wybrańcy

wybrańcy

środa, 25 marca 2015

rozdział 40 "Jak można tak torturować nastolatka?"

*Annabeth*

Jestem w drugim miesiącu ciąży, mam siedemnaście lat, a mój narzeczony od miesiąca jest więziony i torturowany przez potwory. Tak, załamałam się. Posejdon też. Tak samo jak Thalia, Grover, Emilii, Josh, Nico, Kamila, Piper i Leo. Nowi znajomi okazali się być naprawdę fajni. Nie poznałam nigdy córki Afrodyty, która zachowuje się jak Piper. Nie przejmuje się jak wygląda, super walczy, jest mądra i odważna. Leo jest wesołkiem, a nawet on już nie żartuje i chodzi przygnębiony. Widać, że Jason jest dla nich ważny. Percy... tak się o niego boję. Wiem jedynie, że jest żywy, ale podsłuchałam rozmowę Hadesa z Posejdonem, że Glonomóżdżek jest na granicy wytrzymałości. Musimy go szybko znaleźć. Tylko jak? Nikt nie wie, gdzie on jest? Przez kogo jest przetrzymywany i torturowany?
- Witaj Annabeth- Usłyszałam piskliwy głosik.
- Czego chcesz?- Chciałam warknąć, ale przez płacz wyszło to trochę inaczej.
- Persiak Cię rzucił? Jaka szkoda. Pewnie teraz szykuje jakieś miejsce dla nas...- Zaczęła coś opowiadać, ale ja jej już nie słuchałam. Na jej bucie, była krew. Krew mojego narzeczonego! Muszę szybko zaprowadzić ją do Wielkiego Domu i wydusić od niej gdzie jest Percy.
- Wiesz... Chodź  na chwilę muszę Ci coś pokazać- Powiedziałam. Violetta poszła za mną prosto do Chejrona.
- Chejronie... możemy zająć Ci chwilę?- Spytałam i spojrzałam znacząco na lewy but Violetty.
- Oczywiście- Centaur kiwnął głową na znak, że rozumie. Weszliśmy do jednego z pokoi. Koordynator zamknął za nami drzwi. Nie było ucieczki.
- Chcesz nam coś powiedzieć?- Zaczął Centaur.
- Nie- Odpowiedziała córka Afrodyty. Nie mogłam wytrzymać. Świadomość, że Percy może być w tej chwili torturowany, a ta idiotka wie gdzie on jest, rozpaliła mnie do czerwoności. Rzuciłam się na nią ze sztyletem, który przyłożyłam jej do gardła.
- Gdzie on jest?!- Krzyknęłam.
- Gdzie jest kto?- Spytała tak naiwnie, że miałam ochotę ją jeszcze bardzie zabić. Niestety najpierw muszę się dowiedzieć gdzie jest mój narzeczony.
- Annabeth opuść sztylet- Usłyszałam uspakajający głos Chejrona.
- Nie!..Ja muszę! ...Ona musi!- Nie mogłam ułożyć zdania. Wściekłość i bezradność, ogarnęły mnie całą.
- Ann, mogę?- Spytał Posejdon. Usunęłam się z drogi. Nie wiem jak się tu znalazł, ale jedno wiem na pewno. On nie odpuści do póki się nie dowie gdzie jest jego  ukochany syn, a jak się dowie... Violetta zapłaci za wszystko co zrobiła Glonomóżdżkowi.
- Gadaj, gdzie jest mój syn!!!- Ryknął Bóg. Nigdy nie widziałam go w takim stanie! On był przerażający! Zaczęłam się go bać.
- Nic nie powiem!- Pisnęła. W tej chwili pojawił się Zeus. Obaj przycisnęli ją do ściany i ryknęłi
- Gdzie jest mój syn!!!- Zeus, był chyba w postaci Jupitera. Nie jestem przekonana, ale wydawał się trochę inny.
- Są w Tartarze- Pisnęła ledwie słyszalnym głosem. Nogi się pode mną ugięły.
- A dokładniej?- Dopytywał się Zeus/Jupiter. Posejdon musiał usiąść.
- W miejscu gdzie go wrzuciliście. Tego, którego pokonali wasi synowi. Nigdy ich nie odzyskacie. Dwóch najpotężniejszych herosów stulecia! Potęga! Z nimi powstaną wszyscy! Z nimi świat będzie cudowny! A herosi dostana to co im się należy! Nieśmiertelność!- Ona zwariowała! Jest w obozie od czterech miesięcy, a zachowuje się jakby była Percym. Jemu to się należy, a odmówił. Jej się nie należy, a wariuje. Bogowie popatrzyli po sobie.
- Ruszamy- Powiedział Zeus/Jupiter i zniknęli. Mam nadzieję, że Percy i Jason się znajdą.

*Posejdon*

Razem z Zeusem i Apollem od godziny chodzimy po Tartarze. Mam ochotę zabić tą małolatę. Córeczka Afrodyty, która zaledwie cztery miesiące temu odkryła, że jest półboginią. Takiego czegoś się nie spodziewałem. Luka jeszcze mogłem zrozumieć, ale ona? To chyba jakiś nieudany żart.
- Cholera!- Poślizgnąłem się na czymś. Spojrzałem w bok i zobaczyłem, że moi towarzysze  również leżą na podłodze...
- Czy to...?
- Taaak...- Cholera! Poślizgnąłem się na krwi własnego syna!
- Czyja?- Spytał Zeus. Apollo przyjrzał się krwi na podłodze.
- Obojga- Powiedział po paru minutach. Wstaliśmy i poszliśmy za śladami krwi naszych synów. Po paru minutach doszliśmy do jakiejś ściany, a pod nią była plama krwi.
- Jak mamy się tu do cholery dostać?!- Spytałem. W Tartarze, w tym miejscu, nasza moc jest bezużyteczna.
- Nie możemy nawet wywalić ściany, bo nie wiemy czy nie przygnieciemy chłopaków!- Powiedział Zeus.
- Może... wywalimy tę ścianę z boku? Wtedy nie przygnieciemy ich, a jest szansa, że dostaniemy się do nich- Powiedział Apollo. To był plan. Po dwudziestu minutach rozwaliliśmy ścianę. To co zobaczyliśmy... było straszne.
- Żyją...?- Spytał łamiącym się głosem Zeus,
Znaleźliśmy się w małym pomieszczeniu, Wokoło było mnóstwo krwi. Jason leżał półprzytomny z wieloma ranami. Musiał być bardzo odwodniony. Percy... leżał nieprzytomny, cały we krwi... Nie mogłem ustalić, czy żyje... To było... koszmarne!
Apollo podszedł do mojego syna. Pochylił się nad nim i przewrócił go na bok. Chłopak od razu wypluł sporą ilość krwi.
- Żyją...- Westchnął po chwili. Zabraliśmy chłopaków do szpitala. Po raz kolejny czekałem na informacje o swoim synu...

*Apollo*

Kiedy wyburzyliśmy od razu poczułem krew, brud i upał panujący w małym, ciasnym pomieszczeniu. Następnie zobaczyłem mnóstwo krwi, za dużo nawet jak na dwie osoby. Jason leżał oparty o ścianę, coś mamrotał, myślę, że to z powodu gorączki i utraty krwi, odwodnienia. W kącie leżał powyginany Percy, jakby ktoś go wrzucił, a on nie miał siły nawet drgnąć. Od razu wiedziałem kto jest w, bez porównania, gorszym stanie. Podszedłem do syna Posejdona i zauważyłem, że nie oddycha. Przewróciłem go na bok układając w bezpiecznej pozycji bocznej. Chłopak zwymiotował krwią, ale zaczął oddychać. Strasznie nie spokojnie, cicho i słabo, jakby każdy wdech i wydech miał być jego ostatnim. Patrząc na niego było to bardzo prawdopodobne. Całe jego ciało pokrywały rany otwarte. Mój wzrok padł na zakrwawiony podkoszulek chłopaka. Ogólnie cały, był w krwi, ale na brzuchu to już, był krwotok. Kiedy podwinąłem koszulkę i zobaczyłem brudną, zakażoną, otwartą i bardzo krwawiącą ranę z jakimiś resztkami nie ściągniętych i źle założonych szwów, przeraziłem się, że nie uda mi się go uratować. Oboje byli mocno odwodnieni i chyba nic nie jedli, bo wyglądali jak szkielety, a kiedy widziałem ich ostatnio byli naprawdę umięśnieni i wysportowani. Teraz... to straszne jak można zrobić coś takiego. Przeniesienie Percy'ego na nosze było trudne, bo chłopak był co prawda bardzo lekki, ale i mocno połamany. Myślę, że ma coś z kręgosłupem. Po chwili jednak syn Posejdona leżał unieruchomiony, a my przenosiliśmy na drugie nosze Jasona, który zemdlał chwilę temu. Tu poszło łatwiej. W końcu dotarliśmy na Olimp. Zeus sprowadził Asklepiosa, który zajął się jego synem, a ja zająłem się Percy'm. Pierwsze co zrobiłem to podałem leki na te "ataki". Jeśli ich nie miał obudzi się, jeśli miał...  to obudzi się za... nie wiadomo. Oczywiście syn Posejdona się nie obudził. Po podaniu leków, podałem chłopakowi kroplówkę podłączyłem do urządzenia pokazującego wszystkie jego wyniki. Pobrałem mu krew i... nie no, on to ma jakiegoś pecha. Jego krew nie była normalna. Miała w sobie złoty Ichor i... krew bliżej nie określoną. To nie była krew śmiertelnika, ani herosa. Krew ta, była... sam nie wiem jaka. Muszę szybko sprawdzić, czy Kamila ma taką samą krew. Jeśli tak chłopak ma szanse przeżyć, ale bez transplantacji krwi... wątpliwe. Następne co zrobiłem to wyczyszczenie, odkażenie i prawidłowe opatrzenie wszystkich ran. Zacząłem od brzucha, później nogi, ręce, szyja, twarz...kiedy  odwróciłem go, by zobaczyć co z plecami, zamarłem. Były całe w sińcach, a każdy centymetr pokrywał krwiste, rozszarpane ślady. Nie mogłem uwierzyć jak można tak torturować nastolatka. Spotka ich wszystkich kara. I to  prawdziwa tortura, taką jaką przeszli Ci dwaj, najdzielniejsi i najlepsi herosi stulecia. Skończyło się na tym, że Percy był cały w bandażach, nie mogłem podać mu leków przeciw bólowych, bo podałem już inne, ważniejsze i dopóki chłopak się nie obudzi nie mogłem mu podać nic na ból. Niestety po paru godzinach musiałem go za intubować. Nie był w stanie już sam oddychać, a połamane żebra raczej mu w tym nie pomagały. Na prawdę jak można wykończyć chłopaka w miesiąc?
_________________________________________________________________________________

Nowa notka pojawi się do końca tygodnia. Przepraszam, że rozdział beznadziejny jak i cały blog i jeszcze się spóźniłam. Proszę o komentarze.Pozdrawiam
~Nati~

2 komentarze:

  1. Twój blog jest super, mega fajny, a nie beznadziejny. Nawet o tym nie myśl. Dla mnie twój blog jest najlepszą rzeczą jaka mnie do tej pory spotkała.

    OdpowiedzUsuń
  2. No serio, na początku krytykowałam, ale nie przestawaj pisać, piszesz świetnie!

    OdpowiedzUsuń