*Percy*
Budzę się obolały. Staram się usiąść, ale nie jestem wstanie podnieść nawet głowy.
- Hej, pomogę Ci- Podchodzi do mnie Charles. Pomaga, a właściwie opiera mnie o ścianę. Dopiero teraz zauważam co się dzieje. Leo i Kama opiekują się moją córką, Rossie i Luke tłumaczą coś oszołomionemu Jasonowi, a Beckendorf trzyma w ręce jakąś kopertę.
- Jak się czujesz?- Pyta mnie zmartwionym głosem.
- Okay...- Mówię niepewnym głosem. Nie jestem w stanie udawać. Przygląda mi się z troską i współczuciem.
- Będzie dobrze. Przed chwilą dostaliśmy listy. Niektórzy dostali prywatne. To twój- Podaje mi kopertę. Na wierzchu jest napisane " Dla Glonomóżdżka i Connie". Jej pismo mógłbym rozpoznać nawet gdyby napisała to po chińsku, na moje szczęście jednak została przy grece. Podchodzi do mnie moja siostra i podaje mi małą.
- Później przeczytasz list od Nim. Teraz ja to zrobię- Mówi wymachując pomazaną kopertą. Charles odchodzi, więc mam całkiem sporą przestrzeń dla siebie i córki. Otwieram list i zaczynam szeptem czytać go do uszka Connie.
-"Hej! O bogowie jakie to okropne! Przez pół roku nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a mnie stać tylko na głupie "Hej"? Percy, Connie, tak bardzo was kocham. Tak bardzo się martwię. Glonomóżdżku w co Ty się znowu wpakowałeś? Beze mnie nie dasz rady przetrwać? Zapomniałeś czego Cię uczyłam? Widać będę musiała Cię podszkolić, więc nie waż się umierać, czy tracić nogi! Connie, kochanie, jeśli tatuś będzie robił sceny to masz moje pozwolenie na przemoc. Co do Ciebie Perseuszu, jeśli jeszcze raz będziesz mnie nachodził we śnie, żegnał się ze mną i mówił głupoty, to osobiście zejdę do Tartaru, znajdę Cię i uduszę gołymi rękami. Teraz na poważnie. Razem opisaliśmy wam sytuację w innym liście, ten jest tylko do Ciebie i Connie. Chcę Wam przekazać, że bardzo mocno was kocham, że wszystko będzie dobrze i jak tylko to się skończy, jak wrócicie to spełnię wasze jedno życzenie. Jakiekolwiek, by ono nie było. Kocham Was i proszę odpiszcie mi. Mama ~ Annabeth"- Szepczę. Mała ma łzy w oczach.
- Ma ma?- Pyta i przekręca główkę. Uśmiecham się i kiwam głową. Connie zaczyna gaworzyć.
- Masz- Kamila zauważyła, że skończyłem czytać i podaje mi kartkę.
- Dzięki- Odpowiadam, a mój głos się łamie. Przechodzi przeze mnie fala olbrzymiego bólu.
- Co się dzieje?- Mojej siostrze to nie umyka. Nie odpowiadam, nie jestem w stanie. Przełykam ślinę i staram się opanować, wziąć się garść. Jestem Percy Jackson wielokrotny wybawca Olimpu, dwa razy dostałem propozycję zostania bogiem. Jestem herosem.
- Nic. Wszystko w porządku- Odpowiadam jej po chwili. Mój głos mnie zaskakuje. Jest opanowany, nie czuć w nim bólu, za to pewność. Kamila spogląda na mnie zaintrygowana, jednak po chwili odchodzi. Zaczynam pisać, nie zwracając uwagi na ból, nie użalam się nad sobą, już nie.
*Jason*
Rossie i Luke wytłumaczyli mi co się działo w czasie mojego "ataku". Dali mi do przeczytania wspólny list i prywatny od Piper. Pierwszy przeczytałem i oddałem, by i Percy mógł go przeczytać, drugi czytam w tej chwili.
" Jason... Bogowie jak się cieszę, że żyjesz. Nawet nie wiesz jak się martwiłam, ale ty miałeś o wiele gorzej, więc nie będę się użalała nad sobą. Pytałeś o dziecko, o mnie. Wszystko z nami w porządku. Zdecydowałam, że poznam płeć dziecka, po urodzeniu go. Chciałabym byś ze mną w tej chwili był. Kocham Cię i dłużej bez Ciebie nie wyrobię. Tak bardzo się boję, że Ciebie stracę, że stracę dziecko. Raz była taka sytuacja, że omal nie straciłam waszej dwójki. Dowiedziałam się wtedy, że masz pękniętą skroń... Teraz już wszystko w porządku. Czekam tylko na Ciebie. Bogowie planują misję ratunkową, więc zobaczysz mój olbrzymi brzuch! Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Wiesz, może lepiej poczekaj jeszcze te trzy miesiące. Nie chcę żebyś się przestraszył. A tak na serio na trzymaj się i wracaj. Kocham Cię Piper."
Czytam to jeszcze raz i odkładam kopertę. Rozglądam się po pomieszczeniu. Leo i Kama uśmiechają się, starają powstrzymać śmiech, czytając jakiś list, Charles po raz kolejny wertuje wzrokiem wiadomość od Sileny. Luke i Rossie o czymś rozmawiają, a Percy pisze list, trzymając na rękach Connie. Coś się w nim zmieniło. Nie wygląda już na oszołomionego bólem, ale wiem, że to tylko maska. Obozowicze wysłali nam ubrania, a dzięki Kamili mieliśmy też prysznic w starych ciuchach. Picie, jedzenie, materace, poduszki i koce. Chejron przesłał nam wiadomość, że do jutra dostaniemy lekarstwa, więc Percy wciąż musi cierpieć. Ambrozja i nektar tu nie pomagają. On się trzyma, podziwiam go za to. Spoglądam na list od Piper i muszę go sobie przybliżyć. Przez zmęczenie coraz gorzej widzę.Nie jestem w stanie rozczytać czegoś z większej odległość, co wcześniej mogłem zrobić. No cóż... każdy potrzebuje odpoczynku.
_________________________________________________________________________________
Nowy rozdział w przyszłym tygodniu. Pozdrawiam i proszę o komentarze
~Nati~
Cieszę się że piszesz, bo robisz to wspaniale. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńPolecam też mojego bloga. link:
OdpowiedzUsuńmilosne-zycie-annabeth-chase.blog.pl
Super rozdział! Czekam z niecierpliwością na nowy!
OdpowiedzUsuńCÓRKA NEPTUNA