wybrańcy

wybrańcy

poniedziałek, 20 lipca 2015

rozdział 83

*Annabeth*

- Nareszcie!- Słyszę przerażający głos. Percy i Jason kulą się w sobie. Mój mąż wciąż trzyma Connie, która wtula się w niego cała drżąc.
- Tartar- Szepczą synowie Posejdona i Jupitera. Bogowie tylko nie to! Ile można? To jakiś żart? Jeśli tak to nie śmieszny! Najpierw porywają moją córkę i teściową, a teraz wszyscy znajdujemy się w pułapce! Percy podaje mi Connie. Biorę ją na ręce, a moje oczy spostrzegają, że Jason i Kamila z niepokojem patrzą na mojego męża. Co oni ukrywają?!
- Och Jazon, Perseusz! Widzę, że mnie pamiętacie!
- Jason!- Krzyczy syn Jupitera.
- Nie wstydź się swojego imienia. Wasi imiennicy naprawdę coś osiągnęli. Obaj jesteście do nich podobni. Obaj przeszliście to co dawni herosi. Perseuszu, mam wrażenie, że podążasz drogą Heraklesa. Kiedy byłeś niemowlakiem do żłobka, twojego łóżka wpadł wąż, a ty go udusiłeś. Masz jego dawny miecz, Anaklysmos, oczyściłeś stajnie, która była w takim stanie, jak stajnia Augiasza i wiele innych rzeczy, które robili inni sławni herosi, których nie chce mi się wymieniać, jakby chociaż wyprawa po złote runo, coś co zrobił Jazon. O ile się nie mylę to w tedy prawie spotkałeś Kamilę i Jaz... Jasona- Powiedział. W sumie miał trochę racji.
- Och Perseuszu przecież twój imiennik żył długo i szczęśliwie... chyba- Dodał,  spostrzegając minę Percy'ego. Nie spodobało mu się chyba fakt, że jego życie jest podobne do Heraklesa. Mnie też biorąc pod uwagę, że zamordował swoją żonę i dzieci... nie, to się nigdy nie zdarzy. (Chyba hahaha~ Od autorki)
- No, a teraz ostatnie słowa- Nikt mu nie odpowiada. Tartar rozzłoszczony milczeniem, rzuca włócznią w naszą stronę i trafia w...
- NIE!!!- Percy i Kamila rzucają się w stronę swojej matki, która padła, przebita włócznią na idealnie złotą posadzkę, plamiąc ją krwią. Nico wydaje z siebie cichy jęk i spuszcza głowę, moja teściowa nie żyje. Dzieci Sally Jackson padają na jej martwe ciało w ataku histerii i prawdziwej rozpaczy. Razem z Leo podchodzimy do nich. Reszta, rzuca się na boga. Łzy spływają mi po policzkach i sama mam ochotę paść na ciało swojej teściowej. Była taka miła, przyjazna, zawsze rozumiała, nas, herosów. Wiedziała jakie niebezpieczeństwo nas czeka. Właściwie, to przez nią zakochałam się w Percy'm. Nie liczę tego jak mieliśmy po pięć lat. Chodzi o to kiedy wybraliśmy się na misję, by odzyskać piorun piorunów Zeusa. Doskonale wiem, że mój mąż wyruszył tylko po to, by sprowadzić ją z podziemia. W tedy była na to szansa, teraz raczej nie. Wątpię, by bogowie zgodzili się przywrócić ją do życia. Jak na moje to ta kobieta powinna zostać boginią. Patronką herosów. Nie wiem też jak to jest w tym elfim świecie. Z zamyśleń wyrywa mnie moja córka, która stara się przybliżyć do ojca. Podsuwam więc ją do potomka Posejdona. Chłopak podnosi twarz pełną czerwonych plam, łez. Ma mocno zapuchnięte oczy, ale bierze małą na ręce i oboje się do siebie tulą, dołączam do nich.
- Nie pozwolę Ci o niej zapomnieć- Szepcze do Connie. Mała ma niecałe dwa tygodnie. Wątpię by zapamiętała Sally, ale Percy i ja zawsze będziemy o niej pamiętać i opowiadać o niej naszej córce. Chłopak drży, ale podnosi się na nogi, Kama robi to samo. Mój mąż oddaje mi małą i razem ze swoją siostrą dobywają mieczy. W ich morskich oczach szaleje prawdziwy sztorm. Chcą zemsty. Chwilę stoją w milczeniu, jakby obmyślali plan, a później razem rzucają się na boga.

*Percy*

Właśnie straciłem matkę. Po raz drugi. Tym razem, bez powrotu. Oczywiście razem z Kamą będziemy nachodzić Hadesa, ale... dlaczego właściwie miałby ją uwolnić? Bo my tak chcemy? Może jego znienawidzony brat się za nami wstawi? Nigdy już nie przywróci mojej mamie życia. Łzy już wyschły, nie będziemy płakać. Rzucamy się na boga, który odebrał nam tak ważną osobę. Nasi przyjaciele już go trochę pokaleczyli. Z całego jego ciała leci złoty ichor. Skaczemy na niego i... trudno mi powiedzieć co tak właściwie się wydarzyło... Poczułem w sobie tyle mocy, tyle... adrenaliny. Przez chwilę omal nie użyłem pełni mocy. Zobaczyłem, że zaczynam dziwnie świecić, otaczała mnie taka jakby... niebieska poświata. Kamilę również. W ostatniej chwili, kiedy poczułem, że za chwilę wybuchnę pełnią mocy, odskoczyłem na ziemię i zacząłem się uspokajać. Podziałało. Niebieska poświata robi się coraz bledsza, aż w końcu znika. Moja siostra jednak nie przestała. Nagle z jej ciała wytryskuje woda. Hektolitry błyszczącej, niebieskiej cieczy. Bóg się przewraca, a dziewczyna traci przytomność.
- Kama!- Krzyczy Leo. Podbiegamy do niej z Ann i Connie, reszta unieruchamia Tartar'a.
- Co to było? Zaczęliście świecić! Ta woda...- Córka Ateny patrzy na mnie przerażona.
- Nie wiem, ale to było tak jakbym tracił kontrolę. Prawie zrobiłem to co ona, ale... czułem się jakbym miał zaraz wybuchnąć...
- C-co się stało?- Dobiega do mnie cichy głos mojej siostry. Leo przytula ją i coś szepcze. Uśmiecham się pod nosem lecz mój opiekuńczy instynkt braterski nakazuje zabić mojego kumpla zanim skrzywdzi mi siostrę jak ten od Apolla, Maks jak mniemam, zapłaci za każdą łzę, która spłynęła z jej oczu! Odchodzimy z Ann i Connie kawałek od nich. Przytulam je i ponownie czuję słoną wodę wylewającą się z wolna z moich oczu. Moim ciałem wstrząsają pojedyncze dreszcze.
- Ciii...- Szepcze córka Ateny i gładzi mnie uspokajająco po plecach.
- AAA!!!- Krzyk Rossie. Patrzymy w ich stronę.
- Na stalowe gacie Hefajstosa!- Krzyknąłem widząc elfkę zwisającą z olbrzymiej czarnej dziury. Nasi przyjaciele nie mogli do niej dosięgnąć.
- Ej! To mój tekst!- Krzyknął Leo podbiegając do nas. Teraz wszyscy staliśmy nad przepaścią.
- A to moja siostra, takie życie koleś- Odparowałem. Na widok miny jego i Kamili, w normalnych okolicznościach pewnie zwijałbym się ze śmiechu. No właśnie, normalnych. Właśnie straciłem matkę, a teraz mogę stracić przyjaciółkę!
- Percy!- Ziemia pod Ann się zatrzęsła i pękła. W ostatniej chwili ją odepchnąłem, ale blondynka puściła Connie, złapałem ją i runąłem w przepaść.
- Nie!!!- Jest rozpaczliwy pisk spowodował, że złapałem się jakiejś skalnej pułki. Trzy metry nade mną wisiała Rossie. Wow! Normalnie trzy metry nad niebem nie? Dobra to nie najlepszy moment.
- Nic Ci nie jest?!- Pyta mnie elfka.
- Spoko, z małą też, ale...- Patrzę na nią. Oboje wiemy, że zaraz wlecimy w tą otchłań. To pewne, że to wejście do Tartaru. Ziemia ponownie się zatrzęsła i na przeciwległej ścianie zatrzymała się moja siostra, a za nią Leo i Beckendorf. Super! Miałem dużą, czarną torbę na ramieniu. Tam spakowałem się, gdybym przez "przypadek" wpadł do Tartaru. Oczywiście w świecie herosów przypadki nie istnieją. Ann miała torbę z rzeczami dla Connie. Dwa ubranka na zmianę, parę butelek mleka, kocyk, pluszak, poduszka od dzieciaków z domku Hypnosa, pieluchy i pieluszki materiałowe oraz smoczek. Nie było szansy, żebyśmy się stąd wydostali.
- Ann!
- Tak?
- Rzucić mi torbę!
- Co? Nie! Wydostaniecie się stąd...!
- Rzuć ją!- Zrobiła co jej powiedziałem. Rossie złapała torbę.
- Może... może uda mi się podlecieć...
- Nie próbuj. Tartar wessałby i ciebie- Słyszę głosy Nica i Jasona.
- Może podróż cieniem by coś dała...
- Oboje byście się nie wydostali- Informuje ich drżącym głosem Luke. Po chwili i on ląduje obok mnie. Trzymamy się na tej samej półce. Mroczki zaczynają mi latać przed oczami. Płac Connie nie pomaga. Zaczynam puszczać wystającą skałę.
- Nie pozwolę Ci się puścić- Słyszę cichy głos Luka, który teraz podtrzymuje moje ręce. "Dzięki" poruszam ustami, bo tracę siły. Chłopak kiwa głową. Na górze pozostali: Lottia, Allia, Ann, Thalia, Jason, Nico, Silena i Piper. Słyszę głęboki szloch dziewczyn i zastanawiających, a właściwie klnących chłopaków. Nagle słyszę wrzask córki Afrodyty. Jason wisiał jakieś pół metra nad Rossie.
- Jason! Nie... nie waż się spaść słyszysz?!
- Ta... jasne... pestka!- Odpowiada jej syn Jupitera.
- Ja mówię poważnie! Nie możesz mnie zostawić! Nie teraz...- Jej głos się załamuje, a ja chyba rozumiem.
- Jak to... "nie teraz..."  Pipes, czy ty...
- Tak! Jestem w ciąży, nie możesz mnie teraz zostawić do cholery!- Krzyczy. Jason jest w takim szoku, że puszcza półkę i wywołuje efekt domina. Po chwili cała nasza ósemka spada w bezdenną otchłań. Ja, Connie, Rossie, Kamila, Leo, Charles, Luke i Jason.
- Spotkamy się po drugiej stronie wrót!!!- Krzyczę wraz z Kamą i Leo. Później jest już tylko ciemność.
_________________________________________________________________________________

Kolejny rozdział. Jeszcze tylko Epilog, który pojawi się w tym tygodniu, i koniec pierwszej serii. Później może być różnie, bo wyjeżdżam nad morze i nie wiem, czy będę miała czas pisać, ale... może mi się uda? Awaryjnie może być dwa tygodnie przerwy, ale raczej będę pisać, bo... po prostu to kocham! Pozdrawiam wszystkich i życzę wspaniałych wakacji, których kompletnie nie czuję, chociaż minął już prawie miesiąc! Dobra! Mogę wam zdradzić, że druga seria będzie krótsza od tej i, że głównie będzie narracja ósemki z Tartaru, a właściwie siódemki, bo Connie raczej opowiadać nie będzie, aczkolwiek może zrobię jedną taką perspektywę... nie wiem. Pozdrawiam i proszę o komentarze
~Nati~

2 komentarze: