wybrańcy

wybrańcy

piątek, 20 marca 2015

rozdział 39 "Nowi, znani wam, herosi"

*Percy*

Obudziłem się w jakiejś ciemnej, zimnej celi. Widziałem tylko ciemność i kratę. Plecy bolały tak bardzo, że miałem ochotę walnąć się w głowę, by zemdleć.  Takiego bólu jeszcze nigdy nie czułem. To tak jakby jad mantikory powiększony o jakieś milion razy, rozprzestrzeniony po całych plecach. W głowie mi się kręciło z ust i nosa ciekła krew. Brzuch już się trochę "zabliźnił", a dokładniej zaszyli mi dziurę w nim. Rana bardzo się paskudzi i bolała, ale to nic w porównaniu z plecami.
- Cześć- Odezwał się cichy głos w ciemności. Wytężyłem wzrok i zobaczyłem niewyraźny cień.
- Hej...Kim...jes...teś?- Zapytałem. Nie mogłem powiedzieć naraz więcej niż trzech słów. Ledwo słyszałem swój głos.
- Nazywam się Jason Grece...
- Gre...ce?  Jes...teś...bra...tem... Tha...lii...Gre...ce?- Wydukałem.
- Thalia... Tak dawno jej nie widziałem... Chyba ostatnio jak miałem dwa lata. Ona miała jakieś... dziewięć, ale tak jesteśmy rodzeństwem. Znasz ją?
- Tak...
- Jestem synem Jupitera, Thalia córką Zeusa, jego greckiej wersji. Mamy wspólną matkę, a... chyba raczej mieliśmy. Nie wiem, czy ona żyje, więc... A ty, kim jesteś?
- Per...cy... Jac...kso...n. Jes...tem...syn...em...Pos...ej...do...na. Tha... lia... jes...t... moj...ą... prz...yja...ció...łką- Zacinałem się i mówiłem bardzo cicho. Chłopak do mnie podszedł.
- Wiesz coś o niej?- Widziałem, że z jego policzka, wargi i nosa sączy się krew. Podał mi trochę wody. Napiłem się i poczułem ciut lepiej.
- Jest...łowczy...nią.
- Łowczynią?
- Tak...- Zacząłem mu opowiadać ze szczegółami o jego siostrze. Ciągle się zatrzymywałem, ale chłopak rozumiał i pomagał mi pić. Byłem bardzo słaby i odwodniony.
- Wow... Jak się tu znalazłeś? Opowiedz coś o sobie- Opowiedziałem mu całą historię o mnie.
- Wow...
- Ile...byłem...nieprzytomny?
- Tydzień... nie wiem, czy dokładnie... trudno określić tu czas...
- Teraz...ty...coś...opowiedz- Powiedziałem. Chciałem szybko zmienić temat.
- A więc... Moja matka się mną nie zajmowała. Była aktorką, która lubiła popić. Opiekowała się mną Thalia. Kiedy miałem dwa lata...nasza matka zabrała nas na "wycieczkę", a dokładniej wywiozła nas na jakieś pustkowie i oddała mnie wilkom, by ułaskawić Herę/Junonę, która była oburzona, że Zeus/Jupiter zdradził ją dwa razy z tą samą kobietą, w swoich dwóch postaciach. Później przeszedłem szkolenie, przez Lupę, wilczycę-boginię, a potem już trafiłem do obozu Jupiter. Dla rzymskich herosów
- Nigdy...nie...słyszałem...o...takim...obozie
- A ja nigdy nie słyszałem o obozie herosów. Wracając...- Zaczął opowiadać o swoich przygodach. Z każdą opowieścią zacząłem nabierać do niego coraz większego szacunku. On był bardzo do mnie podobny. Jego historie również się aż tak bardzo nie różniły od moich.
- Kiedy wracałem z przyjaciółmi nagle zjawiło się jakieś dwanaście potworów, zabijałem je, ale...
- Ale...za...każdym...razem...pojawiały...się...nowe?
- Tak...moi przyjaciele, a właściwie mój przyjaciel i dziewczyna uciekli. Ja byłem ranny, potwory atakowały tylko mnie. Porwały mnie. Chcą tego samego co od Ciebie. Nie martw się... twojej Annabeth nic nie jest. Oni chcieli tylko Ciebie. Słyszałem ich rozmowę- Ann i naszej córce nic nie jest. Pewnie jest teraz w obozie. Odetchnąłem z ulgą.
- O... Persiak się obudził... Jak słodko- Usłyszałem znajomy głos i aż nie mogłem uwierzyć w to co słyszałem i widziałem.
- V...Violetta?
- Tak, moje ty ciasteczko!!! Przyłącz się do nas, a będziemy żyć razem długo i szczęśliwie- Musiała użyć bardzo silnej czaromowy, bo wokół niej pojawiło się sporo osób.
- Nigdy!- Chciałem krzyknąć, ale zabrzmiało to raczej jak stanowczy szept.
- Persiu, nie chcę robić Ci krzywdy...- Zaczęła mrugać i próbować mnie oczarować, ale na mnie to nie działało. Żadna moc nie jest większa od miłości mojej do Ann.
- Rób... co... chcesz! Nigdy...nie dołączę... do... nich! Nigdy... Cię... nie będę... kochać! Zrozum! Kocham tylko Ann!- Głos mi się łamał, a krzyk brzmiał jak szept, ale miałem to gdzieś. Niech ta małpa to zrozumie!
- Zmienisz zdanie!!!- Ryknęła i walnęła mnie czymś. Straciłem przytomność.

*Annabeth*

Minął tydzień. Od tygodnia nie mamy żadnych wiadomości o Percy'm. Bogowie naprawdę się starają, ale... nie mogą go namierzyć. Nie miałam już żadnych snów. Nie mogłam spać.
- Kto to?- Razem z Emilii, Kamilą i Thalią siedziałyśmy przy sośnie mojej przyjaciółki i próbowaliśmy się pocieszać. Podążyłam za wzrokiem Emi i zobaczyłam dwójkę nastolatków. Dziewczyna miała jakieś szesnaście lat, była bardzo ładna, choć widać było, że stara się to ukryć. Chłopak miał jakieś siedemnaście. Widziałam już pas jaki miał na biodrach. Taki sam miał Josh.
- Kim jesteście?- Spytała Thalia.
- Jestem Piper, córka Afrodyty, a to Leo, syn Hefajstosa. Zostaliśmy napadnięci przez potwory, a właściwie nasz przyjaciel, mój chłopak. On...został porwany...- Dziewczyna rozpłakała się.
- Chodźcie. Zaprowadzimy was w bezpieczne miejsce i opowiecie nam o wszystkim- Powiedziała szybko moja przyjaciółka.

*Percy*

Obudziłem się. Nade mną stała drakaina. Rozejrzałem się, nieprzytomnym wzrokiem i wiedziałem już, że znowu jestem w sali tortur.
- Obudziłeś się!- Nie no. Jej głos był już torturą. Czemu ta dziewczyna tak się na mnie uwzięła? Ja naprawdę jestem taki pociągający?
- Czego...chcesz?
- Och, ciasteczko ty moje! Ja chcę Ciebie! Dołącz się do nas! Bądź nieśmiertelny! Nie pokonany!
- Czemu...to... robisz?- Spytałem. Bogowie nie są już tacy jak kiedyś. Zajmują się nami! Zeus cofnął ten idiotyczny zakaz, w którym Bogowie nie mogli mieć kontaktu ze swoimi dziećmi. Od tamtego czasu ciągle uczestniczą w naszym życiu. Odpowiadają nam na wszystkie modlitwy i prośby. Często spotykam Bogów w obozie ze swoimi dziećmi. Posejdon jednak bije ich wszystkich. Ja i Kamila jesteśmy jego jedynymi dziećmi, a on nie chce stracić żadnego z nas. Trochę to wkurza, ale... fajnie, że zawsze mam w nim poparcie. Cieszę się, że mnie nie ignoruje. Violetta nie ma na co narzekać. Afrodyta cały czas pomaga swoim dzieciom. A to w ubiorze, a to w sprawach miłosnych. Co sobota zabiera swoje dzieci  na "dzień miłosny", na którym to bawią się uczuciami śmiertelników. Wiecie zakochują ich w sobie, a później tworzą "dramatyczną bajkę miłosną". Bogini zabiera też swoje dzieci na zakupy i to... kurczę codziennie. Nie mam pojęcie, czemu odwróciła się od niej.
- Czemu to robię? Żaden z Olimpijczyków nie da mi nieśmiertelności, piękności do końca świata, łamania serc i zakochiwania. Nikt nie zrobi ze mnie Bogini. Matka nigdy nie weźmie mnie jako swojej wspólniczki! Tu... zostanę samą Boginią piękności i miłości. Tu będę lepszą, potężniejszą i niepowtarzalną wersją Afrodyty! Będę nieśmiertelna i nikt nie będzie równać mi pięknością!-
O Bogowie! Ona jest gorsza od swojej matki! Kurczę nie chciałbym poznać jej ojca.
- A ty? Nie chciałbyś być nieśmiertelny? Byłbyś najpotężniejszym władcą wszystkich zbiorników, postaci wody! Byłbyś potęgą! Możesz być potęgą! Wystarczy, że się do nas przyłączysz!
- Miałem...już...propozycję...zostania...Bogiem... Nie... skorzystałem...i... nie... mam... ochoty... z... niej... skorzystać...Dzięki.
- Zmienisz zdanie!!!- Znowu czymś mnie walnęła i film mi się urwał. Wiem tylko, że po raz drugi, walnęła mnie w głowę. Świetnie! Jak tak dalej pójdzie, będę miał pękniętą czaszkę. Ekstra!

*Annabeth*

Piper i Leo, opowiedzieli nam swoją historię. Zaczęło się od wycieczki na jakiś obóz. Tam spotkali Jasona. Było to jakiś rok temu. Po wakacjach, okazało się, że będą chodzić razem do szkoły. W tegoroczne wakacje mieli pojechać do jakiegoś obozu Jupiter. Obozu dla rzymskich herosów. W drodze, oboje zostali uznani. Osobiście przez Bogów, którzy nie umieli ich namierzyć. Leo dostał magiczny pas, a Piper sztylet. Razem z Jasonem byli już w połowie trasy, kiedy zostali zaatakowani, a właściwie to Jason został zaatakowany przez te same potwory, co Percy. Porwano go tydzień przed moim narzeczonym.
- Czekaj... Jason? Jason Grece?- Thalia, była nieobecna, odkąd usłyszała imię porwanego chłopaka.
- Taaak... Znasz go?- Spytała Piper.
- O Bogowie!- Córka Zeusa ukryła twarz w dłoniach.
- Ma teraz...siedemnaście lat. Prawda?
- Taaak...?
- Był taki mały. O Bogowie!- Thalia się rozpłakała! Dobra...skąd ona za tego Jasona? Czy...O Bogowie!
- To...twój brat?- Spytałam niepewnie. Córka Zeusa pokiwała głową.
- Co się z nim stało?- Spytała Emi. Kiedy Thalia opowiedziała nam swoją historię, nie mogłam uwierzyć, że jest prawdziwa. To musi być dl niej straszne. Kiedy w końcu dowiaduje się, że jej brat żyje, on jest gdzieś uwięziony i najprawdopodobniej torturowany jak Percy. Czemu tan świat się tak na nas uwziął? Nie mógłby dać nam spokoju?!
_________________________________________________________________________________

Nowy rozdział będzie... Nie wiem, ale na pewno do przyszłego tygodnia się uwinę. Chciałabym dodać w niedzielę, bo w przyszłym tygodniu mam poro poprawek i będę musiała się uczyć. Na pewno będzie w przyszłym tygodniu, ale może rozdział 40 ukarze się jeszcze w tym? Nie obiecuję, ale będę się starać. Proszę o komentarze. Pozdrawiam.
~Nati~

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz