wybrańcy

wybrańcy

piątek, 24 kwietnia 2015

rozdział 50 "Potwory w obozie"

*Percy*

Nagle usłyszeliśmy ryk potworów. Byliśmy jeszcze w obozie, więc pomyślałem, że i tak bariera ich powstrzyma. Ja naiwny. Już po chwili stałem z orkanem, opierając się plecami o Ann. Na przeciwko nas było jakieś osiem Minotaur'ów i pięć piekielnych ogarów, były też dwa cyklopy i trzy mantikory. Bałem się o swoją narzeczoną. Tak szczerze miałem nadzieję, że to kolejny koszmar. Niestety to nie sen, przepowiednia zaczęła się spełniać.

*Annabeth*

Razem z Percy'm nie atakowaliśmy. Ja byłam w trzecim miesiącu ciąży, a mój narzeczony, dawno nie ćwiczył i szybko się męczył. Po ostatniej wojnie z Kronosem, w obozie znajdowało się o wiele więcej obozowiczów, ale większość wróciła na rok szkolny do domu. W obozie znajdowali się tylko: Thalia, Nico, Josh, Emilii, Jason, Piper, Frank, Hazel, Leo, Kamila, Clarisse, bracia Hood i jakiś chłopak i dwie dziewczyny od Apolla. Te dwie dziewczyny to bliźniaczki i ich chłopakami byli synowie Hermesa, a chłopak to Chris, "szczęściarz" od Clarisse, no i oczywiście ja i Percy. Wracając jak już zdążyliście się zorientować dużo nas nie było. Zaledwie osiemnaście osób, na osiemnaście potworów. Oczywiście nie było żadnego opiekuna, bo było jakieś zebranie na Olimpie z powodu "nowej przepowiedni" lub innymi słowy " nowej misji". Zaczęłam szybko obmyślać strategie. Ja i Percy mieliśmy marne szanse i oboje mieliśmy "zakaz" walki. Nim jednak zdołałam się nad tym poważnie zastanowić rzucił się na mnie Minotaur. Percy od razu skoczył na niego, a w jego oczach widziałam wściekłość. Zawsze tak miał jak ktoś atakował mnie, a od kiedy miał potwierdzenie, że jestem w ciąży to wpadał w furię jak ktoś mnie chociaż dotknął! Rozejrzałam się, by zobaczyć jak radzą sobie inni. Jason i Thalia walili piorunami w parę cyklopów. Piper, Hazel i Clarisse walczyły z trzema mantikorami. Josh i Emilii zajęli się dwoma piekielnymi ogarami, a Nico (używając szkieletów i swoich "mrocznych mocy") zajął się pozostałymi "psami". Podwójna para bliźniąt rzuciła się na Minotaura, a Kamila (używając wody ; dlaczego Percy na to nie wpadł?) i Leo (używając ognia) załatwiali dwa kolejne. Frank ( tak, to chyba był Frank) zamienił się w "małego" smoka i rozwalił jeszcze trzy pozostałe potwory. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że brakuje mi jeszcze jednego Minotaura. Za późno. Nagle poczułam silny ból w przedramieniu. Minotaur wbił mi cały róg w rękę, a ja zostałam przygnieciona do drzewa. Straciłam przytomność.

*Percy*

Szybko skończyłem ze swoim potworem i spojrzałem na Ann. Była przygniatana do drzewa przez ostatniego Minotaura, a w jej przedramieniu tkwił czarny róg. Podbiegłem i wbiłem we włochate plecy potwora orkan, aż po rękojeść. Usłyszałem przeraźliwy ryk i potwór zniknął, zostawiając róg (jako "trofeum") w ręce mojej narzeczonej. Chłopak Clarisse (wiem, wiem, biedak, ale ale mam ważniejsze sprawy na głowie) podbiegł do nas i wyjął róg z przedramienia Ann. Od razu zaczęła tryskać krew, ale Chris miał apteczkę. Szybko zaczął tamować krwotok, moim zadaniem było nafaszerowanie Ann nektarem i ambrozją. Ręce mi się trzęsły jak nigdy! Bałem się o nią i dziecko. No tak mogłem się tego spodziewać. Bogowie jaki ja byłem głupi! Sam gadałem z przepowiednią, wszystko przemyślałem, to ja miałem oberwać! Jedyne szczęście w nie szczęściu to to, że róg nie wbił jej się w brzuch, głowę lub serce. Chris zdołał już zatamować krwotok i zabandażował ranę. Razem z nim przeniosłem Ann do wielkiego domu i zawiadomiliśmy Chejrona o ataku. Nasi przyjaciele wyszli z tego z jakimiś zadrapaniami. Sam miałem rozcięty policzek i przedziurawioną rogiem "swojego" Minotaura rękę. Ból, był koszmarny, ale miałem to w nosie. Najważniejsza była Ann. Kiedy po paru minutach zjawił się Apollo, miałem mroczki przed oczami i dostałem wysokiej gorączki, ale i tak uparcie twierdziłem, że nic mi nie jest. Emilii jednak od razu zajęła się moim polikiem i dłonią.
- Jeśli powiesz mi jeszcze raz, że nic Ci nie jest, to osobiście Ci przywalę- Wycedziła przez zaciśnięte zęby. Nie odezwałem się więc już ani słowem. Apollo powiedział, że z Ann i Jess nic nie jest i muszą tylko odpoczywać. Bóg kiedy mnie zobaczył natychmiast mnie zbadał. Niestety nic z tego nie pamiętam, bo gdy tylko wstałem (podtrzymywany przez Apolla) momentalnie zemdlałem.

