wybrańcy

wybrańcy

poniedziałek, 13 lipca 2015

rozdział 79

*Annabeth*

Śni mi się jakieś jasne pomieszczenie. Jest wielkie. Pełno w nim lśniących złotem mebli, dużych okien z witrażami. Sufit jest szklany, a podłoga błyszcząca. Za oknami widzę białą, gęstą mgłę. Rozglądam się. Prócz mnie w pomieszczeniu znajdują się Thalia, Nico, Kamila, Leo, Jason, Piper, Luke, Charles i Silena.  Nigdzie nie widzę Percy'ego. Zaczynam się niepokoić. Nagle słyszę odgłosy walki za drzwiami. Wsłuchuję się w nie i dobiega do mnie ryk mojego męża oraz jakiś inny, nieznany mi diaboliczny śmiech.
- Wypuść moją córkę i matkę ty [cenzura]!!! Słyszysz [cenzura]?!!!- Wrzeszczy. Bez zastanowienia podbiegam do drzwi. Chcę je otworzyć, ale kiedy dotykam złotą klamkę... budzę się.
- Cześć- Wita mnie słaby uśmiech Percy'ego. Przytulam się do niego.
- Hej- Mówię zaskakująco spokojnym głosem. Całujemy się. Mój mąż już jest ubrany. Czarne jeansy, podkoszulek, bluzę i new balance'y. Wszystko było w tym samym, ciemnym kolorze. Potargane włosy, blada twarz i delikatne cienie pod oczami z tym strojem dawały efekt prawdziwego syna Hadesa, a nie roześmianego dziecka Posejdona. Przeszywam go wzrokiem i wchodzę do łazienki. Ubieram jeansy z dziurami, czarną bluzkę na ramiączka, w tym samym kolorze bransoletkę, glany z ćwiekami na obcasie. Kruczą torebkę i czerwone kolczyki. Czarną czapkę założyłam na jasne, rozpuszczone włosy(strój Ann jeśli nie odpala to sory ~ od autorki). Wychodzę z łazienki.
- Idziemy na śniadanie?- Pytam.
- Idź, ja... ja chcę zostać chwilę sam- Mówi, a ja zaczynam rozumieć, że powstrzymuje  łzy. Chyba i jego koszmary nie oszczędzały. Kiwam głową i udaję się do mesy. Na miejscu są wszyscy. Spoglądają na mnie z lekkim zdziwieniem i niemym pytaniem o syna Posejdona. Biorę coś do jedzenia i siadam przy stole.
- Długo jeszcze będziemy lecieć?- Pytam.
- Nie. Będziemy tam dziś wieczorem- Odpowiada Leo. Kiwam głową i zajmuję się moją jajecznicą i kakao'em (?).
- Percy śpi?- Pyta cicho Kama.
- Nie... chce pobyć chwilę sam- Odpowiadam, a ona kiwa głową. Panuje niezręczna cisza.
- To... jak myślicie? Co zastaniemy na miejscu?- Pytam, bo zaczynają przechodzić mnie dreszcze.
- Możemy spodziewać się wszystkiego. Mam nadzieję, że znajdziemy jakiś... ślad- Mówi Jason uważnie mnie obserwując.
- Dobra słuchajcie, bo nie będę tego powtarzać po raz drugi- Mówię stanowczym głosem. Wszyscy na mnie patrzą. Na ich twarzach maluje się zdziwienie, wręcz szok.
- To, że Connie i Sally zniknęły przygnębia mnie, wcześniej załamało, ale wiem, że muszę się trzymać. Traktujecie mnie i Percy'ego inaczej, ostrożnie, nie poruszacie tematu porwania. To wnerwia. Przecież jesteśmy na misji i musimy o tym rozmawiać. Nie patrzcie się na mnie jak na bombę, która w każdej chwili może wybuchnąć. Albo jak na załamaną dziewczynkę, bo nie jestem nią. Percy wczoraj uświadomił mi bardzo ważną rzecz i teraz ja chcę to zrobić wam. Jesteśmy herosami i nie możemy się załamywać. Proszę traktujcie nas normalnie. Wiadomo mogą pojawić się sytuacje takie jak teraz z Percy'm, że będziemy chcieli zostać sami w pokoju i przemyśleć wszystko, wypłakać się, ale w takiej sytuacji to normalne. Proszę was nie traktujcie nas inaczej- Mówię. Oni się nie odzywają. Wyglądają na zaskoczonych, ale też zawstydzonych. Chyba zrozumieli o co mi chodzi i zrobiło im się głupio, że tak nas traktowali.
- Przepraszamy- Odzywają się cichym chórem. Po tej rozmowie wszystko idzie szybko. W końcu zaczynamy normalnie rozmawiać. Oni nie patrzą już na mnie zaniepokojonym wzrokiem. Po dwóch godzinach mamy już ustalony plan. Postanawiam sprawdzić co z Percy'm. Wchodzę do pokoju, ale go nie zastaję. Słyszę jakąś rozmowę w łazience. Pukam i drzwi się otwierają. Widzę mojego męża gadającego przez iryfon. Przyglądam się obrazowi. Widzę w nim Thalię i śpiącego Nica.
- Cześć Ann- Dziewczyna uśmiecha się do mnie. Syn Hadesa jest blady, a córka Zeusa ma całą twarz umazaną w brązowej, lepkiej mazi.
- Nico wylądował w błocie- Odpowiada na niezadane pytanie moja przyjaciółka.
- O czym rozmawialiście?- Pytam.
- Mówiłam właśnie Percy'emu, że łowczynie są niedaleko was. Chyba również podążają do krainy elfów. Myślę, że spotkamy się na miejscu dziś lub jutro- Mówi. Patrzę na lekko zaczerwienione oczy syna Posejdona. I w moich oczach zbierają się łzy.
- Znajdziemy je. Przynajmniej porwał je ktoś stamtąd, a nie Polybotes, czy Tartar. Nie przejmuj się- Mówi, widząc moją minę. Przytulam się do niego i uspokajam. Thalia patrzy na nas i udaje odruchy wymiotne.
- Walnąłbym Cię, ale niestety to tylko iryfon- Zauważa ją Percy i udaje załamanego.
- Z ust mi to wyjąłeś- Odpowiada moja przyjaciółka. Na obu twarzach pojawia się mega skupienie. Nagle dziewczyna zostaje oblana wodą. Percy wybucha niekontrolowanym śmiechem, a Thalia krzyczy z wściekłości. Nico zrywa się z ziemi z mieczem. Rozgląda się przez chwilę i pada na ziemię z wybuchem śmiechu. Thalia trafia w miejsce niedaleko niego piorunem, a on się uspokaja, ale tylko na chwilę, bo później znowu tarza się po ziemi.
- Doigrasz się Perseuszu Posejdonie Jacksonie!- Warczy na niego i kończy połączenie. Patrzę na swojego męża, który wyglądał jak obrażone, pięcioletnie dziecko. Teraz ja wybuchłam śmiechem. On chwycił mnie w talii. Zaczęliśmy się całować.

*Jason*

Ann ma rację. Nasze zachowanie tylko ich wnerwia i dołuje. Kiedy tylko córka Ateny wszystko nam wyjaśniła, zaczęliśmy zachowywać się normalnie. Rozmowa zaczęła się kleić. Po dwóch godzinach wszystko już omówiliśmy. Annabeth postanawia sprawdzić, czy u Percy'ego wszystko w porządku, a ja i Piper postanawiamy pójść na górny pokład.
- Kocham Cię Pipes- Mówię, kiedy opieramy się już o reling.
- Kocham Cię Jasie- Odpowiada i wybuchamy śmiechem. Nagle poważnieję i chwytam ją w talii. Unoszę się w powietrzu i wystawiam ją za pokłada. Dziewczyna zaczyna krzyczeć.
- Jason, co Ci odbiło?!
- Nigdy, ale to nigdy nie mów do mnie "Jasie"- Mówię i wracam z nią na pokład. Śmiejemy się, kiedy nagle słyszymy kroki. Po chwili widzimy Percy'ego i Ann. Śmieją się, a wręcz płaczą ze śmiechu.
- Co się stało?- Pyta Piper, która wciąż się śmiała.
- A wam?- Odpowiada pytaniem córka Ateny.
- Pierwsza spytałam- Mówi moja dziewczyna.
- Oblałem Thalię przez iryfon- Mówi Percy, a ja wybucham śmiechem.
- Musiała mieć nieziemską minę
- Owszem- Pokazuje mi aparat ze zdjęciem mojej siostry. Córka Afrodyty pada na ziemię i ryczy ze śmiechu, a ja szybko do niej dołączam. Dwójka przyjaciół jest schylona w pół i również się śmieje.
- Ej! Co to za zabawa i czemu mnie tu nie ma?- Słyszę głos Leona. Otwieram załzawione ze śmiechu oczy i zauważam pozostałych. Percy mówi co się stało i pokazuje zdjęcie mojej siostry. Po chwili wszyscy tarzamy się po podłodze. Tego nam brakuje, właśnie takich chwil, pełnych śmiechu.

*Percy*

Po godzinie uspakajamy się i zawieszamy zdjęcie Thalii w mesie. Każdy kto na nie spogląda ryczy ze śmiechu. W tej chwili znajdujemy się na górnym pokładzie i wychylamy się przez reling. Za chwilę mamy lądować w krainie elfów. W miejscu, gdzie wychowała się moja mama. Teraz może tam być i ona i moja mała córeczka. Widzę zielone, kwieciste wzgórza. Niebo jest bezchmurne. Zaczynam wyczuwać wodę, oceaniczną wodę. Nagle pojawia się gęsta, biała mgła. Wlatujemy w nią i naszym oczom ukazuje się...
_________________________________________________________________________________

Rozdział krótki i taki sobie. Przepraszam, że tak późno dodaję, ale przez cały weekend latałam po lekarzach. Okazuje się, że mam skręconą kostkę, ale miałam wrażenie, że złamaną. Nowy rozdział w tym tygodniu. Już niedługo wszystko zostanie wyjaśnione, bo nie wyrobię. Przyśpieszam akcję i w następnych rozdziałach to zauważycie. Pozdrawiam
~Nati~

6 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział. Jak ja żałuję że nie widziałam miny Thalii :-( :-( :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Ja wiedziałam w swojej chorej wyobraźni. :)
    ~Nati~

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow sama się tarzałam ze śmiechu na osłabienie Thalii przez iryfon!!! Cudowny rozdzial. Masz chora wyobraźnię. Szybko wracaj do zdrowia. Twoja siostra przyrodnia.
    CÓRKA NEPTUNA

    OdpowiedzUsuń