wybrańcy

wybrańcy

niedziela, 30 sierpnia 2015

rozdział 9 ~ seria 2

*Luke*

Nasz "tunel"był zawalony, więc cofnęliśmy się do wyjścia, a właściwie, wejścia. Wychodzimy. Patrzę, czy Leo, Kama i Percy się wydostali. O bogowie! Syn Hefajstosa i córka Posejdona, uciekają przed wszystkimi potworami w okolicy, a chłopaka Annabeth, zaatakowały Arai. Biegiem rzucamy się z Charlesem, by mu pomóc. Niestety Percy nie wytrzymuje i przecina cztery potwory. Zaczyna krzyczeć z bólu, a my go podnosimy i zabieramy w bezpieczne miejsce. Uciekamy przed siebie, już nawet nie wiem, czy właściwą drogą. Na szczęście syn Posejdona leży cicho. W końcu gubimy kreatury. Rozglądam się. Znajdujemy się w jakimś pomieszczeniu, jaskini. Jason, jako ostatni, blokuje głazem wejście. Są tu jakieś pochodnie, więc wszystko widzimy. Na samym środku znajduje się kamienny stół, a wokół niego jest pełno żarcia! Cała jaskinia jest zawalona gadżetami, złomem i narzędziami.
- Wow! To jedna ze świątyń Hefajstosa!- Mówi podekscytowany Leo. Kładziemy z Charlesem, syna Posejdona. Jest nieprzytomny, dygocze. Z jego szyi, brzucha i głowy sączy się krew. Ramiona są rozerwane przez szpony. Patrzę na jego nogi i omal nie mdleję lub wymiotuję. Prawa, dolna kończyna jest rozerwana. Wisi z  niej mięso, mięśnie, widać kości, które swoją drogą są w trzech miejscach złamane. Bogowie, co one mu zrobiły?!
- Dobra... mamy..., mamy bandaże, nektar, ambrozję... d... damy radę to... jakoś... tak... no... wiecie- Mówi jąkając i zacinając się, starszy syn Hefajstosa.
- Okay, masz małą i... nie wiem zajmijcie się nią jakoś- Mówi elfka, do Kamili i Leona, i podaje dziewczynie Connie. Podchodzi do nas.
- Dajcie mi tu wszystko co mamy, a co może mu pomóc. Znajdźcie też jakieś cztery, duże i masywne deski- Mówi Rossie. Patrzymy na nią w szoku.
- Nie gapcie się tak, tylko do roboty! Mam praktyki w szpitalu- Mówi. Przynosimy jej, więc bandaże, żywność bogów, wodę i deski. Nic więcej nie mamy. Percy już odzyskał przytomność, a teraz robi wszystko, by nie krzyczeć, ale widać, że cierpi.
- Spokojnie..., będzie dobrze. Oddychaj głęboko- Uspokaja go dziewczyna.
- Przytrzymajcie go, zaczniemy od nogi, musi być usztywniona, jasne?- Zwraca się do nas, a my kiwamy głową. Charles unieruchamia mu nogę, a ja go trzymam. Rossie, ze łzami w oczach, zaczyna oblewać jego nogę nektarem. Chłopak głośnio jęczy, ale nie wrzeszczy. Później elfka bandażuje mu nogę i unieruchamia ją za pomocą desek. Ja w tym czasie karmię syna Posejdona kawałkami ambrozji i resztkami wody. Rany na jego ciele powoli się goją, ale noga jest w stanie krytycznym. Bandaż szybko przesiąka krwią, bo kończyna nie ma skóry. Nie wiem czyja to klątwa, ale wolę nie wiedzieć. Percy zasypia za pomocą poduszki, a my zaczynamy się obżerać smakołykami. Po uczcie, zasypiamy. Po raz pierwszy od tak dawna czuję się  bezpieczny.

*Annabeth*

Idę ciemnym korytarzem w stronę światła. Tak, wiem jak to brzmi, ale... mam to gdzieś. Nagle w jasności pojawia się jakaś ciemna sylwetka. Staję jak wryta, nie mogę się ruszyć, ale postać się do mnie przybliża. W końcu udaje mi się rozpoznać najprzystojniejszego chłopaka jakiego w życiu widziałam. Opalony, wysoki, z idealnymi rysami twarzy, umięśniony. Ubrany w białą bluzkę i jasne spodnie. Jest taki... czysty. Jego kruczoczarne włosy są jak zwykle w nieładzie. Uśmiecha się w ten swój sarkastyczny sposób. Jego oczy lśnią, a ocean w nich ukryty, jest spokojny i taki... martwy. Podchodzi do mnie i przytula mnie. Pochyla się nade mną i delikatnie całuje. Jego usta są miękkie, ale i zimne. Odsuwa się. Trzyma mnie delikatnie za ramiona, a ja zauważam, że cały jest lodowaty.
- Percy...- Szepczę, ale on przystawia mi palec do ust. Uśmiecha się blado.
- Annabeth, kocham Cię. Nie bój się wszystko będzie dobrze, ale pamiętaj, musisz żyć. Dla siebie, dla Connie. Cokolwiek, by się nie stało... pamiętaj, że ona Cię potrzebuje. Jeśli dowiesz się, że nie żyję, zapomnij o mnie. Ułóż swoje życie na nowo- Mówi, a ja kręcę przerażona głową. Dopiero teraz zaczynam sobie wszystko układać. Szłam ciemnym korytarzem, a z jakiegoś "światła" wyłania się mój mąż, ubrany na biało, cały zimny i mówi mi, że jeśli zginie to mam o nim zapomnieć, a niedawno dowiedziałam się, że jest w ciężkim stanie. Czy on nie żyje? Czy on przyszedł się pożegnać?!
- Percy, czy ty... czy ty... umarłeś?- Pytam łamiącym się głosem. Chłopak kręci nieznacznie głową. Nie wiem o co mu chodzi, co chce przekazać?
- Annie po prostu. Jeśli dowiesz się, że nie żyję... zapomnij. Ułóż sobie życie na nowo. I nie rób głupstw. Connie Cię potrzebuje- Mówi i zaczyna się rozmazywać. Pochyla się jeszcze i całuje mnie. Budzę się czując jego miękkie, zimne usta, na moich wargach. Bez zastanowienia zrywam się z łóżka i płacząc biegnę w stronę Wielkiego Domu. Mam tylko nadzieję, że Glonomóżdżek jeszcze żyje, a to był tylko sen.
_________________________________________________________________________________

Wiem, że rozdział krótki, ale... taki jest. Następny rozdział w przyszłym tygodniu. Nie wiem kiedy, bo nie wiem co będzie ze szkołą. Miniaturka wciąż w trakcie pisania, bo chcę, by to była dla wszystkich dłuuuuga niespodzianka, i żeby każdemu szczena opadła, tak co najmniej na 5 minut. Wiem tylko, że miniaturka pojawi się we wrześniu, a nowy rozdział myślę, że do piątku ( raczej wcześniej) i będzie na pewno dłuższy i ciekawszy od tego. Pozdrawiam
~Nati~

2 komentarze:

  1. Omg , pierwsza . Przez ciebie nie mogę złapać tchu . Musisz dodać szybko zakończenie , bo osobiście zepchnę Cię do Tartaru
    . Czekam do piątku . Obyś zdążyła . Nie mogę się doczekać . Rozdział wala z nóg.
    Córka Hadesa .
    Ps . Jeszcze żyję, więc wiesz co to oznacza .

    OdpowiedzUsuń