wybrańcy

wybrańcy

czwartek, 23 kwietnia 2015

rozdział 49 " Przedślubna gorączka Afrodyty"

*Percy*

Od tygodnia dręczą mnie koszmary. Dokładnie tydzień temu spotkałem się z wyrocznią, a on musiała mi wszystko wyjaśnić. Zawsze trzeba było się wszystkiego domyślać, a ona nagle wszystko wyjawia, tłumaczy i nawet dyskutuje ze mną na ten temat! No normalnie szczyt wszystkiego! Wiem, sam zawsze narzekałem na niejasność przepowiedni, ale teraz wszystko cofam. Na prawdę macie prawo mnie walnąć jak znowu zacznę narzekać na niejasne przepowiednie. Tak nawiasem mówiąc Ann też ma takie prawo, więc z chęcią zrobi to za was. Co się teraz dzieje? Właśnie trwają przygotowania do mojego ślubu i wesela. Tak wiem uroczo i powinienem skakać z radości, ale biorąc pod uwagę fakt, że niedługo wyruszamy na misję, a ja będę musiał chronić dziesięcioro półbogów i moją żonę w ciąży. Postanowiłem jednak nie zamartwiać się tym wszystkim i przymierzyć chyba setny garnitur na tę uroczystość. Może od początku. Do tej pory nie rozmawiałem z nikim na temat przepowiedni. Kiedy wracaliśmy do naszego domu natknęliśmy się na braci Hood, którzy z co najmniej połową obozowiczów stała i wołała "Ślub! Ślub! Ślub!". W tamtej chwili byłem tak roztrzęsiony, że ledwie to do mnie docierało. Annabeth musiała, więc sama ich uspokajać. Po chwili jednak, kiedy wszyscy obozowicze, satyrowie, driady i nimfy dołączyli do wołających, poddała się. Tak, więc nasz ślub i wesele miało się odbyć w ekspresowym tempie, bo gdy tylko Ann wykrzyknęła " Dobra!" znikąd pojawiła się Afrodyta i razem ze swoimi dziećmi zaczęła wszystko szykować, narzekając przy tym, że musimy się naprawdę śpieszyć, by sukienka nie była zbyt obcisła na brzuchu. No w sumie Ann jest w trzecim miesiącu ciąży, a jej brzuch nabiera kształtów, ale jak dla mnie to moglibyśmy wziąć ślub w obozowej koszulce i dżinsach, a i z dzieckiem w wózku. Co za różnica! Niestety dziś z samego rana Afrodyta wybrała się z nami po ciuchy na wesele. Ann poszła z Ateną, Thalią, Emilii, Kamilą, Piper oraz Hazel. Mi przypadli Posejdon, Nico, Josh, Leo, Jason i Frank. Grover i Kalina mieli ważniejsze sprawy, a właśnie mówiłem już, że zostanę wujkiem? Nie? No to muszę powiedzieć, że od wczoraj nim jestem. Dziwne, że to przegapiłem..., a no tak przepowiednia, stres, szpital, sam się dowiedziałem tego dopiero wczoraj, widać Grover też był zajęty. W końcu latał ode mnie do Kaliny. Teraz zrozumiałem jego zmęczenie. Wracając od kilku godzin przymierzam garnitury, moi przyjaciele jak i "kochany tatuś", mają z tego niezłą bekę. Afrodyta biega od Ann do mnie i krytykuje każdy strój, który wcześniej sama wybrała! Naprawdę nie wiem jak Annabeth to znosi, ale biorąc pod uwagę to, że kiedy ostatni raz widziałem Afrodytę, była oburzona myślę, że tak samo jak ja.
- Ty też zaczniesz tutaj strzelać focha i nie wyjdziesz z przymierzalni?!- Usłyszałem zdenerwowany głoś Bogini. No to już wiem co robiła Annie i w sumie to był genialny plan.
- Tak!- Odkrzyknąłem tylko. Miałem po prostu dość.
- Super! Po prostu super! Macie natychmiast wyjść z tych durnych przymierzalni i mam w głębokim poważaniu to, że możecie pójść w normalnych ciuchach! Nie wyjdziemy z tego salonu dopóki nie będziecie wyglądać jak idealna para młoda! Mamy do załatwienia jeszcze ważniejsze sprawy niż jakieś durne stroje weselne!- Afrodyta wybuchła, a ja z szoku wyłoniłem głowę za kotary, a szczęka opadła mi chyba do podłogi. Zobaczyłem, że głowa Ann wyłaniająca się zza zasłony dzielącej część żeńską z męską, jest w takim samym stanie co ja. Nasi towarzysze, w tym Bogowie, również wyglądali na mega zszokowanych. Afrodyta powiedziała " durne stroje weselne"? Popatrzyłem się z Ann najpierw na Boginię, a później na siebie, uśmiechnęliśmy się do siebie i zasłoniliśmy kotary. Może Afrodyta zostawi nas w spokoju i pójdzie załatwiać te "ważniejsze sprawy".
- Świetnie, sama wybiorę wam stroje bez konsultacji z wami i nie ręczę za to co z tego wyjdzie, bo mnie naprawdę wkurzyliście!- Dobra chciałbym powiedzieć, że siedzieliśmy w przymierzalniach nie ugięci, ale już wyobrażałem sobie nasze stroje i szczerze powiem wolałbym już zmierzyć się z całą armią Ares'ów, Kronos'ów i innych niż włożyć taki strój, Annabeth widocznie pomyślała o tym samym, bo wyszła z przymierzalni i odsunęła dzielącą nas zasłonę.
- No, skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy, marszem do przebieralni i czekajcie na kolejny strój- Powiedziała triumfalnie Afrodyta, a my rzuciliśmy jej spojrzenie godne seryjnego mordercy. Naprawdę po co była ta afera z nie wychodzeniem z przebieralni skoro i tak czekaliśmy na kolejne kreacje Afrodyty. Oboje głośno westchnęliśmy i wróciliśmy za kotary. Po dwóch godzinach męczarni w końcu mieliśmy strój, który "nawet się nadawał, ale gdybyśmy nie strzelali fochów to byłby to na pewno o wiele lepszy strój, a ten nawet mu do pięt nie dorównuję", jak to pięknie ujęła Afrodyta. Bogini postanowiła nie mieszać na w te " ważniejsze sprawy", więc wróciliśmy do domu. Naprawdę byłem wykończony.
- Podoba Ci się twoja "nawet nadająca się" kreacja?- Spytałem Ann.
- Jest wspaniała i chyba gdybym się tam nie rozpłakała razem z Ateną to Afrodyta nigdy, by nie odpuściła. A tobie podoba się ten twój " nawet nadający się" strój?- Oczywiście znała odpowiedź. To, że pomiędzy nami była zasłona nie oznaczało, że siebie nie słyszeliśmy.
- Oczywiście, chociaż moje skoki pod sam sufit i dziękowanie Bogom na kolanach było ulgą, że to już koniec- Odpowiedziałem i nie, nie żartowałem i to nie była przenośnia.
- Tak... wiesz, że większość naszych towarzyszy to nagrała?
- Nazwiska- Powiedziałem głosem nie znoszącym sprzeciwu i jednocześnie spojrzałem na nią spod przymrużonych powiek.
- No wiesz... Na pewno Grece...
- Ale Thalia czy Jason?
- Kazałeś podać nazwiska- Usprawiedliwiła się Ann.
- Dobra, kto jeszcze?
- Grece, Grece, di Angelo, Sun, Moon, Mclean, Valdez i Jackson
- Jackson!!!- Usłyszeliśmy wściekły głos Clarisse.
- Co?!- Odkrzyknąłem, ale jak zwykle z Kamilą.
- Mamy do pogadania!- Dziewczyna, była wściekła.
- Co znowu zrobiłem?
- Co znowu zrobiłam?
- Och przymknijcie się wreszcie!- Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałem dziewczynę w takim stanie, zwracając się do mnie. Chyba jak "przez przypadek" oblałem ją wodą z kibla.
- Ale o kogo Ci chodzi? Co się stało?- Spytała uspokajająco Annabeth. Chyba domyśliła się, że razem z siostrą zaraz znowu coś palniemy i pogorszymy sytuację.
- Chodzi mi o twojego przyszłego męża- Kamila odetchnęła z ulgą i wybuchła śmiechem. Miałem ochotę ją trzepnąć, więc nie zdziwiłem się jak po chwili stała cała mokra i patrzyła na mnie z mordem w oczach.
- O co chodzi?- Powtórzyła pytanie Annie.
- O to, że podobno dziękował bogom na kolanach i skakał z radości pod sam sufit, a mnie przy tym nie było! Na dodatek nikt nie chce pokazać mi nagrania, na którym to uwieczniono- Powiedziała córka Aresa.
- Spoko, Kamila może pokazać Ci te nagranie, a ja przy okazji się pośmieję- Odpowiedziała.
- Że co proszę?
- Percy wyluzuj się- Odpowiedziała moja "kochana" siostra i już po chwili pokazywała nagranie Clarisse. Po prostu super. Gorzej już chyba być nie może! Oczywiście te moje "wspaniałe wyczucie czasu". Mogło być i to bez porównania o wiele, wiele, wiele gorzej.
_________________________________________________________________________________

Hej. Pozdrawiam wszystkich. Chciałam was poinformować, że nie wiem czy nowa notka pojawi się jeszcze w tym tygodniu, bo wyjeżdżam na weekend, ale do wtorku na sto procent będzie. Dzięki za twoje wcześniejsze pomysły Jaden Schiver. Jakbyś miała jeszcze jakieś to pisz, tak jak i zachęcam do tego wszystkich swoich czytelników. Pozdrawiam jeszcze raz i proszę o komentarze. 
~Nati~

1 komentarz:

  1. Dzięki teraz mnie naaaaprawdee wciągnełaś czekam na next. Piszesz może jeszcze inne blogi chętnie poczytam. Moje pomyseły:
    - ktoś porywa kogoś z wesela( nie perciego i nie Ann) i ceremonia jest przerwana.

    OdpowiedzUsuń