wybrańcy

wybrańcy

wtorek, 17 marca 2015

rozdział 38 " Jestem w ciąży! i Tylko nie on!"

*Annabeth*

Minęły cztery dni, odkąd przeprowadziliśmy się do naszej willi. Normalnie, byłabym teraz na rozpoczęciu roku szkolnego. Dziś jednak leżałam w łóżku i razem z moim przyszłym mężem, omawialiśmy sprawy związane z weselem i ślubem. Mało ustaliliśmy.
- Annie...jak nazwiemy naszą córkę?- Spytał Percy. Nie rozumiem skąd on ma tą stuprocentową pewność, że to dziewczynka.
- Nie wiem, a jak chłopca?- Powiedziałam. Ja w przeciwieństwie do niego nie mam pewności co do płci dziecka.
- Masz jakieś pomysły?
- Możemy powiedzieć razem imiona i coś ustalimy
- Ok... to dla dziewczynki raz, dwa...
- Connie
- Jessica- Powiedziałam.
- Ładnie- Powiedzieliśmy.
- To teraz chłopca- Powiedziałam.
- Jack- Równocześnie wymówiliśmy imię naszego syna.
- Jessica i Jack... cudownie- Powiedział rozmarzony chłopak.
- Albo Connie i Jack- Jego pomysł również mi się podobał.
- Jak będziemy mieć drugą córkę to nazwiemy ją po mojemu. Ta pierwsza, musi mieć na imię tak jak ty chcesz- Powiedział i mnie przytulił.
- Kocham Cię- Wyszeptaliśmy. Postanowiliśmy przejść się do obozu. Chcieliśmy pogadać z naszymi przyjaciółmi i powiedzieć im prawdę. O willi i dziecku.

*Percy*

- No opowiadajcie, co u was?- Spytała Thalia. Razem z Annabeth, Emilii, Josh'em, Nick'em, Grover'em i Kamilą, siedzieliśmy na mojej prywatnej plaży.
- No... od czego tu zacząć...- Powiedziała Ann, zastanawiając się.
- No, szczegóły, szczegóły- Powiedziała córka Zeusa.
Wymieniłem z Ann spojrzenia. Grover musiał czytać mi w myślach, bo zrobił wielkie oczy i zakrztusił się dietetyczną colą, którą podkradliśmy panu D.
- Myślę, że od tego- Powiedział, jak Josh klepnął go w plecy.
- No, więc...- Powiedziałem z Ann jednocześnie.
- Przepraszam, mów- Znów odezwaliśmy się razem.
- Cisza! Percy powiedz nam o co chodzi!- Thalia, nie wytrzymała.
- Czemu ja?
- Bo tak powiedziałam i nie dyskutuj ze mną!
- A, więc... Annabeth...
- Odczep się od Ann. Gadaj!
- Ale to ma związek z Ann!- To córka Zeusa, ona tak na mnie działa. Musiałem wybuchnąć.
- A niby jaki, co?!
- Normalny, normalny! Naturalny!
- Jaki normalny, naturalny?!!!- Koło Thalii zaczęło trochę iskrzyć, a przy mnie zbierała się i wybuchała woda. Zawsze tak na siebie działamy, dlatego staramy się nie drażnić. Przynajmniej się staramy.
- Jestem w ciąży i zamknijcie się do cholery!- Od razu zapadła cisza. Cisza, której nikt nie przerywał przez jakieś dziesięć minut? Nie wiem, ale czas dłużył się niemiłosiernie.
- Od kiedy?- Spytała Emilii.
- Od trzech tygodni- Powiedziała. Później poszło już z górki. Ominęliśmy moje ataki. Umówiliśmy się, że przyjdą do nas, by zobaczyć nasz dom. Annabeth, oczywiście zaczęła opisywać naszą willę dokładnie, więc muszę przyznać, że się wyłączyłem.

*Annabeth*

Kiedy wróciliśmy do domu postanowiłam, że się zdrzemnę. Było już późno, bo spędziliśmy w obozie cały dzień. Percy postanowił trochę popływać przed willą. Poszłam na górę, do sypialni i położyłam się na łóżku. Po chwili zasnęłam.
Nagle obudził mnie przeraźliwy krzyk. Krzyk mojego narzeczonego! O Bogowie! Od razu wybiegłam z domu. Zobaczyłam, że Percy leży w kałuży krwi, a nad nim pochylają się jakieś potwory. Nie wiem ile ich było, ale kiedy mnie zauważyli momentalnie zniknęli. Podbiegłam do chłopaka.
- Percy...- Głos mi się łamał. Płakałam. Chłopak miał liczne rany i szybko się wykrwawiał. Kiedy właśnie miałam zawiadomić Apolla...
- Zapomniałbym. Chłopak idzie z nami- Rozległ się lodowaty głos. Ta informacja dotarła do mnie zbyt późno. Kiedy dotarły do mnie te słowa... mój narzeczony zniknął. Została tylko krew. Czerwono-czarna, klejąca się maź, na kafelkach wokół basenu i zaczerwieniona od substancji woda. Glonomóżdżek zniknął, a ja zostałam sama...

*Percy*

Kiedy pływałem sobie w basenie, nagle znikąd, zmaterializował się z tuzin potworów. Było już ciemno, a ja bardziej zastanawiałem się nad tym skąd one się wzięły, a nie kim są. Bo potworami to na pewno, ale jakimi? Zaatakowały mnie. Przeciąłem jednego, ale na jego miejscu pojawił się inny. Ja się męczyłem, a one po prostu sobie wracały. To niesprawiedliwe! Bardzo szybko zacząłem krwawić. Po paru minutach, straciłem już za dużo krwi i upadłem na podłogę, a jeden z potworów wbił mi coś w brzuch i zemdlałem z bólu. Chyba krzyknąłem przy tym. Mam nadzieję, że Ann nic się nie stanie. Annie i Jessi...


*Annabeth*

Siedziałam w wielkim domu. Przykryta kocem. W towarzystwie przyjaciół, z którymi rozmawiałam zaledwie kilka godzin temu, a teraz milczymy i czekamy na jakiekolwiek informacje na temat mojego narzeczonego. Po tym jak go zabrali, od razu zaczęłam biec w stronę obozu. Wbiegłam do wielkiego domu jak burza i zaczęłam szybko i histerycznie tłumaczyć co się stało, później już tylko płakałam w ataku histerii.
- Mam wieści- Do pokoju przygalopował Chejron. Od kilku godzin rozmawiał z Bogami przez iryfon. Wszyscy spojrzeli na niego wzrokiem pełnym nadziei.
- Percy żyje, ale jest w ciężkim stanie i...- Urwał.
- I...?- Spytał ze strachem Josh. Chejron wziął uspakajający oddech i powiedział.
- I... został porwany przez...przez...p..
- Przez kogo?!- Thalia jak zwykle wybuchła.
- Przez Polybotesa- W końcu wydukał, a ja wpadłam w jeszcze większą histerię. Wiedziałam, że on długo w towarzystwie tego giganta nie wytrzyma.
- Wiecie, gdzie on przebywa?- Spytał Nico drżącym głosem.
- Niestety nie, ale wszyscy Bogowie przeszukują, każdy milimetr powierzchni. Znajdziemy go- Zapewniał Chejron. Po kolejnej godzinie płaczu, w końcu zasnęłam.
Śnił mi się nasz dom, ja i Percy. Cali i zdrowi. Staliśmy właśnie przed drzwiami. Tymi drzwiami, do pokoi dziecięcych. Staliśmy i właśnie mieliśmy dokonać wyboru, które otworzyć, gdy obraz się zmienił. Byłam w jakiejś ciemnej, zimnej sali. Nic nie widziałam. Po chwili usłyszałam głos.
- Wprowadzić go!- Rozkazał lodowaty głos, który od razu rozpoznałam. Modliłam się, żeby to nie był on. Jak zawsze nic to nie dało. Światła się zapaliły, a ja znalazłam się w sali tortur. Nagle z hukiem otworzyły się drzwi. Weszły dwie drakainy, a pomiędzy niby wisiał... tylko nie on!
- Zacznijmy od trójki- Rozległ się głos Polybotesa. Potwory przywiązały Percy'ego do słupa. Jedna z nich wyjęła mu z ust, zakrwawiony knebel, a druga stanęła za nim i wyciągnęła za pasa węża.
- Przyłączysz się do nas, zdradzisz Bogów i przyjaciół, a koszmarek się skończy, albo, jeśli tego nie zrobisz, twój koszmar dopiero się zacznie- Powiedziała ta z kneblem. Mój narzeczony plunął w jej paskudną mordę, krwią. Pewnie zrobiłabym to samo, ale on pogarszał swoją sytuację. Przeraziło mnie też, że pluł krwią!
- Czyli koszmar- Rozległ się głos drugiej. Pierwsza wepchnęła mu starą szmatę do ust, a druga, zamachnęła się wężem, a ten wbił swoje kły w plecach Percy'ego. Rozległ się przerażający ryk, który z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy, aż nagle się urwał. Wąż przejechał kłami po całej szerokości pleców, rozdzierając je. Mój narzeczony nie wytrzymał bólu i zemdlał. Klęczałam na kolanach i ryczałam, wyłam jak zranione zwierzę, jakby chłopak już nie żył. Nagle otworzyłam oczy i krzyknęłam.
- Spokojnie, to tylko ja- Powiedziała Kamila. Wszyscy się na mnie patrzyli. Siostra mojego narzeczonego po prostu chciała mi poprawić koc, a ja wrzasnęłam jak opętana. Zaczęłam się trząść i płakać.
- Co się stało? Koszmar?- Spytała Thalia, a ja pokiwałam głową.
- Mało powiedziane...- Wykrztusiłam z siebie.
- Dasz radę powiedzieć co widziałaś?- Spytał Nico. Pokiwałam głową i co chwila przerywając wykrztusiłam z siebie swój sen. Kiedy skończyłam wszyscy już milczeli i płakali.
_________________________________________________________________________________

Sorki za spóźnienie. Rozdział do bani, ale może komuś się on spodoba.
Pozdrawiam i proszę o komentarze
~Nati~

1 komentarz:

  1. Hej xD jest mega... na prawdę. Już kiedyś czytałam, ale do dobrych rzeczy prędzej, czy później się wraca :)

    OdpowiedzUsuń