wybrańcy

wybrańcy

piątek, 27 lutego 2015

rozdział 31 "ماموریت جدید"

*Annabeth*

Percy spał, jak dziecko Hypnosa. Budziłam go jakieś piętnaście minut.
- C...co się stało?- Spytał mocno zaspanym głosem.
- Nic. Przyniosłam kolację.
- Aha...- Wciąż, był nieobecny i zdezorientowany.
- W porządku?- Zaczęłam się martwić.
- Taaak...- Odpowiedział jakoś tak dziwnie.
- Na pewno?
- Nie pamiętam jak zasnąłem, to znaczy pamiętam, że poszłaś na kolację, a ja wróciłem do pokoju, ale... później już nic nie pamiętam- Odpowiedział.
- Jesteś i byłeś mocno zmęczony. Zjedz i się połóż- Powiedziałam. Percy spojrzał się na błękitny budyń w moich rękach.
- Ann...
- Nie. Percy nie wyjdę do póki czegoś nie zjesz. Nie odpuszczę!- Mój narzeczony westchnął.
- Okay... zostanę na noc, tylko masz zjeść wszystko!- Powiedziałam, a on się uśmiechnął. Przez kolejne pół godziny, Percy jadł kolację. Trochę mu pomagałam. Teraz wiem, czemu nie chciał jeść w pawilonie. Oczy miał pełne bólu, cierpienia, a nawet łez. Trochę pojękiwał, ale się nie poddawał, nie narzekał. Ostatecznie jadł nawet ładnie. Oczywiście jak na kogoś komu goi się przełyk. Po posiłku przytuliłam chłopaka.
- Zostaniesz?- Spytał. W odpowiedzi pocałowałam go.
- Oczywiście Glonomóżdżku- Zaczęliśmy się całować. Kiedy leżałam na chłopaku, ktoś zapukał do drzwi. Zerwaliśmy się z miejsca. Mój narzeczony otworzył drzwi. Na widok osoby, która pukała wybuchłam śmiechem. Oboje popatrzyli na mnie zdziwieni.
- O co Ci chodzi?- Spytała siostra mojego narzeczonego.
- Pukasz, kiedy wchodzisz do własnego domku?
- Tak. Żeby nie zastać kogoś...
- Okay...zrozumiała- Przerwał Percy. W jego głosie wciąż, był ból.
- Co Ci się stało?- Spytała Kama.
- Nic...- Dziewczyna spojrzała na mnie, a ja na pustą miskę po budyniu. Dziewczyna zrozumiała.
- Okay... przyszłam Cię tylko poinformować, że rezerwuję na noc
 "کوچه های مخفی، پنج"
- "خوب، من فردا دو. به یاد داشته باشید به کلبه رفتن نیست"
- "و شما تعداد کوچه پنج هستید"

Nie mogłam ich zrozumieć. Uśmiechnęli się do siebie, Kama powiedziała "Cześć" i wyszła. Stałam jak wryta. Z otwartą buzią patrzyłam się na mojego chłopaka.
- Jak...? Co...? W jakim...?- Nie mogłam sformułować pytań.
- No... odkryłem, że dzieci Posejdona mają zdolność do języka perskiego, greckiego i łacińskiego. Znam też hiszpański i włoski, ale...to już ze strony mamy.
- I Persiak nic nie mówił? 
- A Annie, nie pytała?
- O czym rozmawialiście?- Spytałam. 
- O...- Ktoś zapukał.
- Percy, to  leżało "انتقال به کوچه، پنج
- Dziwne...- Kamila podała Percy'emu list zaadresowany do niego.

*Percy*

Może, najpierw wyjaśnię tą rozmowę z Kamilą:
-...rezerwuję na noc "sekretny zaułek,pięć"
-"Dobrze, a ja jutro dwójkę. Pamiętaj nie wchodź do domku"
-"A ty do zaułka numer pięć"
To było po Persku, a teraz jeszcze to ostatnie perskie zdanie "W przejściu do zaułka, pięć"

List brzmiał:

Salve, Perseus!
   Nunc vero mihi non sisti. Scies cito.
Scribo vobis: eo quod habeam vos fieri missio. Nec quicquam grave autem velim ad litteras et ad finem cogitavit.
   Sic ego dixi vobis. Insulae Longae sinum esse prima Septembris. Cave tu solus. Vos amici, non fiat. Nolite solliciti. Digressusque non diu, et, cum reversi fuerimus ex missione multi. Si enim vos reversi. Vos have ut tentaret. Principio huius literae oportet scire. Sic igitur hoc munus et hoc ita ... ... suus notitiam. Perseus electio non est tibi.
tene
 ...
Ps. Mox et scietis quia ego sum. Memineris. Prima Septembris.



Co oznacza:

Witaj, Perseuszu!
  Na razie, pozwól, że nie będę się przedstawiał. Dowiesz się tego wkrótce.
Piszę do Ciebie, bo mam dla Ciebie, pewną misję. Nic poważnego, ale pragnę, byś przeczytał list do końca i się nad tym zastanowił.
  Powiem Ci tak. Bądź pierwszego września nad zatoką Long Island. Uważaj, musisz być sam. Nie wolno Ci zabrać przyjaciół. Nie martw się. Rozstanie nie potrwa długo, a wrócisz z misji z wieloma przyjaciółmi. Jeśli wrócisz. Musisz się postarać. W zasadzie ten list to taka informacja. I tak będziesz uczestniczył w tej misji, więc... to takie...powiadomienie. Nie masz wyboru Perseuszu. 

Trzymaj się
    ...

Ps. Wkrótce się dowiesz kim jestem. Pamiętaj. Pierwszy września.


Nie mogłem go przeczytać na głos. Był napisany po łacinie, więc dziewczyny mogły go sobie przetłumaczyć. Zamieniły kilka zdań. Kamila poszła, a Ann przytuliła mnie.
- Percy, jutro pójdziemy do Chejrona i mu wszystko opowiemy. Teraz, na razie o tym zapomnijmy. Proszę- Powiedziała Ann. Westchnąłem. Ta noc, choć na początku byłem mocno rozkojarzony, była cudowna. Około piątej położyliśmy się spać.
_________________________________________________________________________________

Ps. "ماموریت جدید", czyli tytuł znaczy " Nowa Misja"

czwartek, 26 lutego 2015

rozdział 30 "Dzień pierwszych razów"

*Percy*

Było cudownie, wspaniale! Tego nie da się opisać! Kochałem się z Ann jakąś godzinę.  Skończyliśmy, bo Ann stwierdziła, że jestem upiornie biały. W sumie miała rację. Teraz leżeliśmy wtuleni w siebie, nadzy, spełnieni. Spojrzałem na moją narzeczoną. Spała tak spokojnie. Patrzyłem na nią i sam w końcu zasnąłem.

*Annabeth*

Percy był taki delikatny. Wiedziałam, że tego pierwszego razu nie chce zepsuć. Udało mu się. Było fantastycznie. Po jakiejś godzinie musiałam przerwać, bo widziałam, że mój narzeczony jest potwornie blady i trochę spocony, a miał się nie przemęczać. Zasnęłam wtulona w nagi tors mojego Glonomóżdżka, spełniona i szczęśliwa.

*Kamila*

Muszę przyznać, kiedy pierwszy raz pojawiłam się w obozie Clarisse, była okropna. Nie lubiłam jej i cieszyłam się jak bracia Hood robili jej kawały. Teraz zmieniłam zdanie. Odkąd mój ojciec, Posejdon, dał mi magiczny miecz, taki sam jak ma mój brat, ta dziewczyna zmieniła się. Na początku walczyłam głownie z Emilii i Josh'em. Clarisse często mnie obserwowała i w końcu zaczęłyśmy walczyć razem. Uczyła mnie nowych trików. W przerwie sporo rozmawiałyśmy i muszę przyznać, lubię ją. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jest moją przyjaciółką. To dziwne, wiem, ale...nic na to nie poradzę i w sumie...cieszę się  tego.

*Annabeth*

Obudziłam się tak około po dwóch godzinach. Spojrzałam na Percy'ego. Wciąż był blady, ale tylko trochę. Spał tak spokojnie. Zobaczyłam, że się trochę obślinił i z trudem powstrzymywałam śmiech. Nie które rzeczy nigdy się nie zmienią. Mój narzeczony otworzył oczy.
- Hej, czemu się śmiejesz?- Spytał zaspanym głosem.
- Po prostu- Wzruszyłam ramionami- Ślinisz się przez sen- Powiedziałam i oboje zaczęliśmy się śmiać. Ubraliśmy się i ogarnęliśmy się. Po chwili odsłoniliśmy okna i otworzyliśmy drzwi. Poszliśmy na spacer. Chodziliśmy po polach truskawek i wspominaliśmy dawne czasy. Później Percy wpadł na pomysł, by pójść w miejsca, śladami naszej historii. Już wyjaśniam. Zaczęliśmy od spotkania po raz pierwszy w obozie. Później po kolej zwiedzaliśmy dalsze nasze "pierwsze" spotkania w obozie. Ścieżki, które znaliśmy, wywołujące wspomnienia. Skończyliśmy na podwodnym pocałunku. Kiedy mój narzeczony znowu zrobił "wejście smoka", usłyszeliśmy konchę na kolacje. Spojrzałam na Percy'ego. Widziałam jak otwiera usta, by się jakoś wykręcić, ale ja nie dałam mu tej szansy.
- Idziemy na kolacje. Obiecałeś, a poza tym cały dzień nic nie jadłeś. Jestem pewna, że budyń też tam będzie- Wiedziałam, że nie chce iść. Widziałam błaganie w jego oczach.
- To może kompromis? Przyniosę Ci co chcesz i zjesz u siebie?- Pokiwał głową. Zastanawia mnie, dlaczego nie chce jeść w pawilonie jadalnym, tylko u siebie. Odprowadziłam mojego narzeczonego do domku i poszłam na kolację.
- Hej!- W drodze spotkałam Kamilę.
- Cześć! Gdzie Percy?- Spytała.
- Wiesz...nie wiem dlaczego, ale nie chciał pójść na kolację, ale jak zaproponowałam, że coś mu przyniosę to się zgodził.
- Hm... może...wiesz jakie ma problemy z jedzeniem, to jakoś się krzywi, syczy? Nie wiemy przecież jak reaguje na jedzenie- Siostra Percy'ego miała rację.
- Hejka! I jak? Nikt wa już nie przeszkadzał? Zrobiliście to?- Thalia do nas dołączyła.
- Tak...- Westchnęłam.
- Siemka- Emilii też przyszła.
- A ty i on?
- yhm...
- Kiedy?- Spytałam.
- No... pomiędzy śniadaniem, a obiadem, a wy?
- W przerwie na obiad i trochę po nim
- A ty?
- W nocy
- Dziewczyny, dziś jakiś dzień pierwszych?
- Z kim?- Spytałam.
- Z moim chłopakiem...?
- Który to? Od jak dawna?
- No...znacie tego nowego? Maksa od Apolla?
- Tak..., od kiedy wy?- Powiedziała Em.
- No... od jakiś czterech lat jesteśmy parą, a od jakiś sześciu lat się znamy. Mieszkał w San Francisco i kiedyś odkrył tę wyspę. No i później już ciągle do mnie przypływał.
- Kiedy to zrobiliście?
- Tak pomiędzy obiadem, a kolacją.
- Uch... wy dziś też mieliście swój pierwszy?- Clarisse też?
- Tak- Odpowiedziałyśmy jednocześnie. Oficjalnie mogę powiedzieć, że dziś jest dzień pierwszych razów. Zjadłam kolacje, gadając z moim rodzeństwem. Kiedy brałam coś dla Glonomóżdżka, zagadał do mnie Chejron.
- Gdzie Percy?
- W domku. Nie chciał zbytnio przyjść, więc już powiedziałam, że mu przyniosę tą kolację.
- To dobrze. Tylko pamiętaj, żeby wszystko zjadł. Lekarstwa brał?
- Tak.
- A wyszedł z domku?
- Tak... jakieś dwie godziny po obiedzie do kolacji, chodziliśmy po całym obozie. Z przerwami, bo czasami robił się bledszy, ale było okay.
- To dobrze. Pozdrów go ode mnie.
- Dobrze- Powiedziałam i ruszyłam w stronę domku Posejdona.
- Annabeth! Dzisiaj ognisko o 20. Będziecie?
- Postaram się go namówić.
- Okay. To daj mi znać jak będziecie.
- Dobrze- Dotarłam do domku Posejdona i otworzyłam drzwi. Mój narzeczony spał lub myślał. Obstawiam to pierwsze, bo trochę się ślinił. Zaczęłam go budzić.

rozdział 29 "Ten pierwszy raz"

*Percy*

Usłyszałem konchę na obiad, nie chciałem jeść, więc zostałem w swoim domku. Po paru minutach ktoś zapukał do drzwi.
- Hej! Mogę wejść?- Spytała Ann.
- Jasne- Odpowiedziałem. Moja narzeczona weszła do środka i usiadła obok mnie.
- Czemu nie jesteś na obiedzie?- Spytałem.
- Czekam na Ciebie
- Ann...
- Percy...- Przerwała mi i popatrzyła mi prosto w oczy.
- Ja wiem, że nie chcesz jeść, ale musisz. Chcesz zacząć trenować? Musisz jeść!- Powiedziała po dłuższej chwili patrzenia mi w oczy.
- Chcę, ale ja po prostu nie jestem głodny- Powiedziałem, co było prawdą.
- Na pewno?- Dopytywała.
- Tak- Odpowiedziałem stanowczo.
- Okay..., ale na kolacje idziesz ze mną i jesz!
- Okay...- Powiedziałem przyciągając ją na kolana. Zaczęliśmy się całować. Każdy pocałunek był coraz bardziej namiętny. W pewnym momencie Ann leżała na mnie. Popatrzyliśmy sobie w oczy. Nagle moja narzeczona zerwała się z łóżka. Byłem zawiedziony, bo myślałem, że...no...ten tego. Na szczęście Ann zamknęła drzwi na klucz i zasłoniła okna. Wróciła i położyła się na mnie.
- Żebyś widział swoją minę jak wstałam- Powiedział śmiejąc się.
- Nie strasz mnie więcej- Jej śmiech był zaraźliwy.
- Nie będę- Powiedziała i znowu zaczęliśmy się całować na leżąco. Coraz namiętniej. Ann zaczęła ściągać mi koszulkę. Po chwili zaczęła całować mój nagi tors, pełen blizn po oparzeniach.
Apollo powiedział mi, żebym się nie przejmował tymi bliznami, bo zejdą, ale to może trwać kilka miesięcy. Podczas gdy Ann całowała mój tors, ja głaskałem ją po głowie, plecach, bawiłem się jej włosami. Kiedy zacząłem zdejmować jej bluzkę do domku ktoś zapukał. Szybko zerwaliśmy się na nogi i ubraliśmy się. Otworzyłem drzwi.
- No nareszcie! Czemu was nie było na obiedzie?- Do pokoju wparowała Clarisse.
- Percy nie był głodny i poszedł spać, a ja przyszłam sprawdzić co się z nim dzieje- Odpowiedziała moja narzeczona.
- Aha...
- Tak. Co właściwie tutaj robisz?- Spytałem.
- Po prostu się zastanawiam co wy robicie i czemu nie jesteście na obiedzie. To cześć!- Powiedziała i wyszła. Zamknęliśmy drzwi na klucz i wróciliśmy do łóżka. Znowu zaczęliśmy się całować. Ann zdjęła mi bluzkę, a ja jej. Całowaliśmy się po szyi i twarzy. Kiedy Ann zdjęła mi spodnie, znowu ktoś zapukał do drzwi. Ann założyła bluzkę, a ja przykryłem się kocem i udawałem, że śpię. Moja narzeczona otworzyła drzwi.


