wybrańcy

wybrańcy

piątek, 4 września 2015

rozdział 10 ~ seria 2

*Kamila*

Budzę się wypoczęta. Od tak dawna nie czułam się tak dobrze jak teraz. Moja głowa znajduje się na klatce piersiowej Leo, który uśmiecha się przez sen. Powoli podnoszę się, a z moich ust wydobywa się piskliwy, krótki krzyk. Po tylu miesiącach w Tartarze, uciekania przed potworami i stałej czujności, oczywiście każdy się obudził. Wszyscy patrzymy z przerażeniem na olbrzymią kałuże krwi, która otacza nogę i okolice mojego brata. Chłopak jest blady jak... jak trup. Przybliżamy się do niego. Rossie pochyla się nad jego ustami przez dziesięć sekund, a później robi się biała. Odsuwa się od Percy'ego i wyjmuje mu spod głowy poduszkę. Nic. Słyszę płacz Connie, znajdującej się na rękach Jasona. Ustaliliśmy, że skoro niedługo sam zostanie ojcem, to teraz może przejść kurs z rodzicielstwa.
- Charles, Luke... na zmianę trzydzieści uciśnień pośrodku mostka, tak około 4-5 cm, w rytmie 100 na minutę. Kama w przerwie 2 wdechy- Mówi elfka, a my patrzymy na nią ze strachem i szokiem.
- Nie gapcie się tak tylko do roboty! On nie oddycha, nie czuję pulsu!- Podnosi trochę głos, a my zabieramy się do roboty. Trochę dziwnie się czuję. Jasne, boję się o mojego brata, ale... ja mam się z nim... O bogowie, to nie tak, ratujesz mu w ten sposób życie. Rossie tego nie zrobi, bo by ją Ann zamordowała, a na nagrobku napisała "Przepraszam wiem, że ratowałaś mu tym życie, ale mój instynkt zareagował przed rozumem. Pozdrowienia ze świata żywych do Hadesu. Całuski Annabeth". Tak... to zdecydowanie nie wchodzi w grę. Dobra, powtarzamy już to z... 30 razy? Coś w tym stylu, a on nadal nie daje znaku życia. Strach coraz bardziej mnie pochłania. W końcu nie wytrzymuję.
- Obudź się ty kretynie!- Wrzeszczę i walę go z całej siły w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą znajdowały się dłonie Luka.
- Kamila ty...!- Zaczyna elfka, ale w tej chwili zauważa coś co powoduje, że momentalnie się uśmiecha.
- ...Uratowałaś mu życie- Mówi, a jej głos nie jest już wściekły, ale łagodny i wesoły. Patrzę na swojego brata. Jego klatka piersiowa powoli się podnosi i opada. Wybucham histerycznym i cichym śmiechem, a z moich oczu płyną łzy. Rossie delikatnie bada mu klatkę piersiową.
- Złamałaś mu kilka żeber, ale chyba nie uszkodziły mu płuc... przeżyje. Na razie- Mówi patrząc się na mnie. Zauważam, że wszyscy delikatnie się ode mnie odsunęli. Leo i Jason wymieniają spojrzenia, a ja wiem o co im chodzi.
- Macie rację, jeśli mnie wkurzycie, wam też połamię żebra- Mówię patrząc się w ich stronę. Momentalnie spuszczają głowy. Mój brat niemal niezauważalnie się porusza. Patrzę na niego. Jest spocony, dygocze, ma wysoką gorączkę. Włosy przykleiły mu się do czoła. Elfka też to zauważa. Przestaje odwijać bandaż i spogląda na niego. Po chwili jednak wraca do wcześniejszego zajęcia. Widzę, że jest jej bardzo trudno. Materiał dosłownie wtopił się w jego nogę, zastąpił skórę, ale jeśli tego nie zmieni, to wda się zakażenie, które chyba i tak się już wdało. Tak przynajmniej wynika z obserwacji.

*Annabeth*

Wbiegam do Wielkiego Domu. Na miejscu zastaję Posejdona, Hadesa i Apolla oraz Chejrona. Ojciec Percy'ego jest tak samo blady jak jego brat, bóg-uzdrowiciel i centaur również za dobrze nie wyglądają. Strach mnie pochłania.
- Anna...
- Co się stało Percy'emu? Wiem, że coś się z nim stało! Mówcie! Proszę...- Mówię płacząc pod koniec.
- Twój mąż umarł, ale uratowała go jego siora no... kiepsko z nim, ale już i jeszcze żyje- Mówi Hades, a jego głos jest taki... spokojny i wyluzowany. Kiwam głową i wychodzę.
- Annabeth- Słyszę głos swojego teścia. Odkąd nasi przyjaciele wpadli do Tartaru on i Atena starają się ukrywać swój związek, ale i tak wiem, że oni są razem. Moja matka często wpada mnie pocieszyć, ale... jak ona ma to zrobić? Wiem, że moja córka jest cała, ale... Percy. O bogowie! Czyli on jednak się ze mną żegnał!
- Nie bój się. Nie pozwolę na to, by on umarł- Mówi. Patrzę mu w oczy. Oczy jakie ma mój mąż, jakie ma Connie... . Widzę w nich łzy, ale wiem, że mogę mu zaufać. Wiem, że nie pozwoli na to, by jego syn trafił do podziemia.

*Connie*

Otwieram oczy. Widzę przerażoną twarz blondyna o intensywnie niebieskich oczach. Zaczynam się niepokoić. Chłopak szybko robi parę kroków, a ja dopiero teraz widzę coś czerwonego, coś co otacza mojego tatę. Zaczynam płakać, bo po twarzy "wujka" widać, że jest źle. Po chwili słyszę głos "cioci". Mówi, że moja druga ciocia uratowała mojego tatę. Zamykam oczy, uspokajam się. Przed oczami widzę mamę i tatę. Leżymy na łóżku, wtuleni w siebie. Rodzice są tacy szczęśliwi. Uchylam powieki. Patrzę na tatę, który ma uchylone powieki. Wyciągam ręce w jego kierunku. "Wujek" pochyla mnie tak, by mogła go dotknąć. W tej samej chwili mój tata patrzy na mnie. W jego oczach jest tyle miłości...
- Tata- Wypowiadam swoje pierwsze słowa.
_________________________________________________________________________________

O to i rozdział. Kolejny? Nie wiem kiedy. Na pewno rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu, ale mogą pojawiać się częściej. Rzadziej nie, a jeśli tak to będę was o tym informować. Pozdrawiam i proszę o komentarze
~Nati~

3 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział. Czekam na następny!:-)
    Zapraszam do mnie:
    percy-i-annabeth-na-zawsze-razem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow super rozdział. Nie mogę się doczekać NN. Twoja fanka
    CÓRKA NEPTUNA

    OdpowiedzUsuń