wybrańcy

wybrańcy

niedziela, 8 marca 2015

rozdział 35 "Wakacje u Posejdona"

*Annabeth*

Percy, jest najlepszym chłopakiem na świecie. Kocham go tak bardzo... Mogłabym go opisywać w nieskończoność.
- Ann...?- Z łazienki wyszedł Percy. Był w samych bokserkach, był taki pociągający. Te jego mięśnie.... Na jego piersi było sporo blizn, ale to dawało taki, jakiś urok.
- Tak, rybko?- Parsknął śmiechem.
- Kocham Cię- Wyszeptał jak sekret i pocałował mnie namiętnie.
- Kocham Cię-  Zrobiłam to samo. Mój narzeczony zaczął całować mi szyje.
- Boję się- szepnął mi do ucha.
- Czego?- wyszeptałam.
- Za pięć dni...ma się odbyć ta...- Nie słyszałam go już. Mówił to szeptem, coraz ciszej, ale mówił to do mojego ucha, więc powinnam to usłyszeć.
- Percy, nie bój się. Dziś pójdziemy na otwartą plażę. Zrobimy sobie piknik, może później zrobimy jakieś ognisko...
- Okay...- Był bardzo smutny. Pocałowałam go. Razem poszliśmy na śniadanie. Jak się cieszę, że Kama tak rzadko tu nocuje. Z tego, czego się dowiedziałam dziewczyna sypia z Maksem w jakiś tajemniczych miejscach, które znalazł Percy. Bardzo, bym chciała w końcu je zobaczyć, ale na razie mój narzeczony jest pod ścisłą kontrolą. Nie może znikać. Tak się cieszę, że postanowił pójść ze mną na śniadanie. Przy jego stoliku, będzie siedziała Kamila i Grover. Nie będzie sam.
Po śniadaniu, które Percy zniósł bardzo dobrze, poszliśmy na otwartą plażę.
- Ale tu pięknie- Westchnęłam.
- Annie...?
- Tak?
- W porządku?- Zapytał się zatroskany, a ja poczułam, że spływa mi łza po policzku.
- Nie wiem... ostatnio jakoś dziwnie się zachowuję. Mam jakiś zmienny nastrój...- Zaczęłam płakać. Chłopak mnie przytulił.
- Annie...może...?
- Nie wiem- Przyznałam. W końcu nie zabezpieczaliśmy się. Uznaliśmy, że co ma być to będzie. Boscy rodzice, od jakiegoś miesiąca proszą o wnuka. Zapewniają, że się nim zaopiekują, ale my mamy po siedemnaście lat! To jeszcze nie czas! Teraz to ja zaczęłam się bać.
- Będzie dobrze. Nie martw się- Szepnął, a ja się w niego wtuliłam.
- Co powiecie na wspaniałe dwutygodniowe wakacje na dnie oceanu?- Z wody wyłonił się Posejdon.
- Co?!- Spytał Percy.
- Zabieram was na dwutygodniowe wakacje w moim pałacu- Powiedział Bóg, a ja uświadomiłam sobie, że boi się o syna i chce mieć go na oku.
- Kiedy...?- Spytał Percy.
- Już! Pakujcie się!- Popatrzyliśmy się na siebie. Wzruszyliśmy ramionami, uśmiechnęliśmy się i śmiejąc się powiedzieliśmy
- Okay!

*Percy*

Ta...wakacje. Na pewno chce mnie chronić. Mieli przecież zebranie, mieli tą sprawę załatwić! Może załatwili, ale mój ojciec boi się, że coś nie wyjdzie? Może...
- Percy, gotowy?- Do domku weszła Ann. Śmiała się i robiła głupie miny. Na jej widok sam zaczynałem się śmiać.
- Tak- Właśnie zamykałem torbę. Wyszedłem z Ann i ruszyliśmy na plażę. Następne dwa tygodnie spędzimy w pałacu mojego ojca, po prostu skaczę z radości. Niestety nie mogę narzekać. Wolę to niż jakąś dziwną misję, zadanie. Nie wiem.
Byliśmy już na miejscu. Posejdon mniej-więcej nas oprowadził, wskazał sypialnie i poszedł na naradę. Zostałem z moją narzeczoną, sami.
- To niesamowite- Powiedziała Ann.
- Yhm...
- Co Ci?- Spytała.
- Annie...co jeśli on nic nie ustalili. Spójrz Posejdon nagle zabiera nas do swojego pałacu. Na dwa tygodnie! Sześć dni przed tym jakimś, czymś- Powiedziałem.
- Nawet jeśli, Bogowie brońcie, to prawda, to w pałacu nic Ci nie grozi.
- Nie ma już miejsca, w którym nic mi nie grozi.
- Jest ich więcej niż myślisz- Powiedziała Ann.
- Gdzie?
- Np. Tu!
- Tu? Rekiny, potwory morskie, jakieś dziwne, mitologiczne bestie, czekające na nieobecność Posejdona, by wyskoczyć z kryjówki i pociąć mnie na kawałki...
- Dobra, zrozumiałam. Przez Ciebie zaczęłam się bać!- Krzyknęła i zrobiła coś takiego, jakby chciała mnie ochlapać. Zaczęliśmy się tak bawić, śmiejąc się przy tym. Kiedy nadeszła pora na obiad, poszliśmy do jadalni. Zjedliśmy i poszliśmy się zdrzemnąć. Dziś jesteśmy po prostu leniami i dzieciakami. Fajna odmiana. Ann już spała. Leżeliśmy na wielkim łożu, w pięknym, osłoniętym, pokoju. Cieszyłem się, że jesteśmy pod wodą. Tutaj lepiej mi się myśli. Zastanawiałem się, czy Ann naprawdę jest w ciąży. Kurczę, nie zabezpieczaliśmy się, bo nasi boscy rodzice błagali nas o wnuka. No tak kilka tysięcy lat czekania, ale... my mamy tylko siedemnaście lat! A jednak fajnie, byłoby mieć taką małą córeczkę lub fantastycznego syna. Co ma być, to będzie. Jeśli Annie jest w ciąży...widocznie fata tak zadecydowały. Ja będę się cieszył. Jeśli nie... mamy na to dużo czasu. Teraz cieszmy się tym co mamy. Wakacje!!! Mam nadzieję, że tu, nie będę walczył codziennie... i tak nie mogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz