne oczy. Mówią, że Annabeth jest bardzo podobna do swojej mamy, prawda. Mówią, że Percy jest idealną kopią mnie, prawda. Mówią, że młodzi są dla siebie stworzeni, owszem. Skoro oni są naszymi idealnymi kopiami, to, czy nie powinno być oczywiste, że i ja, i Atena, jesteśmy sobie przeznaczeni? Może i nie, a może właśnie tak. Tego nikt nie wie. Na razie staramy się o tym nie myśleć i przeżywamy razem wspaniałą godzinę.
_________________________________________________________

No i kolejny rozdział. Teraz trochę dłuższy od ostatnich i myślę, że teraz będą już coraz dłuższe rozdziały. Z początku rozdział miał być zupełnie inny. Biorę smartfona, bo laptop mi się zawiesza, otwieram blogger'a i mam tu pisać o samobójstwie (Nie wiem, czy udanym, czy nie) Ann, a tu wychodzi coś takiego! Szok! No cóż, wygląda na to, że to jeszcze nie czas i muszę poczekać aż mój mózg coś wymyśli. Nowy rozdział do środy. Perspektywa najprawdopodobniej z Tartaru, ale nie wiem. Pozdrawiam
~Nati~

czwartek, 13 sierpnia 2015

rozdział 4 ~ seria 2

*Luke*

Po pewnym czasie, kiedy jesteśmy już wypoczęci, postanawiamy poszukać Wrót Śmierci. Coś dziwnego stało się Percy'emu. Zamknął się w sobie, ma pusty wzrok. Kiedy się obudziłem, Kamila zajmowała się małą, a on miał zaczerwienione oczy. Nie wiem co wydarzyło się w nocy, ale się dowiem.
- To gdzie teraz?- Słyszę głos Rossie. Przed nami znajdują się trzy ścieżki. Przez chwilę nikt się nie odzywał.
- Tam- Niespodziewanie głos zabrał syn Posejdona. Wszyscy na niego spojrzeli. Wskazał na prawą ścieżkę.
- Skąd wiesz?- Leo zadał pytanie, które cisnęło się na usta każdemu (oprócz Percy'ego i Connie oczywiście).
- Przed wpadnięciem TU, rozmawiałem z Nico. Mówił, że Wrota znajdują się niedaleko rzeki Lete. Tylko tam wyczuwam wodę- Odpowiedział, a mnie zamurowało. On naprawdę wiedział, że wpadnie do Tartaru, chciał zamknąć wrota śmierci i z tego co słyszałem, gadał z wyrocznią. Ruszyliśmy prawym tunelem.

*Jason*

Po godzinie zaatakowały nas Empuzy. Przerażające stwory Podziemia żywiące się ludzkim mięsem. Często pojawiają się w ludzkim kształcie jako wredne cheerleaderki. Tak było i teraz. Pięć, zaskakująco pięknych, około 17 letnich dziewczyn stało naprzeciw nas.
- Patrzcie, czy to nie Percy Jackson i jego córeczka? A gdzie podziałeś mamusie?- "Laski", zaczęły się chichrać, a dzieci Posejdona z trudem powstrzymali się przed rzuceniem na nie.
- Och! Przepraszam, zapomniałam, że wasza mamusia nie żyje!- Kamila trzymała Connie na rękach i chyba tylko dlatego nie rzuciła się na dziewczyny jak jej brat. Cholera!
- Percy... chyba nie zapomniałeś nas?! To my, Kelli, Tammi i Serefona!!!- Krzyknęła środkowa, najpierw pokazując na siebie, a później na potwory po jej obu stronach. Empuzy już nie są piękne. Teraz i włosy płoną, mają kły, jedną nogę stalową, a drugą oślą! Ich oczy lśnią czerwienią.
- A to Kina i Daani!- Dodała, robiąc unik przed Orkanem Percy'ego. Leo, Charles i Rossie osłaniają Kamilę i Connie, a ja i Luke ruszamy na pomoc synowi Posejdona. Nie jest źle, już po chwili Kina i Daani zamieniły się w pył. Serefona rzuca się wciąż na niemowlę. Osłaniające ją osoby są mocno pogryzione. Luke rzuca się im z pomocą, a ja atakuję Tammi. Zerkam na Percy'ego i nie jestem w stanie powiedzieć kto walczy zaciekle. On, czy Kelli. Patrząc na syna Posejdona czuję ciarki. Boję się go! Na miejscu Empuzy zwiewałbym jak najdalej, ale ona jest chyba również objęta wściekłością.
- Zabiję Cię! Nie! Lepiej! Łapię Cię i na twoich oczach zabiję twoją córeczkę, a później żonę! Nie! Najpierw tę blondynę! Tak! Chcę widzieć waszą rozpacz i udręke jak krew tej małej rozpryskuje się na was, na waszy oczy umiera, a później zabiję którejś z was... sama nie wiem któ...!- W tym momencie Percy przecina ją na cztery części. Nagle tracę przytomność.
____________________________________________________

Przepraszam za spóźnienie, ale kompletnie nie miałam pomysłu. Następny rozdział będzie z perspektywy osób w obozie. Kiedy? Do poniedziałku. Pozdrawiam
~Nati~

piątek, 7 sierpnia 2015

rozdział 3 ~ seria 2

*Thalia*

Jesteśmy w Wielkim Domu. Chejron od godziny próbuje dowiedzieć się od nas wszystkiego, ale nie jesteśmy w stanie nic powiedzieć. Lottia i Allia jako elfki teoretycznie nie mogą tu przebywać, ale dostały pozwolenie. Są jakieś dziwne, zmieniły się. Silena, Piper i Ann są załamane. Z resztą co się dziwić? Straciły ukochanych! Córka Ateny nie tylko męża, ale i córkę! Bogowie ona jest naprawdę w fatalnym stanie. Jest rozhisteryzowana, nic nie je, parę razy już wymiotowała. Patrząc na nią kraja mi się serce. To moja przyjaciółka, siostra. Mam jeszcze problem z Nico. Syn Hadesa nie odezwał się do nikogo od wypadku. Obwinia się o to wszystko, nie chce z nikim rozmawiać, nawet ze mną. Sama już nie wiem co mam z nim robić...
- Możecie mi w końcu powiedzieć co się stało?- Głos koordynatora wyrywa mnie z rozmyśleń. No cóż skoro oni nic nie powiedzieli, to ja muszę to zrobić. Biorę głęboki oddech i...
- Chejronie, chodzi o to, że...- Mówię mu o wszystkim. Nie omijam żadnego szczegółu. Kiedy kończę centaur milczy.z
- No, to trzeba zorganizować zebranie. No i... domek Posejdona zostaje wykluczony ze wszystkich zajęć. W końcu tam jest tylko Nim, a ona ma trzy lata- Niespodziewanie odzywa się Pan D.. Nawet Ann przestała na chwilę płakać i spojrzała z otwartymi ustami na dyrektora obozu.
- No co? Lepiej ja już zniknę, ale Posejdon i Atena będą się drzeć! Chejronie chodźmy- Powiedział bóg i wraz z centaurem zniknęli. Elfki gdzieś poszły, mieszkają razem z nimfami. Annabeth w histerii pobiegła do swojego domu, Piper do domku Zeusa, a Silenę zdążyła złapać Clarisse i teraz gdzieś poszły.
- Nico...- Odwróciłam się do syna Hadesa, ale jego już nie było. Świetnie! Idę do domku Artemidy.

*Annabeth*

Pobiegłam do swojego domu. Willi w której mieszkałam z Percy'm, Percy'm i Connie. Bogowie, co ja teraz zrobię? Jak mam żyć? Stop! Annabeth, uspokuj się. Oni przeżyją. Wrócą i będzie jak dawniej. A co jeśli zginą? Wtedy się zabijesz i dołączysz do nich. Albo staniecie się bóstwami. Bogowie znów to zrobiłam. Percy mógł zostać bogiem, zaproponowali mu to po raz drugi! Odmówił. Powiedziałam mu w tedy, że chcę aby nasze dziecko wychowywało się w normalnych warunkach. On też tego chciał. A teraz... moja córka wychowa ojciec w otchłani Tartaru. Nie mogę już tak żyć. Muszę to zakończyć.

*Piper*

Jestem w ciąży. To był pierwszy krok ku depresji. Teraz mój narzeczony jest w Tartarze. Teraz już nie mogę wytrzymać. Nie wiem co robić. Gdybym nie spodziewała się dziecka zabiłabym się już dawno, ale jestem. Nie mogę tego zrobić. Zabiłabym moje i Jasona nienarodzone dziecko. Syn Jupitera przeżyje, wróci, będziecie razem wychowywać syna lub córkę. Da radę, nie jest sam. Jest tam dwoje dzieci Hefajstosa, dwójka od Posejdona, elfka, syn Hermesa i on. Da radę. Jest jeszcze niemowlę, Connie. Będzie najbardziej strzeżona. To ją będą ratować w pierwszej kolejności, ale i tak wszyscy wrócą, przeżyją. Pipet do cholery uspokuj się! Wdech i wydech. Spokojnie, będzie dobrze. Zasnęłam.
____________________________________________________

Rozdział króciutki. Wiem, ale nie miałam czasu. Nowy rozdział do środy. Piszcie kto ma opisywać. Na pewno będzie długi, wynagradzający ostatnie, a zwłaszcza ten, rozdziały.
Pozdrawiam
~Nati~