*Emilii*

Siedziałam z przyjaciółmi w Wielkim Domu i zajmowałam się opatrywaniem ran. Najpierw zajęłam się Percy'm, bo miał rozcięty cały lewy policzek i przedziurawioną na wylot dłoń. Oczyściłam to (na szczęście mieliśmy nektar i ambrozje, bo nie wiem, czy wytrzymał by z bólu, który i tak był właściwie nie do wytrzymania) i zabandażowałam. Chłopak mówił, że nic mu nie jest, ale po chwili dostał wysokiej gorączki, a jego oczy były zamglone. Na szczęście Ann i dziecku nic nie było, więc Apollo od razu zbadał (po chwili już nieprzytomnego) chłopaka. Teraz bandażowałam nogę Josha. Mój chłopak nie narzekał, bardziej przejmował się mną, ale ja miałam delikatne zdrapania.
- Jak te potwory się tu dostały?- Spytała ze złością Thalia. Była wściekła, bo Nico leżał nieprzytomny z wyczerpania.
- Nie mam pojęcia, ale to znaczy, że jest poważny problem- Odpowiedział Chris.
- Super! Właściwie można się tego było spodziewać! Najpierw atakują i porywają najlepszą dwójkę herosów (nie umknęło mi, że Jason wzdrygnął się po tych słowach), oczywiście ICH zdaniem! Później ponawiają atak na Olimpie! No tak, obóz to nic w porównaniu z siedzibą Bogów!- Clarisse się wściekła. Apollo wyszedł z pokoju.
- I co z Percy'm?- Spytała Kamila. Ona i Leo jako jedyni nie mieli nawet otarcia.
- Nic poważnego. Jak tylko się obudzi będzie mógł normalnie funkcjonować, tylko musi uważać na tę rękę- Odpowiedział.- A co z wami?- Spytał. Wszyscy (przytomni) powiedzieli, że "okay...". Apollo zbadał jednak, każdego z osobna. Zaczynając od nieprzytomnych, a kończąc na Kamili i Leonie, którzy byli tylko mocno zmęczeni. Widziałam już nie raz syna Posejdona po "akcji woda", zawsze wyglądał na wyczerpanego, spoconego i bladego. Tak samo wyglądała ta dwójka. Wszyscy mieliśmy zostać w Wielkim Domu na obserwacji. Właściwie nic nikomu się nie stało, ale "trzeba mieć pewność", jak to wszyscy nam powtarzali.

*Annabeth*

Obudziłam się rano. Miałam zabandażowane przedramię, ale poza tym nic mi nie było. Czułam się świetnie. Rozejrzałam się. Leżałam z pozostałymi obozowiczami w infirmerii. Koło mnie leżał Percy. Spał spokojnie, a ja dopiero teraz zauważyłam zakrwawiony, grubo nałożony bandaż na jego dłoni. Nagle usiadł gwałtownie i ledwo pohamował się przed krzyknięciem (tak samo jak ja). Rozejrzał się dzikim i pustym wzrokiem. Cały dyszał. Kiedy mnie dostrzegł zaczął powoli się uspokajać.
- Koszmar?- Szepnęłam. Pokiwał głową. Zauważyłam, że ma też bandaż na policzku, który również był lekko zakrwawiony.
- W porządku?- Spytałam. Znowu tylko kiwnął. Zrozumiałam, że musiało go to bardzo boleć. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale nagle usłyszałam przyciszony i urwany krzyk Jasona. Wyglądał podobnie jak Percy, ale on miał zabandażowaną nogę i głowę.
- W porządku?- Spytałam chłopaka, który siedział naprzeciwko mnie.
- T...tak- Odpowiedział drżącym głosem. Zachowywał się zupełnie jak Percy. Widać jego też dręczyły koszmary. Chłopcy wymienili spojrzenia i w tym momencie po kolej budzili się pozostali. Nikt nie wyglądał źle, więc po "kontroli" Apolla, mogliśmy spokojnie wrócić do domu.
_________________________________________________________________________________

Hej! Bez obaw ślub odbędzie się w ciągu dwóch/trzech rozdziałów. Jak wcześniej wspomniałam wyjeżdżam, ale zabieram laptopa, a internet jest na miejscu, więc może w weekend pojawi się jakiś rozdział. Jaden niestety na razie nie piszę innego bloga, ale miałam taki pomysł i może wkrótce założę drugiego. Pozdrawiam wszystkich.
~Nati~

2 komentarze: