wybrańcy

wybrańcy

wtorek, 14 lipca 2015

rozdział 80

*Percy*

Naszym oczom ukazuje się olbrzymi krajobraz. Widzę mnóstwo wzgórz, wodospadów, ocean, zamki, skały, mosty. Zauważam mnóstwo feniksów, smoków i latających stworzeń. Przyznam, że dziwię się trochę, bo spodziewałem się jakieś "sweetaśnej krainki wróżeczek i elfików", myślałem, że będę rzygał tęczą. Miłe zaskoczenie. Widoki są takie... tajemnicze, niezapomniane, intrygujące. Zaczęliśmy lądować. Kiedy nasz statek już wylądował, wychodzimy z niego i zauważamy trzy dziewczyny i jakiegoś Gandalf'a. Pierwsza ma miodowe oczy i włosy spięte w dużego kuca, spiczaste uszy, długie kolczyki, a na jej ramieniu siedzi jakaś, dziwna, jasna wiewióra. Ubrana jest w długą, pomarańczowo-zieloną suknie. Ma jakieś dwadzieścia lat. Druga jest nastolatką. Niebieskie oczy, włosy spięte w kucyka, zwiewna sukienka. Wszystko w moim ulubionym kolorze. Jednak jej uszy są aż za spiczaste. Na widok trzeciej, opadła mi szczęka. Zielonkawe oczy, przeszywające Cię na wylot. Czarno-niebieskie włosy opadające luźno za ramiona. Delikatnie spiczaste uszy. Osiemnaście lat. Granatowa suknia.
- Rossie?!- Krzyczę zszokowany. Mieszkałem z nią w tym samym bloku na Manhattanie. W sąsiednich mieszkaniach. Znałem ją od dziecka! Uczyłem się z nią  w każdej szkole. Oznajmiła, że chce się ze mną uczyć i co roku zmieniała szkołę, ze względu na mnie. W tym roku wyjechała gdzieś, ja zostałem w obozie. Nie spodziewałem się, że spotkam ją w krainie elfów na poszukiwaniach mojej córki i matki.
- Cześć Percy- Mówi patrząc na swoje stopy.
- Znasz się z Percym Jacksonem i nic nie mówiłaś?!- Piszczy ta niebieska. Podbiega do mnie.
- Hej! Mam na imię Allia! W naszym języku znaczy to kochająca wodę! Założyłam twój Fan Club w Hestefil...
- Gdzie?- Pytam.
- To ta kraina. Opowiesz mi o swoich misjach? Plis...- Piszczy Allia.
- Allia daj mu spokój- Odzywa się najstarsza z dziewczyn.
- Mam na imię Lottia inaczej płynąca z wiatrem. "Rossie" jak ją nazwałeś nazywa się Rossetia, czyli ta która wywołuje tornado- Mówi złota dziewczyna. Chyba mnie nie lubi...
- Dobrze, a kim pan jest?- Pytam tego Gandalfa.
- Nazywam się Ulumien, po waszemu... radosny młodzieniec- Odpowiada. Razem z siostrą i Leo, zachowujemy się najbardziej kulturalnie jak możemy w danej sytuacji. Padamy na ziemię w ataku śmiechu. Reszta z trudem go powstrzymuje, większość nim parska i zaciska usta, a z ich gardeł wydobywają się dławiące odgłosy, robią się czerwoni. Annabeth tylko chwilę zaciska policzki, by nie wybuchnąć, ale po chwili przełyka ślinę i całkiem poważnie mówi.
- Przepraszam za nich- Wskazuje mnie, Kamę i Leona. Wciąż tarzamy się po ziemi.
- Nie szkodzi. Kiedyś to miało sens, a teraz... nieważne. Zostałem poinformowany, że jest tu dwójka dzieci Sally, a ona sama została porwana ze swoją wnuczką- Mówi, a ja momentalnie wstaję i poważnieję. Nie jest mi już do śmiechu. Patrzę na niego, a w moich oczach jest olbrzymi ból, Ann robi to samo. Leo i Kama wstają, ale wciąż mają radosne ogniki w oczach.
- Więc to wasza córka została porwana?- Pyta i patrzy na nas wzrokiem pełnym współczucia. Kiwamy głowami.
- I moja matka- Mówię z Kamilą.
- To wyjaśnia wasze zachowanie. Jacy rodzice, takie dzieci- Uśmiecha się do nas ciepło stary Gandalf, który ma na imię Ulumien inaczej "radosny młodzieniec". Dobra to już nie jest zabawne. Przez moją głowę przechodzi myśl. Trzymam Connie na rękach robię głupie miny. Pojawia się ten Ulu i mówi, że jest radosnym młodzieńcem. Słyszę czysty śmiech, mojej malutkiej córeczki. W moich oczach pojawiają się łzy. Przełykam ślinę i staram się skupić na tym co się dzieje. Ulumien prosi Rossie o pokazanie nam pokoi i mówi, że jutro wszystko omówi. No tak jest dwudziesta, a staruszek pewnie jest wykończony. Allia przez chwilę błaga o to, by iść z nami, ale w ostateczności zabiera ją Lottia. Kiedy zostajemy sami, ona mnie szybko przytula.
- Tęskniłam. Tak mi przykro z powodu waszej córki, ale pewnie nie chcecie o tym gadać. Chodźcie- Mówi patrząc na Ann. Córka Ateny jest zaskoczona faktem, że znam jakąś dziewczynę, która wywołuje tornado, jak się niedawno dowiedziałem.
- Zabieram was  do zamku, jak się rozgościcie to mogę was oprowadzić po Hestefil. Na razie pokażę wam wasze pokoje- Mówi Rossie. Idziemy przez lasy, mosty... wszystko jest takie... czyste. Po paru minutach jesteśmy już na miejscu. Fascynuje mnie to, że zamek jest otoczony, olbrzymim wodospadem. Wchodzimy do środka, a naszym oczom ukazuje się mnóstwo antyków, zbroi, broni. Widzimy też wiele gobelinów. Wykonanych tak dobrze, że przez chwilę mam zamiar zapytać się, czy nie robiła ich Atena lub Arachne. Jeden jednak przyciąga moją uwagę. Znajdują się na nim trzy elfy. Dwie dziewczyny i jeden chłopak. Wyglądają na młodych. Około dwudziestki. Moją uwagę przyciągają ich, a właściwie czarnowłosej, imię.

- Mama?- Pytam z siostrą. Stoimy przed gobelinem z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami. Nie to nie prawda. Moja mama... ona tej dziewczyny w ogóle nie przypomina! Po pierwsze Sally Jackson nie ma spiczastych uszów. Po drugie ma brązowe włosy, nie czarno- fioletowe. Jej oczy są brązowe, a nie fiołkowe. No i najważniejsze, moja matka nigdy, by się tak nie ubrała. Mniej bym się zdziwił jakby wyglądała jak Denis.
- Tak. To wasza mama. Zamknijcie usta, bo jeszcze wam coś wleci i nie ręczę za konsekwencje- Mówi Rossie. To podziałało. Zamykamy usta, ale wciąż patrzymy w szoku na naszą matkę.
- Ile oni mają lat?- Pyta moja siostra.
- Denis ma czternaście lat, Drago dwadzieścia osiem, a Sally dwadzieścia pięć...
- Co?! Przecież ja miałem wtedy... pięć lat!!!- Teraz to dopiero jestem w szoku. Moja siostra przenosi wzrok na mnie z miną "Co [cenzur]!". 
- Owszem. To ostatni gobelin, na którym są razem. Dwa lata później Drago zdradził i przeciągnął Denis na swoją stronę. Sally wyjechała z tobą do Nowego Yorku zaraz po zrobieniu tego gobelinu. Siedemnastego sierpnia...
- Chwila. Jak to wyjechała? Mieszkałem tu przez pięć lat? Przecież...
- Trzeba było Ci wymazać z pamięci to miejsce. Szybko dostałeś się do przedszkola, więc od września chodziłeś do trzeciej grupy- Odpowiada Rossie.
- To... to niemożliwe. Nie, to jest możliwe. Wyjaśniałoby również to, że nie pamiętam nic sprzed piątych urodzin. Czego jeszcze się dowiem?- Pytam retorycznie i z irytacją.
- Wiesz...
- Co, wiem?
- No... jakby Ci to powiedzieć, a właściwie jak wam to powiedzieć- Mówi patrząc to na mnie, to na moją siostrę.
- Wasza mama mówiła wam, że razem z jej dwójką rodzeństw zasiadali na tronie. I kiedy Denis i Drago zdradzili, ona zostawiła tron pod opieką Gandalfa, to znaczy Ulumien'a?
- Nie!- Krzyczymy w szoku.
- To już wiecie. W każdym razie. "Radosny młodzieniec" zmienił się w "schorowanego staruszka". Długo tego tronu obejmować nie będzie. Czas na was- Mówi. Patrzymy na nią z otwartymi ustami.
- CO?!
- Sally lub wy musicie przejąć władze. Inaczej cały ten świat upadnie. To się stanie po odnalezieniu waszej córki i matki. Dwóch dziedziczek tronu- Kamila mdleje, a ja się zaczynam chwiać. Luke łapie mnie w ostatniej chwili, a moją siostrę Leo. Staję na równe nogi, ale tak mi jest słabo, że się już nie odzywam.
- Pokażę wam lepiej wasze pokoje- Mówi Rossie. Każda para dostaje swój pokój, Luke śpi sam. Leżę na łóżku, Ann się kąpie. Zastanawiam się nad tym, czego się dzisiaj dowiedziałem. Moja przyjaciółka jest elfem wywołującym tornado. Moja mama, była super laską. Razem ze swoim rodzeństwem zasiadała na tronie. Mieszkałem w krainie elfów przez prawie pięć lat. Wyjechałem w przed dzień moich piątych urodzin. Teraz razem ze swoją siostrą mam zasiąść na tronie, albo ma to zrobić nasza mama. Moja córka jest dziedziczką tego świata. Coś przegapiłem?
- Mogę wejść?- Słyszę dostojny głos Lotti. Siadam na łóżku.
- Oczywiście- Odpowiadam. Dziwię się, bo... myślałem, że ona mnie nie lubi.
- Słyszałam od Rosseti, że dowiedziałeś się prawdy o swoim pochodzeniu- Mówi. Kiwam głową, bo wciąż jestem tą informacją zszokowany.
- Wiesz... może Sally zasiądzie na tronie, ale... prędzej czy później ty i twoja siostra będziecie musieli zająć jej miejsce- Dopowiada. Patrzę na nią. Jest taka... królewska. Idealnie nadaje się na dziedziczkę tronu. Patrząc na mnie i na Kamilę... nie wyglądamy na takich.
- Przepraszam, że się spytam, ale... ile masz lat?- Pytam, zawstydzony.
- Dwadzieścia. Allia ma czternaście- Mówi. Ha! Wiedziałem. Zastanawia mnie tylko, dlaczego ona tu przyszła. Zachowuje się jakoś, dziwnie. Zaczyna się do mnie zbliżać. Nagle silny wiatr przyciska mnie do łóżka, a ona kładzie się na mnie. Całuje mnie i obmacuje. Wyrywam się jej, ale ona tylko zwiększa nasilenie wiatru. Chcę wrzeszczeć, ale jej usta wszystko uciszają. Gryzie moją wargę bardzo, naprawdę bardzo mocno, a ja czuję metaliczny smak krwi. Zaczyna brakować mi powietrza. Duszę się.

*Annabet*

Wychodzę z łazienki i co widzę? Ta cała Lottia leży na moim Glonomóżdżku i go całuje oraz maca! Patrzę się na Percy'ego, który usilnie stara się jej wyrwać, ale coś go powstrzymuje. Zauważam, że jego włosy rozwiewa wiatr i już rozumiem. Ta elfia złota lafirynda przyciska wiatrem mojego męża do łóżka i go całuje i molestuje! Szybko zdejmują ją z syna Posejdona. Dostrzega mnie i zamienia się w złotą smugę wiatru, która po chwili znika. Patrzę na chłopaka. Kaszle dławiąc się, a z jego ust obficie leci krew. Podchodzę do niego i widzę, że ma rozwaloną połowę dolnej wargi. Zaczynam się śmiać, ale już po chwili poważnieję. Idę po jakieś chustki. Przykładam je do ust Glonomóżdżka, który przestał kaszleć, ale wciąż dyszy. Mówię Percy'emu, żeby trzymał materiał przy ustach, a sama zaczynam szukać apteczki. Po chwili wracam i zaczynam oczyszczać i opatrywać rozwaloną wargę.
- Zostawić Cię na chwilę samego, a już rzuca się ktoś na ciebie. Chłopak krzywo się uśmiecha. Patrzę na niego i wybucham śmiechem. Robi obrażoną minę i wstaje z łóżka. Idzie do łazienki.
- Percy- Odzywam się, a chłopak odwraca się w moją stronę.
- Może pójdę z tobą. Wiesz... jeszcze napadnie Cię prysznic lub umywalka, a może woda...- Chłopak wchodzi do łazienki, a ja zaczynam tarzać się po łóżku i śmiać. Komizm tej sytuacji mnie jednak trochę niepokoi.
_________________________________________________________________________________

Nowy rozdział w tym tygodniu. Czemu moja wena działa w nocy? O północy wymyślałam cały rozdział. Gdybym go w tedy pisała pewnie byłby co najmniej dwa razy dłuższy, ale nie... moja mama kazała mi wyłączyć laptopa, a sama zrobiła to z netem. Ach! Wszyscy przeciwko mnie! Matka! Wena działająca w nocy i niedająca mi spać! Kiedy w końcu zasypiam jest czwarta, budzę się o dziewiątej i później siedzę przed kompem i zastanawiam się nad tym jaki miałam plan, rozdział ułożony w głowie, a później wychodzi mi coś takiego. Dobra, mam nadzieję, że rozdział mimo wszystko się podobał. Wstawiam zdjęcia tych trzech dziewczyn do strony z bohaterami, bo odegrają ważniejszą rolę niż Ulumien, a poza tym wiecie jak wygląda Gandalf, a jak nie to wpiszcie sobie w google. Pozdrawiam
~Nati~

10 komentarzy:

  1. Naprawdę rozdział jest aż tak kiepski, że bez komentarza? Plisss... skomentujcie...
    ~Nati~

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi sie bardzo podoba i niemoge sie doczekac nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi sie bardzo podoba i niemoge sie doczekac nexta

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział ŚWIETNY (jak każdy) Nie wiem dlaczego ci się aż tak nie podoba. Nie moge doczekać się następnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział mi się podoba, ale nikt nie komentował, więc się przestraszyłam, że coś źle itp.

      Usuń
  5. Kiepski ? On jest gebialny ! Przepraszam , kochana , że nie komętowałam aczkolwiek ostatnio mam sporo na głowie i rzadko wchodzę na strony internetowe tego typu . Mam nadzieje że nowy rozdział już niedługo ~ Irminka 91 ( konto siostry) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi, rozumiem i dziękuję. :)

      Usuń
    2. Nie szkodzi, rozumiem i dziękuję. :)

      Usuń
  6. Sory że nie skomentowałam wcześniej ale byłam w podróży. :* rozdział genialny Trochę tarzałam się ze śmiechu. Ta... ,,trochę''... no ale lecę przeczytać kolejny rozdział. Papa!!! CÓRKA NEPTUNA

    OdpowiedzUsuń