*Annabeth*

Otworzyłam drzwi i pokazałam Thalii, żeby była cicho, po czym weszła do środka.
- Hej, czemu nie było was na obiedzie?- Spytała szeptem była łowczyni.
- Percy spał, przyszłam sprawdzić co z nim, obudził się, przyszła Clarisse i znowu zasnął- Odszeptałam jej.
- Możemy chwilę pogadać?
- Jasne- Thalia usiadła. Wolałabym spędzić ten czas z Percy'm, ale to moja przyjaciółka.
- Ann...Percy na pewno śpi?
- Tak, ale możemy na chwilę wyjść i pogadać w razie jakby się obudził lub słyszał- Powiedziałam, a Thalia pokiwała głową i razem wyszliśmy.
- Powiesz mi o co chodzi?
- Tak- Westchnęła i się zarumieniła.
- Ann...czy ty i Percy...?
- Jeszcze nie...?
-  Aha...
- Zaraz... robiłaś to z Nickiem?- Thalia pokiwała głową. Nie mogłam uwierzyć. Stałam jak wryta z otwartą buzią. Później zaczęłam się śmiać.
- Kiedy?
- No...dziś w nocy...
- Jak już mówimy prawdę...jakby Clarisse i ty nie przerywały to my też byśmy już to zrobili- Powiedziałam z wyrzutem. Teraz Thalia zaczęła się śmiać.
- Percy jest teraz...
- Nie!
- Okay...- Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Ann musimy pogadać, ale teraz już nie będę Wam przeszkadzać- Powiedziała i odeszła. Wróciłam do domku i zamknęłam drzwi na klucz. Percy chyba naprawdę zasnął, a może tylko udaje?
- Percy?- Brak reakcji.- Percy?!- Nic, pochyliłam się i wylądowałam pod chłopakiem.
- Dobrze udawałem?
- Znakomicie Glonomóżdżku!- Zaczęłam się śmiać. Chłopak zdjął mi bluzkę. Zaczął mnie całować i zdejmować spodnie. Po chwili byliśmy w samej bieliźnie. Percy popatrzył mi w oczy.
- Jesteś pewna?- Spytał. Wiem, że był już gotowy. Chciał być pewny, że ja jestem. Kocham go za to.
- Nie wiem- Chciałam go trochę pomęczyć.
- Rozumiem- Powiedział. Nie widziałam i nie słyszałam zawodu, ale zrozumienie.
- Teraz jestem tego pewna- Chłopak się uśmiechnął. To był wspaniały, pierwszy raz.

środa, 25 lutego 2015

rozdział 28 "Nareszcie w domu"

*Percy*

Dziś wreszcie wracam do obozu. Od spotkania z Clarisse minął tydzień. Dziewczyna nie żartowała i naprawdę przychodziła tu codziennie. Przez ten czas się jakoś zbliżyliśmy. To naprawdę fajna osoba, jeśli nie wydziera się i nie walczy. Wróciłem do zdrowia, ale przełyk goi się powoli, więc muszę trzy razy dziennie brać jakieś leki, a Ann ma pilnować bym powoli zaczął jeść coś więcej niż budyń. Razem z moją narzeczoną, siostrą i nową przyjaciółką zostajemy w obozie na cały rok. Bardzo się cieszę, bo te wakacje spędziłem w szpitalu.
- Hej! Gotowy?- Przyjechała po mnie Ann.
- Tak!- Powiedziałem trochę zbyt podekscytowany. Moja narzeczona pomogła mi wziąć rzeczy. Nareszcie wrócę do obozu.

*Annabeth*

Dziś jest ten wyczekany dzień. Percy wreszcie wraca do obozu. Co prawda za jakiś miesiąc Apollo ma przyjść i sprawdzić czy może już trenować, bo na razie nie może, ale i tak będzie super. Emilii, Josh, Thalia, Nico, Grover, Clarisse, Kamila, oni wszyscy zostają w obozie na cały rok. Nie wiem, którzy obozowicze zostają, ale wiem, że i tak będzie super. Dojeżdżamy właśnie do obozu. Mamy niewidzialną ochronę, bo Bogowie boją się, że Percy'ego znowu zaatakuje Polybotes. Mój narzeczony nie miał wyboru w sprawie zostania w obozie, a uczeniem się w szkole. On o tym nie wie, ale ma zakaz opuszczania obozu bez ochrony i informacji dokąd idzie i kiedy wróci. Trochę mu współczuje i sobie z resztą też, bo to ja mam go pilnować. Bogowie naprawdę się boją, że coś mu się stanie.
- Nareszcie- Powiedzieli Clarisse i Percy. No oni to się cieszą jak dzieci. W sumie im się nie dziwię. Tak bardzo czekali na ten dzień.

*Percy*

Kiedy tylko przeszedłem przez barierę, zostałem otoczony przez wszystkich obozowiczów. Słyszałem jacy są szczęśliwi, ja z resztą też. Miałem ochotę skakać i śmiać się jak małe dziecko. Nareszcie jestem w domu i dobrze mi z tym.

_________________________________________________________________________________

Hej! Jeśli ktoś czyta tego bloga to bardo proszę o komentarze. Dzisiejszy rozdział jest krótki, ale na pewno juto lub pojutrze będzie długi. 
~Nati~

poniedziałek, 23 lutego 2015

rozdział 27 " Niespodziewane odwiedziny"

*Annabeth*

Płakałam.
- Ann proszę nie płacz- Powiedział Percy. Starałam się pohamować, ale nie dałam rady. Musi go potwornie boleć jak coś je. Przytuliłam go mocno i pocałowałam. On się we mnie wtulił.
- Zostaniesz ze mną?- Spytał łamiącym się głosem, pełnym strachu i niepewności.
- Percy nigdy bym Cię nie zostawiła. Kocham Cię. Chciałam tylko znać powód dlaczego się głodujesz. Przepraszam. Kocham Cię i nigdy nie zostawię. Rozumiesz?- Percy jeszcze mocniej się we mnie wtulił.
- Kocham Cię- Szepnął.
- Ja Ciebie też Glonomóżdżku- Powiedziałam.
- Och! Co za ckliwe love story!
- Clarisse!!!- Oboje byliśmy w mega szoku.
- Nie, święty mikołaj! Tęskniłam!- Powiedziała i podeszła do nas. Przytuliła najpierw mnie, a potem mojego narzeczonego.
- Przestań się wydurniać Hadesie! Wolę już walczyć z Aresem niż by Clarisse zwariowała.- Percy był w takim szoku, że myślał, że umarł.
- Hahaha, ty serio masz glony zamiast mózgu. Po pierwsze nie umarłeś. Po drugie nie zwariowałam. Tęskniłam! Nie miałam z kim walczyć! Ann siedziała ciągle u Ciebie, a twojej siostry też prawie nie widzę, a super sobie radzi. O matko nie sądziłam, że to kiedyś powiem. Błagam Cię, Percy wróć do obozu! Nie musisz walczyć! Po prostu wróć!

*Percy*

Mój mózg nie był w stanie tego ogarnąć. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Oparłem się o Ann bojąc się, że zaraz opadnę.
- Na pewno  dobrze się czujesz?- Spytała moja narzeczona. Ona też była w mega szoku.
- Tak! A właśnie co ja miałam...? A no tak. Wstawaj i marszem do obozu, ale już!!! Nie będę walczył z lalusiami od Afrodyty!!! Innych obozowiczów już pokonałam!!! Marsz do obozu, bo Ci tak przywalę, że żaden Apollo Ci nie pomoże!!! Już!!!- Clarisse darła się na cały Olimp, a ja z Ann zaczęliśmy się śmiać. Do sali wbiegł Apollo.
- Co tu się dzieje! Co to za wrzaski i groźby!- Apollo się zdenerwował, bo miałem mieć spokój, a poza tym Clarisse darła się na cały Olimp, a bogowie też nie mają ochoty na takie wrzaski. Nie mogłem z Ann się pohamować.
- Dla jasności ty tu zostajesz- Powiedział Apollo do mnie.
- A nie może przejść rehabilitacji w obozie? Tam też jest szpital!- Clar się załamywała.
- Nie, bo w obozie nie mam kontroli nad jego zdrowiem. Poczekaj jeszcze z tydzień, nawet mniej.
- Okay...-Westchnęła Clarisse. -A ty masz się pośpieszyć, bo będę tu przychodziła w dzień, dzień i pomogę Ci w rehabilitacji- Powiedziała przesłodzonym głosem i wyszła. Przełknąłem z trudem ślinę.
- Nie martw się, postawię kogoś na straży- Powiedział Apollo i wyszedł.
* Annabeth*

Percy już się nie śmiał. On był przerażony!
- Percy nie martw się
- Ann...czy ja mam zwidy, czy Clarisse właśnie powiedziała, że... będzie tu przychodzić codziennie? Że za mną tęskni?- Mój narzeczony wyglądał jakby mu się mocno kręciło w głowie.
- Nie, Clarisse naprawdę to powiedziała, nie masz zwidów, ale połóż się już- Powiedziałam powoli kładąc chłopaka na łóżku. Od razu zamknął oczy i delikatnie westchnął. Pocałowałam go, a on odwzajemnił pocałunek. Powiedzieliśmy sobie "dobranoc" i wyszłam. Ten wieczór był mocno zwariowany.

niedziela, 22 lutego 2015

rozdział 26 "Dlaczego nie jesz?"

*Percy*

Nareszcie wstałem. Apollo powiedział, że jak tylko będę mógł w miarę normalnie chodzić, wyjdę ze szpitala. Już nie długo przeniosę się do obozu, w którym postanowiłem zostać razem z Ann. Zobaczyłem, że moja narzeczona wchodzi do sali.
- Hej! Gotowy?- Spytała. Ustaliliśmy, że będzie pomagać mi w rehabilitacji.
- Jasne.
- To wstawaj nie mam całego dnia!
- A ja mam!
- To sam sobie ćwicz!
- Nie mogę! Miałaś mi pomagać!
- Pomagam!
- Nie pomagasz, dołujesz.
- Serio?
- Trochę...
- Sorki- Podeszła i się przytuliła.
- Teraz pomagasz- Powiedziałem. Zaczęła mnie całować, z każdym kolejnym pocałunkiem cofała się. Całowaliśmy się coraz namiętniej. Poczułem, że siedzę. Oderwaliśmy się od siebie. Ann pociągnęła mnie za ręce tak mocno, że przewaliłem się na nią. Śmialiśmy się z tego, a właściwie z miny Grover'a, który właśnie wszedł do sali. Szczena opadła mu do ziemi.
- P.;.przepraszam?
- Spoko. Właśnie uczę Percy'ego jak się chodzi, bo już stał, ale chodzenie mu jakoś nie wychodzi.
- Ej! To ty mnie pociągnęłaś tak, że się wywaliłem!
- Nie moja wina, że jesteś lżejszy ode mnie!
- Moja też!- Grover zaczął się śmiać razem z nami, choć Ann była trochę zmieszana. Szepnąłem, żeby się nie przejmowała.

*Annabeth*

Głupio palnęłam. " Nie moja wina, że jesteś lżejszy ode mnie"? On od kilku tygodni jest chory. Nic prawie nie je. Staramy mu się wpychać jedzenie, ale on je jakiś budyń czy kisiel rano. Pije dziennie dzbanek zimnej wody i tyle. Teraz wygląda jak chodzący szkielet. Niby powiedział bym się nie przejmowała, ale i tak mi bardzo głupio. Razem z Groverem pomogłam Percy'emu wstać. Później przez kilka godzin bawiliśmy się i wygłupialiśmy. Mojemu narzeczonemu coraz lepiej szło. Przez ten czas zebrali się wszyscy nasi bliscy przyjaciele. Kamila przyszła sama. Paul i mama Percy'ego byli w pracy, a Posejdon miał ważne sprawy. Bawiliśmy się świetnie.
Po kilku godzinach wszyscy byliśmy wykończeni. Umówiliśmy się jutro na powtórkę. Mój narzeczony był blady i wyczerpany.
- Percy może coś zjesz?- Pokręcił przecząco głową.- Dlaczego?
- Nie mogę...
- Percy jesz kisiel lub budyń dziennie, na pewno jesteś głodny
- Trochę...
- Na co masz ochotę?
- Na nic...
- Percy nie wyjdę stąd do póki czegoś nie zjesz- Oświadczyłam, a on wzruszył ramionami.
- Okay... Powiedz dlaczego nie jesz albo nigdy mnie już nie zobaczysz- Wiem, koszmarny szantaż, ale nie mam wyboru. Muszę poznać przyczynę jego głodówki. Mój narzeczony zrobił taką minę jakby miał się rozpłakać. Chciałam do niego podejść, przytulić go, powiedzieć, że będzie dobrze. Nie mogę jednak się poddać, inaczej nic  niego nie wyciągnę.
- Dobrze...- Odezwał się cichym, łamiącym się głosem. Usiadłam obok niego, a on momentalnie oparł głowę o moje ramię.
- Dlaczego Percy?- Mój głos też się łamał.
- Apollo miał wam nic nie mówić, ale nie sądziłem, że tak zrobi- Zaczął, a ja się przeraziłam. Apollo na pewno nie chciał nas martwić skoro nic nie powiedział.
- O czym?
- Ann...ja po prostu nie mogę jeść...nie przechodzi mi to przez gardło...przełyk- Powiedział przerywając, coraz cichszym głosem.
- Dlaczego?- Zapytałam bojąc się odpowiedzi.
- To...pamiątka...po...pierwszym...spotkaniu...z...Polybotesem- Mówił tak cicho, że ostatnie słowo wymówił już bezgłośnie. Łza spłynęła mi po policzku.
- Masz...
- Spalony przełyk- Poruszył utami. Rozpłakałam się.

piątek, 20 lutego 2015

rozdział 25 "Nareszcie"

*Annabeth"

Po obiedzie weszłam do sali, w której leżał Percy. Wciąż był blady, ale gorączka i dygotanie ustały.
- Hej- Powiedziałam szeptem, bo chłopak miał zamknięte oczy.
- Hej- Od razu je otworzył. Były lekko zaczerwienione i zaspane. Nie było w nich takiego bólu. Głos miał słaby, trochę zaspany.
- Spałeś?- Spytałam. Bałam się, że go obudziłam. On teraz bardzo potrzebuje wypoczynku.
- Nie...myślałem- Odpowiedział.
- O czym?
- Wiesz... przez ostatnie miesiące narzekałem na brak odpoczynku, a teraz...
- Nie przejmuj się, będzie dobrze.
- Ann zaraz kończą się wakacje, a ja... ile byłem w obozie? Nawet nie miesiąc, z tego większość w szpitalu
- Percy...zawsze możesz zostać w obozie na cały rok
- I co będę robić? Walczyć z Clarisse?
- Nie. Ze mną- Powiedziałam. Już wcześniej nad tym myślałam i postanowiłam ten ostatni rok spędzić w obozie.
-Jak to? Zostajesz?- Percy, był zdezorientowany.
- Tak... Pomyślałam, że...no wiesz to nasz ostatni rok w obozie... chcę spędzić w nim więcej czasu niż dwa miesiące.
- Rozumiem...
- A ty?
- Wiesz... skoro ty tam będziesz to z przyjemnością. Też nad tym myślałem. Ostatnie wydarzenia tylko to potwierdziły, ale...
- Ale co?- Zaraz walnie coś idiotycznego. Zawsze jak ma taką zawieszkę i tą swoją przygnębioną minę to to robi. Mówi coś o sobie, co nie jest prawdą. Później trzeba go pocieszać. Jak Percy o tym zbyt intensywnie myśli to robi to Grover. Dzięki ich połączeniu, możemy pilnować, by Percy się nie załamał.
- Ale...- Powiedziałam, bo Percy się nie odzywał.
- Ja wciąż nie mogę chodzić- Powiedział ledwie słyszalnym głosem, pełnym wstydu.
- I...?
- I... co?
- No i co z tego Percy?!
- Jak będę walczył, ćwiczył, trenował?
- Normalnie, bo wyjdziesz z tego!- Podniosłam głos. Czasem trzeba na niego nakrzyczeć, by zrozumiał.
- Skąd masz tą pewność?- Spytał, jakby chciał się tego dowiedzieć. Jak gdyby pytał co ma zrobić, by uwierzyć, że może odzyskać zdrowie. Zrobiło mi się go jeszcze bardziej żal.
- Nadzieja...- Odpowiedziałam.
- Mam nadzieję, że będzie lepiej. Pamiętasz jak zaprowadziłam Cię na tę plażę? Tą, na której się zaręczyliśmy? Twoja mina dała mi nadzieję. Percy...ty na pewno wyzdrowiejesz. Wierzę w to. Ty też musisz uwierzyć.
- Może masz racje...- Chłopak miał niepewną minę.
- Nie może... Na pewno! Percy co się z tobą dzieje? Ty, który nigdy się nie poddawałaś, walczyłeś do końca i wspierałeś innych, by się nie poddawali! Ty, poddajesz się? Nie poznaję Cię Percy. Walcz i się nie poddawaj jak wcześniej, a wszystko będzie dobrze,!- Trochę na niego nakrzyczałam, ale nie miałam wyboru.
- Wiesz...masz racje- Powiedział zastanawiając się.
- Oczywiście, że mam- Powiedziałam trochę dumnie.
- Co? Wybacz rozmawiałem z Groverem- Powiedział.
- Ja się tu produkuję, mówię jaki to ty "wspaniały" jesteś, a ty sobie gawędzisz z kumplem?! I czemu do cholery się śmiejesz?!- Krzyczałem, ale mnie nieźle wkurzył. - Zaraz... ty z nim nie gadałeś!!!- Pokiwał głową w górę i w dół, bo nie mógł już nic powiedzieć. Łzy leciały mu już ciurkiem, nie mógł się powstrzymać od śmiechu.- Glonomózgu jeden!- Krzyknęłam i też zaczęłam się śmiać. Siedziałam na krześle, opierając głowę o ramię, wpółleżącego chłopaka i oboje nie mogliśmy się pohamować.
- Jesteś super- Powiedział.
- Mogę coś dla Ciebie zrobić?- Spytałam.
- Tak. Pomóż mi wstać
- To nie jest dobry pomysł- Odpowiedziałam, przypominając sobie nasz ostatni dzień w pierwsze wakacje mojego narzeczonego w obozie. W tedy jak ugryzł go skorpion z otchłani. '
- Proszę...- Wiem, że się nie podda. Zwłaszcza po tej mojej ostatniej gadce o nie poddawaniu się i walczeniu do końca.
- Tylko pamiętaj. To twój pomysł- Pomogłam mu usiąść i spuścić nogi. Na razie nic się nie działo. Pociągnęłam chłopaka za ręce i...
- Percy!
- W...widzę- Glonomóżdżek stał. Kurczowo trzymał się moich rąk, a jego nogi mocno się trzęsły.
- No nareszcie zadziałało!- Do sali wszedł Apollo.
- Myślę, że Ann świetnie by panu pomogła w uzdrawianiu. Na wykopywaniu z łóżka zna się najlepiej- Powiedział Percy i oboje wybuchnęliśmy śmiechem, Apollo tylko się uśmiechnął i zbadał Percy'ego. Nareszcie wszystko było w pełnym porządku.

wtorek, 17 lutego 2015

rozdział 24 " A Wszystko się już Układało"


*Percy*

Wiedziałem, że niedaleko jest pałac Posejdona. Tam też przebywa mój ojciec. Wiedziałem, że Polybotes może przebywać podwodą więc musiałem zapewnić Ann bezpieczne miejsce. Ja i tak byłem już na skraju przytomności, a może życia? Ostatkiem sił przeniosłem nas do sali tronowej Posejdona. Mój ojciec od razu do nas podbiegł, ale reszty już nie pamiętam.


*Annabeth*

- Ann co się stało?- Spytał Posejdon. Dzięki niemu mogłam oddychać podwodą.
- Spotkaliśmy Polybotesa...- Opowiedziałam mu co się stało. On już wysyłał wiadomość do Apolla.
Mój narzeczony leżał nieprzytomny z olbrzymią gorączką wywołującą zimne poty i dreszcze. Jego bladość mnie przerażała. W życiu nie widziałam, by ktoś był aż tak blady, a trzeba dodać, że widziałam już kilka trupów. Posejdon położył go na łóżku z delikatnych roślin morskich. Kiedy przybył Apollo, wiedziałam już, że jego stan jest poważniejszy niż wcześniej.
- Nigdy, podkreślam nigdy, nie widziałem kogokolwiek aż tak bladego. Ten chłopak jest o połowę bledszy od Hadesa!- Bóg- lekarz, był naprawdę przerażony. Nawet już nie starał się nas uspokajać.
- Trzeba zabrać go na Olimp. Mam nadzieję, że wyzdrowieje...- Powiedział- ...że się obudzi- Dodał ledwie słyszalny głosem.
Znowu siedziałam pod operacyjną-zabiegową salą. Znowu nie wiedziałam czy mój chłopak, teraz już narzeczony, wyzdrowieje. Teraz byłam tylko ja i Posejdon. Pogrążeni w rozpaczy, bojący się o życie tak ważnej i bliskiej osoby. Skoro nawet Apollo, przez tysiąclecia nie widział tak bladego człowieka... to czy Percy ma szanse w ogóle się obudzić? Przeżyć?

*Percy*

- To niemożliwe!- Wrzeszczałem na starca, który właśnie poprosił mnie o drachmę.
- Drachmę proszę- Powtórzył Charon.
- Już mówiłem! JA ŻYJĘ!!! NIE UMARŁEM!!! ZARAZ SIĘ OBUDZĘ I BĘDZIE DOBRZE- Darłem się jak opętany.
- Ha, ha, ha. Masz racje Percy nie umarłeś. Wracaj do świata żywych. Kurczę nie znasz się na żartach? I czy naprawdę musisz się tak drzeć? Spokojnie...- Znikąd pojawił się Hades.
- TAK MUSZĘ!!! I TO NIE SĄ FAJNE ŻARTY!!! Chcesz, żebym zszedł na zawał?!- Ostatnie powiedziałem już ciszej. Powoli zacząłem się uspokajać.
- Wiesz...jeśli po śmierci masz się tak drzeć to chyba za każdym razem będę przywracał Cię do życia, a teraz ZNIKAJ- Powiedział mój "kochany" wuj.

*Apollo*

Kiedy badałem Percy'ego, nagle zatrzymało się jego serce. Po paru minutach reanimacji wiedziałem, że umarł. Straciłem nadzieję. Kiedy właśnie miałem przekazać to Posejdonowi i Annabeth, zobaczyłem, że klatka chłopaka powoli się podnosi. Znowu go zbadałem. Chyba Hades pozwolił mu powrócić, ale nie zmienia to faktu, że chłopak wyglądał jak trup. W ciągu pięciu godzin serce chłopaka stanęło pięć razy.

* Annabeth po ośmiu godzinach Apollo w końcu wyszedł. Przed salą siedziałam teraz ja, Posejdon, mama i siostra Percy'ego, razem z jego ojczymem oraz nasi przyjaciele. Kiedy Bóg wyszedł z sali, serce mi zamarło. Był blady i spocony. Widać było, że się nieźle namęczył.
- Co z nim?- Spytał Posejdon.
- Lepiej...- Odpowiedział wymijająco.
- A dokładniej?- Spytała mama mojego narzeczonego.
- No od dwóch godzin nie staje mu serce, co godzina- Powiedział Apollo patrząc w podłogę. Wszyscy się załamali. Percy leżał tam osiem godzin, a od dwóch nie zatrzymuje mu się serce co godzina. Serce mojego narzeczonego stanęło sześć razy. Nikt się nie odzywał, wszyscy mieli spuszczone głowy.
- A...ale teraz już normalnie bije?- Spytała Emilii.
- Tak...teraz jest już...stabilnie- Powiedział Apollo i wrócił do sali, w której leżał Percy.
Byłam załamana. Zaczęłam wpadać w jakąś histerię. Od początku płakałam, ale teraz już nad tym nie panowałam. Obok mnie siedziały Emi, Kami i Thalia. Chłopcy łazili od ściany do ściany, a Sally, Paul i Posejdon poszli pogadać z Apollem.
- Ann będzie dobrze- Zaczęła Thalia.
- Na pewno- Dodała Emilii.
- Ann... czy Percy...?- Spytała Kamila. Wpatrywała się w mój, piękny pierścionek zaręczynowy.
- Tak- Westchnęłam na samo wspomnienie tamtej, tragicznie przerwanej chwili.
- Zaraz...o czym wy mówicie?- Spytała Thalia. Ona i Emilii patrzyły to na mnie to na nią.
- Skąd wiedziałaś?- Zapytałam Kamilę, lekceważąc pozostałe dziewczyny.
- Percy trochę ćwiczył- Powiedziała z uśmiechem Kama i sama się uśmiechnęłam, wyobrażając sobie Glonomóżdżka ćwiczącego jego wymarzone zaręczyny.
- O czym wy gadacie?!- Thalia nie lubi być lekceważona. Podniosła głos, ale niewiele. Chłopcy stanęli.
- No... o tym, że Percy oświadczył się Ann, a ona powiedziała "TAK!!!" dokładnie o północy- Powiedział Grover tak, jakby mówił o czymś oczywistym.
- CO?! Ann nic nie mówiłaś- Emi i Thalia patrzyły na mnie z wyrzutem.
- Wiedzieliśmy, że ma to nastąpić w te wakacje, ale... teraz?
- Grover miałeś kontakt z Percy'm?- Spytałam.
- Tak...
- Co powiedział?! Kiedy się z nim kontaktowałeś?!
- Przed chwilą...
- Co powiedział?!
- Na początku mówił coś o tym, że Hades jest dziwny i...jak on to powiedział...? " Że Hades ma go dość. Za pierwszym razem żartował, a później coraz bardziej się wnerwiał i za szóstym razem poleciało parę przekleństw...
- Zaraz... Percy umiera, a Hadesa go wywala do świata żywych?- Spytał Josh.
- Coś w tym stylu...- Odpowiedział Grover.
- Wracając później coś tam się wykręcał jak go spytałem jak się czuje...
- Jak zwykle- Nico wzruszył ramionami, a inni potaknęli.
- A później mówił o cudownej nocy zaręczynowej. No wiesz ocean, gwiazd, gitara, śpiew...
- Polybotes, ocen, sala tronowa Posejdona, szpital...- Dokończyłam.
- O tym jakoś nie gadał...
- Jasne, ciekawe czemu?- Spytała Thalia.
- No nie wiem- Powiedział z uśmiechem Grover.
- Obudził się parę minut temu... możecie wejść, ale POJEDYNCZO- Z sali wyszli Apollo i Posejdon, Paul i Sally. Bogowie wyszli ze szpitala, a ojczym i mama Percy'ego poszli do domu. Pewnie, byli pierwsi.
- Idź!- Powiedzieli nasi przyjaciele i weszłam do sali.
W pierwszej chwili kiedy go zobaczyłam prawie zemdlałam. Był blady, miał mega gorączkę, cały dygotał, a jego oczy... były czerwone, ledwo było widać morskie oczy mojego narzeczonego. Jego usta były bardzo spierzchnięte i trochę sinawe. Podeszłam do niego i zobaczyłam w jego oczach taki ból i cierpienie, że od razu się popłakałam.
- Nie płacz- Powiedział słabym, chrapliwym głosem.
- Jak się czujesz?- Spytałam przez łzy.- I nie mów, że dobrze!
- Okay...- Uśmiechnął się z bólem.
- A jak rozmowy z Hadeskiem?- Spytałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Wiesz... z każdą kolejną coraz bardziej mi się podobały. Żebyś widziała jego miny końcowe- Znowu zaczęliśmy się śmiać. Chłopakowi się poprawiało. Na szczęście...
- Przepraszam...- Powiedział ze skruchą w głosie.
- Percy, za co?
- Jak zwykle musiałem wszystko zepsuć- On naprawdę tak myślał.
- Rybko...?- Lekko się uśmiechnął.
- Moje ty niebieskie ciasteczko- Powiedziałam naśladując Violę. Od razu wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dobra, pocieszać to ty umiesz- Powiedział.
- Jak ona to zniesie- Powiedziałam załamując ręce i udając Violettę jakby się zachowała, jak się zachowa jak się dowie o zaręczynach. Gadaliśmy tak się śmiejąc. Po godzinie wyszłam, bo tłum przyjaciół czeka by z nim pogadać.
- Hej, rozśmieszaj Violą- Powiedziałam do wchodzącej Kamili. Był system. Najpierw rodzice, potem ja, później siostra Percy'ego, Grover, Josh, Emilii, Thalia, Nico. Czekałam aż wszyscy skończą z nim gadać, bym mogła znowu do niego wpaść, ale to pewnie będzie już po obiedzie.

poniedziałek, 16 lutego 2015

rozdział 23 " Niespodziewanie Przerwana Niespodzianka "

*Annabeth*

Przeniesienie Percy'ego z łóżka na wózek nie wymagało ode mnie dużo siły. W przeciwieństwie do niego. Chłopak był blady i spocony. W jego morskich, głębokich oczach widziałam zamglenie i cierpienie. Glonomóżdżek się jednak nie poddawał. Udawał, że jest "okay...". Cały on.
Zawiązałam mu oczy i zawiozłam w pewne miejsce...

*Percy*

Ann wiozła mnie już jakieś pięć minut. Nagle stanęliśmy. Już myślałem, że to koniec i mogę zdjąć opaskę. Ja naiwny. Poczułem jak spadamy z prędkością...hm...trudno określić, ale baaardzooo dużą. Znowu poczułem szarpnięcie wózka i ruszyliśmy dalej. Głupio się czułem, bo wiedziałem, że nie jesteśmy już na Olimpie. Teraz pewnie wyglądam jak ślepy inwalida. Po części tak jest, a po części tak się czuję.
- Już niedługo- Ann nachyliła się i pocałowała w policzek. Chyba wyczuwała, że nie czuję się najlepiej z zawiązanymi oczami. "Niedługo" trwało dobre półgodziny. Wiedziałem też, że nie tylko idziemy, ale też jedziemy różnymi środkami transportu. Trochę się dziwiłem jak, ale obiecałem, że nie będę pytał. Kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce, poczułem przepiękny i oczyszczający mój umysł i ciało, zapach oceanu. Poczułem się silniejszy, szczęśliwszy. Ann nachyliła się nade mną, pocałowała mnie i (nie odrywając ust od moich) zdjęła opaskę.

*Annabeth*

Mina Percy'ego wywołała u mnie nadzieję, że wszystko będzie dobrze, lepiej. Od tylu tygodnie nie widziałam na jego twarzy tak szczerego uśmiechu, bez bólu, zmartwień. Wolnego. Od niego całego biła aura radości, nadziei, wolności. Był pełen życia. Dawno go takim nie widziałam. Teraz wiem, że mój plan się powiódł. Percy odzyskał zdrowie. Może i nie dokońca fizycznie, ale psychicznie w pełni. Wpatrywał się w ocean tak głęboko i z taką tęsknotą, że zrobiłam się trochę zazdrosna. Ha. Niezłe zazdrosna o ocean. Rozumiałam go jednak. Kochał wodę, był w końcu synem Posejdona. Po jakiś pięciu minutach obejmowania go, odwrócił do mnie głowę. Spojrzał mi prosto w oczy, były w nich łzy. Wyglądały tak pięknie, że poczułam jak w nich tonę. On patrzył na mnie z miłością, jakby kłębił się w śród szarych chmur, moich oczu, i próbował się jak najbardziej pogłębić, utonąć.
Patrzyliśmy tak na siebie dobre parę minut. W końcu tak bardzo się zagłębiliśmy, że zaczęło brakować nam powietrza. Pocałowaliśmy się tak bardzo namiętnie, z tak wielkim pożądaniem, tak bardzo wytęsknionym, upragnionym. Całowaliśmy się z krótkimi, niezauważalnymi przerwami na nabranie powietrza. Zanim, którekolwiek z nas się zorientowało, była już za dziesięć północ.
- To najlepsze urodziny w moim życiu- Powiedział mój chłopak i znowu mnie pocałował.

*Percy*

Było wspaniale. To moje najlepsze urodziny. Już myślałem, że będzie fatalnie, ale lepiej być nie mogło.
- Percy...trzeba wracać- Powiedziała Ann. Głos miała zawiedziony. Na pewno chciała jeszcze tu zostać.
- Skoro trzeba- westchnąłem. Rzuciłem jeszcze jedno spojrzenie na ocean, który delikatnie zafalował,
później gwieździste niebo, gwiazdy lekko, ale widocznie zamigotały. Spojrzałem na Ann, która patrzyła na ocean. Nie tylko ona przygotowała niespodziankę.
- Annabeth...
- Tak?- Zwróciła twarz w moją stronę, a jej oczy zaczęły szklić się od łez.
- Annabeth Chase... czy wyjdziesz za mnie?- Spytałem. W ręku trzymałem pudełeczko w kształcie sercowej muszli.

* Annabeth*

Percy właśnie poprosił mnie o rękę! To... cudownie!!! Matko on to umie robić niespodzianki. Ciekawe czy to zaplanował, czy po prostu tak wyszło. Pierścionek był... jedyny w swoim rodzaju.
Był złoty, a na środku znajdowało się szmaragdowe serce, Po obu jego stronach były małe cyrkonie.
TO ON!!!

Zakochałam się w tym pierścionku. Percy delikatnie chrząknął. O Bogowie!!! Nie odpowiedziałam mu jeszcze!!! Równo z tym jak na pobliskim zegarze wybiła północ, rzuciłam mu się na szyję i powiedziałam
-TAK!!!
Później zdałam sobie sprawę, że on musiał to zaplanować. Równo z moim"TAK!!!" fale wbiły się w powietrze i ułożyły się w serce, w którym środku byłam ja i Percy. Nasz podwodny pocałunek. Spojrzałam na niebo. Gwiazdy ułożyły się w chwilę na tej plaży. Doskonale wychwyciły moment naszej namiętności. Co jakiś czas przelatywały przez ten obraz spadające gwiazdy. Niebo rozświetliło się teraz tak pięknie, że zabrakło mi tchu. To wszystko było po prostu niemożliwe. Przytuliłam się teraz do mojego chłopaka. Poprawka narzeczonego!!!
- Niech zgadnę, Bogowie?
- Tylko ocean i gwiazdy- Odpowiedział.
- Wiedziałeś, dokąd Cię zabiorę?
- Nie. To miejsce wybrałem zanim...- Przerwał i spuścił głowę. Zanim zdarzył się ten cholerny wypadek i Percy stracił zdrowie. Przytuliłam się do niego mocniej.
- Miało być inaczej, ale.. nie ważne. Więc wybrałem to miejsce już wcześniej. Kiedy je zobaczyłem, wpatrywałem się w ocean. Porozmawiałem chwilę z ojcem i tak oto...
- Zostałam twoją narzeczoną- Dokończyłam. 
- Ciekawi mnie jak to sobie zaplanowałeś. Opowiesz?- Spytałam z nadzieją w głosie.
- Oczywiście- Westchnął teatralnie i zaczął opowiadać.
- Przez ostatni rok szkolny, codziennie pływałem. Przepływałem morza i oceany, w jakiś turbo sposób. Zawsze wychodziłem w innym miejscu. W nocy, tej ostatniej, zanim trafiłem do obozu...- Znowu przerwał na chwilę. No tak, potwór, rana, nieprzytomny i półżywy Percy. Teraz sobie przypomniałam, jego tegoroczny powrót do obozu.
- Nie mógłbyś choć raz normalnie wrócić do obozu? Zawsze musisz robić wielkie halo z tym, że już jesteś. Wszyscy muszę się dowiedzieć- Powiedziałam, próbując go rozweselić. Parsknął śmiechem.
- Tak już mam- Odpowiedział.
- Wracając. Wyszedłem z wody i zobaczyłem to miejsce. Była północ, a niebo... było prawie równie gwiaździste jak teraz. W tedy już wiedziałem, że to tu to zrobię. Miało być to w te wakacje. Może nawet w ten dzień... Tego nie wiem. Wiedziałem, że kiedy nadejdzie ta chwila będę to wiedział. Myślałem raczej o graniu na gitarze i śpiewaniu, a nie o siedzeniu na wózku inwalidzkim. Nawet nie mogłem uklęknąć...- Spuścił głowę. Nie tak to sobie wyobrażał.
- Wiesz zawsze możesz mi zaśpiewać- Powiedziałam.
- Głowa do góry- Powiedziałam, bo wciąż był przygnębiony.
- Okay...- Powiedział. Nagle w jego rękach pojawiła się gitara z...wody? Zaczął pięknie grać na tej swojej wodnej gitarce. Po chwili zaczął i śpiewać piękną piosenkę o miłości. Znamy się już tyle lat, a ja nigdy nie słyszałam jak śpiewa. Jego głos jest taki piękny i głęboki jak odgłos strun wodnej gitary i jego morskie oczy. Oparłam głowę o jego ramię, tak by mu nie przeszkadzać i utonęłam w głosie i pięknie pierścionka zdobiącego mój palec. Ten chłopak to spełnienie wszystkich moich marzeń. Kocham go. Jest cudowny! 

*Percy*

Nie śpiewałem od dawna, grać też dawno nie grałem. Cieszę się, że przynajmniej mogę ruszać rękami. Inaczej bym się po prostu załamał. Kiedy skończyłem grać Ann poprosiła mnie o kolejną. Zrobiłem to o co poprosiła. Dla niej skoczyłbym nawet do Tartaru. Po piątej piosence, kiedy Ann błagała mnie o kolejną, usłyszeliśmy szmery. Wyczułem potwora, zanim go zobaczyłem. Byłem bezbronny, a Ann... za bardzo rozmarzona. Z pobliskiego lasu wyłonił się...

*Annabeth*

Mój mózg nie zdążył zarejestrować co wyłoniło się z lasu. Przede mną pojawiła się ścian fali. Spojrzałam na mojego narzeczonego. Był kompletnie przerażony. Widziałam, że z trudem mu się oddycha. Każdy ruch sprawiał mu niesamowitą trudność. Ledwo utrzymywał ścianę wody przed nami. Wyglądał jakby był sparaliżowany strachem, ale nie chciał się poddać. Powoli zaczął się cofać wózkiem do oceanu.
- Co to jest?!
- To on. Musisz mi zaufać. Pomóż mi dostać się do wody. Wbiegnij do niej!
Zrobiłam co mówił. Bieg w oceanie, popychając wózek i to jeszcze tyłem jest wolny, ale się nie poddawałam. Percy był blady jak nigdy wcześniej. Gorączka i dygotanie powróciło. W oczach szkliły się łzy bólu i cierpienia, ale zaciskał mocno dygoczące od choroby zęby i powstrzymywał to coś, dając mi czas.
- Ann, nie ma sensu uciekaj. Ja go powstrzymam- Powiedział jak woda sięgała mi do kolan.
- Zapomnij! Właśnie stałeś się moim narzeczonym do cholery i Cię nie zostawię! Tak łatwo to się mój kochany nie wywiniesz!- Uśmiechnął się. 
- Trzymaj się mocno- Powiedział, a ja bez zastanowienia stanęłam i złapałam z całych sił rączki wózka.Nagle fala wody przeniosła nas na bardzo głęboką wodę. Mogłam oddychać, bo Percy stworzył wokół nas bańkę powietrza. Wciąż był przerażony, a jego stan się nie poprawił. Ostatnio wyglądał tak źle...
- Polybotes...- Percy potaknął. W jego oczach zobaczyłam olbrzymi strach i cierpienie.
- Co Ci jest?- Spytałam. Jego stan z sekundy na sekundę pogarszał się.
- Musimy się stąd wydostać- Powiedział, ignorując moje pytanie. Wiedziałam jednak, że ma rację. Był na skraju przytomności. Jak zemdleje- utonę.

sobota, 14 lutego 2015

rozdział 22 " Urodziny w szpitalu cz.2"

*Annabeth*

Wyszłam z sali, w której spał Percy. Moje ubrania były w jednej z sal szpitalnych. Apollo zgodził się na wypożyczenie dwóch sal, byśmy mogli na spokojnie się przygotować. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Kiedy wyszłam, w "pokoju" znajdowali się wszyscy. Usiadłam na swoim łóżku.
- Dobrze, że jego stan  zaczął się poprawiać- Zaczął Josh.
- Tak. Od tygodni nie widziałam poprawy- Powiedziała Emi.
- Mam nadzieję, że będą teraz już tylko dobre wiadomości- Powiedziała Thalia.
- Nie wiem. Jeśli Percy zaczął czuć to... ból się o wiele zwiększył- Powiedziałam. Wszyscy zauważyli cierpienie w jego oczach. Niestety, ale chyba wolę żeby na razie nie czuł nóg. Jest spore prawdopodobieństwo, że już tego nie zniesie i znowu zapadnie w sen...lub gorzej. Chłopcy wyszli się przespać. Szybko poszłyśmy w ich ślady. W końcu możemy pospać godzinę? półtorej? Ustawiłyśmy budzik i wpadłam w objęcia Morfeusza.

*Percy*

Obudziła mnie piosenka urodzinowa fałszowana przez moich przyjaciół i rodziców oraz...niektórych Bogów? Otworzyłem oczy. Zobaczyłem: Ann, Grovera, Josh'a, Emilii, Thalie, Nica, Kamile, mamę, Paula, tatę, Apolla, Artemidę, Afrodytę i Hestię, stał tam też Chejron w swojej końskiej postaci. Tak mnie to zaskoczyło, że myślałem, że zaraz zemdleje.
- Spóźniłem się- Jego głos sprawił, że  się jeszcze bardziej przestraszyłem. Do sali wszedł Hades. Umarłem, no normalnie nie żyję. Żyjesz, żyjesz. Niespodzianka! Usłyszałem w głowie głos Grover'a. Muszę przyznać jak zobaczyłem Boga podziemia wybuchłem śmiechem, a moi przyjaciele tarzali się po podłodze. Nawet Bogowie odwracali się i śmieli. 
- No co?- Spytał Pan Umarłych- Imprezka to imprezka.

Hades był ubrany w czarne rurki i bluzkę. Czapkę zespołu rockowego i czarne conversy. Długo zajęło innym dojście do siebie. Mnie poszło łatwo, w końcu ból, ale oni chyba półgodziny się uspakajali. Kiedy to się stało Bogowie i centaur musieli pójść na naradę, a moja mama i ojczym też coś mieli. Zostałem sam z przyjaciółmi i siostrą.

- Dobra.... widziałeś jak się odstroił dla Ciebie- Powiedziała moja dziewczyna.
- Ta... ten obraz zostanie w mojej głowie do końca życia- Powiedziałem i znowu zaczęliśmy się śmiać. Opowiadali jak urządzali salę, by mnie nie obudzić.
- Wiesz my naprawdę się staraliśmy by Cię nie zbudzić- Zapewniali.
- Ta... sprawdzanie muzyki, spadające dekoracje i próby taneczne... Udało się- Powiedziałem.
- Nie spałeś?!- Spojrzeli na mnie zszokowani.
- A ty byś mogła?- Spytałem Ann.
- No... nie, ale... miałeś zamknięte oczy, spokojny oddech, nawet się śliniłeś!
- Chyba zostanę aktorem...
- Ta dostaniesz rolę śpiącej królewny- Powiedziała Emi i wybuchnęliśmy śmiechem. Urodziny były super. Morskie i oceaniczne dekoracje poprawiały mi nastrój, a przyjaciele humor. Prawie zapomniałem o bólu i chorobie. 
- A teraz mamy dla Ciebie niespodziankę- Zaczął Grover.
- Bardzo miłą...
- Fantastyczną...
- Zaskakującą...
- Powalającą...
- Nieziemską
- Idźcie już- Powiedziała Ann, która jako jedyna nic nie powiedziała. Kiedy zostaliśmy sami, pocałowała mnie. 
- Jak się czujesz?
- Znakomicie- Powiedziałem.
- To świetnie, a spróbujesz usiąść?- Na razie wpółleżałem. Udało mi się usiąść, a potem Ann pomogła mi przenieść się na wózek. 
- No, a teraz królewicz jak się ma?
- Okay...- Trochę kręciło mi się w głowie, ale nie zwracałem na to uwagi. Byłem ciekaw co teraz zrobi.
- Okay...- Odpowiedziała i zawiązała mi opaską oczy. 
- Teraz królewicz mi zaufa...
- Okay...
- I nie będzie nic mówić...
- Okay...
- I jak będziemy na miejscu to mnie pocałuje.
-Okay...
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też.

środa, 11 lutego 2015

rozdział 21 "Urodziny w szpitalu cz.1"

* Percy *

Do sali wszedł Apollo. Zbadał mnie. Bardzo zwracał uwagę na ręce.
- Możesz podnieść ręce?- Spytał. Zrobiłem co mówił. Udało mi się to, ale moje ręce mocno drżały.
- Okay. Możesz już je opuścić- Powiedział. - A co z nogami?- Bóg był bardziej radosny. Pokręciłem przecząco głową.
- Nie martw się, na pewno niedługo się to zmieni- Powiedział. Po chwili wyszedł i przyszła Ann.
- I co? Wszystko w porządku?
- Tak- Mój głos był już ledwie słyszalny.
- Prześpij się. Jutro twój dzień- Powiedziała i uśmiechnęła się. Chciała odejść, ale złapałem ją za rękę. Spojrzała na mnie, a ja delikatnie ją pociągnąłem. Chyba ledwie to poczuła. Zrozumiała jednak i nachyliła się. Pocałunek był bardzo namiętny. Wyszła mówiąc, że mam się wyspać i wstać po ósmej. Na pewno coś kombinuje. Była 20, a moje oczy się same zamknęły. Utonąłem w objęciach Morfeusza.

*Apollo*

Jutro Percy ma urodziny. Jego przyjaciele postanowili zorganizować "imprezkę" w szpitalu. Cieszę się, że chłopak odzyskał sprawność w rękach i głos. Posejdon bardzo się ucieszył na tę informację. Poszedłem zmienić jego synowi bandaże. Spał. Odwinąłem opatrunek na ręce. Był mocno zakrwawiony. Tym razem krwią czerwoną, przez ostatnie dni krew była czarna z jadem Polybotes'a. To znaczy, że stan się poprawia. Druga ręka była w tym samym, polepszonym stanie. Klatka piersiowa, tors, brzuch, to wszystko było czarno-czerwone. W nogach nie widziałem poprawy. To znaczy, że trucizna schodzi z góry na dół. Żebra się zaczęły regenerować. Wszystko się układa.


*Annabeth*

Apollo powiedział, że stan Percy'ego uległ znacznej poprawie. Teraz spokojnie możemy świętować siedemnaste urodziny mojego chłopaka.
- No to...zaczynamy- Powiedziałam. Weszliśmy do sali. Glonomóżdżek spał. My zaczęliśmy dekorować salę.
- Mam nadzieję, że się nie obudzi- Powiedział Grover.
- Spoko, jest wykończony- Powiedziała Em.
- Dobra, trzeba i tak się pośpieszyć, bo nie wiadomo kiedy się obudzi- Powiedział Josh.
Dekoracje zajęły nam kilka godzin. Pomagała nam Kamila i rodzice mojego chłopaka. Nawet niektórzy Bogowie. Kiedy skończyliśmy była 6.30. Postanowiliśmy się przespać i przebrać. Ja zostałam jeszcze chwilkę u Glonomóżdżka. Spał tak słodko się śliniąc. Wciąż miał gorączkę i był cały spocony, obandażowany, ale już nie dygotał. Uśmiechał się przez sen. Jego oddech się uspokajał. Dopiero teraz stan chłopaka się zaczął poprawiać. Bardzo się z tego cieszyłam.

wtorek, 10 lutego 2015

rozdział 20 "wszystko się układało"

*Annabeth*

- Myślę, że nie da się tego opisać- Powiedział Grover.
- Trzeba mu jakoś pomóc. Jeśli przestanie walczyć może się to skończyć bardzo źle. Jak nadal będzie walczył i to bardziej niż wcześniej, na pewno wyzdrowieje.- Powiedział Josh.
- Tak. Jak walczy to wygrywa. Tak jak się obudził . Musiało go to kosztować sporo siły , ale wygrał- Dopowiedział satyr.
- Dobra, ale...jak mamy mu dać tą chęć walki?- Spytała Thalia.
- Nie wiem, nasza obecność pomaga, ale nie wystarcza- Odpowiedział Nico.
- Trzeba coś wymyślić- Powiedziała Em.
- Tylko co?- Dopytywała się Thalia. Nastała cisza podczas, której wszyscy zastanawiali się co zrobić, by mu pomóc. W końcu wymyśliłam strategie. Opowiedziałam mój pomysł pozostałym, którzy przyjęli go z wielkim entuzjazmem i dopowiadali nowe pomysły. Po godzinie zaczęliśmy realizację naszego planu.

*Percy*

Obudziłem się. Spojrzałem na kalendarz wiszący na ścianie. Jutro mam urodziny. Nie sądziłem, że spędzę siedemnastkę w szpitalu, sparaliżowany, nie mogący mówić, ledwo żywy. Zdałem sobie sprawę, że mam całe życie przed sobą, które miało się potoczyć zupełnie inaczej. Nie mogę zginąć! Niestety to nie ja o tym decyduję. Do sali wszedł Apollo. Ciągle sprawdza jak się czuję. Myślę, że on też wie, że mam  marne szanse. Zmienia mi bandaże jak śpię. Zbadał mnie jak zwykle. Widziałem w jego oczach smutek i zawód. Mój stan się nie poprawił lub pogorszył.
- Możesz coś powiedzieć?- Spytał. Zrobiłem jak chciał i ku mojemu zdziwieniu z mojego gardła wydobyło się chropowate, świszczące i ledwie słyszalne "ok".
- Kiedy odzyskałeś głoś?!- Apollo był bardzo pozytywnie zaskoczony.
- Przed chwilą- Powiedziałem swoim nienaturalnym i jak wcześniej powiedziałem chrapliwym, świszczącym i ledwie słyszalnym głosem. Bóg zbadał mi gardło, krtań i okolice gardła. Wszystko było w porządku.
- Czujesz jakieś mrowienie w kończynach, może... możesz już się ruszyć. Spróbowałem. Niestety nie czułem nóg.
- W rękach- Powiedziałem. Czułem w nich mrowienie.
- To świetnie. Myślę, że niedługo będziesz mógł nimi poruszać, a nogami teraz się nie przejmuj. Będzie dobrze. Powiedział, zbadał jeszcze ręce i nogi. Potem wyszedł. Po chwili pojawiła się Ann.
- Cześć- Powiedziała.
- Hej- Wychrypiałem, swoim dziwnym głosem.
- Odzyskałeś głos!!!- Pocałowała mnie namiętnie. Niestety za bardzo nie uważała i dotknęła mojego ciała.
- Au- Wydałem z siebie cichy dźwięk.
- Przepraszam, wybacz. Tak bardzo się cieszę!- Powiedziała radośnie. - Masz dla mnie jeszcze jakieś niespodzianki?- Spytała.
- Może...
- Co się stało?- Spytała, a w jej oczy jeszcze bardziej rozbłysły.
- Powiedzmy, że moje ręce są o krok od ruszenia się z miejsca- Powiedziałem.
- Czujesz je?
- Z jednej strony się cieszę, a z drugiej odwrotnie- Powiedziałem.
- Ból się zwiększa?- Spytała.
- Tak, ale nie martw się tym, będzie dobrze. Opowiadaj co u Ciebie?- Mój głos doprowadzał mnie powoli do szału. Ann to zauważyła.
- Pelsi i tak nie przebijesz Violi- Powiedziała i oboje zaczęliśmy się śmiać. Bardzo bolało, ale nie zwracałem na to uwagi.
- Widzę, że wy się tu świetnie bawicie- Do sali wszedł Grover.
- Znakomicie- Powiedziałem.
- Odzyskałeś głos! Ha! Trzeba się było z tobą założyć!- Powiedział kozłonóg.
- Trzeba było- Powiedziałem.
- Bawicie się bez nas?- Nie no oni to chyba zaplanowali. Podeszli Emi i Josh.
- Za ile umówiliście się tu z Thalią i Nickiem?- Spytałem.
- Buu!!!- Po mojej prawej stronie pojawili się wspomnieni przyjaciele. Spojrzałem na nich pytająco.
- Zaraz... wygadaliście się?- Spytał Nico. Oboje byli zdziwieni moją reakcją.
- Nie...?- Powiedziałem, a oni podskoczyli. Reszta wybuchła śmiechem.
- Możesz gadać i nic nie mówisz?!- Powiedziała Thalia.
- Przecież mówi- Powiedziała moja dziewczyna.

*Annabeth*

Siedzieliśmy u Percy'ego parę godzin. Pierwsza część planu nie wyszła, ale stan mojego chłopaka polepszył się. Mam nadzieję, że nie długo odzyska też sprawność fizyczną, a poparzenia się zagoją. Jutro są urodziny mojego Pelsiaka. Mam nadzieję, że będzie mógł się choć trochę poruszać. Nasi przyjaciele już poszli. Zostałam sama z Glonomóżdżkiem.
- Juto masz się obudzić po ósmej, a najlepiej o dziewiątej- Powiedziałam.
- Czemu?- Chłopaka to zaintrygowało. Domyślał się co planujemy.
- Bo tak. I nic nie powiem- Powiedziałam.
- Nie musisz...Grover...już powiedział- Jego głos słabł i się zacinał.
- Jasne... Już nic nie mów, bo znowu nie będziesz mógł mówić- Powiedziałam.
- Okay...- Westchnął. Nagle zobaczyłam, że powoli zgina palce.
- Percy!- Krzyknęła szczęśliwa.
- Wi...widzę- Mój chłopak, był w szoku, ale widziałam też w jego oczach nasilający się ból.
- Pójdę po Apolla. Poczekaj- Powiedziałam.
- Haha, bardzo zabawne- Odpowiedział, a mi zrobiło się głupio. Pobiegłam do Apolla. Był pozytywnie zaskoczony. Wszedł do sali, a ja poczekałam na zewnątrz. Wszystko się układało.

rozdział 19 " Rozmowy"

*Percy*

Jak się czujesz stary? Może inne pytanie? Powiedz! Nie uwierzysz jak powiem, że dobrze? Nie. Fatalnie, koszmarnie i mam dość. Będzie dobrze. Nie martw się. Najwyżej będę skazany na wieczne gadanie z tobą. Hahaha, możliwe. Nie długo odzyskasz głos i wyzdrowiejesz. Może... Na pewno Percy i nie wydurniaj się! Wyjdziesz z tego jasne?! Taaak...Jasne?!! Tak! To dobrze, że sobie to wyjaśniliśmy. Chcesz coś powiedzieć, przekazać? Tak. Grover nie wierzę, że dałeś się z Nickiem i Joshem tak nabrać. Stary my naprawdę się martwiliśmy. Jak mogłeś nam to zrobić?  Wiem, że się martwicie. Przecież robiłem zdziwione miny. Chodziło mi o to, że nie straciłem pamięci i co wy robicie?  Wiesz, że to ma sens. Nie gadaj... 

Naszą rozmowę przerwał nam Apollo, który powiedział, że musi sprawdzić co ze mną. Wszyscy wyszli. Fajnie, że mogłem sobie pogadać. Żałuję, że powiedziałem mu choć część prawdy o tym jak się czuję. Na pewno powie to reszcie. 

Apollo mnie zbadał. Powiedział, że będzie dobrze, ale ja zaczynałem w to wątpić. Jad zniszczył mnie nie tylko od zewnątrz, ale i od wewnątrz. Nie wiadomo czy wyzdrowieję. Czy w ogóle przeżyję. Bóg wyszedł. Po chwili otworzyły się drzwi.
- Cześć..- Jej głos był trochę nieśmiały. Nie dziwię się, mój też by taki był. Dziewczyna była moją dokładną kopią, a może to ja jej? Kiwnąłem lekko głową na przywitanie.
- Mam na imię Kamila. Może już wiesz. Jestem twoją siostrą- Kurczę czemu nie mogę jej odpowiedzieć. Tak długo wymyślałem co jej powiem, a teraz okazuje się, że nic jej nie mogę odpowiedzieć.
- Umiem czytać z ruchu warg- Powiedziała. Jak dobrze. " Cześć. Jestem Percy. Bardzo się cieszę, że mogę Cię spotkać. Myślałem, że inaczej to będzie wyglądać". Oby zrozumiała.
- Ja też- Powiedziała. " Opowiesz mi jak spędziłaś te wszystkie lata? Co robiłaś? Gdzie byłaś? Czy wiedziałaś?
- Byłam na tej wyspie. Nie wiedziałam o twoim istnieniu...- Zaczęła opowiadać. Kiedy skończyła, do pokoju weszła moja mama. Usiadła obok Kamili. Miała łzy w oczach, ale się nie rozpłakała. Dla mnie.
- Kochanie jak się czujesz?- Spytała. " Nieźle" poruszyłem ustami.
- Percy... będzie dobrze, nie martw się- Były jakieś półgodziny, godzinę. Odwiedziny się skończyły, bo nadeszła pora na obiad. Zamknąłem oczy. Coraz gorzej się czuję. Mam wrażenie, że mój stan się pogarsza. Nie myśl tak! Będzie dobrze! Nakrzyczałem na siebie w myślach. Po chwili zasnąłem.

*Annabeth*

Kiedy Apollo badał mojego chłopaka, przyszły Kamila i Sally. Razem z przyjaciółmi poszliśmy pogadać na obiedzie. Zjechaliśmy windą i udaliśmy się do pobliskiej pizzerii. Zamówiliśmy jedzenie i zaczęliśmy rozmawiać.
- Czy tylko mnie się wydaje, że Percy wygląda coraz gorzej?- Spytała Emi.
- O czym wy rozmawialiście? Wyglądaliście jakbyście się kłócili, jakbyś go atakował w myślach- Powiedział Josh. Grover opowiedział tą krótką wymianę zdań. Cieszę się, że satyr zdołał z niego wyciągnąć jak się czuje.
- Czyli on...traci nadzieję na to, że wyzdrowieje?- Spytała Thalia.
- Na to wygląda. Nie możemy pozwolić, by przestał walczyć- Powiedział Nico.
- Racja- Powiedział Josh.
- Zastanawiam się jaki to musi być ból. Jestem pewna, że to co powiedział Grover'owi to najdelikatniejszy opis tego co czuje- Powiedziałam.

poniedziałek, 9 lutego 2015

rozdział 18 "odwiedziny w szpitalu"

*Percy*

Do sali wszedł Posejdon. Ann zostawiła nas samych obiecując, że jutro przyjedzie.
- Jak się czujesz?- Spytał mój ojciec. Nie mogłem mu odpowiedzieć, więc postarałem mu to bezgłośnie pokazać.
- Straciłeś głos?- Powiedział. Pokiwałem lekko głową. Czułem się koszmarnie. Wszystko mnie bolało i piekło. Ledwo mogłem oddychać.
-  Możesz się poruszać?- Spytał cicho. Sprawdziłem, najpierw ręką, potem nogą, a nawet nie mogłem podnieść głowy. Pokręciłem więc prawie niezauważalnie, raz w prawo i raz w lewo.
- Muszę pogadać z Apollem- Był jakiś dziwny. Strasznie zestresowany, w jego oczach widziałem troskę i niepokój. Musiał się o mnie bardzo martwić. Wyszedł. Ból z minuty na minutę się nasilał. Zamknąłem z lekkim strachem oczy.

* Posejdon*

Bardzo martwię się o Percy'ego. Jest moim ukochanym synem. Waleczny, odważny. Mam nadzieję, że kiedyś zmieni zdanie i będzie moim wiecznym wspólnikiem. Nie musiałbym się o niego tak martwić. Wyglądał koszmarnie. Widziałem w jego oczach ból. Cierpiał. Najgorsze było to, że nie mógł mówić i co gorsza ruszyć się. Jak mu tak zostanie? Biedny chłopak. Przecież on, jak każdy heros był impulsywny i nie mógł wysiedzieć w miejscu. Zasłużył na lepszy los. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego. Poszedłem porozmawiać z Apollem. Kiedy weszliśmy do sali, Percy spał. Widziałem, że trudno mu oddychać. Ręka uzdrowiciela zastygła centymetr od jego płuc. Chłopak od razu zaczął lepiej oddychać.
- Nie jestem jeszcze w stanie powiedzieć czy do końca odzyska sprawność i głos.
- Przynajmniej się obudził- Kiedy siedziałem i rozmawiałem z Apollem sam na sam powiedział mi, że stan Percy'ego się pogarsza. Nie był nawet pewny czy się obudzi.
- Obudził się. Jest silny. Na pewno przeżyje.
- Jasne- Powiedziałem ze smutkiem i wyszedłem.

* Annabeth*

Rano ja, Emilii, Josh, Grover, Thalia i Nico poszliśmy do wielkiego domu, by stamtąd pojechać do Percy'ego. Na miejscu jeszcze nikogo nie było. Weszłam pierwsza. Mój chłopak leżał z półprzymkniętymi oczami. Był blady, miał gorączkę, dygotał. Widziałam, że cierpi. Jego stan się nic nie zmienił, wydaje mi się, że nawet pogorszył. Przynajmniej otworzył oczy. Na mój widok lekko  się uśmiechnął.
- Cześć Pelsi- Powiedziałam. Przez ból na jego twarzy przebiegł błysk radości.  " Jesteś kochana". Wciąż nie mógł mówić. Poruszał ustami.
- A ty niesamowity. Kocham Cię- Wyszeptałam i pochyliłam się. Pocałowaliśmy się namiętnie. Usta mojego chłopaka wciąż były gorące i spierzchnięte. Był cały spocony.
- Widzę, że już nie śpisz- Do pokoju weszli nasi przyjaciele. Byli uśmiechnięci, ale w ich oczach widziałam niepokój i strach o mojego chłopaka.
- Jak się czujesz?- Spytał Josh. Percy przewrócił oczami i spojrzał się na mnie.
- Wiesz nasz kolega chyba stracił pamięć. Nie pamięta nas- Powiedziała Thallia.
- Jak to???- Spytała  pozostała czwórka.
- No...normalnie- Powiedziała.
- Stary ty musisz coś pamiętać! Proszę!!!- Grover, Josh i Nico zaczęli się przekrzykiwać, opowiadając o tym co wspólnie robili. Thalia, Emi i ja trzęsłyśmy się ze śmiechu. Percy z bólem się uśmiechał i robił zdziwione miny. W końcu już nie wytrzymałyśmy i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- O co wam chodzi?!- Spytali.
- Percy nie stracił pamięci- Powiedziała Thalia.
- Stracił głos- Powiedziałam ciszej. Wszyscy na mnie spojrzeli z przerażeniem. Dałam im znak, żeby nic na ten temat nie mówili. Nie chciałam denerwować swojego chłopaka. Teraz był szczęśliwy.
- No to nie musisz gadać ani odpowiadać na pytania. To nie fair- Powiedział Grover.
- Chcesz się zamienić?- Spytałam.
- Niestety to niemożliwe- Powiedział. Spojrzał na Percy'ego i chyba zaczął z nim rozmawiać.

niedziela, 8 lutego 2015

rozdział 17 "Pobudka"

*Annabeth*

Od dwóch tygodni dni mijają nam na siedzeniu na zmianę przy Percym. Kamila okazała się naprawdę fajna. Bardzo przypominała Glonomóżdżka. Po tym jak się urodziła, ciotka zabrała ją na tę wyspę. Mówiła, że jest jej mamą. Po dwunastu latach znalazła tę podwodną krainę. Wiedziała, że kobieta, która ją porwała nie jest jej matką, bo podsłuchała jej rozmowę. Kamila chciała się wydostać z wyspy, ale nie mogła. Zamieszkała więc podwodą, z dala od ciotki. Teraz całymi dniami przesiaduję razem ze mną i naszymi przyjaciółmi w szpitalu. Sally dowiedziała się wszystkiego po tym jak dwa tygodnie temu wyszliśmy ze szpitala. Od tego czasu przesiaduje tu z nami. Jak jestem u mojego chłopaka, którego stan jest wciąż taki sam, rozmawia z córką. Jak ona jest u Percy'ego to ja i Kamila wyżalamy się sobie, a jak ona jest u swojego brata, próbuję pocieszyć Sally, ale zwykle kończy się to tak, że któryś z naszych przyjaciół jest u Percy'ego, a ja, Kamila i ich mama płaczemy. Thalia i Nico odwiedzają mojego chłopaka co drugi dzień. Emi i Josh codziennie wpadają na dwie godziny. Grover siedzi zwykle jakieś trzy. Każde wychodzi smutne i prosi o kontakt jak będzie coś wiadomo. Posejdon jest tu codziennie. Przychodzi do Percy'ego na godzinę, a drugą rozmawia z Apollem o jego stanie. Później wchodzi jeszcze na kilka minut.  Wieczorem jak opuszczamy szpital, zawsze widzimy go wchodzącego do syna. Widać, że chodzi mocno przygnębiony i zdołowany. Zależy mu na nim. Chejron pojawia się raz w tygodniu. Obozowicze nie wiedzą w jakim jest stanie. Cieszę się, bo przynajmniej ta idiotka tu nie przychodzi. Teraz moja kolej na odwiedziny. Weszłam do sali. Percy leżał nieprzytomny. Wciąż był podłączony do kroplówki i jakiejś maszyny. Był blady jak trup. Całe jego ciało pokrywały bandaże. Był spocony, miał gorączkę. Lekko dygotał. 
- Glonomóżdżku...proszę obudź się. Minęły już dwa tygodnie. Wszyscy się o Ciebie martwią. Proszę, otwórz oczy- wyszeptałam leciutko gładząc jego włosy. Po godzinie wyszłam.

*Percy*

Byłem w jakimś bardzo jasnym pokoju. Wokoło wirowało całe mojej życie. Pierwsze spotkanie z Ann w przedszkolu i na obozie. Wszystkie misje, pocałunek w jadalni i na dnie jeziora. Informacja o tym, że mam siostrę, jaskini, ból. Annabeth w szpitalu mówiąca, żebym się obudził. Chwila tego przecież nie było, a może... to się dzieje teraz? Co ona powiedziała? Minęły już dwa tygodnie? Wszyscy się o mnie martwią? Otwórz oczy? Przecież mam otwarte. Czy ja śpię? Jestem w śpiączce?
Możliwe. Mam nadzieję, że z tego wyjdę, że się obudzę. Nie mogę zostawić tak Ann. Nie mogę zginąć nie poznawszy siostry. Zamknąłem oczy i ze wszystkich sił starałem się obudzić. Z minuty na minutę ból był coraz większy. Nie mogłem już wyrobić, ale się nie poddawałem. W końcu, kiedy ból w całym ciele osiągnął stan krytyczny, otworzyłem oczy. Powoli, były wysuszone i spuchnięte. Czułem jak poparzona skóra wywołuję ból tak mocny, że myślałem, że znowu zemdleję. Apollo pochylał się nade mną. 
- Percy, słyszysz mnie?- Spytał Bóg. Chciałem mu odpowiedzieć, że tak, ale z moich ust wydobył się dziwny, chrapliwy świst, byłem przerażony. Gdzie ja w ogóle jestem?
- Spokojnie. Pewnie straciłeś głos. Nie martw się niedługo go odzyskasz. Jesteś w szpitalu na Olimpie. Byłeś w śpiączce od dwóch tygodni- Powiedział po czym zatrzymał swoją dłoń centymetr od mojego czoła. Poczułem przyjemny chłód na rozpalonej głowie. 
- Pamiętasz co się działo zanim straciłeś przytomność?- Spytał. Potaknąłem lekko głową.Wiedziałem wszystko. Cieszę się, że nie straciłem pamięci. Apollo przesunął ręka i zatrzymał ją teraz centymetr od mojej klatki piersiowej. Momentalnie oddychałem lepiej. Chłód przyjemnie chłodził rozpalone ciało i nadpalone płuca. Cofnął rękę i ból znowu wrócił, a wraz z nim świszczący oddech. 
- Nie martw się będzie dobrze. Niedługo odzyskasz głos, oparzenia się zagoją i znowu będziesz mógł wrócić do normalności- Mimowolnie się uśmiechnąłem, normalności? Dobre. Apollo wyszedł mówiąc, że zaraz kogoś przyprowadzi. Czekałem chwilę. Obok mnie pojawiła się...

*Annabeth*

Apollo badał Percy'ego. Przyjaciele wrócili do obozu, a Kamila z mamą wróciły do domu się przespać. Zostałam i czekałam na informację. Posejdon gdzieś znikł. Byłam sama. Nagle pojawił się Bóg- uzdrowiciel.
- Powinnaś do niego pójść- Uśmiechnął się i poszedł. Czy to możliwe, że... 
Wbiegłam do sali, pochyliłam się nad łóżkiem i utonęłam w morskich, mocno zaczerwienionych, oczach mojego, kochanego chłopaka.
- Percy!- Po moich policzkach znów spłynęły łzy. Obudził się! Lekko się uśmiechnął. Jego stan się zbytnio nie zmienił. Jedyna różnica to to, że otworzył oczy i reaguje na moje słowa. Jego oddech był chrapliwy i świszczący. Jego usta bezgłośnie ułożyły słowa " Nie mogę mówić".
- Nie możesz mówić?- Spytałam. Kiwnął głową, niemal niezauważalnie. " Kocham Cię".
- Ja Ciebie też Glonomóżdżku. Pochyliłam się i nie dotykając jego ciała pocałowałam go. Z lekkim trudem odwzajemnił pocałunek. Jego usta były gorące i mocno spierzchnięte, ale i tak było genialnie. Tak bardzo za tym tęskniłam. Po jakiś dwudziestu minutach opowiadanie o obozie do sali wszedł Posejdon. Zostawiłam ich samych. Wróciłam do obozu, zahaczając o mieszkanie Percy'ego i informując jego mamę, siostrę i ojczyma o tym, że się obudził. Kiedy dotarłam do obozu, Chejron i moi przyjaciele już wiedzieli, że się obudził. Jutro wspólnie jedziemy z nim pobyć. Nie mogę się doczekać

rozdział 16 " Szpital"

* Annabeth*

- Co z nim?- Zerwałam się z Emi na nogi. Josh, Thalia, Nico i Grover stanęli.N
- Jego stan jest bardzo poważny...- Powiedział Apollo. Posejdon z córką wyszli z pokoju.
- Jak poważny? Co się z nim dzieje?- Bóg mórz, był bardzo zestresowany, widać było, że bardzo niepokoi się o syna.
- Jest mocno oparzony, ma obrażenia wewnętrzne. Przeżyje, ale nie wiem kiedy się obudzi- Powiedział Bóg.
- Ale...obudzi się? Wyzdrowieje tak?- Dopytywała się Emilii.
- Nie  mam stuprocentowej pewności czy w pełni wyzdrowieje, ale na pewno się obudzi- Powiedział Apollo. Przynajmniej się obudzi. Może nie do końca wyzdrowieć, ale będzie żył. 
- Czyli przeżyje?- Spytał dla pewności Josh.
- Tak- Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Wracajcie do obozu. Dziś i tak nic więcej nie jestem w stanie wam powiedzieć, a do niego i tak nie wejdziecie. Prześpijcie się, odpocznijcie, jutro wrócicie- Powiedział Apollo. Niechętnie poszliśmy. Siostra Percy'ego nie wracała z nami, ale myślę, że oni mają sobie wiele do powiedzenia. W ciszy wracaliśmy do obozu. Kiedy tylko przekroczyliśmy barierę, pojawił się Chejron. Poszliśmy z nim do wielkiego domu.
- Co się stało? Znaleźliście ją? Gdzie jest Percy?- Koordynator zasypał nas pytaniami. Najpierw opowieść zaczął Grover. Jak znaleźliśmy się na statku, pojawili się nasi przyjaciele, dotarliśmy na magiczną wyspę. Później Nico opowiadał, jak znaleźli Kamilę( siostrę Percy'ego) w dziwnym, tajemnym przejściu do jakiejś dziwnej, podwodnej krainy. Po opowieści Josh"a jak chodził z Emilii po wyspie i prócz potworów nic nie znalazł, znowu mówił Grover. O tym, co się stało w jaskini i po niej. Znowu do oczu napłynęły mi łzy. Co z nim się teraz dzieję?
- Czyli Percy jest teraz na Olimpie?- Spytał centaur.
- Tak. Apollo mówi, że przeżyje, ale nie wiadomo, czy w pełni wyzdrowieje. Wyglądał strasznie. Był bardzo poparzony- Powiedziała Thalia.
- Rozumiem. W takim razie jutro pojadę tam i się zorientuję co...
- Mogę pojechać z tobą?- Nie dałam mu dokończyć.
- Możemy?- Spytał się Grover. Wszyscy patrzyli na koordynatora wyczekująco.
- Dobrze, ale nie wiem czy was do niego wpuszczą. Jeśli jest w takim stanie to...
- Nie ważne. Musimy spróbować- Powiedział Josh.
- Dobrze, a teraz odpocznijcie i zjedźcie coś- Powiedział Chejron. Wszyscy ruszyli do pawilonu jadalnego. Usiedliśmy przy stoliku Posejdona, by być bliżej Percy'ego.
- Gdzie jest mój Persiak?!- Spytała swoim piskliwym głosikiem Violetta. Pękłam. Wyjęłam sztylet i zaczęłam nim wymachiwać.
- SŁUCHAJ ODPIEPRZ SIĘ OD MOJEGO CHŁOPAKA!!! ON CIĘ NIE KOCHA!!! MA TERAZ WAŻNIEJSZE SPRAWY NIŻ ZASTANAWIANIE SIĘ JAK SIĘ CIEBIE POZBYĆ!!!- Zaczęłam na nią wrzeszczeć. Reszta obozowiczów zamarła. Wszyscy patrzyli na mnie z przerażeniem.
- NIBY JAKIE SPRAWY!!!- Kurczę jak wrzeszczała to tak jak piski piszczałki.
- NIE TWÓJ INTERES!!! 
- JASNE, BO NIE WIERZ!!!
- JAK WALKA O WŁASNE ŻYCIE I ZAMKNIJ SIĘ DO CHOLERY!!!- Thalia również już nie wytrzymała tych pisków. Wstaliśmy od stołu i poszliśmy do domków. Wspólnie poszliśmy do domku mojego chłopaka, było zamknięte, ale ja wiedziałem gdzie jest zapasowy klucz. Podniosłam błękitną muszelkę i wzięłam klucz. Spałam na łóżku Percy'ego. Reszta spała na wolnych łóżkach. Rano poszliśmy na śniadanie. Każdy obozowicz patrzył na nas, wychodzących z domku Posejdona, a później siadających przy stoliku mojego chłopaka. Po posiłku poszliśmy do wielkiego domu.Stamtąd pojechaliśmy z Chejronem do szpitala na Olimpie. Spotkaliśmy tam Posejdona. Chodził od ściany do ściany przed salą na intensywnej terapii. Po chwili wyszedł Apollo.
- I co z nim?- Spytał się Bóg mórz. 
- Bez zmian- Opowiedział smutnym głosem lekarz. Czyli Percy nadal śpi.
- Możecie wejść, ale pojedynczo- Dodał i wyszedł. Posejdon wszedł pierwszy. Po paru minutach wyszedł. Wydawało mi się, czy on płakał? Nie jestem w stanie powiedzieć, bo szybko usunął zaczerwienienia. 
- Idź- Powiedział Chejron, a sam poszedł do wyjścia. Chyba na Olimpie jest jakieś zebranie.
Weszłam do sali. Percy, był cały w bandażach. Wyglądał koszmarnie. Był podłączony do kroplówki i jakiejś maszyny. Wyglądał tak bezbronnie. Usiadłam obok. Płakałam. Po jego brodzie spłynęła ślina. Uśmiechnęłam się. Nie które rzeczy się nie zmienią. Siedziałam tam z godzinę. Wyszłam, a do sali wszedł Grover.

rozdział 15 " Jaskinia"

- Nareszcie!!!- Usłyszeliśmy nad sobą, głęboki i przerażający ryk. Rozejrzałem się. Nie wiem kiedy dotarliśmy do ciemnej, zimnej jaskini. Spojrzałem w górę. Nie wiedziałem kto to, a raczej co to. Widziałem tylko ciemny cień. Sparaliżował mnie strach. Cień wybuchł śmiechem szaleńca.
- Tak Perseuszu Jecksonie. Dobrze myślisz. To nie nasze pierwsze spotkanie. Tak długo czekałem by móc  zobaczyć Cię w realu. Byś poczuł milion razy bardziej ból ze swoich snów. To zniszczy twego ojca. Jesteś w końcu jego ukochanym synusiem. A ja zostałem stworzony by zabić Posejdona- Znów ten straszliwy śmiech.
- Polybotes- szepnęła Ann.
- Brawo córko Ateny. Nie martw się do Ciebie i satyra nic nie mam. Możecie wyjść albo zostańcie i utońcie ze swoim przyjacielem. On i tak umrze w bólach, wywołanych przez mój jad.
- A jeżeli wybierzemy walkę?!- Krzyknęła moja dziewczyna. Gigant znów wybuchł śmiechem.
- Nie boję się nastoletniej córki Ateny, satyra i sparaliżowanego strachem dzidziusia Posejdona-
Percy? Uspokój się. Będzie dobrze. On na Ciebie działa jak Ares. Tylko on wywołuje strach, a nie chęć walki. Pokonaj to.  Nie... nie mogę. Wiem co się stanie. Śniło mi się to. Nie musi się to spełnić. Musi. Rozmowę z moim przyjacielem przerwał ryk giganta i wylewająca się ze ścian, czarna ciecz. Kiedy tylko jad mnie dotknął poczułem się tak jakby ktoś wylał na mnie lawę. Czułem się jakbym płonął. Zacząłem wyć z bólu i upadłbym gdyby nie Ann i Grover, którzy trzymali mnie i szeptali uspakajające słowa...chyba. Byłem na skraju przytomności, nic już nie słyszałem i nie widziałem. Czułem tylko jak płonę. W ostatniej chwili, zanim straciłem przytomność skupiłem się na jachcie, na wodzie. Złapałem moich przyjaciół mocniej i nagle świat zaczął wirować. Ostatnie co pamiętam to jak upadam na mokry piasek, a obok stoi nasz jacht. Zemdlałem.

*Annabeth*

Jad Polybotes'a działał na Percy'ego jak lawa. Widziałam jak cierpiał, jak dymił. Jego ciało wyglądało na mocno poparzone. Kiedy czarna maź zalała nam głowy, świat zaczął wirować. Nagle wylądowaliśmy na plaży, a wokół nas rozlała się woda. Byłam prawie pewna, że to sprawka Percy'ego. Percy!!! Zaczęłam go szukać. Jest! Leżał jakieś pięć metrów ode mnie. Szybko do niego podbiegłam, kątem oka dostrzegłam, że Grover robi to samo. Przewróciłam go na plecy.
- O Bogowie!- Był cały w poparzeniach trzeciego i co gorsza czwartego stopnia. Cały dygotał. Łzy spływały mi po policzkach strumieniami. Dlaczego on?
- A...Ann... t...trzeba...go...za..zabrać...nnna... jacht. Na...tttej...wyspie...jjjest nie...niewyczuwalny- Grover ledwo mówił. On też patrzył z przerażeniem na Percy'ego. Pokiwałam głową i zaczęłam budować nosze. Po chwili razem z satyrem przenosiliśmy syna Posejdona na jacht. Kiedy byliśmy na miejscu pojawili się Emilii i Josh. Kiedy zobaczyli mojego chłopaka, prawie zemdleli.
- Co...co mu się???- Em się rozpłakała.
- J...jad...Poly...Polybotes'a- Wydukał Grover. Po chwili pojawił się Nico z Thalią oraz bardzo przypominającą syna Pana mórz, dziewczyna.
- Znaleźliśmy ją, łowczynie już poje...- Nico nie dokończył, jego wzrok wbity był w Percy'ego. Zbladł jeszcze bardziej niż zwykle. Thalia i córka Posejdona zemdlały.
- R...ruszamy- Powiedziała Emi. No tak ona jest córką Apolla. Po chwili wypłynęliśmy kawałek dalej. Po pięciu minutach pojawił się Posejdon i Apollo.
- Trzeba go zabrać do szpitala na Olimpie- Powiedział Bóg uzdrowiciel. Nie długo po tym siedzieliśmy przed salą operacyjną-zabiegową i czekaliśmy na informację o Percym. Posejdon rozmawiał ze swoją córką w pokoju obok. Thalia, Nico, Josh i Grover chodzili po całym pokoju od ściany do ściany. Emilii usiadła obok mnie.
- Emi, czy...czy on...- Nie mogłam dokończyć. Cały czas płakałam.
- Ann. Apollo go wyleczy. Sama mówiłaś, że Percy jest niezniszczalny.
- Emilii on nie ma już piętna Achillesa- Powiedziałam.
- To prawda, ale przecież i bez niego wylizywał się ze wszystkich ran.
- Annabeth jak my się właściwie znaleźliśmy na tej plaży?- Spytał Grover.
- Myślę, że to Percy, ostatkiem sił nas przeniósł. To było coś takiego jak podróż cieniem...tylko, że wodą- Powiedziałam. Po kilku godzinach z sali wyszedł Apollo.
- Co z nim?

sobota, 7 lutego 2015

rozdział 14 " Wpomnienia"

Wyspa była mała, ale też przypominała dżunglę. Mam nadzieję, że szybko znajdziemy tą dziewczynę. Moją siostrę. Jak o niej myślę, serce mi przyśpiesza. Boję się tego spotkania. Co jej mam powiedzieć? Jestem Percy, twój brat bliźniak, a ty? Masakra. Mam nadzieję, że wie kim jest- Córką Posejdona. Byłby jeden problem z głowy.
- Percy?- Z zamyślenia wyrwała mnie Ann. Wszyscy na mnie patrzyli. Łowczyń nie było.
- Hm?- Przewróciła oczami.
-Pytałam czy się rozdzielamy?- Powiedziała. To miało sens. Szybciej byśmy ją znaleźli.
- Okay...- Powiedziałem. Łowczynie i tak już poszły. Thalia i Nico stali obok siebie, a na przeciwko nich stali Emi i Josh. Obok mnie stał Grover i Ann.
- Dobra grupy już ustalone. Jacht za dwie godziny- Powiedziała moja dziewczyna i wszyscy się rozeszli.
- Stary nie myśl tyle, bo mnie już głowa boli- Powiedział satyr.
- Znowu myślałeś. Glonomóżdżku wyluzuj- Powiedziała Ann całując mnie.
- Pomyśl...- Zaczął mój przyjaciel.
- Grover on miał się odprężyć i NIE myśleć!
- Zastanówcie się- Annabeth spiorunowała go wzrokiem- Jest jak na pierwszej misji. Kto by pomyślał, że wy będziecie razem?- Zapytał kozłonóg.
- Ja- Powiedziałem.
- Taaak? Jakoś długo Ci zajęło zanim to zrobiłeś i to z wieeelkim trudem- Powiedziała moja dziewczyna.
- Grover pamiętasz...- Pierwszy raz jak ją spotkałem. Co Ci wtedy powiedziałem? Będzie moja.
- Taaak. Teraz pamiętam- Powiedział już na głos. Chciałem się trochę z nią podroczyć, a i zapomnieć o moich wcześniejszych myślach.
- O czym wy gadacie?!- Połknęła haczyk.
- No...wiesz- Uśmiechnęliśmy się do siebie. Ja i mój kumpel.
- Gadajcie!!!
-  Ann pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?- Spytałem.
- Oczywiście. Tak słodko spałeś- Powiedziała.
- Błędna odpowiedź- Odpowiedziałem.
- Co?! Przecież jak pierwszy raz się spotkaliśmy, byłeś nieprzytomny. Tak ślicznie wyglądałeś i się tak pięknie śliniłeś.
- To był pierwszy raz, ale w obozie.
- Co?
- No... szkoda, że nie pamiętasz- Wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej. Ann stanęła jak wryta.
- Percy. Kiedy my się wcześniej spotkaliśmy?- Spytała. Widziałem w jej szary oczach jak się męczy, by przypomnieć sobie wcześniejsze spotkanie. Westchnąłem.
- Widzisz stary. Moja własna dziewczyna nie pamięta najlepszego roku wspólnie spędzonego, przed obozem.
- Tak już twój los bracie. Annabeth, zawiodłem się na tobie- Grover wiedział co mówił.
- Roku?!
- Tak Mądralińska- Westchnęliśmy obaj.
- Współczuję koleś.
- Percy powiedz mi proszę.
- Dobrze. Pomyśl co robiłaś jak miałaś pięć lat? Gdzie wtedy mieszkałaś? Gdzie się uczyłaś?
- No...trudno mi powiedzieć. Chyba w Nowym Yorku- Powiedziała.
- A pamiętasz swojego królewicza?- Spytałem.
- No...
- Nie miałaś jakiegoś przedstawienia i nie grałaś księżniczki? Nie pocałowałaś żaby, która zmieniała się w przystojnego, ŚLINIĄCEGO się, księcia z bajki?
- TO BYŁEŚ TY!!!- Ann była w naprawdę ciężkim szoku.
- A może pamiętasz takiego małego chłopaka na wózku?
- A TO TY!!!- Szok osiągnął stan krytyczny. Pomógłbym jej to ogarnąć, ale Grover tarzał się ze śmiechu, a ja byłem zawiedziony, że mnie nie pamiętała.
- Czemu wcześniej nic nie mówiłeś
- Miałem nadzieję, że pamiętasz- Westchnąłem.
- I ty przez te wszystkie lata...
- No... często myślałem o tobie. Jako siedmiolatek nie mogłem pojąć, dlaczego uciekłaś. Nie rozmawiałaś ze mną. Grover zaczął Cię szukać, ale... wtedy po prostu powiedział, że jego rodzice wyjeżdżają i on musi jechać z nimi. Po roku wrócił.
- A potem?
- Czasem myślałem. Nawet mi się śniłaś, ale dopiero w obozie, zanim straciłem przytomność, jak mówiłaś " to ten. To musi być on" dowiedziałem się jak wyglądasz w realu. No cóż zawiodłem się.
- Ej!- Grover wpadł w głupawkę i ryczał ze śmiechu.
- Zawiodłem się, że nie pamiętasz- Podeszła do mnie, zarzuciła mi ręce na szyję i kiedy nasze twarze dzieliły centymetry, szepnęła.
- Ja też się zawiodłam. Że uwierzyłeś w to, że mogłam o tobie zapomnieć. Pelsi- Pocałowała mnie. Pamiętała!!! Tak nazywała mnie w przedszkolu. Zacząłem ją coraz mocniej całować. Odwzajemniała każdy z większą namiętnością. Nagle oderwał nas od siebie ryk.

piątek, 6 lutego 2015

rozdział 13 " Nicolia "

"Potwór" kazał się pięciometrowym krabem. Wypłynąłem na powierzchnie. Byłem sam. Potwór chyba dopiero co wpadł na nasz jacht. Obok nas dryfowała motorówka. Łowczynie już wróciły. "Krab" nagle rzucił się na mnie. Zrobiłem unik, wyciągając magiczny długopis. Zdjąłem zatyczkę i po chwili trzymałem w ręku orkan'a. Zacząłem na niego nacierać. Był spory, a przy tym wolny. Ja natomiast miałem na odwrót. Jestem mały ( dla niego) i szybki. Potwór niestety, był silny. Poruszałem się bez kuli, co mi bardzo pomogło. Skakałem, kopałem, ciąłem. Nic. Po kolejnym moim pchnięciu potworek z hukiem uderzył o jedną ze ścian i obudził moich towarzyszy. Całe szczęście ten statek sam i szybko siebie naprawia, bo byśmy już dawno utonęli. Moi towarzysze, właściwie tylko dokończyli moją, prawie skończoną robotę. Chwile później po krabie pozostał tylko pył.
- Jest noc. Gdzie ta wyspa?- Spytała Pipi.
- Co ty tu robiłeś?- Spytał Josh ignorując ją.
- No...spałem?
- I się nie udusiłeś? Wielka szkoda- Znowu ta dziewczyna.- Emilii dobrze strzelasz może chcesz się do nas dołączyć?
- Sorki. Mam chłopaka- Odpowiedziała jaj Em i na potwierdzenie swoich słów namiętnie pocałowała Josha.
- Wydaje mi się, że powinniśmy znaleźć wyspę- Odezwał się Nico.
- Właśnie, to nie pora na gadanie- Poparła go Thalia i jestem pewny, że wymienili ze sobą zarumienione uśmiechy.
- Okay...Percy czujesz ją?- Spytała Ann. Nie mogła oderwać od nich wzroku. Ja i Grover w myślach się roześmieliśmy. Musiałem się jednak skupić. Chyba coś wyczuwam. Zaczęliśmy płynąć. Statek wiedział dokąd chcę płynąć, a ja już namierzyłem nasz cel.
- On niby ma wiedzieć...- Wtedy naszym oczom ukazała się wyspa. Nie była duża. Łatwo pójdzie.
- Możesz wreszcie z niego zejść Pipi?- Spytała Thalia,
- A co? Zakochana?
- A żebyś wiedziała- Powiedziała Thalia, a reszcie opadła szczęka.
- W tym glonie?
- Odpieprz się kurde od mojego chłopaka ty stara, głupia dzi...- Wybuchła Ann i wyjęła sztylet, tamta napięła łuk.
- Nie w nim!!!- Pokazała na Nica- W nim!- Wiedziałem. Oni pasowali do siebie idealnie.
- To zdrada!!! To...- Pipi się zapowietrzyła.
- Przed podróżą rozmawiałam z Artemidą. Zauważyłaś, że nie mam już przepaski?- Spytała, a ja dopiero teraz się zorientowałem, że to prawda. Chyba nie tylko ja.
- I nikomu nic nie mówiłaś?! Trzeba wybrać nową...
- Artemida się tym zajmie. Ta wyprawa decyduje kto mnie zastąpi. A mówiłam i Chejronowi i Annabeth.
- Wiedziałem!- Krzyknąłem z Groverem.
- Tak,  szybko się zorientowaliście...- Powiedziała Thalia z sarkazmem.
- Od kiedy istnieje Nicolia?- Spytałem z uśmiechem. Oboje zmrużyli oczy.Wytrzymałem ich spojrzenia.
- Jakiś miesiąc- Powiedział w końcu Nico.
- Nie chcę przeszkadzać, ale może wejdziemy na tą wyspę? Niedługo ranek...- Odezwała się Emi.
- Racja. Ruszamy- Powiedziała Ann.

rozdział 12 " Już dziś "

Rano obudziła mnie Ann. Wiedziałem, że za godzinę będziemy na miejscu.
- Jak się spało?- Spytała.
- Dziwnie...
- Co widziałeś?
- Ojca. Mówił, że ta dziewczyna mieszka na jakiejś wyspie przy San Francisco.
- Nie widziałam w tamtych okolicach żadnej wyspy- Powiedziała. No tak ona tam przecież mieszkała.
- Na pewno?
- Tak...chyba...
- Chyba?
- Kiedyś wydawało mi się, że widziałam tam wyspę, ale była noc, myślałam, że śpię. Rano jej już nie było.
- W nocy jak się obudziłem wyczuwałem wyspę. Jakieś 45 minut stąd, ale jej już nie czuję.
- Dziwne... musimy to sprawdzić.
- W nocy- Powiedziałem.
- Nie martw się. Będzie dobrze Percy. Teraz chodź na śniadanie. Wstałem, ale najpierw poszedłem do łazienki umyć się i ubrać. Byłem trochę blady, ale nic więcej. Wyglądałem jak zmęczony, zwykły nastolatek. Wyszedłem. Poszliśmy do jadalni. Wszyscy już tam jedli i rozmawiali. Na mój widok ucieszyli się.
- To...niedługo będziemy na miejscu. Mamy jakiś plan?- Spytał Nico. Byłem wdzięczny temu chłopakowi za to, że o nic nie pytał i odwrócił ode mnie uwagę obecnych.
- No...mamy- Powiedziała Ann. Opowiedziała o wszystkim.
- Czyli czekamy do wieczora, wbijamy na wyspę, zabieramy dziewczynę i wracamy na pokład?- Powiedział Josh.
- No... taki mamy plan działania.
- Politycznie poprawnie porwania- Powiedział Grover.
- Nie. Nikogo nie porywamy- Powiedziała Emilii.
- W sumie to rzeczywiście tak brzmi- Zgodził się Josh.
- Przecież nie będziemy jej brać na siłę. Najpierw jej wszystko powiemy- Odezwała się Ann.
- Myślę, że nie będziemy mieć na to czasu- Odezwał się Nico i wszyscy na niego spojrzeli.
- Naprawdę sądzicie, że to będzie takie łatwe?
- On ma rację- Powiedziała Thalia i...czy ona lekko się zarumieniła? Zapadła niezręczna cisza podczas, której każdy patrzył to na nią, to na Nica.
- Już jesteśmy- Powiedziałem. Wszyscy ruszyli na górny pokład. Zostałem z Ann i Groverem.
- Widzieliście jak ona się zarumieniła?- Spytał satyr.
- No...myślicie, że oni...- Zacząłem.
- Och, chłopcy, a mówią, że to dziewczyny plotkują. Ona jest łowczynią- Powiedziała Ann.
- Dobra, ja wiem swoje- Powiedział Grover. "Zakochana" usłyszałem głos mojego przyjaciela. Połączenie działa.
- Jak się czujesz?- Spytała Ann.
- Świetnie- Odpowiedziałem.
- Choć, bo później nie będzie czasu
- Co? Gdzie?- Nie zrozumiałem.
- Trzeba posmarować twoją nogę- Ruszyliśmy do mojej sypialni. Noga, była lekko spuchnięta. Siniak prawie znikł. Maść niestety spowodowała jeszcze większy ból. Doszliśmy do reszty na górnym pokładzie.
- To co teraz tylko czekać do nocy. Na szczęście nie będziemy się tu nudzić- Powiedział Josh.
- My chciałybyśmy pójść do miasta- Powiedziała jedna z łowczyń. Było ich z Thalią jedenaście.
- Masz jakąś łódź?- Spytała moja przyjaciółka.
- Tak. Zaraz ją przygotuję- Powiedziałem.
- Jedenastoosobową?- Spytała jedna  dziewczyn.
- Mam kilka łodzi i jedna z nich jest podwodną wersją tej- Powiedziałem, co wszystkich wyraźnie zaskoczyło.
- Mogłyśmy przebywać na niej- Powiedziała ta sama łowczyni ze zmrużonymi oczami. 
- A...- Zaczęła, ale wiedziałem o co spyta.
- Wszystkie mają autopilota- Przerwałem. Matko jak ją, by tak zamknąć w takiej jednej łodzi i wysłać na dno oceanu. Ciekawe, czyby się jakoś wydostała.... Zacząłem marzyć. Grover podsuwał mi inne pomysły. Od czasu do czasu wybuchaliśmy śmiechem.
- Możemy wiedzieć o czym tak myślicie - gadacie?- Spytała Thalia.
- O niczym- odpowiedzieliśmy razem i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Och idź już po tą łódź. Spieszy mi się- Powiedziała łowczyni z naszych myśli.
Wyszedłem i po chwili wróciłem z albumem.
- Serio? To są te twoje środki transportu?- Zaczęła się śmiać, na co tylko wzruszyłem ramionami.
- Wybierz którąś- Powiedziałem. Wybrała jedenastoosobową motorówkę. Dotknąłem jej  i zrobiłem gest jakbym ją przenosił do morza. Po chwili stał tam wybrany sprzęt.
- Jak ty to?- Szczęka jej opadła.
- Podobno Ci się spieszy?- Powiedziałem. Jej mina była bezcenna. Kiedy łowczynie się zawinęły na motorówkę, podeszła do mnie Thalia.
- Dzięki nienawidzę Pipi- Powiedziała i wsiadła. Mój przyjaciel i ja znowu wybuchnęliśmy śmiechem. Powiedzieliśmy reszcie o tym dlaczego się śmieliśmy. Po chwili wszyscy mieli mega głupawkę. Czas mijał na na graniu w gry na konsoli, pływaniu w basenie, graniu w siatkę, kosza, ping ponga, tenisa. Oglądaniu filmów. Po podwieczorku postanowiliśmy się przespać. W końcu już dziś wyruszymy na wyspę i nie wiemy kiedy znowu będziemy mogli odpocząć. Każdy ruszył do swoich pokoi. Ja postanowiłem spać w basenie, w którym lepiej myślę i nikt nie będzie mi przeszkadzać. Zasnąłem w chwilę. Obudził mnie głośny plusk i potwór w basenie. Była noc.