wybrańcy

wybrańcy

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

rozdział 51 "Przerwana uroczystość cz.1"

*Violetta*

- Odpuście ich sobie! Teraz są pod ścisłą kontrolą Bogów. Jeśli jeszcze raz na nich napadniemy, to nas złapią! Przypominam, że to ulubieńcy Bogów i doskonale wiedzą, a jak nie to i tak widzieli ślady, po tym co im zrobiliśmy! Nie mam ochoty przechodzić przez te tortury!- Hugo wrzeszczał tak na nas od godziny. Szczerze nie wiem dlaczego on się tak stresuje? Włamaliśmy się na Olimp i to pod nosem Apolla! Włamanie do obozu, bułka z masłem. Wystarczy tylko jeszcze włamać się i kogoś porwać. Nie musi to być nawet Pelsiak, czy Grece.
- Słuchajcie, niedługo odbędzie się ślub Jacksona. To idealny moment by porwać kogoś z ich przyjaciół. Nasza dwójka na pewno wyruszy na misje, by go odbić. Prosto w naszą pułapkę- Powiedziała Isabel. To, był plan.
- Złapią nas. Na ślubie i weselu będzie masa osób.Bogowie będą pośród wyszkolonych herosów. Nie ma szans- Hugo zawsze taki jest. Jest tchórzem zazdrosnym o swoją siostrę, bo zakochała się w synu Zeusa. Po pewnym czasie chłopak w końcu się zgodził.
- Ślub już jutro, bierzmy się do roboty- Powiedziałam.

*Percy*

Normalnie kiedy zaczynasz planować ślub, masz sporo czasu. W moim przypadku o swoim ślubie dowiedziałem się wraz ze swoją narzeczoną ostatni. Kto, by pomyślał, że już po trzech dniach wszystko będzie gotowe. Dziś mój wielki dzień. Siedziałem sobie na basenie z Posejdonem i uczyłem się nowych sztuczek. Było to nawet zabawne. Dajmy na przykład to, że notorycznie zwalałem Posejdona do wody. Kiedy ponownie wylądował w basenie, nie wytrzymał.
- Skup się. Wiem, wiem, ślub itp., ale powinieneś się czymś zająć. Jesteś strasznie zdenerwowany i zdezorientowany- Powiedział.
- Wcale nie. Jestem spokojny i niczym się nie przejmuję! Nie widać?!
- I dlatego na mnie wrzeszczysz?- W sumie miał rację. Strasznie się denerwowałem i bałem, że coś nie wyjdzie. Moja intuicja dawała o sobie znać. Odetchnąłem głęboko.
- Ja po prostu... Ja nie mogę pozbyć się takiego... takiego wrażenia, że to wszystko zakończy się jakąś katastrofą. Sam nie wiem...
- Rozumiem Cię, ale się nie martw. Na uroczystości będzie masa Bogów. Macie zapewnioną ochronę i pomoc. Nie przejmuj się. Chociaż w sumie... Nikt już Cię nie obroni przed katastrofą związaną ze ślubem. Wiesz... morze nie lubi węzłów- Odpowiedział, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem na ostatnie słowa.
- Przed tym nie chcę się bronić- Powiedziałem.
- Percy tylko... wiesz jeśli zrobisz cokolwiek co zrani Ann... pamiętaj mamy wtedy oboje przerąbane u Ateny, a wątpię by cokolwiek, nawet najsilniejszy urok Cię przed nią obronił- To mnie trochę zdziwiło. Czyżby Posejdon coś wiedział? Może... I tak już wiem co zrobić, by do tego nie doszło. Dam radę.
- Nigdy do tego nie dojdzie- Powiedziałem grobowym tonem. Posejdon się wzdrygnął, ale od razu się opanował.
- No mam nadzieję, bo ja nie mam ochoty cierpieć przez całą wieczność z powodu...
Usłyszeliśmy wrzask Afrodyty, że mamy natychmiast przyjść, bo inaczej rzuci na nas jakąś klątwę, czy co.
- Lepiej chodźmy, bo zaraz będziemy mieć wściekłą boginię, rzucającą urokami na prawo i lewo- Powiedziałem i wyszliśmy z basenu. Siedziałem w którymś z pokoi, aktualnie zajętym przez Afrodytę i słuchałem narzekań na rozerwany policzek. Tak, o dziwo nektar i ambrozja nie zadziałały i wciąż miałem ranę na lewym poliku i przedziurawioną na wylot prawą dłoń.
- Może to jakoś zatuszujemy? Zaraz gdzie ja miałam ten podkład i puder?- Zaczęła grzebać w swojej kosmetyczce, a ja rzuciłem błagalne i trochę przerażone spojrzenie Apollinowi i Posejdonowi, którzy stali w wejściu. Mój ojciec ledwo powstrzymywał się przed wybuchem śmiechu. Na szczęście Apollo, był wyraźnie zdenerwowany i zaczął machać przecząco głową.
- Nie możesz tego zrobić! Afrodyto jeśli przykryjesz to toną make-upu, to może wdać się zakażenie. Będzie to wyglądać jeszcze gorzej- Powiedział z jakimś napięciem.
- To czym niby mam to zamaskować?!- Krzyknęła Bogini i dla efektu wskazała na moją twarz prawie mnie w nią uderzając.
- Mam pewien pomysł...- Zaczął Apollo.
- Czyżby? Czy w godzinę przeprowadzisz jakąś operacje, czy zabieg i wyleczysz, coś czego nie możesz się pozbyć od dwóch dni?- Prychnęła.
- Nie... Mam BEZPIECZNĄ maść, która przykryje ranę i nie doprowadzi do zakażenia, ale...
- To dlaczego nie przykryłeś jej wcześniej?!
- Ponieważ nie było takiej potrzeby, a rana mimo wszystko nie powinna być przykryta. To może powodować opóźnienie w procesie gojenia- Odpowiedział.
- Jakby w ogóle taki proces się zaczął- Prychnęła. - Mógłbyś w końcu to przykryć? Mamy zaledwie pięćdziesiąt minut!- Apollo wyczarował z powietrza jakieś pudełeczko, a w środku znajdował się jakiś malinowy krem. Spojrzałem pytająco na Boga.
- Nie martw się maść nie zostawia śladów. Jedyne co robi to zostawia delikatny zapach malin i ich smak, była jeszcze inna, ale tamta zostawiała smak i zapach błota i krowiego łajna, więc...
- Nie ma sprawy- Powiedziałem pośpiesznie skacząc w duchu z radości. Myślę, że wtedy Ann nie pocałowałaby mnie już do końca świata. Kiedy Apollo nałożył "malinową maść" zdziwiłem się, bo myślałem, że czeka mnie nieopisany ból, a tymczasem to właśnie męki po ranie zelżały. Przyjąłem to z wielkim entuzjazmem. Kolejne dwadzieścia minut spędziłem na przebieraniu się w garnitur i wysłuchiwaniu uwag Afrodyty o tym, że mógłbym wyglądać o wiele lepiej gdybym nie strzelał focha. Super! Na szczęście czas uciekał, więc ruszyliśmy w stronę miejsca, gdzie ma się odbyć uroczystość. Fajnie, że nie miałem pojęcia dokąd idę i, że nie wiedziałem co zastanę na miejscu. Po prostu ekstra! Tak to był sarkazm. Byłem wściekły i bałem się co zastanę na miejscu. Mam nadzieję, że Afrodyta nie postanowiła się odegrać za ten "mały bunt" w przymierzalni.

*Annabeth*

Byłam już gotowa. Stałam teraz na samym początku ścieżki zrobionej z kwiató, a na końcu stał Percy. Widok, był... zdumiewający. Spodziewałam się przepychu i różu, a tu...  po prostu plaża, kwiaty, krzesła. Nawet nie było widać wtrącających się mocy Bogów.


Moja sukienka, była fantastyczna. Nigdy sama, bym jej nie wybrała, ale... kurczę ta suknia była... po prostu MOJA!

Percy wyglądał cudownie. Bogowie zatuszowali ranę na jego policzku. Moje przedramię również pokrywała maść. Zdziwiło mnie, że nie posmarowali nią dłoni chłopaka. Wciąż przykrywał ją nowo nałożony, gruby bandaż. Stał na końcu mojej drogi i się uśmiechał w ten swój sarkastyczny sposób, w którym się zakochałam(wiem na zdjęciu się nie uśmiecha - od autorki).
Mój ojciec poprowadził mnie do "ołtarza", a ja stanęłam i spojrzałam w ten niesamowite oczy mojego męża. Nie mogłam uwierzyć, że już za chwilę będziemy małżeństwem. Chciałam krzyczeć z radości. Jedyna rzecz jaka mnie wnerwiała to to, że Hera udzielała nam ślubu, ale jakoś to przebolałam. Nasza przysięga małżeńska i "pierwszy pocałunek młodej pary", były cuuudowne, niezapomniane. To, był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Po ślubie, zaczęło się nasze wesele. I oczywiście pierwszy taniec. Nie mogłam się tego doczekać, bo tak naprawdę nie ćwiczyliśmy. To będzie komedia.

2 komentarze:

  1. Zarąbiste to ja Jaden Shiver ale na koncie moim i koleżanki naprawdę ekstra rozdział teraz niech tyłków wyjadĄ do hogwartu( sArkazm) chociaż niezły pomysł...

    OdpowiedzUsuń
  2. No,no z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń