wybrańcy

wybrańcy

sobota, 16 maja 2015

rozdział 58 "Co powiedziała wyrocznia?"

*Annabeth*

Obudził mnie przyciszony krzyk Percy'ego i wrzask Kamili. Wszyscy zerwali się na równe nogi. Zobaczyłam, że drzwi do mojego pokoju i do pokoju mojej szwagierki są otwarte, a pomiędzy naszymi pokojami stoją Hezel, Frank, Thalia i Nico. Percy był przerażony, Kamila widocznie też. Kiedy reszta zorientowała się, że to tylko sen, rozeszli się. Z początku myśleliśmy, że Leo i Kamila będą czuć się nie komfortowo, bo mieli wspólny pokój, kiedy synowie Hefajstosa budowali ten statek nie wiedzieli, że będzie nas tyle, więc zbudowali sześć sypialni, a w infirmerii nie chcieli spać. Teraz kiedy są razem, jest okay i nawet jest to pocieszające, bo teraz Leo może pocieszyć Kamę. Percy wyglądał fatalnie. Nie mogę sobie wyobrazić co on i jego siostra czują. Nie wiem jakbym zareagowała gdybym zobaczyła głowy mojego rodzeństwa. Najgorsze było to, że większość z nich należała do dzieci w wiek od 5 do 18 lat. Najnowsze nie były starsze od Percy'ego, więc...
- Percy połóż się, proszę- Powiedziałam, ale leki najwyraźniej przestały działać. Chłopak strasznie się trząsł.
- N...nie mogę... głowy...dzieci...- Chłopak, był przerażony i zrozpaczony. Przytuliłam go, a on się we mnie wtulił.
- Nie myśl o tym Rybko- Powiedziałam, ale chłopak nawet się nie uśmiechnął.
- Co Ci się śniło?- Percy pokręcił głową. Zobaczyłam, że w drzwiach stoi Jason. Syn Jupitera pokazywał, żeby poszła, a on zajmie się moim mężem. Zgodziłam się, bo wiedziałam, że Jason uspokoi choć trochę Percy'ego. Postanowiłam pójść do infirmerii. Przechodząc zobaczyłam, że Kamila płacze, a Leo tuli ją i próbuje rozśmieszyć.

*Jason*

Piper spała, a ja postanowiłem pójść do Percy'ego. Wiedziałem, że Annabeth nie uda się poprawić nastroju. Chłopak musiał się wygadać, a w szpitalu nam te rozmowy wychodziły. Czemu, więc teraz miałoby być inaczej?

*Percy*

- Cześć stary!- Powiedział Jason. Kiwnąłem głową na przywitanie.
- Gadaj- Westchnął.  Nie wiem dlaczego, ale zacząłem mu się ze wszystkiego zwierzać.
- Tu nie chodzi tylko o te głowy i kości... chodzi też o przepowiednie, którą usłyszałem przed wyruszeniem na poszukiwanie Clarisse i Chrisa- Powiedziałem.
- Co w tedy usłyszałeś?
- Nie chodzi o samą przepowiednie, bardziej... Słuchaj, kiedy usłyszałem słowa przepowiedni wkurzyłem się, a potem kłóciłem z duchem Delf...
- Kłóciłeś się z wyrocznią?!- Jason nie mógł uwierzyć.
- Też byś się z nią kłócił
- Co ci powiedziała?- Wziąłem głęboki oddech i...
- Powiedziała, że...- Głos mi się złamał. Zrobiłem kilka uspakajających wdechów.
- Powiedziała, że na tej misji, tej na której mamy odnaleźć wrota śmierci... coś się stanie. Najpierw powiedziała, że Ann i dziecko...narodzone już...wpadną do Tar...- Nie mogłem dalej mówić. Jason wzdrygnął się, ale zachował zimną krew.
- No... też bym się wkurzył
- Później rozmawiałem z nią z godzinę. Były trzy wyjścia, pierwsze już znasz, drugie to... jakaś klątwa czy co. Chodzi o to, że ktoś rzuci na mnie klątwę, a ja przez nią... no..., że ja... nie powiem tego, chodzi o dziecko- Poddałem się.
- Nie mów mi, że przez tę klątwę zabiłbyś swoją córkę- Powiedział Jason z przerażeniem. Usłyszenie tego po raz drugi nie było łatwiejsze. Moje brzemię było cięższe od nieboskłonu, który dźwigałem w wieku czternastu lat. Spojrzałem z olbrzymim bólem na Jasona, a on się wzdrygnął, jego źrenice były powiększone ze strachu.
- A ta... ta trzecia opcja?
- Trzecią opcję wybrałem.
- Niech zgadnę w trzeciej opcji zginiesz?
- Na 50% tak
- Co to za opcja?
- Opcja jest taka, że wpadnę do Tartaru i uratuję w ten sposób swoją rodzinę i pozostałych
- Nie ma mowy, musi być inne wyjście!
- Nie ma. Stary godzinę gadałem z wyrocznią. Mam ustalone wszystko. Nie pozwolę na to, by któraś z pozostałych opcji się spełniła
- Wiem, ale Percy pomyśl jak Ann to zniesie?
- Da sobie radę. Poza tym, kto wie może uda mi się wydostać?
- Sam w to nie wierzysz
- Wiem, ale zawsze jest jakaś opcja. Proszę cię tylko nie mów o tym nikomu
- Nie powiem, obiecuję
- Tylko nie przysięgaj- Powiedziałem szybko.
- Dobra, dobra wiem co masz na myśli- Powiedział, wstając.
- Cześć i... dzięki
- Spoko, wyśpij się- Chłopak wyszedł. Po tej rozmowie poczułem się trochę lepiej. Jason na pewno zrozumiał, że nie mogę postąpić inaczej, ale myśl, że za pięć miesięcy będę miał córkę, a za rok wpadnę do Tartaru, nie dawała mi spokoju. Kiedy przyszła Ann (po jakiś pięciu minutach) położyliśmy się spać ,było koło drugiej nad ranem.

2 komentarze:

  1. Cudo cudeńko cudenieczko :-* Czekam na następny XD XD XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow czytam to od wczoraj i jest super!!! Wyłapałam małe literówki, ale u mnie też są według mnie Percabeth powinni mieć bliźniaki. Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń